Rafał Wołczecki (13-0, 9 KO) nie dał żadnych szans Przemysławowi Zyśkowi (19-3, 6 KO) na gali KnockOut Boxing Night 37 we Wrocławiu i wygrał przez nokaut w pierwszej rundzie! Dzięki temu pięściarz z Wrocławia wywalczył pas mistrza Polski w wadze średniej.
– Szanuję Przemka, to doświadczony zawodnik, ale nie ukrywam, że podchodzę do tej walki ambicjonalnie i jestem przekonany, że wygram – zapewniał w rozmowie z TVP Sport Wołczecki. – Rafał to dobry zawodnik, mocno bije, ale jeszcze nigdy nie walczył z tak doświadczonym zawodnikiem, jak ja – odpowiadał Zyśk. W starciu siły z doświadczeniem górą była siła.
Zyśk jako pierwszy wyprowadził celny cios, ale później nie był w stanie zbyt wiele zrobić. Wołczecki potrzebował zaledwie 61 sekund, by po raz pierwszy posłać na deski rywala – najpierw trafił mocnym lewym na wątrobę, później lewym sierpem na górę i poprawił prawym. "Ostrołęcki taran" był wyraźnie zdezorientowany i zraniony. Wydawało się, że w tym momencie można było przerwać pojedynek, jednak sędzia Paweł Kardyni pozwolił Zyśkowi walczyć dalej. Chwilę później było już po walce, bo Wołczecki wściekle rzucił się na rywala i ponownie zafundował mu randkę z matą. Gdy pięściarz z Ostrołęki upadał, jego trener Maksym Hardzieika wrzucił do ringu ręcznik na znak poddania pojedynku.
– Przede wszystkim proszę wszystkich o brawa dla Przemka, bo należy mu się szacunek – powiedział tuż po pojedynku Wołczecki, a publiczność zgodnie z jego wolą, nagrodziła zawodnika z Ostrołęki brawami. – Nie przypuszczałem, że walka może zakończyć się tak szybko, choć byłem przekonany, że wygram. Ten pas to początek drogi, nie przywiązuję się do niego, bo marzę o pasie mistrza Europy. Nie będę jeszcze mówił o tytule mistrza świata, ale gdybym dostał taką szanse, to zostawiłbym w ringu serce – podsumował wrocławianin.
Na gali we Wrocławiu efektowne zwycięstwo odniósł debiutujący na zawodowstwie Mateusz Bereźnicki, który pokonał przez TKO w 2. rundzie Pawła Strykowskiego. Ponadto, zwycięstwa odnieśli także Kamil Gardzielik, Kamil Ślendak i Tobiasz Zarzeczny.
Komentarz:
Janusz Pindera, Piotr Jagiełło