Myślę, że trochę brakuje tego charakteru w naszej drużynie. Nie wygląda to źle, ale musimy nabrać pewności siebie i chęci bronienia, nietracenia bramki – mówi otwarcie Łukasz Skorupski o reprezentacji Polski w obszernym wywiadzie dla TVP Sport. Oprócz tematów związanych z kadrą, bramkarz Bolognii opowiedział o swoich początkach we Włoszech, doświadczeniach z różnymi trenerami czy przeżyciach związanych z występami w Lidze Mistrzów.
Hubert Bugaj, TVP Sport: – Dziesięć lat temu, jako 23-letni chłopak wyjeżdżałeś z Górnika Zabrza do wielkiej AS Roma. Zastanawiam się, jak mają się oczekiwania wówczas tego młodego Łukasza Skorupskiego do tego, co po dekadzie wydarzyło się realnie?
Łukasz Skorupski, bramkarz reprezentacji Polski i Bologna FC: – Moja historia wyjazdu do Włoch jest bardzo ciekawa. Pamiętam, jak pod koniec dwutygodniowego obozu w Słowenii trener Nawałka powiedział mi, że przechodzę do Romy. Byłem zaskoczony, nie wiedziałem nic o transferze, nawet mi agent nic nie powiedział. Na drugi dzień poleciałem samolotem do Rzymu. Ciekawe jest to, że nie zabrałem ze sobą swoich prywatnych rzeczy i leciałem w dresie Górnika Zabrze. Nawet w nim podpisałem kontrakt, jest nawet zdjęcie w Internecie. Mówię: "dobra, wrócę do Polski, żeby zabrać ze sobą do Włoch jakieś ciuchy". Trener mi powiedział, że to wykluczone, bo jedziemy na dwa tygodnie na obóz do Austrii. Wracamy z obozu, mamy dwa dni wolnego, pytam trenera, czy mogę wrócić do Polski po rzeczy. A trener "nie, nie, za dwa dni lecimy do USA na tournee". Mówię: "trzeci obóz? nie dam rady" (śmiech). Pojechaliśmy tam na miesiąc, graliśmy z Realem Madryt. Do Polski wróciłem dopiero na święta, po sześciu miesiącach.
Na początku było mi bardzo ciężko. Pojechałem tam sam. Zostawiłem w Zabrzu rodzinę, przyjaciół. Jak wróciliśmy z Ameryki, przez miesiąc szukali mi mieszkania. Przez ten czas byłem w hotelu, skąd przyjeżdżałem na treningi. Miałem tam lekki kryzys. Brakowało mi kontaktu ze znajomymi. Nie było takiego szerokiego kontaktu do mediów społecznościowych. Były takie momenty, że mówiłem sobie: "zbieram się, wracam do Polski".
– Mateusz Borek opowiadał historię, że dzwoniłeś do śp. Krzysztofa Maja (przyp. red. – były dyrektor Górnika Zabrze) i cytując powiedziałeś "ja wracam, nie będę grał w piłkę, gdzieś mam te miliony, będę pracował w kopalni, ta Roma w ogóle mnie nie interesuje".
– W pewnym momencie chciałem wrócić do Polski. Dzwonię do menedżera i mówię: "musisz przyjechać do mnie i mi pomóc, bo psychicznie jest mi ciężko". Tęskniłem za znajomymi z Zabrza, z którymi zawsze widziałem się po każdym treningu, meczu. Mój menedżer przyjechał, siedział ze mną miesiąc w hotelu, później znaleźliśmy mieszkanko. Zacząłem uczyć się języka włoskiego, łapać pierwsze słowa. Ludzie zaczęli mnie fajnie zaczepiać. Wiesz, jak tam jest we Włoszech. Wchodzisz do baru i tam kawka, uśmiechy, piątki. Mają fajne włoskie życie.
– Bartek Salamon w "FootTrucku" opowiadał, że jak wrócił z Włoch do Polski, to próbował nawiązać small talk na stacji benzynowej z panią sprzedawczynią, to było ciężko.
