Krzysztof Maciaś po letnich obozach Florida Panthers i ich filii z AHL Charlotte Checkers wrócił do Kanady. W pierwszych dwóch występach w Prince Albert Riders w młodzieżowej lidze WHL zdobył dwie bramki i dorzucił asystę. – Na tych obozach oraz mistrzostwach świata Elity zebrałem doświadczenie przeciwko świetnym zawodnikom, które teraz procentuje – powiedział w rozmowie dla TVPSPORT.PL.
– Jaka jest różnica w intensywności między treningami i sparingami klubu AHL a WHL?
– Jest bardzo duża różnica. Ci zawodnicy w Charlotte to nie są 20-latkowie, to są ludzie mający po 25-30 lat. Czuć, że to jest taki męski hokej. Jest bardzo szybko, bardzo mało miejsca, chłopaki są bardzo silni fizycznie. Trener też jest bardzo wymagający i dzięki temu te treningi wyglądały bardzo sprawnie. To bardzo dobre doświadczenie. Wszystko tam wyglądało bardzo profesjonalnie, dopięte na ostatni guzik, więc bardzo się cieszę, że mogłem tam być.
– I jak wypadałeś? Jak się czułeś przy takiej konkurencji? Podkreślmy, że to już nie było juniorskie granie dla młodych talentów, tylko zawodnicy z dużym doświadczeniem w AHL, a niektórzy i ze sporą liczbą występów w NHL.
– Czułem się bardzo dobrze na lodzie. Wiadomo, to zupełnie inny styl gry niż gdziekolwiek indziej. Wszystko dzieje się bardzo szybko, jest mało miejsca i czasu, ale myślę, że nie wypadałem źle. Bardzo dobrze jest patrzeć na takich zawodników, uczyć się od nich jak najwięcej, bo to też jest doświadczenie, które normalnie zbiera się zdecydowanie dłużej. Starałem się nie dawać trenerom swobody w wybieraniu, których zawodników odesłać do domu, a których nie i utrudnić im decyzję.
– No albo ułatwić, żeby wiedzieli, że to właśnie ciebie mają zostawić. Zostałeś w końcu niemal do samego startu sezonu AHL.
– Tak, ale miałem od początku świadomość, jak bardzo trudno będzie zostać na stałe. Ja byłem tylko zaproszony na testy, a niemal wszyscy, z którymi rywalizowałem, mają podpisane kontrakty z Checkers albo Panthers, których są klubem filialnym.
– Właśnie, byłeś i w Panthers, i w Checkers. Jak wygląda to od zaplecza? My tu w Polsce nie mamy za bardzo takiej świadomości, ale w klubach AHL to chyba właściwie się niczym nie różni od tego w NHL, prawda? –
– Nie wiem jak w pozostałych klubach AHL, ale w Charlotte na pewno nie było do czego się przyczepić. To już jest taki profesjonalizm, że chyba faktycznie większego nie ma za bardzo jak oczekiwać. Trzy albo cztery osoby są odpowiedzialne za wszystkie problemy ze sprzętem, za pakowanie toreb, rozpakowanie, przynoszenie czegoś zawodnikom, przenoszenie czegoś i wszystkie takie sprawy. Poza tym było bardzo dużo osób z grupy organizacyjnej, które nad wszystkim cały czas czuwają i też dynamicznie reagują na potrzeby.
– To trochę miałeś powtórkę z maja, bo na Polska na MŚ Elity też wysłała całkiem spory sztab. Tam pograłeś przeciwko wielkim gwiazdom światowego hokeja. Procentuje doświadczenie z meczów z mistrzostw, ich tempo, właśnie fizyczność?
– Na pewno, z tym, że to był zupełnie inny styl hokeja, ponieważ tamci zawodniczy byli wymieszani z różnych lig. Z naszych rywali jedynie w szwedzkiej reprezentacji i w amerykańskiej byli niemal wszyscy z jednej – NHL. Ale tak, na pewno procentuje, bo doświadczenie grania przeciwko takim zawodnikom, największym gwiazdom światowego hokeja, zawsze musi. Myślę, że bardzo dużo mi to dało i też mogłem inaczej do tych obozów w USA podejść. Z trochę chłodniejszą głową, bo wiedziałem już, czego się w niektórych momentach spodziewać.
