| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Jagiellonia Białystok po dwóch ligowych zwycięstwach tym razem zmierzy się na wyjeździe z Piastem Gliwice. Czy żółto-czerwoni ostatnimi wygranymi zakopali sportowy dołek? Czy Adrian Siemieniec rozpoczął w tym sezonie nowy projekt budowy Jagiellonii Białystok? Jaka powinna być przyszłość prezesa Wojciecha Pertkiewicza i dyrektora sportowego Łukasza Masłowskiego? W rozmowie z TVPSPORT.PL odpowiada na te pytania były obrońca Jagi Jarosław Bartnowski.
Robert Bońkowski, TVPSPORT.PL: – Pretekstem do naszej rozmowy są ostatnie występy Jagiellonii Białystok, ale zacznę od innego pytania. Czy legendarny obrońca Jagi jest dumny ze swojego klubu?
Jarosław Bartnowski, były obrońca Jagiellonii Białystok: – Grałem w latach 80. Byłem zafascynowany tym sportem i to było całe moje życie. Przyznam, że po karierze zacząłem zajmować się czymś innym i rzadziej oglądałem spotkania Jagiellonii. Czasami włączałem telewizor. To do mnie jednak wróciło w poprzednim sezonie. Kibicuję Jagiellonii. To mój klub, to moje miasto, jest to na pewno część mojego życia. W poprzednim sezonie zacząłem oglądać regularnie Jagę. Bardzo spodobało mi się to, jak oni grali. To była zupełnie inna jakość w porównaniu do tego, co mogliśmy oglądać przez poprzednie dekady.
– Przed rokiem Jagiellonia miała pełną dominację?
– Może nie nazwałbym tego dominacją w stu procentach, ale na pewno wyróżniali się na tle całej ligi. Grali po prostu najładniejszy futbol. Całkowicie zasłużenie podnieśli w górę puchar za zdobycie mistrzostwa Polski.
– Oprócz dobrej gry dla oka, tracili też wiele bramek. Podobnie jest dzisiaj. Aż 16 straconych bramek w lidze, to jeden z najgorszych wyników dotychczas w tym sezonie PKO BP Ekstraklasy.
– Na początku muszę zaznaczyć, że w czasach, gdy sam grałem, to była to zupełnie inna piłka. Mam przekonanie, że obrońcy, to nie są zawodnicy, którzy tylko bronią. Umiejętność wyprowadzenia piłki, czy przeprowadzenia ataku przez bocznych obrońców, to jest dziś niemal wymóg w światowym futbolu. A takich zawodników w PKO BP Ekstraklasie nie mamy zbyt wielu. Grałem tak już w latach 80. Jako obrońca wiele razy włączałem się w ataki drużyny. W dzisiejszym futbolu ataki zaczynają się od samej obrony. Dobrym zawodnikiem pod tym względem był w tamtym sezonie Adrian Dieguez, czy Wdowik i Sacek.
– Zaczęliśmy od ataku i jest w tym dużo racji, ale jednak razi w oczy liczba straconych bramek…
– Tu warto byłoby zacząć od założeń trenera i tego, jak powinni grać? Czy oni te założenia wykonują? Być może dochodzi do błędu w założeniach przedmeczowych i to sprawia, że Jagiellonia traci zbyt wiele bramek. Być może nasi boczni obrońcy zbyt mentalnie i taktycznie nastawieni są na ofensywę. Być może mniej odpowiedzialności nałożone jest na obronę, bo liczy się to, by jednak stracić, ale za wszelką cenę strzelić o jednego gola więcej od rywali. Jak ja grałem, to były inne zasady. Nie można było grać przez środek, raczej forsowało się rywali bocznymi sektorami. Teraz, to co obserwuję, to zupełnie inna piłka. Zgadzam się jednak z opinią kibiców, że goli Jaga traci zbyt wiele.
– Winni tylko stoperzy?
– No właśnie nie! Podobnie, jak ataki zaczynają się od obrony, tak teraz obrona zaczyna się od napastników. Trudno winić za wszelką cenę tylko Moutinho, Sacka, Skrzypczaka i drugiego grającego stopera. Powinno się jednak bronić przynajmniej w sześciu piłkarzy. Trzeba mieć głębsze spojrzenie na sprawę obrony Jagiellonii.