– My jeszcze nie mamy tego w Polsce. Życie we Włoszech zaczęło mi się podobać. Grałem w wielkim klubie, z Tottim i De Rossim. Znalazłem sobie mieszkanie i cały czas potem było lepiej. W pewnym momencie jeździło na ławkę 21 zawodników plus trzech bramkarzy. Ja myślałem, że jestem trzecim bramkarzem i że będę grał w Primaverze, ale tam nawet nie zagrałem. Pierwszy bramkarz doznał kontuzji i trener Rudy Garcia zawołał mnie, żebym wszedł. Pomyślałem sobie: "kurczę, jestem jednak tym drugim"...
– Tam był De Sanctis i Lobot…
– Tak, okazało się, że jednak jestem drugim bramkarzem, nie spodziewałem się tego. Od tej chwili zaczęło podobać mi się życie we Włoszech. Dziękuję Konradowi (przyp. red. – menedżer Skorupskiego), że pomógł mi w tym trudnym momencie. Jestem tu jedenasty rok i nie żałuję tego wszystkiego.
– W wywiadzie z Łukaszem Olkowiczem powiedziałeś, że gdybyś nie wyjechał, "to byś coś odwalił, poszedł siedzieć i pracował w kopalni".
– (śmiech) Niestety takie życie prowadziłem w Zabrzu. Spotykałem się z kolegami, ja grałem, oni kibicowali na Torcidzie, potem szliśmy razem na dyskotekę i tam działo się, to co się działo. Jak widziałem, że ktoś coś robi mojemu koledze, to mu pomagałem. Możliwe, że tak moje życie by się skończyło. Pracowałbym na kopalni i prowadził takie życie, jak większość moich znajomych, którzy wychowywali się w Zabrzu.
– Twoje początki w Rzymie nie były łatwe. Nie byłeś wzorem profesjonalizmu, prawda?
– Szczerze? Takiego profesjonalizmu nauczyłem się po sześciu miesiącach, kiedy trener powiedział, żebym schudł, bo mam za dużo tkanki tłuszczowej. Od tego momentu wziąłem się za siebie, profesjonalnie podchodzę do zawodu i myślę, że będzie tak do końca kariery.
– Totti, De Rossi, Maicon, Nainggolan. Takie nazwiska były wówczas w Romie. Jak 23-latek może odnaleźć się, znajdując się z takimi piłkarzami u boku?
– Bardzo pomógł mi Bogdan Lobot, który był trzecim bramkarzem w Romie. Mówił perfekcyjnie po włosku i angielsku. Wziął mnie do siebie do pokoju na każdym zgrupowaniu i zawsze tam pomagaliśmy sobie przez Google Translator. Na boisku brałem dużo przykładu z Daniele De Rossiego. Prawdziwy kapitan, wychowany w Rzymie. Miał taką "grindę", czyli mega charakter. Kiedy teraz przemawiam do kolegów w szatni, zawsze przypominam sobie jego przemowy z czasów Romy i staram się to chłopakom przekazać, bo był bardzo dobrym kapitanem. Czasami wymienimy się wiadomościami, czy przez SMS, czy na Instagramie. Za każdym razem mi odpisze.
– Jak rozmawiałeś z Łukaszem Wiśniowskim, to mówiłeś, że jesteś jednym z tych trzech, którzy w szatni Bolognii takie przemowy wygłaszają. A jak jest w szatni reprezentacji Polski? Ostatnia taka twoja przemowa ukazała się w przerwie meczu ze Szkocją. To ma miejsce regularnie?
– Szczerze mówiąc, od kiedy nie ma Wojtka Szczęsnego, to staram się wziąć odpowiedzialność na siebie. Pod nieobecność Roberta Lewandowskiego w listopadzie byłem najstarszym zawodnikiem na kadrze. Jestem bardzo doświadczony, gram od wielu lat w jednej z najlepszych lig. Nie mam problemu z przemowami, bo to wbrew pozorom nie jest takie łatwe, zrobić to, w kółku przed samym meczem. Dogadaliśmy się z chłopakami w autobusie przed Szkocją, że ja postaram się coś powiedzieć. Przed Portugalią bardzo dobrą przemowę wygłosił Bartek Bereszyński, który jest też w tej kadrze od lat. I to tak powinno wyglądać, bo jako doświadczeni zawodnicy powinniśmy pomagać drużynie.
