W Polskim Związku Kolarskim wybrano nowego prezesa i zarząd. Zjazd delegatów rozpoczął się 12 października, a zakończył 2 listopada, po przerwie spowodowanej kontrowersjami na sali. – Gdy wracaliśmy, wiedziałem już, czego się spodziewać – mówi Waldemar Minta, przewodniczący prezydium walnego. To właśnie w rozmowie z nim podsumowaliśmy, co działo się w ostatnich tygodniach w Pruszkowie.
👉 "Patologia". Szokujące kulisy działania polskiego związku
Dawid Brilowski, TVPSPORT.PL: – Walne zebranie sprawozdawczo-wyborcze Polskiego Związku Kolarskiego w końcu, po trzytygodniowej przerwie, zostało domknięte. To najdziwniejsze wydarzenie, jakie miał pan okazję prowadzić?
Waldemar Minta, przewodniczący prezydium zjazdu walnego PZKol: – Od wielu lat, jako dyrektor szkoły, prowadzę spotkania z nauczycielami i nigdy nie zdarzyło mi się pracować w takiej atmosferze, jak przy delegatach na zjeździe. Czy to najtrudniejsze spotkanie, któremu przewodniczyłem? Zdaje się, że tak. Na pewno to walne było dla mnie trudnym doświadczeniem. To, że zostało rozdzielone na dwie części (z przerwą), bo rozpoczęło się 12 października, a kończyło 2 listopada, być może trochę mnie wzmocniło. Gdy wracaliśmy, wiedziałem już, czego się spodziewać. W prowadzeniu obrad przed i po przerwie zdołałem zachować duży spokój i opanowanie, natomiast 2 listopada miałem lepsze wyczucie w tym, co dzieje się na sali.
– Uważa pan, że to dobrze, że zebranie transmitowano na żywo w serwisie YouTube?
– Było tak, że na początku zebrania zgłosiła się osoba z pytaniem, czy może nagrywać. Poddałem ten wniosek pod głosowanie i zadecydowała sala. W dalszej części nikt nie zwracał raczej uwagi na kamerę. Było sporo emocji i każdy był zaaferowany innymi sprawami niż to, czy to się nagrywa i kto to ogląda. Może pana zaskoczę, ale nie oglądałem tego w całości ani razu. Przeglądałem tylko pojedyncze fragmenty, bo chciałem zweryfikować, czy podjąłem dobrą czy złą decyzję.
– Skoro mówi pan, że odwijał pan to nagranie, żeby sprawdzić niektóre sytuacje, to które z nich budziły pańską wątpliwość?
– Każdy z nas jest tylko człowiekiem. Każdy postrzega rzeczywistość na swój sposób i myśli, że jego wizja jest jedyną i słuszną. Czasami nie przychodzi nam nawet do głowy, że ktoś może patrzeć na to samo zupełnie odmiennie. Ja, jeśli chodzi o tę pierwszą część i rozstrzygnięcie jednym głosem, nie zawahałem się. Bo mam świadomość, że zdarzają się w życiu sytuacje, w których ten jeden głos decyduje nawet o rzeczach bardzo ważnych. Sam miałem takie sytuacje, w których jeden głos przeważał, na przykład przy konkursie na dyrektora szkoły. Pomyślałem sobie, że wtedy też ktoś mógł podważyć któryś z głosów. A jednak tego nie zrobił. Tu sytuację z tą niby źle skreśloną kartą "stworzono" pod potrzebę, żeby nie przegrać. Zupełnie niepotrzebnie.
