| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Gdyby wszyscy sędziowie gwizdali po takich faulach jak Szymon Marciniak, sytuacje z meczu Lechia Gdańsk – Widzew Łódź nie wzbudzałyby takich kontrowersji. Problem w tym, że wielu sędziów takimi faulami się nie przejmuje, bo "lubią dać pograć".
Sformułowanie "dać pograć" w języku piłkarskim oznacza przyzwolenie ze strony arbitra do gry twardej, fizycznej, czasem na pograniczu "Przepisów gry". Zwrot pochodzi z epoki futbolowo-staroangielskiej Football League First Division, nazywanej też Premiership, która z czasem poległa i w 1992 roku została zastąpiona przez Premier League. W Anglii gra twarda i fizyczna nadal jest akceptowana, ale już nie wtedy, gdy jest niebezpieczna czy brutalna, jak często działo się na przełomie lat 80. i 90. XX wieku i wcześniej.
W Polsce do takiego wyraźnego przełomu w traktowaniu gry fizycznej, twardej, niebezpiecznej czy brutalnej dotychczas nie doszło. Z czasem zwrot "dać pograć" zaczął być wykorzystywany przez wielu zawodników silniejszych fizycznie do usprawiedliwiania niezgodnego z regułami traktowania piłkarzy drobniejszych, lepszych technicznie i skuteczniejszych. Granice tolerancji dla gry niebezpiecznej lub brutalnej przesuwały się z niekorzyścią dla poziomu piłki nożnej w Polsce.
W Polsce podejście do naruszania "Przepisów gry" przez piłkarzy ewoluuje. Falami – w zależności od podejścia kolejnych władz Kolegium Sędziów PZPN, stanowiska klubów i ewentualnego stanowiska Ekstraklasy SA oraz reakcji środków masowego przekazu. W takiej sytuacji, w ostatnich latach, dla ustalania standardów sędziowania w Ekstraklasie i innych polskich ligach najważniejsze są – oczywiście oprócz "Przepisów gry" – decyzje Szymona Marciniaka. W meczu Lechia Gdańsk – Widzew Łódź, jak rzadko kiedy, zdarzyło się aż kilka sytuacji, które przez wielu innych arbitrów zostałyby prawdopodobnie rozstrzygnięte inaczej. Jednak czy byłyby to decyzje słuszne?
Pierluigi Collina, jeden z najwybitniejszych sędziów w historii piłki nożnej i od lat szef Komisji Sędziowskiej FIFA, powtarza sformułowanie, które powinno być przez sędziów traktowane jako główna wskazówka do interpretacji "Przepisów gry". Włoch podkreśla: "Small touch, big impact". To znaczy: mały dotyk o wielkim znaczeniu.
Szymon Marciniak rozumie to najwyraźniej świetnie, bo to on sędziował finał mistrzostw świata w Katarze, finał Ligi Mistrzów w Stambule i finał klubowych mistrzostw świata w Arabii Saudyjskiej. Marciniak, a nie żaden z sędziów czy byłych sędziów, którzy decyzje sędziowskie w stylu "staroangielskim" – w rzeczywistości wynikające ze zwykłej pomyłki albo braków w wyszkoleniu lub z kłopotów ze wzrokiem czy sentymentu do czasów swojej własnej kariery sędziowskiej – tłumaczą tym, że "lubią dać pograć" lub "trzeba dać pograć".
Zważając na bardzo praktyczną wskazówkę Colliny, interpretacja najgłośniej komentowanych decyzji Marciniaka, które podjął w meczu Lechia – Widzew, raczej nie powinna być trudna. Z wyjątkiem jednej sytuacji.
W 42. minucie w polu karnym Widzewa do piłki biegli Fran Alvarez, który początkowo był bliżej piłki, i Bohdan Wjunnyk, który szybko zbliżał się zza pleców piłkarza Widzewa. Zawodnik Lechii w ten sposób chyba trochę zaskoczył rywala. Alvarez zrobił zamach nogą, jakby chciał zagrać piłkę albo ją tylko zasłonić, ale w rzeczywistości nawet jej nie dotknął, a zamiast tego podstawił nogę przeciwnikowi. Wyunnyk tuż przed tym faulem zdążył prawą nogą wyprzedzić Alvareza, ewidentnie zbliżył się do piłki, nawet ją zagrał, ale nie mógł za nią pobiec dalej właśnie przez podstawioną mu nogę.
Piłkarz Widzew prawdopodobnie przy okazji kopnął rywala butem w but, ale to było raczej mniej istotne, albo nawet było w ogóle nieistotne, gdyż kluczowe było podstawienie nogi. Ono nie było spektakularne, ale było wystarczające, aby utrudnić lub nawet uniemożliwić Wjunnykowi bieg za piłką.
Osobna sprawa to intencje piłkarza Lechii. Z powtórki z kamery ustawionej za linią bramkową może wynikać, że chciał w tej sytuacji sprokurować rzut karny. Cóż, zrobił to umiejętnie. Wyprzedził rywala, znalazł się w sytuacji uprzywilejowanej, być może przewidział błąd widzewiaka i pozwolił mu się sfaulować. Zgodnie z przepisami to nie jest ani symulacja faulu ani żadne inne przewinienie.