– Mecz z Manchesterem City (1:1) był twoim debiutem w Lidze Mistrzów. Po meczu kolacja, wstają Totti, De Rossi, Maicon. Wszyscy biją brawa, a Łukasz Skorupski nie wie, co się dzieje.
– Skąd znacie takie historie?
– Mówiłeś o tym.
– Mówiłem o tym?
– Tak, chyba w rozmowie z Łukaszem Olkowiczem. Dopytam cię – to jeden z flashbacków z tych dziesięciu lat z Serie A, do którego często wracasz?
– To było fajne uczucie, bo jedliśmy kolację i nagle wszyscy wstają. Maicon, który siedział obok mnie, zaczął bić brawo. Pamiętam te jego białe zęby. Nazywali mnie "Manuś", taki przydomek miałem w Górniku Zabrze. Mówiłem chłopakom z Romy, że po śląsku oznacza to "przyjaciel". Nagle wstaje Maicon i mówi "brawo Manuś". Będę do końca życia pamiętał te chwile. Przyjechałem z Zabrza, debiutuję na Lidze Mistrzów z Manchesterem City i dostaję brawa od Tottiego czy De Rossiego. To fajne, niezapomniane wspomnienia.
– Wakacje 2018. Dzwoni telefon, a tam w słuchawce inna legenda włoskiego futbolu – Filippo Inzaghi. Mówi: "pakuj się, będziesz jedynką w moim zespole".
– Byłem dwa lata na wypożyczeniu w Empoli. Później wróciłem na rok do Romy. Nie chciałem tam zostać, bo rozmawiałem z trenerem Di Francesco i mówił, że nie ma szans na rywalizację z Alissonem. Co ciekawe, przez te dwa lata, kiedy byłem w Empoli, bramkarzem nr 1 w Romie był Wojtek Szczęsny. Zaraz jak wróciłem, Di Francesco przekazał mi, że będą stawiać na Alissona. Trener powiedział mi, że nie ma problemu z tym, żebym poszukał sobie klubu. Znaleźliśmy klub, ale ówczesny dyrektor Romy, Monchi, nie puścił mnie, bo chciał w swoim zespole dwóch równorzędnych bramkarzy.
– Co to był za klub?
– Miałem oferty z Genoi, Brightonu. Nie dogadywałem się z Monchim, bo chciałem odejść, a nie siedzieć na ławce. Ostatecznie nie puścili mnie i ten rok przesiedziałem. Po roku zadzwonił do mnie Inzaghi, że chce mnie Bologna. Ucieszyłem się, bo to bardzo ważne nazwisko we Włoszech. Teraz jestem już siódmy rok w Bolognii.
– Jak zadzwonił, to byłeś już zdecydowany?
– Tak, bo od razu dał mi takiego kopa. Powiedział, że pamiętał mnie z dobrej gry dla Empoli. Fajnie się poczułem. Podziękowałem za zaufanie i powiedziałem mu, że będę jak najbardziej odwdzięczał się na boisku.
– A kiedy Łukasz Skorupski zmienił się z gościa, który lubił sobie wypić piwko, wyjść gdzieś wieczorem? Daleko było tobie do wzoru profesjonalisty, domatora.
– Tak jak mówiłem, kiedy w Romie powiedzieli, że mam zbyt wysoką tkankę. Nie było tak łatwo przestawić sobie wszystkiego w głowie, ale ja to zrobiłem, przede wszystkim może dlatego, że nie miałem starych znajomych obok siebie. Od tego momentu zacząłem podchodzić do piłki profesjonalnie. Później w Empoli poznałem swoją żonę i jeszcze bardziej podchodziłem do tego profesjonalnie, bo dała mi mocno do zrozumienia, że nie jest łatwo zagranicznemu piłkarzowi wejść do Serie A i żebym tego nie stracił. Mówiła, żebym patrzył na wszystkie detale, trenował na maksa. Dużo mi pomogła. Wiadomo, że w piłce każdy ma kryzys, ale ona w tych trudnych momentach wkracza i budzi mnie. Mówi: "odpoczniesz, jak skończysz karierę". Trzyma mnie na smyczy.
