Powtórki telewizyjne jedynego gola meczu Ligi Mistrzów Arsenal – Szachtar Donieck pokazują wyraźnie, że odebranie autorstwa bramki napastnikowi gospodarzy i zaliczenie jej jako samobój bramkarza gości jest bez sensu, jest wyraźnie sprzeczne z duchem gry i jest krzywdzące dla piłkarzy obu drużyn, bo jednemu odbiera wyraźną zasługę, a drugiego niesłusznie obwinia.
W czasach, gdy wokół boisk nie było tylu kamer, i w teraźniejszości w meczach, w których nie ma tylu kamer albo w ogóle ich nie ma, gole po takich strzałach były i bardzo często są przypisywane strzelcom. Nikomu innemu, kto po drodze chcący czy niechcący odbije piłkę. I słusznie. Ale w takich turniejach jak Euro 2024 czy Liga Mistrzów kamer jest wiele. Czasem ze szkodą dla piłkarzy obu drużyn grających w tym samym meczu…
W 29. minucie meczu Arsenal – Szachtar Donieck w Lidze Mistrzów Gabriel Martinelli przeprowadził akcję lewą stroną boiska, wykonał kilka zwodów, oddał strzał i piłka wpadła do bramki. Niestety, na oficjalnej stronie UEFA bramka jest zaliczona jako samobójcze trafienie bramkarza gości Dmytro Riznyka. Dlaczego? Spójrzmy na tę akcję z jego perspektywy.
Zawodnik drużyny przeciwnej, właśnie Martinelli przeprowadzał akcję lewym skrzydłem – z perspektywy Riznyka była to prawa strona boiska. Im bardziej zawodnik Arsenalu był bliżej linii bocznej, tym bliżej słupka starał się być bramkarz. Gdy napastnik zszedł z piłką bardziej w stronę środka, bramkarz – zważywszy na sytuację i ustawienie innych piłkarzy – też skorygował swoją pozycję. Był ustawiony optymalnie, co najmniej poprawnie, a może i najlepiej jak powinien.
W powtórce z kamery ustawionej za bramką, blisko prawego słupka, widać wyraźnie, że piłka po strzale Martinelliego leciała w kierunku Riznyka albo leciała w takim kierunku, że Riznyk mógłby ją złapać albo odbić. Ta powtórka potwierdza, że bramkarz był ustawiony prawidłowo.
Czytaj też: Gol dla Francji "samobójem". Taka interpretacja ośmiesza tabelę strzelców!
Mniej więcej w połowie lotu piłki w kierunku bramki, w połowie dystansu między Martinellim i Riznykiem, był Dmytro Kryskiw. Ruszył się, piłka odbiła się od jego nogi i zmieniła kierunek lotu w stronę słupka. Gdy leciała w tym kierunku, stojący między Kryskiwem i Riznykiem Walerij Bondar zmienił pozycję, przesunął się w stronę lecącej piłki i – być może zasłaniając ją – utrudnił bramkarzowi reakcję na nagłą zmianę kierunku lotu piłki przez odbicie Kryskiwa. Bondar wykonał też ruchy nogą, które dodatkowo mogły zmylić Riznyka.
Po takiej sekwencji zdarzeń piłka odbiła się od słupka, skierowała w stronę zaskoczonego bramkarza, odbiła się od jego pośladka i wtoczyła do bramki. Gdzie tu jest rzekoma wina bramkarza? Czy gol padłby, gdyby Martinelli nie oddał strzału? Oczywiście: nie.
Czytaj też: Futbol nie nadąża za rozwojem telewizji. Statystycy widzą więcej, stąd więcej "samobójów"
W tej sytuacji poszkodowanymi są obaj zawodnicy przeciwnych drużyn. Martinelli, bo zasłużył na to, aby być traktowany jako autor bramki, a mu to odebrano, natomiast Riznyk nie zasłużył na to, aby obwiniać go wpisując jego nazwisko do statystyk jako autora gola samobójczego. Poszkodowani wydają się wszyscy, kto więc na tym zyskuje? Nie wiadomo… Dlaczego w piłce nożnej praktykowana jest taka interpretacja autorstwa bramek? Wyjaśnienie jest proste, choć dla wielu może być zdumiewające.
W "Przepisach gry" nie było i nie ma definicji gola samobójczego. W efekcie organizatorzy różnych rozgrywek w różnych krajach stosują różne interpretacje i różnie oceniają takie, podobne czy inne gole rzekomo samobójcze. Efekt jest na przykład taki, że w czasie turnieju Euro 2024 najwięcej bramek zaliczono nie któremuś z zawodników ofensywnych, strzelających, lecz jako gole samobójcze…
Rafał Rostkowski o golach samobójczych w piłce nożnej
Jedyny gol meczu Arsenal – Szachtar to kolejny znakomity przykład i zarazem dowód na to, że piłka nożna potrzebuje definicji gola samobójczego, aby bramki mogły w pełni cieszyć strzelców, a obrońcy czy bramkarze nie mieli niezasłużonych dodatkowych powodów do smutku. Przynajmniej w takich sytuacjach, w których wykonywali swoją pracę możliwie jak najlepiej. Tak jak Dmytro Riznyk w Londynie.