– Za co chwalili cię na obozach?
– Pod koniec tego dla młodych zawodników Panthers dowiedziałem się od trenerów, że uważają, iż jestem na tyle dobrym zawodnikiem, że chcieliby mi dać szansę spróbować, jak to oni określili, ukraść komuś pracę w AHL. I zaprosili mnie, dali ten kontrakt tryout i pojechałem na obóz przygotowawczy do Charlotte.
– Rozumiem, że nie miałeś cienia wątpliwości?
– Chyba bym sobie nie wybaczył, gdybym nie chciał skorzystać z takiej okazji, Pojechałem i starałem się przez te kilka tygodni robić jak najlepszą robotę.
– Jak wyglądają od środka takie obozy? Tam jest w ogóle miejsce na jakieś znajomości poza hokejem? Czy wszyscy tylko twardo walczą o swoje i, wiesz, każdy gra pod siebie?
– To by było trochę niezdrowe, gdyby tam wszyscy byli tylko zafiksowani na hokeju i nikt by się nie skupiał na tym, żeby tworzyć jakieś więzi. Na tym rookie campie Panthers w większości były chłopaki z podobnych roczników, no może trochę starsi ode mnie. Od 21 do 24 lat mieli najczęściej, z różnych klubów, więc też było o czym porozmawiać. Też ze strony klubu był bardzo duży nacisk na to, żeby współpracować ze sobą, więc było dużo integracji i kładli na to duży nacisk.
– No to do ciebie pretensji mieć nie mogli, widziałem twoją asystę ze sparingu przeciwko prospektom Tampa Bay Lightning. Wykazałeś się dużym altruizmem, bardzo ładna akcja i świetne odegranie.
– A dziękuję bardzo.
– Nie ma za co, naprawdę dobrze to wyglądało. Fajnie, że stawiali na atmosferę, bo przecież hokej to gra wybitnie zespołowa i dobrze współpracująca drużyna więcej warta jest od pojedynczych indywidualności. Ale koniec końców oceniali was indywidualnie.
– Tak. Tam o wszystkich myśleli raczej w perspektywie przyszłości. Pojechałem na te przygotowania z Checkers, ale i tam od początku szanse były minimalne. Floryda i jej farma mają podpisanych bardzo dużo zawodników, samych napastników do NHL i AHA łącznie jest około 40. I właściwie wszyscy to dobrzy czy wręcz świetni zawodnicy. Naprawdę trudno gdziekolwiek się dostać.
– Też jest to już zupełnie inne granie. Na najwyższym poziomie najważniejsze jest, by nie stracić gola, a dopiero później myśleć o strzeleniu. Będziesz mógł poopowiadać kolegom na kadrze i może to zaprocentuje.
– Mamy selekcjonera, który świetnie analizuje i reaguje. Na pewno wiele trzeba zrobić, żeby wrócić jak najszybciej do Elity i mam nadzieję, że więcej niż rok nasze czekanie nie potrwa.
– Rozmawialiście ze sobą o tym od razu po mistrzostwach? W 2025 roku ta Dywizja IA będzie bardzo trudna. Niestety Włochy zrobiły tę niemiłą niespodziankę i w tym roku nie awansowały, a oprócz nich będzie jeszcze Wielka Brytania czy Ukraina, z którą niedawno boleśnie przegraliśmy.
– Jasne, że będzie bardzo trudno. Ale żeby zagrać między najlepszymi, nie można patrzeć na to, kto jest w niższej dywizji, kogo się trzeba obawiać. To my mamy tam pokazać moc, ktokolwiek zostanie powołany i dostanie szansę gry. Jestem w stu procentach przekonany, że pojedziemy tam z nastawieniem, że chcemy tę dywizję wygrać i awansować z powrotem. Co się stanie później, to już nie wiadomo, ale trzeba zacząć właśnie od tego nastawienia.
– Ale do tego jeszcze ponad pół roku. Wracając do obozów – wyniki sparingów i gierek wewnętrznych nie były wysokie, więc napastnikowi pewnie trudno było grać?