Organizacja pierwszej części zjazdu była źle przygotowana. Ciasna sala, jeden drugiemu siedział niemal na plecach. Delegaci nie mieli przed sobą stołów. Nie było parawanów do głosowania. Nie było stolików do skreślania kart. Gdyby warunki były inne i gdyby każdy mógł zakreślić kartę przy stoliku za parawanem, bez robienia tego na kolanie, pewnie nie doszłoby do podważenia sposobu skreślenia. A tak: gdy rozdano karty, nie było nawet możliwości, żeby usiąść sobie gdzieś na spokojnie i skreślić porządnie to pole, które się chciało. Dlatego też jestem zdania, że niezależnie od tego, jak wyglądał ten "krzyżyk", pewnie nakreślony na kolanie, intencja głosującego była jednoznaczna, przypisana konkretnej osobie i według mnie to właśnie intencja powinna się liczyć.
Natomiast po wznowieniu, w ubiegłą niedzielę, postawiono mnie pod ścianą próbą wymiany delegatów. Bo ktoś zachorował, więc ktoś inny przyjechał w zastępstwie, jeszcze ktoś był za granicą i wrócił, więc teraz chciał wziąć udział, a kolejny nie przyjechał i przyjęto uchwałę, żeby skoro nie przyjechał to inny ma go zastąpić. To była sytuacja dla mnie bardzo trudna. Ale zapisy w statucie PZKol są jednoznaczne: to było to same walne. I tego się trzymałem, że nie był to nowy zjazd, a ten sam, tylko po przerwie. W związku z tym wykaz delegatów, który otrzymaliśmy na samym początku, wciąż obowiązywał i był to wykaz zweryfikowany przez władze PZKol i ich prawnika. Taki wykaz dano nam przy rozpoczęciu obrad. Więc czemu to przestało "pasować" i podjęto próbę podmian delegatów, to już pytanie nie do mnie.
– Był pan przygotowany na taką sytuację, że pojawią się inni delegaci? Spodziewał się pan tego?
– Zupełnie nie. W kuluarach ktoś "rzucał", że przyjedzie kto inny, ale nie zajmowałem się takimi rzeczami. Gdy przyszło co do czego, było to trudne, żeby nad tym zapanować. Natomiast pozostaję na stanowisku, że zjazd był tożsamy. Musieli zakończyć go ci sami, którzy rozpoczęli.
– Ale to sytuacja bezprecedensowa. Można sobie wyobrazić, że ktoś w ciągu tych trzech tygodni rzeczywiście zachorował i nie mógł przyjechać.
– Powtórzę: to nie był inny zjazd, to była przerwa w obradach. Gdyby w trakcie zjazdu ktoś zasłabł albo z innego względu musiał opuścić salę, nie byłoby mowy o tym, żeby kto inny wszedł w jego miejsce. Wykaz dostałem przed początkiem zebrania i tego się trzymałem.
– Cofnę się jeszcze do pierwszej części zjazdu i głosowania na prezesa PZKol. Tam wątpliwości dotyczyły instrukcji w sprawie stawiania "krzyżyka". Czy z perspektywy czasu nie uważa pan, że ta instrukcja powinna być jaśniejsza?
– Sytuacja była taka, że osoba udzielająca instrukcji zakreślania wskazała tylko, że zakreślenie powinno być przy jednym kandydacie. Ale nie określiła, jakim konkretnie znakiem graficznym. Nikt ani nie dopytał, ani nie miał żadnych zastrzeżeń. Sposób zaznaczania zakwestionowany został dopiero, gdy okazało się, że decyduje jeden głos. W pierwszym głosowaniu, kiedy było trzech kandydatów, też zakreślano różnym znakami i nikt tego nie podważał.
– Dwóch członków komisji skrutacyjnej również było zdania, że nie ma jasności co do "kontrowersyjnych" głosów. Jak to się stało, że komisja podzieliła się w opiniach pół na pół?
– Nie wiem. Trzeba pytać członków komisji. Dwóch zaakceptowało wynik bez problemu, a dwóch nie. Jeśli mam wyrazić swoją opinię, to myślę, że tym głosem "pograno". Nie wiem do końca, jaki był cel tej gry. Przewodniczący Jacek Kasprzak jednoznacznie powiedział, że dla niego to skreślenie nie budzi wątpliwości i to było jednoznaczne dla mnie. Też nie miałem żadnej wątpliwości, komu ten głos jest dedykowany, żeby uznać, że procedura wyboru prezesa została dokonana.
