Aż trudno uwierzyć, że to już sześć lat odkąd nie ma z nami Andrzeja Gmitruka. W środę bliscy i znajomi – jak każdego roku w rocznicę śmierci – będą wspominali trenera na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie. Ale pamięć o jego legendzie jest żywa na co dzień i słychać to w rozmowach z ludźmi ze środowiska pięściarskiego. Wszystkim go bardzo brakuje, bo był jedyny w swoim rodzaju. Niezastąpiony.
19 listopada przypadała rocznica tragicznej śmierci syna Andrzeja Gmitruka, a trener ku jego pamięci zostawił na tarasie swojego domu zapaloną świecę. To była wietrzna noc, a ogień wywołał pożar stoliku, na którym stała świeca. Pan Andrzej przebudził się i wybiegł na zewnątrz, by ratować sytuację, ale w pewnym momencie się przewrócił. W trakcie gaszenia pożaru doszło do ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej... 20 listopada 2018 legendarny szkoleniowiec zmarł w wieku 67 lat, a świat polskiego sportu pogrążył się w żałobie.
29 listopada 2018 roku został pochowany na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie. To była piękna i wzruszająca uroczystość, w której udział wzięli nie tylko członkowie rodziny, bliscy i przyjaciele, ale też wielu przedstawicieli ze świata boksu. Przemawiał minister sportu Witold Bańka, przylecieli nawet członkowie Norweskiego Komitetu Olimpijskiego, którzy wciąż pamiętają o zasługach trenera dla tego kraju – brązowe medale Ole Klemetsena na mistrzostwach Europy i świata w wadze półciężkiej były pierwszymi dla Norwegii od 40 lat!
Andrzej Gmitruk pośmiertnie został odznaczony przez prezydenta RP Andrzeja Dudę Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski "za wybitne zasługi dla rozwoju polskiego sportu".
Co roku w rocznicę śmierci trenera na cmentarzu Bródnowskim spotykają się jego najbliżsi oraz ludzie ze środowiska bokserskiego. W kościele pod wezwaniem. św. Wincentego a Paulo piękną mszę wyprawia ks. Mariusz Białobłocki, przyjaciel rodziny, który dba o to, by pamięć o Andrzeju Gmitruku przetrwała. Zgromadzonych obdarowuje prezentami. Były portrety trenera, były kalendarze z jego zdjęciami, były naklejki...
Frekwencja na tych spotkaniach bywa... różna, ale nie oceniam tego, bo uważam, że to indywidualna sprawa każdego człowieka, czy chce lub może poświęcić swój czas. Wiem, że są osoby, które to boli. Jednak wiem też, że to nie jest tak, że tylko 20 listopada garstka osób przypomina sobie o śp. trenerze. Ostatnio uświadomiłem sobie, że rozmawiałem z trzema osobami i choć tematy tych rozmów były różne, zawsze wspominaliśmy trenera Gmitruka.
Z Arturem Szpilką i Hubertem Kęską spotkaliśmy się przy okazji rozmowie nt. biografii Artura.
Artur Szpilka: – Andrzej miał coś takiego, czego nie miał żaden z innych moich trenerów. Miał luz, miał bajerkę. Kiedyś oglądałem wywiad z Maćkiem Sulęckim, który powiedział, że trener Andrzej Gmitruk jest twoimi oczami w ringu. I to jest prawda. Pamiętam, jak przyjechał do mnie na sparingi Aleksander Ustinow. To był kawał zawodnika, prawdziwy ciężki. Sparowaliśmy przed walką z Mariuszem Wachem. To była pierwsza runda, trzymał długi lewy prosty i wyprowadził prawy prosto w głowę. Bum! Sklinczowałem i nie chciałem go puścić, bo cały świat wirował mi przed oczami. Trener to zauważył, przerwał sparing i powiedział: Artur, jak on trzyma tak wysunięty lewy prosty to podejdź pod niego z prawą ręką i od razu bij swój lewy. Ja to zacząłem robić, momentalnie kliknęło. Ustinow, kawał chłopa, zaczął się cofać, nie wiedział o co chodzi. To było jedno zdanie. Od tamtej pory, wszystko co mi mówił, robiłem w ringu. I to wychodziło.
