Inni wspinają się na sportowe szczyty mozolnie, małymi kroczkami. On zdaje się robić to w siedmiomilowych butach. Jordan Stolz ledwie przestał być juniorem, a już jest o krok od miana "legendy". Stał się faworytem do olimpijskich złot w Mediolanie. W liczbie mnogiej, bo patrząc z dzisiejszej perspektywy, zakończenie igrzysk z jednym, zostawiłoby niedosyt. Wychodzi mu wszystko. Sam wyszukuje, czego jeszcze nie zdobył i sięga po to. W ten weekend rozpoczął rajd po potrójny triumf w "generalce" Pucharu Świata.
👉 Natalia Czerwonka wznowiła karierę. "Chcę być jeszcze lepsza niż wcześniej"
Stolz miał 16 lat, gdy po raz pierwszy wywalczył tytuł mistrza Stanów Zjednoczonych. 17, gdy zadebiutował w Pucharze Świata. Już jako nastolatek masowo bił rekordy, a mając lat 18 dokonał rzeczy niezwykłej: najpierw całkowicie zdominował mistrzostwa świata juniorów (sięgnął po pięć złotych i dwa brązowe medale), a kilka tygodni później powtórzył wyczyn wśród seniorów. Na "dorosłych" mistrzostwach świata wygrał na 500, 1000 i 1500 metrów.
W kolejnym sezonie obronił wszystkie tytuły. Sukces tego kalibru wówczas spowszedniał. Żeby podnieść poprzeczkę, Stolz dołożył jeszcze rekord świata na 1000 metrów. Byłby głównym faworytem do mistrzostwa świata w wieloboju sprinterskim, gdzie na notę składają się po dwa przejazdy na 500 i 1000 metrów. Zrezygnował jednak z tego i wybrał rozgrywany w tym samym czasie czempionat w "dużym" wieloboju. 10 000 metrów na poziomie międzynarodowym przejechał tam po raz pierwszy w życiu. I... znowu wygrał. Rywale nie zdołali na długich dystansach (5000 i 10 000) zniwelować różnicy, jaką Amerykanin wypracował na 500 i 1500.
Pod koniec sezonu 2023/24 miał 19 lat i listę sukcesów godną doświadczonego mistrza. "To co, odhaczyć serię złotych medali w Mediolanie i można kończyć karierę w wieku 21 lat?" – można było wówczas żartować. Stolz znajduje sobie jednak coraz to nowsze motywacje i cele. – W tym roku przygotowywałem się przede wszystkim pod krótsze dystanse – stwierdził w rozmowie z olympics.com. Ponoć postawił na rozwój siłowy. Nie zrezygnował też z ciągłego poszukiwania idealnego ustawienia płóz.
I ma jasno określony cel. – Oczywiście, że chcę znów obronić wszystkie tytuły mistrza świata. Ale klasyfikacja generalna Pucharu Świata to coś, czego jeszcze nie zdobyłem. Chciałbym to zrobić na trzech dystansach, o ile to możliwe – mówił portalowi olympics.com.
STOLZ ZDOMINOWAŁ POCZĄTEK SEZONU
To, że Stolz nie ma jeszcze żadnego triumfu w "generalce" Pucharu Świata, jest w zasadzie cichym chichotem losu. W poprzednim sezonie Amerykanin jeździł świetnie, ale nie wystartował w Pekinie. W rezultacie zarówno na 1000, jak i na 1500 metrów kończył sezon jako drugi, z zaledwie kilkupunktową stratą do Zhongyana Ninga. By go wyprzedzić, wystarczyłoby w zasadzie przylecieć na zawody do stolicy Chin i ukończyć swój start bez dyskwalifikacji (ostatnie, dwudzieste miejsce w grupie A dostaje 21 punktów).
Co się odwlecze, to nie uciecze? Prawdopodobnie. Stolz sezon rozpoczął znakomicie: siedem startów indywidualnych i siedem kolejnych złotych "blaszek" do kolekcji. Najpierw wygrał na 500, 1000 i 1500 metrów na mistrzostwach czterech kontynentów, a w ten weekend całkowicie zdominował inauguracyjny Puchar Świata. Był najlepszy na 1000 i 1500 oraz dwukrotnie na 500 metrów.
Zarówno w Hachinohe, jak i w Nagano zdecydowanie poprawił rekordy torów na 1000 i 1500 metrów. Jechał tam, na stosunkowo wolnym lodzie, w tempie, które 22 lata temu dawało złoto olimpijskie na najszybszym torze świata w Salt Lake City. Na 500 metrów do rekordów brakowało mu zaś odpowiednio: 0.04, 0.03 i 0.01 sekundy. Kibicowanie Stolzowi zdaje się być dziś jedną z najprzyjemniejszych czynności na świecie. Bo to zawodnik z rodzaju "superbohaterów". Taki, co do którego nie zastanawiamy się, czy da radę, tylko w jakim stylu to zrobi. A sezon 2024/25 rozpoczął w stylu brawurowym.