Selekcjoner Michał Probierz zaryzykował stawiając na debiutanta w składzie na mecz z tak mocnym rywalem, jakim jest Portugalia. Eksperyment spalił na panewce. 19-letni Maximilian Oyedele, który do tej pory zachwycał w barwach warszawskiej Legii, w biało-czerwonej koszulce był cieniem samego siebie.
Październikowe zgrupowanie było okazją do kolejnych testów dla selekcjonera Michała Probierza. Największym zaskoczeniem było powołanie dla 19-letniego Maximiliana Oyedele, który w sierpniu po ośmiu latach przeniósł się z akademii Manchesteru United do Legii Warszawa.
Pomimo zaledwie czterech rozegranych meczów w barwach stołecznej drużyny wystąpił w podstawowym składzie na mecz z jedną z najsilniejszych reprezentacji świata, Portugalią.
– Ma wiele znakomitych cech, a także dobre umiejętności techniczne. Jest świetnym dzieciakiem, skromnym, ciężko pracuje – opowiadał w rozmowie z Hubertem Bugajem z TVP Sport, gwiazdor portugalskiej kadry, Bruno Fernandes, z którym Oyedele rywalizował na treningach Czerwonych Diabłów.
Jeśli ktoś widział w 19-latku z Legii, zbawcę na pozycji nr 6, to po meczu z Portugalią musi się zreflektować. Debiuty w reprezentacji Polski bywają trudne i nie inaczej było w przypadku Oyedele. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to jego niska intensywność. Częściej niż biegał, truchtał. Być może nie wytrzymał trudów rywalizacji z tak mocnym rywalem, jakim są Portugalczycy.
Oyedele, który w Legii zachwycał swoją aktywnością, przebojowością, sprawiał wrażenie niezwykle zamkniętego. Częściej niż do przodu, podawał do tyłu. Często grał na alibi. To nie był "Maxi King". W debiucie oddał tron.
Miał też niestety swój udział przy dwóch akcjach bramkowych. Pierwsza sytuacja – bierny w obronie, nie krył nikogo, źle ustawiony. Drugi gol? Zbyt późny doskok do rywala.
Przykrą puentą było jego zagranie z 62. minuty. Zamiast rozegrać piłkę z środka pola, wyrzucił piłkę w aut. Kilka minut później Michał Probierz nie wytrzymał i zdecydował się zdjąć Oyedele z murawy. W jego miejsce pojawił się Jakub Moder.
Na boisku wytrzymał 66 minut. Zobaczymy, czy selekcjoner okaże wobec niego cierpliwość i nie odstawi po jednym, nieudanym debiucie, jak to było w przypadku Mateusza Bogusza.
Następne