Hubert Kęska: – Pamiętamy wszyscy przemowę trenera Gmitruka w narożniku w walce Artura z Mariuszem Wachem. Jak to do Artura przemówiło! Moim zdaniem, dzięki tej przemowie wygrał ten pojedynek. Gdyby jej nie było, to kto wie, jakby to się potoczyło.
Hubert jest autorem kilkudziesięciostronicowego reportażu o trenerze Andrzeju Gmitruku "Niezastąpiony", który ukazał się w książce "Zrozumieć Boks 2". Poniżej jego wstęp:
"Boks amatorski i zawodowy. Polska, Norwegia, Stany Zjednoczone. Andrzej Gmitruk wychował mistrzów Europy, świata oraz medalistów olimpijskich. Jego sportowe życie było nieustannym pasmem sukcesów. Sukces nigdy nie jest jednak ostateczny. Odszedł w trakcie walki, być może u progu kolejnych wielkich zwycięstw. Ciężka choroba żony, samobójstwo syna. Mimo wielu przyjętych ciosów, długo stał na nogach, trzymał gardę i kontrował. Gdy zabrakło go w narożniku, jego zawodnicy nigdy nie byli już tacy sami".
W reportażu można znaleźć wzruszające wypowiedzi wielu byłych podopiecznych Gmitruka, w tym m.in. Krzysztofa Kosedowskiego:
– Gdyby go namówić, to zaprowadziłby pokój między Palestyną a Izraelem, pogodziłby papieża i Breżniewa. To był jedyny taki człowiek na świecie. Był naszym dowódcą, dyrygentem, a my graliśmy tak, jak on sobie tego życzył. (...) Andrzej był złotousty, miał słodki bajer i opowiadał z takim przekonaniem, że wmówiłby nam wszystkim, że rządzi Wietnamem, dzwoni do niego Kim Ir Sen, a jutro jedzie na kolację do Trumpa.
Trudno się nie zgodzić.
Gmitruka wspominał też Mateusz Masternak, z którym rozmawiałem przed jego walką z Floydem Massonem. Pytałem jak mu się boksuje z zawodnikami leworęcznymi, bo czekał go pojedynek z niewygodnym mańkutem. "Master", który swego czasu był oczkiem w głowie trenera, zaczął mówić o śp. trenerze:
– W 2009 roku za czasów Andrzeja Gmitruka boksowałem jeszcze z takim Węgrem Laszlo Hubertem. Z tą walką wiąże się nawet ciekawa anegdota. Trzy rundy były w miarę wyrównane. Podczas czwartego starcia Andrzej Gmitruk głośno krzyknął: "Mateusz, no wydłuż ten prawy sierp!". Sekundę później wykonałem ten cios, bum prosto na szczękę! Koniec walki. Słowa Gmitruka usłyszeli komentatorzy telewizyjni, którzy zaczęli je przytaczać, ale nie dokończyli, bo rywal już leżał na macie.
***
W środę 20 listopada na cmentarzu Bródnowskim ponownie będzie okazja do spotkania bokserskiej braci z rodziną śp. trenera Andrzeja Gmitruka i wiem, że znów nie zabraknie poruszających rozmów. Z żoną Agnieszką, z ich córeczką Emmą, z ich bliskimi.
"Tradycyjnie jak co roku w imieniu rodziny zapraszam na spotkanie przy miejscu jego spoczynku na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie 20 listopada o godzinie 14:00. Kwatera 95A/5/18" – napisał w mediach społecznościowych przyjaciel rodziny Adam Makówka.
Trenerze, pamiętamy.
Nigdy nie zapomnimy.
Mateusz Fudala