– A jak z pańskiej perspektywy wyglądało przerwanie obrad? To była pewnie bardzo trudna decyzja do podjęcia.
– Ja szczerze mówiąc chciałem w tamtym momencie obrady dokończyć. Pewnie ze dwa razy ogłaszałem, że chcę przejść do punktu "wybory członków zarządu". Niestety, wokół stołu prezydialnego podchodzili uczestnicy zjazdu z różnymi "propozycjami" i zaczął tworzyć się coraz większy chaos. Zaczęły pojawiać się głosy, żeby zrobić przerwę, wskazywane były różne daty wznowienia. Było już koło godziny 21, ludzie byli potężnie wymęczeni. W końcu ktoś rzucił, żeby część wyszła, żeby zerwać kworum. A nie chciałem przy małej ilości delegatów realizować kolejnych punktów.
Bo nie mając kworum możemy głosować, tylko jeśli to drugi termin zjazdu. A zjazd zaplanowany był tak, że pierwszy termin zaczyna się o godzinie 12, natomiast drugi o 12:15. Prezes, nie wiem dlaczego, zaczął jeszcze później. Więc w zasadzie można by uznać, że byliśmy w drugim terminie, ale nikt tego nie zaprotokołował. Uznałem, że wybieranie zarządu w obliczu takiej atmosfery i takiej niepewności nie będzie dobre. Szczególnie, że według mnie dobry zarząd jest równie cenny, jak dobry prezes. Bez kompetentnych ludzi wokół siebie prezes będzie miał trudno w realizacji tak trudnych zadań, jakie przed nim są. Zaakceptowałem więc przerwę. Żeby zarząd wybrać później, przy jak największej frekwencji.
– Dlaczego powrót zaplanowano akurat na 2 listopada?
– Niedawno wprowadzono do statutu zmiany, mówiące, że prezes i zarząd kończą kadencję zawsze 31 października w roku po igrzyskach olimpijskich. Gdyby tego zapisu nie było, można by uznać, że idziemy od wyborów do wyborów. Mielibyśmy czas. Natomiast w tym przypadku czasu nie było. Ja wiem, że 2 listopada to Dzień Zaduszny, trudny termin, żeby się spotkać. Natomiast delegaci są ludźmi, którzy stale są na wyjazdach. Było to zresztą widać, bo udało się to, na czym mi zależało: na sali stawiła się duża liczba osób. A dłużej czekać nie mogliśmy, bo istniało ryzyko, że ministerstwo sportu uzna, że nie jesteśmy w stanie wybrać zarządu i nałoży na nas kuratora. A to nie byłoby nic dobrego. Kurator przeprowadziłby wybory takie, jak my teraz, tylko za pół roku, a na ten czas wszystko w związku by zamarło
– Redaktor Marek Bobakowski z "Wirtualnej Polski" podawał, że 4 listopada to data graniczna. Miał pan taką informację, że wybory rzeczywiście muszą zakończyć się do tego dnia, a w przeciwnym razie zostanie złożony wniosek o kuratora?
– Miałem kontakt z wydziałem prawnym ministerstwa sportu. W trakcie tej przerwy rozmawialiśmy o wielu istotnych rzeczach dotyczących poprawnego dokończenia zjazdu. Poświęcono mi sporo czasu, żebym sobie niektóre kwestie uporządkował. Jestem za to bardzo wdzięczny. Stamtąd miałem właśnie informację, że skoro kadencja kończy się 31 października, to sam wybór prezesa nie jest wyborem kompletnym. I że musimy domknąć jak najszybciej wybory zarządu i komisji. Natomiast nie rozmawialiśmy o tym, co by się stało, gdybyśmy tego nie dokonali. Nie słyszałem o żadnych datach granicznych. Sam zaproponowałem termin 2 listopada, a pan z wydziału prawnego ministerstwa sportu uznał, że ten termin jest do zaakceptowania
– Skoro kadencja wygasała 31 października, może rzeczywiście lepiej byłoby od razu ustalić wznowienie obrad na tego 26 października, jak proponowali niektórzy? Przerwa na czas nieokreślony wprowadzała kolejne znaki zapytania. Czy to nie był błąd?
