W reprezentacji Polski siatkarzy podczas igrzysk był "trzynasty". Dostał jednak swoją szansę. Bartłomiej Bołądź zdobył srebro w Paryżu i do końca życia zapamięta słowa Bartosza Kurka, które kapitan kadry wypowiedział w szatni po przegranym finale z Francją.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Nadal świętujecie sukces olimpijski. Wzięliście udział w gali PKOl. Chyba przyjemne momenty, prawda?
Bartłomiej Bołądź: – Skala tego wszystkiego tak naprawdę dopiero do nas dociera. Przez to, że szybko zaczęliśmy sezon, dotąd świętowania nie było za dużo. Przeszliśmy jednak do historii polskiej siatkówki i bardzo miło jest to wspominać. Każdy medal to sukces. Wszyscy chcieliby złota, ale czasami o pewnych kwestiach decyduje dyspozycja dnia. Jesteśmy więc bardzo zadowoleni.
– Jak przyjąłeś to, że byłeś trzynastym zawodnikiem? Była radość z wyjazdu do Paryża czy też mieszane uczucia, bo nie byłeś w podstawowym składzie i tylko nieszczęście kolegi z drużyny mogło dać ci szansę na grę?
– Od samego początku tą rolę akceptowałem. To było wielkie przeżycie – bycie z bliska, z chłopakami. Mogłem zobaczyć wszystkich najlepszych zawodników na świecie. Cieszyłem się z każdego dnia, czerpałem z tego jak mogę najwięcej, bo nasi zawodnicy są graczami z najwyższej półki. Mogłem poprawić się jako zawodnik, ale również jako człowiek.
– Kiedy dowiedziałeś się, że wchodzisz do dwunastki, jakie towarzyszyły ci emocje?
– Były to pozytywne emocje przeplatane ze smutkiem. Nie życzy się nikomu kontuzji. Do tego Mateusz Bieniek to mój dobry kolega już od wielu, wielu lat. Trzeba było jednak działać szybko, przestawić się, zapomnieć o tych wszystkich emocjach wokół i zastanowić się jak można pomóc chłopakom. Myślę, że mi się to udało.
– Rok temu kiedy wygrywaliście mistrzostwo Europy i Ligę Narodów byłeś trzecim atakującym. Później zdarzyła się kontuzja Bartka Kurka, pojechałeś więc na turniej kwalifikacyjny. To był pierwszy moment, w którym pomyślałeś: "Faktycznie skład olimpijski jest w zasięgu mojej ręki"? A może miałeś już te myśli wcześniej?
– Trudno powiedzieć, raczej starałem się o tym nie myśleć. Wiedziałem, że jak będę dobrze grał w klubie, to będę miał szansę, żeby wystąpić w kadrze. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że nie będzie łatwo, bo mamy bardzo dobrych zawodników na każdej pozycji. Ostatecznie jednak spełniłem swoje marzenie. Pojechałem na igrzyska i przywiozłem z nich medal.
– Ile w twoim życiu zmienił medal olimpijski?
– Wszystko. Zapamiętam do końca życia moment, kiedy wróciliśmy do szatni po przegranym finale. Właśnie wtedy Bartek Kurek powiedział, że staliśmy się nieśmiertelni. Myślę, że to było najlepsze podsumowanie tych igrzysk.
– Który trener najwięcej zmienił w kontekście doprowadzenia cię do tego momentu kariery?
– Od każdego trenera można coś dobrego wyciągnąć, nawet od teoretycznie słabszego. Sporo dał mi jednak wyjazd do Niemiec, do Friedrichshafen, do Vitala Heynena. To on bardzo poukładał mnie fizycznie, ale również w głowie. Dzięki niemu stałem się lepszym siatkarzem i zrozumiałem, że stać mnie naprawdę na wiele.
– Po igrzyskach czas na klub, czyli Projekt Warszawa. Stać was na więcej niż w zeszłym sezonie, który przecież był znakomity, bo zwieńczony medalem PlusLigi i Pucharem Challange?
– Myślę, że tak. Dojrzeliśmy jako drużyna. Zrobiono też fajne transfery. Nie trzeba nikomu przedstawiać choćby Kuby Kochanowskiego. Mamy naprawdę szeroki skład, na każdej pozycji mamy bardzo fajnych zmienników, więc trener Graban może rotować. Myślę, że zaowocuje to pod koniec sezonu. Świeżość powinna być trochę większa niż w zespołach, w których gra tylko jedna szóstka.
Czytaj również:
– Szykuje się transferowy hit! Rozgrywający ma zmienić klub
– Walczą o utrzymanie i z... komentarzami. "Ciśnienie jest podniesione"
– Jastrzębski Węgiel czeka kadrowa rewolucja? Może stracić nie tylko Tomasza Fornala