Na pewno dojrzałem. Wiem, czego nie robić. Jak jesteś starszy, to nawet jest mniej kolacji do późnej godziny. Jak masz rano trening, to do dwunastej to jest maks. Wracasz do domu i wstajesz o ósmej i idziesz na trening. Żeby dobrze wyglądać na treningu, musisz dobrze spać.
– Twój syn będzie bramkarzem czy piłkarzem z pola?
– On ogólnie mi mówi, że chce być bramkarzem. Na razie z kolegami grają z lotnym bramkarzem, ostatni broni. Widzę po treningach, że dobrze wygląda w polu, jest bramkostrzelny, fizycznie bardzo dobrze się prezentuje, ale jak do domu wraca, to od razu zakłada rękawice i rzuca się na łóżko. Jeśli taka jest jego decyzja, to nie będę go naciskał, żeby grał na innej pozycji.
– Ważne, że czuje z tego satysfakcję i dobrze się tym bawi, bo jeszcze jest w młodym wieku.
– Dokładnie, trzeba się tym bawić.
– Zapytałem kibiców Bolognii, żeby ocenili Łukasza Skorupskiego w skali 1-10. Wiesz, jakie najczęściej padały noty? Jaką sobie wystawiłbyś ocenę?
– Siódemkę?
– Nie, najniższa była jedna ósemka. Reszta to były dziewiątki, dziesiątki.
– Wczoraj po meczu?
– Przed. Zdarzały się też takie zdania: "Il migliore portiere del mondo".
– Najlepszy na świecie (śmiech).
– To chyba udany związek? Wygląda na to, że obie strony są zadowolone?
– Pierwsze dwa lata nie były łatwe, żeby nabrać zaufania ze strony kibiców Bolognii. Za kadencji Filippo Inzaghiego nie wyglądało to najlepiej. Kiedy przyszedł Sinisa Mihajlović, zaczęliśmy grać lepiej. Ja sam też lepiej prezentowałem się w bramce po tych dwóch latach. Z wiekiem byłem coraz lepszy, czy to u Thiago Motty, czy teraz u Vincenzo Italiano. Dali mi ogromne zaufanie i odwdzięczam się tymi paradami. To udany związek, na razie trwa i jest dobrze.
– Jeden z włoskich dziennikarzy, który zajmuje się Bologną na co dzień powiedział mi, że Łukasz Skorupski to zawodnik, który od momentu kiedy przyszedł do klubu do teraz wykonał największy postęp. W czym on się objawia i czy zgadzasz się, że jesteś znacznie lepszym bramkarzem niż w momencie, kiedy przyszedłeś tu bronić?
– Myślę, że jest coś w tym. Te pierwsze dwa lata nie były łatwe, bo broniłem dobrze, ale zawsze traciliśmy gole, czasami z mojej winy. Teraz nabrałem pewności siebie. Zrobiłem duży postęp, przede wszystkim w grze nogami, przy górnych piłkach, tego nauczył mnie trener Motta. Z wszystkich zawodników w klubie mam teraz drugi najdłuższy staż i łatwo ocenić ten progres, który poczyniłem.
– Twój największy atut?
– Gra na linii.
– Gdy patrzysz na najlepszych bramkarzy na świecie, to masz kompleksy?
– Między słupkami? Nie.
– A tak generalnie jako bramkarz? Jakieś deficyty?
– To kontrowersyjne pytanie, bo wiadomo, jak to będzie wyglądać, jak odpowiem, ale myślę, że… (wzrusza ramionami). Bronię w Lidze Mistrzów, daję tam radę i myślę, że dużej różnicy między innymi bramkarzami światowej klasy nie ma.
– Jak wygląda twoimi oczami trójka najlepszych bramkarzy na świecie?
