Przejdź do pełnej wersji artykułu

Mateusz Rećko zastąpił kontuzjowanego Bartosza Kurka. "Mam swoje pięć minut"

/ Mateusz Rećko (fot. PAP) Mateusz Rećko (fot. PAP)

Miał być w cieniu Bartosza Kurka, jednak los poukładał sprawy inaczej. Mateusz Rećko stał się podstawowym atakującym ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i szybko został punktowym liderem zespołu. – Nie tak sobie to wyobrażałem, ale mogę się jedynie cieszyć, że otrzymałem szansę i w miarę pozytywnie ją wykorzystuję – mówi w TVPSPORT.PL.

Nie żyje były trener reprezentacji Polski. Był mistrzem Europy

Czytaj też:

Steam Hemarpol Norwid Częstochowa podbija PlusLigę. Łukasz Żygadło: taki właśnie zespół chcieliśmy stworzyć (fot. PAP)

Steam Hemarpol Norwid Częstochowa podbija PlusLigę. Łukasz Żygadło: taki właśnie zespół chcieliśmy stworzyć

  • Bartosz Kurek doznał kontuzji oka w pierwszym secie pierwszego meczu sezonu. Do tej pory nie wrócił na parkiet.
  • Lidera reprezentacji Polski siatkarzy zastąpił Mateusz Rećko, który wcześniej zdobywał doświadczenie na boiskach I ligi.
  • Rećko przyjął na siebie sporą ofensywną odpowiedzialność w zespole ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, ale radzi sobie z nią znakomicie.
  • W TVPSPORT.PL mówi o tym, skąd wzięła się jego ksywka "Rekin", czy spróbował pójść w ślady mamy–łyżwiarki i wspomina najtrudniejszy moment kariery.

Szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że Mateusz "Rekin" Rećko zajął się siatkówką. A mógł być... łyżwiarzem

Mateusz Rećko niekoniecznie musiał zostać siatkarzem. W domu przypatrywał się swoim rodzicom. Tata całe życie amatorsko grał w piłkę nożną, a mama miała na swoim koncie nawet sportowe sukcesy. – Potrafię stanąć i jeździć na łyżwach. W Sokółce, w której mieszkałem, co zimę mieliśmy wylane lodowisko i tam – powiedzmy – trenowałem. Nie wdałem się jednak w moją mamę, która w czasach swojej młodości wyjechała do SMS-u w Zakopanem. Z tego, co się orientuję, łyżwiarskie zawody na europejskim szczeblu również kończyła na dość wysokich miejscach. Przytrafiła się jej jednak kontuzja i w tamtych czasach opieka medyczna nie dała rady tego naprostować – zdradza w TVPSPORT.PL.

W życiu atakującego pojawiły się inne, ważne dyscypliny. Jedną z nich było pływanie, któremu prawdopodobnie zawdzięcza nawet ksywkę... "Rekin". – Trener w Sokółce mnie tak nazwał. Myślę, że po części wynikało to od nazwiska, a po części z tego, że dobrze pływałem – przyznaje.

Ostatecznie o tym, że został siatkarzem, zadecydował szczęśliwy zbieg okoliczności. – W mojej miejscowości pracował trener związany w przeszłości z warszawskim MOS-em. Klub ten robił nabór, brakowało ludzi w moim roczniku. Przez szczęśliwy zbieg okoliczności szkoleniowiec podesłał tam właśnie mnie, a następnie już to się toczyło – dodaje. W wieku 14 lat rodzice musieli mnie wypuścić "w świat" do stolicy. Z tego co pamiętam, nawet przy pierwszym pożegnaniu zostawiałem ich z uśmiechem na twarzy, a oni byli cali we łzach. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo się obawiali – przyznaje.

A życie w stolicy to nowe możliwości – nie tylko te siatkarskie.

"Karta przetargowa" i... nowy styl powitania

Przeprowadzka do stolicy była dla Matusza Rećko kluczowa. To tam przez pięć lat rozwijał się w MOS Wola Warszawa. Najwięcej zawdzięcza jednej osobie. – Trener Konrad Cop sprawował nad nami opiekę. Zawdzięczam mu bardzo dużo. Naprawę miał do tego powołanie – mówi TVPSPORT.PL

Przeprowadzka daleko od rodziny była też okazją do poznania nowych, dość zaskakujących obyczajów, które dziś Rećko wspomina z uśmiechem. – W Warszawie spotkały mnie rzeczy, których się nie spodziewałem. Najprostsza z nich to powitanie buziakiem w policzek z dziewczynami. Trafiłem do stolicy z małej miejscowości i na początku totalnie nie wiedziałem o co chodzi, kiedy koleżanki z klasy zbliżały się do buziaka w policzek (śmiech) – zdradza.