Wjunnyk tuż po gwizdku aż zacisnął pięść z radości, że jego drużyna będzie miała rzut karny. Taka reakcja może budzić różne przypuszczenia czy komentarze, ale jest dozwoloną formą reakcji na decyzję sędziowską.
Podsumowując: decyzja Szymona Marciniaka o podyktowaniu rzutu karnego dla Lechii była bezsprzecznie słuszna, jest niepodważalna.
W 73. minucie w polu karnym Lechii do piłki wyskoczyli Elias Olsson i Imad Rondić. Gdy zbliżała się do nich, zawodnik Lechii cofnął się i wystawionym łokciem trafił rywala w szczękę. To nie był mocny cios, zapewne nie był też zbyt bolesny, ale zgodnie z „Przepisami gry” to nie ma znaczenia. Najważniejsze jest to, że to było uderzenie, które mogło utrudnić lub uniemożliwić dalszy udział w tej akcji. W wyniku tego uderzenia Rondić został wyeliminowany z walki o piłkę.
Podsumowując: decyzja Marciniaka o podyktowaniu rzutu karnego dla Widzewa była bezsprzecznie słuszna, jest niepodważalna.
Osobna sprawa to reakcja Rondicia. Zamiast ewentualnie złapać się za szczękę, tuż po uderzeniu złapał się za czoło. To wyglądało jak wyolbrzymianie skutków uderzenia, nawet można byłoby to uznać za symulację i próbę wymuszenia rzutu karnego, ale sędziowie w praktyce z reguły nie podejmują decyzji stwarzających wrażenie wzajemnie sprzecznych. Wychodzą z założenia, że „albo faul i karny, albo symulacja i rzut wolny pośredni z żółtą kartką”. Ponadto kluczowa jest kolejność zdarzeń, więc skoro arbiter dostrzegł faul, to ciąg dalszy, czyli niesportowa reakcja zawodnika Widzewa, nie miała już dla przebiegu gry żadnego znaczenia.
Były w tym meczu jeszcze dwie szczególnie interesujące sytuacje w polach karnych, które przy jakiejś drobnej różnicy potencjalnie mogłyby się zakończyć rzutem karnym.
W 78. minucie Mateusz Żyro wybił piłkę wślizgiem spod nóg Kacpra Sezonienki. Zawodnik Widzewa prawdopodobnie otarł się przed wybiciem piłki o rywala, ale to nie był faul. Następnie piłkarz Lechii przewrócił się przez ciało przeciwnika, ale to stało się już po wybiciu piłki.
Gdyby Żyro, który bezsprzecznie wykonał ryzykowną interwencję, najpierw trącił, kopnął lub pchnął rywala, a potem zagrał piłkę, decyzja sędziowska mogłaby być inna. Akurat ta sytuacja nie była kontrowersyjna, ale niewiele brakowało, a decyzja Marciniaka mogłaby być zupełnie inna. Podsumowując: sędzia słusznie nie użył gwizdka.
Najbardziej kontrowersyjna sytuacja meczu to ta w 4. minucie. W polu karnym Lechii o piłkę walczyli Anton Carenko i Fran Alvarez. W pierwszej fazie obaj pomagali sobie w starciu z rywalem ręką. Robili to jednocześnie, więc sędzia nie reagował. Alvarez podstawił nogę Carence, ale w taki sposób, że można to interpretować jako osłanianie piłki, którą widzewiak miał wtedy w posiadaniu. Zawodnik Lechii przewrócił się trzymając jeszcze rywala za lewy rękaw koszulki, ale po chwili wstał i dalej walczył z Alvarezem o piłkę.
Po chwili do walki z zawodnikiem Widzewa włączył się Conrado. On też pomagał sobie rękami, podobnie jak chwilę wcześniej robili to Carenko i Alvarez. Gdy Alvarez odzyskał piłkę spomiędzy nóg rywali, miał ją już przed sobą i mógłby biec z nią w kierunku bramki, Conrado wstawił swoją nogę pomiędzy nogi rywala. Piłki nią nie sięgnął, ale też tą nogą nie sfaulował. To nie dlatego po chwili Alvarez się przewrócił.
Zawodnik Widzewa upadł na murawę tuż po tym jak Conrado lewą rękę położył na jego lewym udzie. I to jest największa kontrowersja tego meczu: czy Alvarez upadł dlatego, że Conrado przytrzymał dłonią jego udo i to spowodowało przerwanie akcji, czy ewentualnie Alvarez upadł dlatego, że poczuł dotknięcie w udo i postanowił wyolbrzymić jego znaczenie, czyli symulować faul próbując wymusić rzut karny.
Na podstawie relacji telewizyjnej i powtórek z różnych kamer nie można tej sytuacji rozstrzygnąć jednoznacznie. Sędzia Marciniak mógł albo ocenić, że wszyscy trzej zawodnicy postępowali w tej akcji podobnie i żaden nie przekroczył granicy przepisów, albo mógł mieć wątpliwości co do tego, czy był faul. W jednym i drugim przypadku nie mógł podyktować rzutu karnego.
Jeśli sędzia wideo Łukasz Szczech dysponował tylko takimi powtórkami, które zaprezentowano w transmisji telewizyjnej, również nie mógł interweniować.
Podsumowując: nie ma podstaw do stwierdzenia, czy ta decyzja była prawidłowa czy nieprawidłowa, a zatem należy ją uznać za akceptowalną.