– To może być też pokłosie sprzedaży Wdowika? Czy jest pan raczej podobnego zdania, jak Marek Citko, który przekonywał w maju, że dla Wdowika minione okno mogło być ostatnim, w którym wyjechałby na zachód?
– Trzeba na to spojrzeć wieloaspektowo. Przede wszystkim ważne jest w tym zdanie Bartłomieja Wdowika i to, że chciał kontynuować karierę na zachodzie. Takie jest prawo piłkarza. Zdaje się, że teraz całkiem nieźle radzi sobie na wypożyczeniu w Niemczech. Z pozycji zespołu uważam, że to jednak bardzo duża strata dla Jagiellonii. Był w poprzednim sezonie charakterystycznym zawodnikiem. Był trzonem drużyny mistrzowskiej. Pamiętam, że gdy z drużyny odchodził ważny piłkarz, to zawsze w zespole pojawiała się mała niepewność, co do jego następcy. Moim zdaniem tacy charakterystyczni piłkarze powinni na dłużej zostawać w drużynie mistrza Polski i próbować podbijać, a jeśli nie podbijać, to przynajmniej pokazać się na europejskich boiskach, bo Jagiellonia ma teraz ku temu doskonałą okazję.
– Czy pana zdaniem Jagiellonia przez ostatnie dwa zwycięstwa oddzieliła już grubą kreską czas porażek? Weszli na ścieżkę zwycięstw?
– Jeszcze nie postawiłbym grubej kreski, chociaż może być tak, że przy analizie za dwa, trzy miesiące będzie widać progres gry Jagiellonii właśnie od meczu z Lechią i Motorem. Na pewno porażki w pucharach, choć raczej niewielu miało o to pretensje, to jednak wpływają na mentalność drużyny. Ostatnie dwa zwycięstwa są na pewno oddechem dla mistrzów Polski, ale czy to się przełoży na zwycięstwo z Piastem? Chciałbym, chociaż spotkania w Gliwicach nigdy nie leżały Jagiellonii. Było tak i za moich czasów, jest tak obecnie. Przypomnijmy sobie poprzedni mecz w maju. Jagiellonia walczyła o mistrzostwo, Piast się postawił i gdyby nie ogromna wola walki oraz gol Imaza, to niewykluczone, że jednak mistrzostwa w Białymstoku by nie było. Jestem jednak pewien, że zwycięstwo z Piastem zbudowałoby Jagę na rozgrywki ligowe.
– Jaga ma dziesięciu nowych piłkarzy w kadrze. To znowu plac budowy dla trenera Adriana Siemieńca?
– To prawda. Zauważalna jest liczba zmian w kadrze Jagi i zgodziłbym się z tym zdaniem, że poniekąd trener Siemieniec rozpoczął na nowo budowę tej drużyny. Na pewno Jaga ma kręgosłup, bo w bramce jest Abramowicz, który dobrze zaprezentował się w Lublinie, ale poza nim jest Skrzypczak, dalej Romanczuk, Imaz i Pululu, który chyba teraz ma kontuzję. Na pewno jednak do kręgosłupa potrzeba jeszcze zawodników w bocznych strefach i tu zmian było wiele.
– Kibiców Jagiellonii zelektryzowała w ostatnich dniach informacja o tym, że Rada Nadzorcza Jagiellonii Białystok może rozstać się z Łukaszem Masłowskim i Wojciechem Pertkiewiczem. To złe sygnały?
– To na pewno jest działka Rady Nadzorczej i to oni decydują, co dalej. Natomiast obserwując kluby zachodnie, to wolałbym i oczekiwałbym, by w Jagiellonii panowała stabilizacja. Panowie Pertkiewicz, Masłowski i Siemieniec wyprowadzili klub z zapaści, mało tego wprowadzili go na sam polski szczyt futbolu. Oczekiwałbym od udziałowców, by zapewnili klubowi stabilizację i przedłużyli umowy z tymi działaczami. Wydają się odpowiednimi ludźmi na tych stanowiskach. Jeśli mają swoją wizję, to dobrze byłoby, żeby zostali w klubie na kolejne lata.