Przyznaje jednak poważnie, że przeniesienie się do stolicy było kluczowe dla jego kariery. – Pójście do Warszawy to była "karta przetargowa" wyznaczenia ścieżki kariery. Poświęciłem się temu, zostawiłem rodzinę. Moment, w którym postanowiłem w stu procentach oddać się siatkówce, nastąpił jednak później. To pierwszoligowy kontrakt z AZS Częstochowa, który otrzymałem po okresie juniorskim. Zacząłem wtedy zarabiać pierwsze prawdziwe pieniądze. Mogłem kupić sobie wymarzone buty! – mówi.

To był też krok, który przybliżył go do realizacji marzenia, czyli gry w siatkarskiej ekstraklasie, PlusLidze. Nie obyło się jednak bez wątpliwości.

Mateusz Rećko (fot. PAP)

W ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle Mateusz Rećko osobiście poznał swojego idola

W sumie atakujący grał w AZS Częstochowa, Buskowiance Kielce, BAS Białystok, Avii Świdnik i MKS Będzin. Okres w zespole z województwa lubelskiego momentami nie był dla niego łatwy. – Najtrudniej było mi wtedy, kiedy zacząłem się zastanawiać, czy kiedykolwiek przebiję się do PlusLigi. Byłem trzy lata w Świdniku i czułem, że stać mnie na więcej. Następnie pojawił się Będzin, w którym od razu upatrzyłem szansę wywalczenia awansu własnymi rękami – przyznaje. Tak też się stało. Wystarczył jeden sezon (2023/2024) w zespole z Zagłębia, by spełnić marzenia. To tam też przeżył moment, który określa jako największy dotychczasowy sukces. Było to podniesienie pucharu za wygraną w pierwszej lidze i wspomniany awans do PlusLigi.

Jego dobra postawa w MKS Będzin została dostrzeżona przez władze klubu z Kędzierzyna-Koźla. Przyszedł do niego jako zmiennik największej gwiazdy zespołu, czyli Bartosza Kurka, który również dopiero dołączał do składu. Okazuje się, że to największy idol lat nastoletnich Mateusza Rećko.

To złoty człowiek. Zanim przyszedłem do ZAKSY nie miałem styczności z ludźmi jego pokoju i nie wiedziałem, czego się spodziewać. Rzeczywistość udowodniła mi, jak super jest to człowiek i jak mocno wspiera innych podpowiedziami i radami – zdradza sam zainteresowany.

Los sprawił, że przez pierwsze dziesięć meczów sezonu 2024/2025 PlusLigi to właśnie młodszy z atakujących gra pierwsze skrzypce w zespole.


Trudna kontuzja Bartosza Kurka i zastąpienie idola. Marzenia? "Chciałbym zagrać w kadrze"

Pierwszy mecz sezonu 2024/2025 ZAKSA Kędzierzyn-Koźle grała w warszawskim Torwarze z miejscowym Projektem. W inaugurującym secie przy stanie 9:9 kontuzji oka doznał Bartosz Kurek, pierwszy atakujący i kapitan drużyny z Opolszczyzny. Jego zdrowotna sytuacja jest na tyle skomplikowana, że do dziś nie wrócił na parkiet. Rola pierwszego atakującego przypadła więc Mateuszowi Rećko.

Wierzyłem, że nie będzie to sezon, który przesiedzę w stu procentach na ławce. Liczyłem na to, że dostanę szansę, ale w mojej głowie absolutnie to nie wyglądało w ten sposób, w jaki się potoczyło. Niefortunna kontuzja Bartka w pierwszych akcjach sezonu spowodowała, że przejąłem pałeczkę pierwszego atakującego. Nie tak sobie to wyobrażałem, ale mogę się jedynie cieszyć, że otrzymałem szansę i w miarę pozytywnie ją wykorzystuję – przyznaje.

W pierwszym meczu nawet przez chwilę nie myślałem – szczególnie widząc jak Bartek dobrze zaczął grać – że dostanę szansę. Ze spokojną głową oglądałem mecz z boku, aczkolwiek rzeczywistość pokazała, że gotowym trzeba być zawsze. Czasu na stres wtedy nie było. W kolejnych spotkaniach, jeśli już się pojawił, to był bardziej motywujący i napędzający do działania – wyjaśnia. – Mam swoje pięć minut w tym sezonie PlusLigi – dodaje.

Jego marzenia nie kończą się jednak na siatkarskiej ekstraklasie. Chciałbym zagrać w kadrze. Takie myśli "hodują się" w mojej głowie od najmłodszych lat. Cały czas rosną. Jeszcze trochę czasu mam, więc będę robił co w mojej mocy i może któregoś dnia się uda – kończy.

Czytaj również:
Leon o poświęceniu dla Polski. "Tylko ja wiem, ile mnie to kosztowało"
Faworyt w kłopotach. "Nie ma tematu zmiany trenera"

Winiarski nie wziął go na igrzyska, ten stał się bohaterem lidera tabeli

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także