– Bardzo lubię Jana Oblaka, ale w tym sezonie bardziej postawiłbym na Thibaut Courtois. W Top 3 widziałbym, ale tylko gdy jest w formie, Mike'a Maignana.
– Wiesz, że macie coś wspólnego?
– Piotr Zieliński cały czas gada, że chodzimy tak samo. Mamy podobne ruchy (śmiech).
– Wiele osób w Bolonii zachwyconych jest postacią Thiago Motty, ale rozmawiając tutaj z włoskimi dziennikarzami usłyszałem, że duży wpływ na twój progres miał ówczesny trener bramkarzy, Alfred Dossou-Yovo.
– Współpracował ze swoją prawą ręką, Argentyńczykiem Iago Lozano. Obaj są teraz w Juventusie. Pracowaliśmy nad każdym detalem, analizowaliśmy każdą obronę, grę nogami. Dzięki nim zrobiłem dość duży postęp, ale z obecnym sztabem i trenerami bramkarzy, Vincenzo Siciliano i Antonio Orsatim, też dobrze mi się współpracuję i też dzięki nim wykonuję progres. Pamiętam to, co robiłem u Alfreda i też trzymam się tego, ale z drugiej strony nauczyłem się też z Vincenzo i Siciliano, którzy bardzo mi pomagają. Wszystkie ich wskazówki połączyłem i myślę, że dzięki nim wyglądam lepiej niż w poprzednim roku.
– Pamiętasz jakiś swój ostatni słaby mecz? Nie chcę tobie słodzić, ale trudno sięgnąć pamięcią do takiego spotkania w twoim wykonaniu.
– Myślę, że z Romą przy pierwszej bramce El-Shaarawy'ego, który z bliska mi strzelił głową. Chciałem wybić piłkę z boku, a nie przed siebie, ale wybiłem ją za lekko, tak że wpadła do bramki. Można powiedzieć, że to był mój słabszy mecz, choć przy 2:1 dla nas wybroniłem dwie sytuacje. Zawiniłem pierwszą bramką, bo wiem, że mogłem spisać się lepiej.
– Marco Giampaolo w Empoli, Rudy Garcia w Romie, Filippo Inzaghi, Sinisa Mihajlović, Vincenzo Italiano w Bolognii. Co miał Thiago Motta na tle pozostałych trenerów? Nie da się ukryć, że w Bolognii postrzegany jest jako geniusz.
– Miał coś takiego w sobie, że każdy musiał dać maksa z siebie na treningu, bo jak nie dawałeś, to nie grałeś. Nieważne, czy nazywasz się Skorupski, czy jesteś z Primavery. W poprzednim sezonie nie zagrałem pięciu meczów, choć nie chodziło o to, że się źle przykładałem na treningu, po prostu miał taką wizję, że chciał dać zagrać bramkarzowi, który na każdym treningu się starał, dobrze wyglądał i to również pokazał podczas meczu. Do wszystkich podchodził tak samo. Jak tylko wygraliśmy mecz, a pamiętam mieliśmy serię pięciu zwycięstw z rzędu, podchodził do tego, tak jakby nic się nie stało. Oczywiście, po meczu śpiewaliśmy, był uśmiech z jego strony, ale na drugi dzień "buongiorno" i do pracy.
– Podobną rzecz mówił mi Matty Cash w kontekście Unaia Emery'ego, że w piłce jest dużo wzlotów i upadków, bo tych spotkań jest dużo, trenerzy na sporej emocjonalności podejmują decyzje, natomiast Emery, czy wygrywasz, czy przegrywasz, każe robić to samo. Czyli jest coś podobnego do Thiago Motty.
