Klaudia Zwolińska w czasie igrzysk olimpijskich w Paryżu wywalczyła srebrny medal w kajakarstwie (K-1 slalom). Krążek zlicytowała na cele charytatywne. Teraz mówi, jak ważne jest dla niej zabezpieczenie, które dostała za sukces od sponsora PKOl, czyli mieszkanie. – Spokojnie mogę przygotowywać się do kolejnych igrzysk i nie myśleć o tym, co by się stało, gdyby przydarzyła się jakaś kontuzja – mówi w TVPSPORT.PL.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Jedną z nagród za olimpijski medal w konkurencjach indywidualnych było mieszkanie. Jak to jest je posiadać – wypracowane siłą własnych rąk?
Klaudia Zwolińska: – Tak wypracowałam je siłą własnych rąk, ale w troszkę inny sposób niż każdy, bo wiosłowaniem (śmiech). Bardzo się cieszę. Wszędzie wspominam, że w mniejszych dyscyplinach to jest ogromna pomoc i zabezpieczenie na przyszłość. Spokojnie mogę przygotowywać się do kolejnych igrzysk i nie myśleć o tym, co by się stało, gdyby przydarzyła się jakaś kontuzja. Fajnie więc, że przyszłość jest zabezpieczona i można się skupić na celu. Tym jest Los Angeles.
– Dużo jest niepewności na co dzień w życiu sportowca najbardziej eksponowanego publicznie i medialnie właśnie w czasie igrzysk?
– Na pewno. Jest bardzo trudno – w kontekście sponsorów i z pomocą codzienną. Olimpijscy sportowcy często robią to, co robią, z czystej pasji – nie dla finansów. Nie chcę jednak wprowadzać negatywnego toku myślenia, bo w mojej dyscyplinie wiele się zmienia. Dużo mówi się o kajakach, mamy bardzo silną turystykę w Polsce. Jest pięć, sześć milionów osób, które ją uprawiają. Nie będę już więc mówić, że kajakarstwo łączone jest wyłącznie z igrzyskami. Teraz o kajakach będzie się mówiło przez całe czterolecie.
– Jak duży był napływ obserwujących na Instagramie po pani sukcesie?
– Rzeczywiście był napływ, ale teraz myślę, że mogłam to lepiej wykorzystać, jeżeli chodzi o wszystkie platformy. Nie zrobiłam tego na samym początku.
– Dlaczego?
– Ze względu na to, że przygotowywałam się bardzo mocno do igrzysk, więc odcięłam się od mediów społecznościowych. Wtedy, kiedy trzeba było, mało z tego korzystałam. Coś za coś. Wywalczyłam medal, musiałam się na tym skoncentrować. Po samych igrzyskach nie miałam też doświadczenia, jeśli chodzi o social media, i byłam troszeczkę... leniwa (śmiech) – bo zmęczona.
– Ile wolnego bierze się po takim sukcesie?
– Zrobiłam sobie sześć dni wakacji. Ostatnie miałam, kiedy byłam dzieckiem, więc fajnie, że udało się gdzieś pojechać.
– Gdzie?
– Byłam w Egipcie. Było sporo nurkowania, odpoczywania i leżenia. Te sześć dni było jednak zupełnie wystarczające. Już mi się nudziło. Chcę już wrócić do reżimu treningowego. Obowiązki medialne po igrzyskach zajmują sporo czasu i zdecydowanie wolę wspomniany "reżim".
– Było też o pani głośno w związku licytacją srebrnego medalu na cele charytatywne. Czuje pani odpowiedzialność za to, by sukcesy przekuć w coś jeszcze bardziej cennego, ale dla kogoś innego?
– Tak, czuję to. Kiedy zdobyłam srebrny krążek igrzysk podkreślałam, że chciałabym się nim podzielić z innymi. Jego sprzedaż była częścią tego planu. Chodzę dużo po szkołach, placówkach edukacyjnych i wychowawczych, żeby "dzielić się" tym medalem mimo tego, że nie mam go fizycznie. Chcę dzielić się nim z kolejnymi pokoleniami, ludźmi, którzy chłoną wartości sportowe. Poświęcę dwa lata temu celowi. Kolejne dwa będą okresem założenia klapek na oczy przed igrzyskami olimpijskimi, by przygotować się do zawodów.
– A w Los Angeles celem złoto?
– Na razie stawiam sobie cele krótkoterminowe. Za rok są mistrzostwa świata w Australii skąd pochodzi Jessica Fox, czyli złota medalistka z Paryża. Chciałabym tam to sobie troszeczkę "odbić". Startowałam w czasie igrzysk w trzech konkurencjach i wyciągnęłam z tego wnioski. Wiem, co trzeba będzie zrobić do Los Angeles, by walczyć w każdej z nich. W kajaku chcę się tylko wzmocnić. Wiadomo, że moim celem będzie złoty medal olimpijski. Nie chcę jednak zapeszać, bo przed nami jeszcze cztery lata i w ich czasie wiele może się zdarzyć.