Powódź sparaliżowała dużą część południowej Polski. Jednym z miast, które najbardziej ucierpiały, jest Nysa, w której gra plusligowa PSG Stal. – Chłopaki ratowali katedrę. Jesteśmy dumni, że się tak zaangażowali. Pomagali między innymi z rozładowywaniem worków z piaskiem – mówi prezes klubu Robert Prygiel.
Obrazki z tego weekendu z Nysy są wyjątkowo przygnębiające – zalane budynki, olbrzymie zniszczenia, ludzie w rozpaczy tracący majątek życia, zwierzęta uciekające w panice przed żywiołem. W takich chwilach sport i rozrywka schodzą na znacznie dalszy plan.
Przypomnijmy, że PSG Stal Nysa miała w tym czasie grać w Rzeszowie mecz 1. kolejki nowego sezonu PlusLigi. Klub złożył prośbę o przeniesienie spotkania, co nie dziwi, bo nikt nie wyobraża sobie rywalizować, gdy bliscy pozostają w niebezpieczeństwie. Po sporej burzy medialnej podjęto decyzję o przeniesieniu tych zmagań na koniec października.
O sytuację w mieście zapytaliśmy Roberta Prygla, byłego reprezentanta Polski, a obecnie prezesa nyskiego klubu. W momencie telefonu od TVPSPORT.PL przebywał w hali i konsultował dalsze kroki ze sztabem drużyny.
– Udało mi się dziś przejść przez rzekę. Wczoraj (w niedzielę – dop. red.) nie było to możliwe, więc musiałem spać u znajomych. Drużyna dotarła bezpiecznie z Rzeszowa. Chłopaki ratowali katedrę. Jesteśmy dumni, że się tak zaangażowali, pomagali między innymi z rozładowywaniem worków z piaskiem – powiedział nam Prygiel.
– Mamy sygnały od większości siatkarzy, że jest okej. Z dwoma przedstawicielami drużyny – członkiem sztabu i zawodnikiem, którzy w Nysie mieszkają na stałe – nie ma jednak kontaktu. Wiemy, że ich posesje mocno ucierpiały, więc nadal walczą z żywiołem. Domyślam się, że mogą nie mieć prądu – dodał.
Choć zagrożenie jeszcze nie minęło, już teraz można stwierdzić, że Nysa będzie jednym z najbardziej poszkodowanych miast. – W mieście są duże straty. Widać je gołym okiem. Najgorsze jest to, że przekazano nam oficjalną informację od starostwa, że tama na wysokości Kozielna pękła. Jezioro Otmuchowskie jest przepełnione, Jezioro Nyskie ma niewielką rezerwę. Mówi się, że może nadejść druga fala, która będzie mocniejsza niż poprzednia. Latają nad nami helikoptery i zwożą ludzi – przyznał prezes PSG Stali.
Kolejne dni będą więc pełne niepewności.
Okazuje się, że obiekt, na którym gra PSG Stal Nysa, nie ucierpiał w wyniku powodzi. Teraz przestał być jednak punktem sportowych emocji. Służy mieszkańcom.
– Zastanawiamy się z trenerem Danielem Plińskim, co robić. W czwartek powinniśmy grać w nyskiej hali, ale wydaje mi się, że nie będzie to możliwe. Obiekt jest suchy i bezpieczny, ale obecnie służy mieszkańcom wysiedlanych wsi, a także służbom. Na parkingu starują i lądują helikoptery. Pod halą jest punkt dystrybucji wody pitnej. Obecnie w mieście nie można korzystać z wody kranowej do celów spożywczych. Połowa miejscowości w ogóle nie ma wody – wyjaśnił Prygiel.
– Pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją i przyznam szczerze, że nie mam pojęcia, co robić. Presja gry na nas ciąży. Kalendarz nie jest z gumy. Z drugiej strony, mamy jeszcze dwie dodatkowe hale w Nysie, by zagrać, ale wizja drugiej fali i problemy komunikacyjne w mieście nas przerastają. Nie wiemy też, czy drużyna nie powinna opuścić Nysy, ale z drugiej strony przecież jej członkowie nie mogą zostawić rodzin i bliskich. Czuję się bezradny – zakończył.
Jeśli chcesz pomóc powodzianom, dołącz do zbiórek:
Czytaj również:
– Nietypowa kontuzja Kurka. I to już w pierwszym meczu! [WIDEO]
– Polska nie będzie decydować w siatkówce. "Deprymujące"
– Polacy mistrzami świata! Zachwycili Chińczyków