W Legii grało wielu piłkarzy, żaden nie zapracował i nie zasłużył na status większej legendy klubu, w którym wymagania i oczekiwania zawsze były i są największe. Nikt nie rozegrał w niej więcej meczów, nikt nie strzelił dla niej większej liczby goli. Jeszcze tylko Kazimierz Deyna wytrzymuje porównanie z Lucjanem Brychczym. Najwybitniejszy i najbardziej szanowany piłkarz Legii w historii zmarł kilka miesięcy po 90. urodzinach. Pan Lucjan od dawna chorował.
Legia i kibicowska Warszawa pogrążona jest w żałobie i ogromnym smutku. Odszedł Lucjan Brychczy, klubowy symbol i legend, który najpierw – między wrześniem 1954 roku, a marcem 1972 roku rozegrał w niej 452 mecze (368 w lidze), zdobył 226 bramek (182 w lidze) i wywalczył cztery mistrzostwa kraju oraz cztery Puchary Polski, a później był związany jako trener lub asystent pierwszego szkoleniowca.
W 1957, 1964 i 1965 roku był królem strzelców ligi. Jest najstarszym w historii Legii zawodnikiem ligowym (poza bramkarzami) oraz strzelcem gola w lidze (37 lat i 88 dni). W dniu ostatniego występu na murawie miał 37 lat i 161 dni. W 58 występach w reprezentacji Polski zdobył 18 bramek, był kapitanem narodowego zespołu, w którym zadebiutował w sierpniu 1954 roku, niedługo po 20. urodzinach. Był już wtedy zawodnikiem Legii, ale jeszcze nie zaliczył oficjalnego występu w stołecznym zespole, ponieważ akurat trwała przerwa między rozgrywkami.
Jako piłkarz i trener dołożył "cegiełkę" do wszystkich klubowych trofeów, był naocznym świadkiem wszystkich mistrzostw i krajowych pucharów. Zagrał w meczu otwarcia stadionu Camp Nou w Barcelonie, był kapitanem reprezentacji Polski, w legendarnym meczu ze Związkiem Radzieckim w Chorzowie w 1957 roku asystował przy golach Gerarda Cieślika (2:1 w eliminacjach MŚ), wystąpił w półfinale Pucharu Europy (odpowiednik dzisiejszej Ligi Mistrzów).
Gdyby nie pochodził zza "żelaznej kurtyny" grałby w Realu Madryt u genialnego trenera Helenio Herrery u boku takich sław jak Alfredo di Stefano, Raymond Kopa czy Francisco Gento, w Barcelonie, AC Milan albo w każdym innym zagranicznym klubie. Był jednak oficerem Wojska Polskiego i w trakcie kariery nie miał prawa wyjechać zagranicę, by tam kontynuować karierę. Wspomniany trener Helenio Herrea zachwycił się umiejętnościami Brychczego po meczu eliminacji mistrzostw Europy z Hiszpanią (1959 rok) i chciał zabrać Polaka do Królewskich. "To była życiowa szansa. Niestety, w ówczesnych warunkach zupełnie nierealna. Kto by mnie puścił z wojskowego klubu do kraju rządzonego przez generała Franco, którego w Polsce stawiano w jednym szeregu z Hitlerem i Mussolinim?" – wspominał kiedyś Lucjan Brychczy w jednym z wywiadów. Rok wcześniej 24-letni Brychczy zdobył stopień oficerski – został porucznikiem WP.
Pozostał więc wierny Legii, do której trafił, by odsłużyć wojsko i wrócić na Śląsk – urodził się w 1934 roku w Nowym Bytomiu (wtedy dzielnica Rudy Śląskiej). Jego ojciec Stanisław walczył w Powstaniach Śląskich, a Lucjan był najmłodszym z czwórki rodzeństwa.
Od 2014 roku był w Klubie Wybitnego Reprezentanta Polski, a także honorowym prezesem Legii, od kilku lat chorował i przestał pojawiać się przy ulicy Łazienkowskiej, gdzie spędził ponad 70 lat swojego życia. Cztery lata wcześniej, w wyniku plebiscytu przeprowadzonego wśród kibiców Legii, jego imieniem została nazwana Trybuna Południowa nowego stadionu im. Marszałka Józefa Piłsudskiego (ta, gdzie jest sektor rodzinny oraz sektor zajmowany przez kibiców gości). "Jestem warszawiakiem ze Śląska" – od tego zdania rozpoczyna się wywiad-rzeka z Lucjanem Brychczym spisany przez Grzegorza Kalinowskiego oraz nieżyjącego już byłego kustosza legijnego muzeum, Wiktora Bołbę. W książce "Kici. Lucjan Brychczy – legenda Legii Warszawa" ten wyjątkowy piłkarz i człowiek opowiedział o swoim życiu i wspaniałej karierze.
W 2000 roku Brychczego odznaczono Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 2016 roku na stadionie odsłonięto pamiątkową tablicę z odlewem ręki legendarnego piłkarza i trenera. Tablica znalazła się tuż obok Ściany Mistrzów. Po kolejnych trzech latach pan Lucjan trafił do Alei Gwiazd Piłki Nożnej na promenadzie PGE Stadionu Narodowego. Obok tego obiektu odsłonięta została również tablica z odciskami jego stóp.
Kto słucha najstarszej polskiej audycji sportowej "Kroniki Sportowej" emitowanej wieczorami w Programie I Polskiego Radia ten wie, że zaczyna się od słów komentatora Tadeusza Pyszkowskiego "oj strzelaj, prędzej strzela... jest!". Słowa pochodzą z radiowego sprawozdania z meczu Legia – Slovan Bratysława rozegranego w roku 1956, a tym strzelcem jest… Lucjan Brychczy. Legia wygrała 2:0 i był to jej debiut w europejskich pucharach – o czym pisał w jednym ze swoich felietonów na łamach "Rzeczpospolitej" Stefan Szczepłek.
Pseudonim "Kici" czyli po węgiersku "Mały" nadał Brychczemu jego pierwszy trener w warszawskim klubie – Janos Steiner.
Dziś tak wielkich i wybitnych piłkarzy, jakim był Lucjan Brychczy, już nie ma.