– Obrady trzeba było wznowić w miarę najszybciej jak się dało, ale też jednocześnie przy jak największej frekwencji. Myślę, że wyznaczenie daty na 2 listopada gwarantowało właśnie to, że frekwencja będzie możliwie najlepsza. Ale wskazanie takiej daty wymagało zastanowienia. Wskazywanie jej na końcu pierwszej części, bez przemyślenia i wysondowania, który termin zapewni wysoką frekwencję, nie byłoby dobre. Wznowienie obrad 2 listopada uważam za dobry wybór, co potwierdziła liczba liczba delegatów.
– A czy były jakiekolwiek wątpliwości odnośnie do tego, od którego momentu wznowione zostaną obrady?
– Dla mnie żadne. Na koniec pierwszej części zakomunikowałem, że wybór prezesa został dokonany, a obrady po przerwie rozpoczną się od punktu "wybory członków zarządu". Przed przerwą padały słowa o konieczności powtórzenia głosowania. Inni wskazywali, że wybór został dokonany i nie ma żadnej potrzeby powtarzania. Rozpoczynając tę drugą część wiedziałem, że gdyby ktoś złożył o to wniosek formalny, ja bym go odrzucił. Nie widziałem najmniejszej zasadności, żeby takie głosowanie powtarzać.
– Pojawiło się natomiast zamieszanie z wydawaniem kart. O co chodziło?
– To prezydium prowadzi obrady. I to prezydium wydaje karty. Tymczasem były już, bo jego misja zakończyła się 31 października wraz z misją zarządu, prawnik Polskiego Związku Kolarskiego urządził sobie w tym przypadku samowolę. Postawił stolik i zaczął wydawać mandaty bez uzgodnienia z prezydium. Nie rozumiem, dlaczego to zrobił. Jako prawnik powinien bardziej szanować regulaminy. Przez to wszystko powstało zamieszanie, zupełnie niepotrzebne. Na szczęście szybko udało się nad tym zapanować.
– Po tej sytuacji byłem szczerze zaskoczony, jak spokojnie przebiegła dalsza część.
– Nastawiałem się na to, że początek może być trudny, ale gdy przejdziemy do merytoryki, będzie już w porządku. Dlatego na początku poprosiłem delegatów, żeby podpisali się na liście, według której to komisja mandatowa rozdawała mandaty. Bardzo mnie cieszyło, że delegaci podeszli, wzięli te mandaty i zaczęliśmy ze sobą w miarę współpracować. I jak doszliśmy już do punktu "wybory członków zarządu", miałem dużą satysfakcję, że zgłoszonych zostało tak wiele osób, zarówno ze strony prezesa, jak i z sali.
– Myśli pan, że było to ostatnie tak dramatyczne zebranie?
– Nie wiem. Wykonałem swoją pracę, obrady zostały dokończone. Życzyłbym sobie, żeby od teraz rzeczywiście było inaczej. Żeby nasz związek był bardziej otwarty i żebyśmy wspólnie pracowali na poprawą wizerunku. Żebyśmy nawiązali dobry kontakt z ministerstwem. I żeby wszyscy szli w tym samym kierunku, żeby kolarstwo opuściło równię pochyłą i przeszło na równię wznoszącą się. Wierzę, że to możliwe, jeśli zaczniemy wreszcie szanować siebie wzajemnie i współpracować.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.