{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Skoczkowie wściekli na FIS, porównali ich sport do ujeżdżenia. "Trudno dłużej milczeć"
Michał Chmielewski /
Sezon 2024/25, który właśnie rozpoczyna się dla skoczków narciarskich w Lillehammer, będzie inny od poprzednich. FIS zatwierdziła, że sędziowie orzekający styl mają karać surowiej tych, którzy przy lądowaniu nie wykonają telemarku. Brwi marszczą największe gwiazdy, a my w TVPSPORT.PL zastanawiamy się nad jednym: co ze skokami poza rozmiar obiektu?
Zamęt przed PŚ. To, co wymyślili, zmienia technikę! Wieszają psy na nowych regułach
Korespondencja z Lillehammer
Od poniedziałku pierwsi chętni mogli korzystać z przygotowanej sztucznym śniegiem Lysgardsbakken w Lillehammer. Z tego rozwiązania, to znaczy zapoznania z zimową nawierzchnią na nieoficjalnych treningach, nie skorzystały wszystkie nacje (m.in. Polska), ale dla będących tu wcześniej na te zajęcia ustalono inne priorytety. FIS, która chce promować telemark jako bezpieczne lądowanie, od tej zimy postanowiła mocniej karać tych, którzy tego nie potrafią.
I się zaczęło.
PŚ 2024/25 inny niż poprzednie. Lepsza wycena telemarków w skokach
– Dotąd brak wypadu przy lądowaniu był karany przez sędziów stylowych odjęciem od ich not do 2 pkt (z maksymalnie 20 – przyp. red.). Od teraz będą mogli odejmować 3 pkt, o jeden więcej – przypomniał na jesiennym Forum Nordicum dyrektor PŚ Sandro Pertile.
To istotna różnica, która – jak sam wspomniał działacz – może wpłynąć na wyniki konkursów. Przede wszystkim, dlatego że dotąd nie każdy zawodnik występujący w elicie potrafił zrobić to zgodnie z wykładnią. Jedni nauczyli się skutecznie markować niedoskonałości, inni byli skazani na odjęcia punktów niemal z urzędu, bo przez lata pracowali na łatkę tych słabszych stylowo. Ci cwani niekiedy korzystali z faktu, że wieża sędziowska jest ustawiona po stronie, z której stawiają nogę wykroczną. Bo to sprawiało, że nawet marnej jakości wypad z perspektywy arbitrów wyglądał nieco okazalej. Nieoficjalnie wiemy, że w FIS latem mocno przyłożono wagę także do tego udawania i markowania telemarków. Powoływani na zawody specjaliści mają od teraz baczniej oglądać, co dzieje się w momencie zetknięcia nóg z zeskokiem. I być pewniejsi w osądach, które – jak nierzadko można było uznać – orzekali raczej bezpiecznie, w środku dopuszczalnej przedziałki.
Warto przypomnieć, że telemark jako taki ma swoje źródła w bezpieczeństwie – służył stabilizacji przy jeździe na stromych nawierzchniach. Jednak rozwój sprzętu z dekady na dekadę utrudniał jego wykonywanie. Te dzisiejsze mało przypominają już wypady, jakie oglądaliśmy w PŚ jeszcze 20-30 lat temu, choć są pewne wyjątki. To Łukasz Kruczek na jednym ze spotkań w FIS, gdzie dyskutowano o ograniczeniach fizycznych i sugerowano łagodniejsze podejście sędziów do sprawy, z dumą pokazywał lądowania Kamila Stocha. Z komentarzem, że może i sprzęt mamy dziś sztywniejszy, ale oto dowód na to, że piękne lądowanie nie umarło. Jest po prostu kwestią pracy nad tym elementem.
– Zasada, żeby wyraźniej odejmować punkty za brak telemarku, jest dobrym kierunkiem – uważa teraz Stefan Kraft, pytany o reformę przez Eurosport. I dodaje: – W ostatnich latach zbyt często dochodziło do sytuacji, w której jeden zawodnik dostawał noty na poziomie 18,5 punktu za bardzo dobre lądowanie, a drugi robiąc w tej kwestii niewiele, był oceniany na 18. To nie było sprawiedliwe.