– Przegrałeś dwa mecze z rzędu? Powie coś szybko po spotkaniu, zrobi analizę, ale na drugi dzień już tylko "praca, praca, praca". Wygraliśmy pięć meczów z rzędu? Cieszył się, ale kolejnego dnia "praca, praca, praca". Ma swoją wizję i trzyma się jej niezależnie, czy przegra lub wygra. Dzięki niemu zaczęliśmy naprawdę dobrze grać w piłkę. Byliśmy czarnym koniem rozgrywek. Wygrywaliśmy w Pucharze Włoch na San Siro, gdzie Inter wygrał scudetto. Przyjechało do nas Juve, gdzie w pierwszej połowie przegrywali 0:3 i nie wiedzieli, co się dzieje. Zremisowaliśmy 3:3, ale w drugiej połowie trochę się rozluźniliśmy. Duże zespoły, które grały z nami, obawiały się nas. Byliśmy drużyną, która zabierała komuś miejsce w Europie, choćby Romie czy Napoli. Trener po sezonie wybrał inną drogę, odszedł do Juventusu, zamknęliśmy pewien rozdział i teraz pracujemy z trenerem Italiano. Wczoraj przegraliśmy (przyp. red. – w Lidze Mistrzów z Lille 1:2), ale coraz lepiej łapiemy wizję naszego szkoleniowca. Musimy mu zaufać w stu procentach i wtedy jestem przekonany, że będzie nam dobrze szło. Przykłada się, zależy mu. Jest bardzo dobrym trenerem. Teraz mamy przed sobą dwa ważne spotkania – w lidze z Venezią i w Pucharze Włoch z Monzą, która trzeba koniecznie wygrać.
– Z takiego ludzkiego punktu widzenia, którego szkoleniowca wspominasz najlepiej?
– Mihajlovicia, ze względu na to, co się wydarzyło. Starał się być naszym przyjacielem. Chodziliśmy razem na kolacje, zapraszał do hotelu. Inaczej podchodził do nas w klubie, inaczej poza boiskiem. Był specyficznym trenerem, który cieszył się życiem. Pracowaliśmy ze sobą cztery lata, najdłużej w Bolognii. Związaliśmy się z nim, jak rodzina. Dzwonił do nas, poza treningiem widywaliśmy się, w piątkę opowiadaliśmy sobie różne historie. Rozmawialiśmy dużo o piłce. Bardzo dobrze mnie traktował, trochę jak swojego syna. Bardzo zabolała mnie jego śmierć. Byliśmy całą drużyną na pogrzebie w Rzymie. Zawsze będę go miło wspominać, bo dał mi dużo jako człowiek i jako trener.
– Jakim jesteś typem piłkarza? Trzeba cię pogłaskać czy czasem bardziej ochrzanić?
– Myślę, że to i to, zależy od momentu. Czasami lubię, jak ktoś mnie pogłaszcze, a czasami, gdy za bardzo się rozluźnię, potrzebuję, żeby ktoś mi powiedział "obudź się". Przede wszystkim robi to moja żona. Zwraca na to mocną uwagę i bardzo mi pomaga w piłce. Jest osobą, która wie, że nie mogę się za bardzo rozluźnić, bo gdy tak się stanie, to może się przytrafić jakaś stracona bramka. A ona po każdym meczu, w którym dobrze mi poszło, mówi "brawo", ale sprowadza mnie na ziemię i przypomina, że za chwilę będzie kolejne spotkanie.
– Rozmawialiśmy o żonie i o prawdziwym synu, to czas na tego przyszywanego, czyli Kacpra Urbańskiego. Czy jako kibice reprezentacji Polski mamy się martwić tym, że nie dostaje on ostatnio za dużo minut w Bolognii?
– Jest ich mniej. Widać, że "Urba" jest tym trochę zdenerwowany, to jest naturalne. Piłkarsko nie jestem jednak o niego zmartwiony, bo na każdym treningu czy w meczach reprezentacji jest jednym z najlepszych na boisku. Poza spotkaniem z Chorwacją, w każdym meczu zagrał dobrze. Jestem o niego spokojny. Jak tylko dostanie szansę, będzie grał. Wiadomo, trener wybiera zawodników, a nie ja. Musi po prostu czekać na swoją okazję i ją wykorzystać.
– Jest kilku zdolnych młodych piłkarzy w Bolognii, oczywiście Kacper się do nich zalicza. Do tego można doliczyć Samuela Ilinga-Juniora, Santiago Castro czy Giovanniego Fabiana. Który według ciebie zrobi największą karierę?