– Tak, ale oprócz tego nastawienia na przede wszystkim blokowanie rywali też bardzo mało bramek padało ze względu na to, że jeszcze nikt nie był z nikim zgrany. To w ataku kluczowo, a defensywnie już mieliśmy założenia dane od trenerów i wiedzieliśmy, jak mamy bronić, więc wyniki były bardzo niskie. Trudno było cokolwiek zrobić ofensywnie, więc to było myślę bardziej takie przetarcie siłowo-taktyczne.
– Co masz na myśli mówiąc o siłowym? Dużo pracy z ciężarami? To ciekawe, bo już wcześniej wyglądałeś raczej na zawodnika dobrze trzymającego się na nogach.
– Bardziej chodziło o takie bycie nieprzyjemnym dla rywali, o utrudnienie im gry i ułatwianie zawodnikom z mojej drużyny. Więcej gry ciałem, więcej zostawiania się. I choć fakt, że i tak nie byłem zawodnikiem, którego łatwo byłoby wywrócić, to jednak zdarzały się takie sytuacje, gdzie po prostu przez jakiś głupi błąd, który się nie powinien zdarzyć, straciłem krążek albo straciłem równowagę. Bardzo dużo pracowałem nad tym przez ostatni rok i myślę, że to też bardzo zaprocentowało w Charlotte w sparingach wewnętrznych. No ale było bardzo wielu zawodników, 28 czy 29 napastników, i właściwie wszyscy już z kontaktami tam albo w Panthers.
– I do tego zapewne nauczyłeś się mieć oczy dookoła głowy, bo zagrożenie może nadjechać z każdej strony w każdym momencie. A życie codzienne? Pewnie trudno zestawić to, już nie mówię nawet na Florydzie, bo to kosmos, ale iw Charlotte z tym w Prince Albert? Chyba niebo i ziemia, prawda?
– Jeśli chodzi o życie codzienne, to nawet nie ma za bardzo tego jak porównywać. Prince Albert to miasteczko mające 35 tysięcy mieszkańców, schowane w środku lądu. Bardzo płaski teren. A Charlotte i Miami to są wielkie miasta. Temperatura też zupełnie inna. Wszystko zupełnie inne, więc to tak naprawdę nie do zestawienia, bo trzeba by odnieść się do absolutnie każdego aspektu.
– Tak myślałem, opowiadałeś mi, że z Prince Albert do kolejnego takiego miasteczka trzeba jechać kilka godzin, zazwyczaj przez śnieg.
– No właśnie, nawet pogodowo to są dwa różne światy. W Charlotte na początku października rzadko się zdarzało, by było poniżej plus 20 stopni Celsjusza...
– Ale jak mówisz, wiedziałeś, że szanse na pozostanie są minimalne, więc miałeś plan B.
– Tak jest. Tutaj, tak jak mówiłem na początku, zostałem zaproszony te wszystkie campy w roli kompletnego autsajdera, żeby postarać się komuś “ukraść” pracę. Szanse na to miałem od początku bardzo małe, więc oczywiście nie mogłem przyjść tak bez zabezpieczenia i kompletnie nie rozważać, że mogę nie zostać. Byłem umówiony z Prince Albert Raiders, że mogę wrócić.
– Jasne, w końcu mowa o prawdopodobnie drugiej najlepszej lidze świata. No, trzeciej jeśli liczyć KHL, z którą teraz wiadomo, jak jest.Ostatnim Polakiem, który grał w AHL, był chyba Adam Borzęcki, dwie dekady temu.
– Dokładnie tak, Borzęcki był ostatni. Więc jeszcze na długo przed obozem Checkers miałem świadomość, że będzie skrajnie trudno.
– Z drugiej strony jeszcze rok w WHL bardzo ci się przyda. Już w pierwszym sezonie z każdym miesiącem przystosowywałeś się coraz lepiej do sposobu gry za oceanem. Teraz powinno iść z górki, a za rok jeszcze raz będziesz atakował najlepsze ligi już jako ograny za oceanem zawodnik.
– Tak, z ograniem w WHL, ale też i z dużym doświadczeniem z tego campu!