Piłkarze Bayeru Leverkusen z przytupem rozpoczęli przygodę w Lidze Mistrzów. Mistrzowie Niemiec rozbili w Rotterdamie Feyenoord 4:0 (4:0), rozwiązując worek z golami już w piątej minucie.
Poprzedni sezon należał do Bayeru Leverkusen. Podopieczni Xabiego Alonso w cuglach wygrali Bundesligę, jako pierwsza nie notując w sezonie żadnej porażki. Wygrali też w Pucharze Niemiec. W całym sezonie przegrali tylko raz, przegrywając w finale Ligi Europy z Atalantą.
Bayer przystępował do obecnej edycji Ligi Mistrzów jako jeden z "czarnych koni". Już w pierwszym meczu pokazał, że może być niezwykle groźny dla rywali. Właściwie to wystarczyło zaledwie pięć minut w Rotterdamie.
Czwartkowe strzelanie rozpoczął Florian Wirtz. Piłkę na połowie rywali przechwycił Robert Andrich, który szybko odegrał piłkę do rodaka, który precyzyjnym płaskim strzałem otworzył wynik bramkowy. Feyenoord nie ustępował, próbował ruszyć z akcjami bramkowymi, ale Bayer znakomicie kontrował. W 30. minucie po znakomitym zagraniu Victora Boniface'a i asyście Jeremie Frimponga, Alejandro Grimaldo skierował futbolówkę do siatki.
Sześć minut później ponownie na listę strzelców wpisał się Wirtz, znakomicie puentując wrzutkę Frimponga. Ale zawodnikom z Leverkusen było mało. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Grimaldo, Edmond Tapsoba uderzył głową. Piłkę powinien spokojnie złapać Timon Wellenreuther, ale Niemiec się nie popisał i został autorem samobójczej bramki.
W drugiej połowie Bayer kontrolował przebieg spotkania. Piłkarze Alonso aż dwukrotnie chcieli przelobować z własnej połowy bramkarza Feyenoordu, ale strzały Boniface'a, jak i Grimaldo okazały się totalnie nieudane. Przez chwilę kibice gospodarzy cieszyli się z honorowego trafienia, ale bramka została anulowana, gdyż Ayase Ueda znajdował się na pozycji spalonej.
W drugim spotkaniu Ligi Mistrzów rozgrywanym o 18:45 nie było również niespodzianki. Benfica pokonała w Belgradzie Crvenę Zvezdę 2:1. Zrobiła to "po turecku". Najpierw w 9. minucie trafił Kerem Akturkoglu, a dwadzieścia minut później strzelił Orkun Kokcu. Szczególnie to drugie trafienie zasługuje na oklaski, bowiem 23-latek popisał się fenomenalnym strzałem z rzutu wolnego.
Mistrzowie Serbii ruszyli do ataku zbyt późno. W 86. minucie zdobyli kontaktową bramkę za sprawą Felicio Milsona, ale na więcej nie było już ich stać.