– Mi się bardzo podoba Castro, napastnik. Nie zdobywa wielu bramek, ale jest mega "zadziorem" na boisku. Walczy o piłki, stara się, oddaje strzały. Jest to jego pierwszy sezon w roli podstawowego zawodnika. Podobają mi się Argentyńczycy. Czasami w swojej zadziorności bywają wręcz chamscy, ale potem wygrywają. Pokazali to na mundialu w Katarze. Lubię charakternych piłkarzy. Gdy bronię i ktoś zawini przy straconej bramce, ale jednocześnie widzę, że oddaje serce na boisku, to nic mu nie powiem. Gdy jednak ktoś gra na pół gwizdka, to czasami się gotuję. Czasy się niestety zmieniły i ciężko coś powiedzieć komuś młodemu. Pamiętam, że gdy kiedyś ktoś nie biegał lub się nie starał na treningach, to starszy zawodnik potrafił tak cię chwycić za głowę, że następnego dnia już biegałeś.
– Czy tej zadziorności, o której mówisz, nie brakuje trochę w reprezentacji Polski? Często wracamy do Kamila Glika, który był liderem i na boisku, i w szatni.
– Myślę, że trochę brakuje tego charakteru w naszej drużynie. Nie wygląda to źle, ale musimy nabrać pewności siebie i chęci bronienia, nietracenia bramki. Chęci utrzymania piłki z przodu, też tego, żeby oddać serce na boisku. Dopiero poznaję młodych na kadrze. W reprezentacji jest jakość, pokazaliśmy to w pierwszej połowie z Portugalią. Nie możemy jednak załamywać się po straconej bramce, tylko brać piłkę i atakować dalej. Na najwyższym poziomie głowa w piłce jest bardzo ważna. Kilka lat temu może była mniejsza jakość, ale charakterem się to nadrabiało. Teraz gdy jest może większa jakość, ale brakuje czasami charakteru, wiadomo, że silni obrońcy od razu cię wypchną.
– Czy tego charakteru da się nabrać?
– Trzeba nad tym popracować. Jako starsi musimy rozmawiać z młodszymi zawodnikami, też poza boiskiem, tak żeby wszyscy się dogadywali, żeby ta więź się umocniła. Po prostu, żeby sobie ufać, dzięki czemu później na boisku bardziej sobie pomagać. Nie można rozkładać rąk, jak komuś coś nie wyjdzie, tylko motywować go, żeby grać dalej. Jeden za drugiego musi biegać. Jest to do zrobienia, tylko potrzeba do tego czasu, a wiadomo jak jest z tym na kadrze. Trzeba jednak wykorzystywać każdą chwilę. Może nawet spotkać się po kolacji w pokoju, porozmawiać. Musimy pokazać charakter, odzyskać zaufanie kibiców, żeby po prostu wróciła stara reprezentacja.
– W reprezentacji jest duża rotacja zawodników. Jeśli się nie mylę, u Michała Probierza zadebiutowało czternastu piłkarzy. Któryś zwrócił twoją szczególną uwagę?
– Myślę, że "Urbi" jako jedyny został z tych debiutantów. Raz ktoś przyjedzie, raz nie, a on od kiedy dostał powołanie, przyjeżdża cały czas. Myślę, że Kacper ma dobrą głowę i dlatego trener go powołuje. To nie jest takie łatwe tak sprawnie wejść do kadry. A on zagrał wyluzowany, z czystą głową. Uważam, że to dlatego trener na niego stawia.
– Jak podsumowałbyś rok naszej reprezentacji? Jest tylko jedno utrudnienie – nie możesz użyć sformułowania, którego używają ostatnio wszyscy, czyli "idziemy w dobrym kierunku".
– Pod względem wyników nie wyglądało to zbyt dobrze. Dla mnie jednak, gdy w reprezentacji trenerem jest Polak, umie do nas bardziej dotrzeć. Zna naszą mentalność, wie, jak podejść do przemów. Uważam, że lepiej to wygląda, gdy selekcjonerem jest Polak. Gramy dobrze, tylko za łatwo tracimy bramki i przegrywamy. W Portugalii mogliśmy prowadzić nawet 2:0. Myślę, że idzie to w dobrym kierunku (śmiech). Trzeba pracować nad detalami, mieć więcej cwaniactwa. Tego zabrakło ze Szkocją. Nawet żeby się położyć, wybić gdzieś piłkę. Brakuje doświadczenia, jest sporo młodych zawodników. Będziemy nad tym pracować.