–Teraz piękno będzie bardziej doceniane, a zło bardziej karane. I myślę, że to dobrze – wtóruje mu mu u progu zimy Andreas Wellinger. A Stefan Horngacher pozwolił sobie nawet na żart: że może dzięki temu, jako ten ładnie lądujący, Andi wreszcie wygra dla Niemiec Turniej Czterech Skoczni.
"To nie jest łyżwiarstwo figurowe ani ujeżdżenie! Trudno dłużej milczeć"
Jednak takich optymistów, jak wymienieni wyżej, nie ma wszystkich. To znaczy: po drugiej stronie osi są sportowcy, dla których modyfikacje wytycznych dla sędziów są zabijaniem istoty skoków. Niemcy poświęcili tematowi zresztą sporo miejsca, m.in. w artykule opublikowanym w "Sportschau".
– Doprawdy, my nie uprawiamy jazdy figurowej na lodzie ani ujeżdżenia konnego. To są skoki. Chcemy, żeby tutaj wygrywali ci, którzy mają najdłuższe i najlepsze próby! – grzmiał cytowany w tekście Karl Geiger.
Geiger wie, że styl od zawsze był elementem jego dyscypliny. Ale zdaniem gwiazdy kadry naszych sąsiadów, obecne przepisy przekładają wajchę za mocno w tamtą stronę.
– Jestem poirytowany. To jest kompletna głupota, szczerze mówiąc. FIS postąpił źle. Trudno mi dłużej milczeć wobec tego, co się dzieje – wtóruje mu Markus Eisenbichler. Twierdzi, że teraz stylowi sędziowie zyskali większą sprawczość, a nie powinni. Wspomina też o jeszcze jednym, szalenie ważnym efekcie zmian: że odtąd będzie musiał zastanawiać się, czy przy długim locie poza rozmiar skoczni to na pewno się mu opłaca. Zawsze tak było. Ale czy będzie nadal?
Czytaj też:
Zarządzili: na skoczni żadnych dzióbków. Gorący czwartek w Lillehammer, pielgrzymki z kombinezonami
A co ze skokami powyżej HS? Nasz pomysł: minimalna wartość punktowa
I to clue całego problemu. Tym bardziej po przesunięciu granic wyobraźni przez Ryoyu Kobayashiego na Islandii, a raczej reakcjach środowiska na to zdarzenie, wydawało się, że FIS pójdzie naprzód w kwestii długiego latania. Bo to – przyznał sam Pertile – po prostu kręci dużą widownię. Tymczasem krótko po tym, co zrobił Japończyk, federacja poszła w inną stronę: zdecydowała się na ruch, jaki nakazuje skoczkom i trenerom (ewentualnie obniżającym belkę) dodatkowy rozsądek przy próbach bicia rekordów. Bo teraz, chcąc lądować daleko za rozmiarem skoczni, straci się jeszcze więcej. A przyjemność lotu może nie zrekompensować strat – np. finansowych, jakie z racji niższych pozycji w konkursach poniosą ci potrafiący fruwać na dół zeskoku.
– Jeśli polecisz daleko i na wypłaszczeniu zepsujesz telemark, możesz nie być na podium. To po prostu niesprawiedliwe – uważa Geiger. Popiera go w tym Horst Huttel, czyli dyrektor sportowy DSV. On marzy, żeby ten sport był nie pokazem piękna, lecz wyścigiem na to, kto potrafi skoczyć dalej. – Bo to była i jest sól skoków.
Kto ma rację? Zobaczymy. Jak wpłynie to na wyniki zawodów czy całego sezonu? To też wielka zagadka. Wydaje się jednak, że FIS przy rewolucji, którą da się racjonalnie uargumentować, zapomniała pochylić się właśnie nad superskokami – takimi, które cieszą publikę, zawodników i są największym dowodem jakości sportowej. Po pierwsze, te faktycznie mogą się zdarzać rzadziej, aby uniknąć strat punktowych. Po drugie, może już najwyższy czas, aby odgórnie ustalić, że loty np. poza HS przy braku upadku nie mogą być oceniane na mniej niż np. 18 punktów?
Oczywiście, za każdy metr na dużej skoczni przyznaje się 1,8 pkt. To spora nagroda. Ale też nie zapominajmy, że niekiedy nawet 0,1 pkt – najmniejsza możliwa różnica – dzieliła mistrza olimpijskiego od tego, komu musiało wystarczyć pocieszenie ze srebra.