– W meczu z Francją na Euro otrzymałeś statuetkę dla najlepszego piłkarza meczu. Później zakończenie reprezentacyjnej kariery ogłosił Wojciech Szczęsny. Wydaje się, że po 12 latach i 12 występach w reprezentacji Łukasz Skorupski w końcu zasłuży na bluzę z numerem 1. A tu okazuje się, że w bramce będzie rotacja. Co poczułeś w tym momencie?
– Byłem spokojny, bo się pewnie czułem. Trener tak zdecydował. Ja to szanuję, podjąłem rękawicę. Zrobiłem swoje, zobaczymy, co się stanie w marcu.
– Masz wrażenie, że w Lidze Narodów kolejny raz zapracowałeś na pozycję numer 1?
– Niech to ocenia trener i kibice. Ja naprawdę podchodzę do tego spokojnie.
– A jesteś spokojny, że w 2025 roku reprezentacja będzie, używając już tego wyświechtanego określenia, szła w dobrym kierunku?
– Spokojny nie, ale myślę, że zakończy to się happy endem, bo reprezentacja takie ważne mecze wygrywa. W tych decydujących chwilach, które decydowały o awansach na Euro czy mundial, Polska pokazywała charakter i wygrywaliśmy. Zrobimy wszystko, żeby pojechać na mistrzostwa świata. Może to być mój ostatni mundial. Chciałbym tam zagrać jako podstawowy bramkarz, to jest moim marzeniem.
– W wywiadzie z Łukaszem Olkowiczem mówiłeś, że wiesz, jakie to fajne uczucie usłyszeć hymn Ligi Mistrzów. Ten sezon będzie pierwszym poważnym w tych rozgrywkach. Jak oceniasz te doświadczenia po pierwszych pięciu spotkaniach?
– Za każdym razem, gdy wychodzę na mecze Ligi Mistrzów, czuję ciarki. Gdy słyszę hymn, myślę sobie, że pracowałem na to tyle lat, jestem tutaj i zasługuję na to. Myślę, że w każdym spotkaniu Champions League pokazałem się z dobrej strony.
– A gdy patrzysz na takiego gościa jak Robert Lewandowski, który strzelił w tej Lidze Mistrzów ponad 100 goli, to łapiesz się za głowę?
– Przy śniadaniu oglądamy urywki Ligi Mistrzów i chłopaki zawsze mówią o "Lewym". Jest bardzo szanowany w całych Włoszech. Zastanawiają się, jak mógł nie otrzymać Złotej Piłki. Jest tutaj niezwykle ceniony, a ja, jako Polak, jestem bardzo dumny, że osiągnął tak dużo w piłce. I przede wszystkim jeszcze nie kończy. Początki w Barcelonie nie były łatwe, ale teraz jest liderem klasyfikacji strzelców w Hiszpanii. Życzę mu jak najlepiej. Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy mieli takiego zawodnika w polskim futbolu. Mam nadzieję, że tak. Chciałbym, żeby dostał Złotą Piłkę. W covidowym sezonie, gdyby nie anulowano plebiscytu, to by ją wygrał.
– Jesteś piłkarzem, który stawia sobie cele na nadchodzący rok?
– Tak, stawiam sobie cele przed sezonem. Zapisuję je sobie w szafce w szatni. Chcę rozegrać minimum dziesięć meczów bez straconej bramki. Na razie idzie ciężko, ale jeszcze trochę meczów zostało. Odkąd jestem w Bolognii, to chyba, poza pierwszym sezonem, zawsze mi się to udawało. Z roku na rok staram się być lepszym bramkarzem. No i przede wszystkim zawsze chciałem być pierwszym wyborem w reprezentacji.
Następne
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.