Przejdź do pełnej wersji artykułu

Nina Patalon o awansie na Euro: owoce na drzewie zakwitają jako ostatnie [WYWIAD]

/

Reprezentacja Polski piłkarek po raz pierwszy w historii awansowała na mistrzostwa Europy. W cyklu "Kamerą TVP Sport" Nina Patalon, selekcjonerka kadry, opowiada o procesie, który jej zespół przeszedł w trakcie eliminacji. Trenerka mówi też o wymarzonych rywalach na Euro, Ewie Pajor, autokarze, który musi jeździć zawsze do przodu i... słowach mnicha, które zapadły jej w pamięć.

👉 Hit Ligi Mistrzów w środę w TVP! Oglądaj mecz Juventus – Man City [TRANSMISJA]

  • Polskie piłkarki po raz pierwszy w historii awansowały na Euro, pokonując w barażach Rumunię i Austrię
  • Selekcjonerka kadry uważa, że droga Polek na Euro była niczym "amerykański sen"
  • "W drużynie nie było nawet odrobiny strachu. To jest dla mnie najważniejsze, bo udało nam się wyeliminować najgorsze, co rządzi światem" – mówi Patalon
  • O procesie, który zbudował kadrę, wymarzonych rywalach na mistrzostwach i przesądach opowiada w cyklu "Kamerą TVP Sport"
  • Więcej informacji ze świata sportu na TVPSPORT.PL

Michał Zawacki, TVP Sport: – Kilka godzin po ostatnim gwizdku w Wiedniu odebrała pani ponad 2,5 tysiąca wiadomości. Na ile się udało przez niespełna tydzień odpisać?
Nina Patalon: – Powiem szczerze, że nie odpisałam jeszcze na wszystkie, za co z góry przepraszam. To chyba niemożliwe, bo mam też bardzo dużo nieodebranych połączeń. Jeżeli ktoś poczuł się pominięty, to na pewno w świątecznych życzeniach was uwzględnię.

Czytaj też:

Radość reprezentantek Polski (fot. Getty Images)

Uwierzyć w proces. Polskie piłkarki zrobiły coś wielkiego [KOMENTARZ]

– Proces – to słowo klucz. Według jednej z analiz "Proces" Franza Kafki to opowieść o odpowiedzialności za własne życie. Trochę mi to pasuje do Niny Patalon. Proszę powiedzieć, czym jest ten słynny już proces selekcjonerki?
– Proces to przede wszystkim wiara w postęp i niekoniecznie koncentrowanie się na samych wynikach. W życiu trzeba skupić się też na drodze, którą idziesz, bo ta droga dostarcza bardzo dużo informacji i wartości. Nie możesz jej nazwać inaczej niż procesem, bo w momencie, kiedy ją rozpoczynasz i dążysz do celu, to jest coś, co cię umacnia, co daje doświadczenie i informację, jaki ty jesteś, jaka ty jesteś. Ten proces przede wszystkim polega na oczyszczaniu i w pewien sposób wzmacnianiu tych, którzy dotrą do końca.

– Padło wcześniej takie stwierdzenie, że pewna część procesu się skończyła. To ta najważniejsza część, prawda? Awans.
– Dzisiaj z perspektywy czasu cieszę się najbardziej z tego, że awans wywalczyłyśmy na boisku. Te wszystkie doświadczenia, presja, która na nas ciążyła, trudne sytuacje – chociażby to, że z piekła, które trwało kilka miesięcy, trafiłyśmy do nieba wraz z prezentem gwiazdkowym – to trochę wyglądało jak amerykański sen. Opowiadało się ludziom, że będzie dobrze, że teraz pocierpimy, pozbieramy doświadczenia, ale musimy wytrwać – warto będzie to zrobić, bo na końcu na pewno czeka nas nagroda. Wszystkie rzeczy, które nie funkcjonują, nawet w małych aspektach powinnyśmy poprawiać, wierząc w to, że cel jest zawsze przed nami. Rzeczywiście te wszystkie rzeczy w pewien sposób na samym końcu zaowocowały.

To jest najlepsza puenta tej "bajki". Dla niektórych zawodniczek, ludzi z mojego sztabu i dla mnie też jako trener, jest to pierwsza naprawdę wymagająca wielu poświęceń podróż życiowa.

Czytaj też:

Na kobiecym Euro grali nieliczni. Polki są więc w elitarnym gronie

– Jak mentalnie pozbieraliście zespół na te cztery jesienne mecze po sześciu porażkach w Lidze Narodów?
– Wiele czynników miało wpływ na to, że do baraży przystąpiliśmy z czystą głową. Aspekt mentalny, o który pytasz, był kluczowy. Oczyszczamy drogę, ale trzeba najpierw wyczyścić głowę. Trzeba mieć świadomość tego, że w procesie, w którym byliśmy, nie zawsze wszystko szło po naszej myśli i wyjaśniać, co się tak naprawdę stało. Mamy powody tych porażek. Nie jest do końca tak, że zawsze było idealnie. Zazwyczaj nie mówię o tym, co trudnego nas spotyka po drodze, bo wychodzę z założenia, że wszystko jest po coś. Jeżeli jest teraz trudniej – to jest to po coś; ja mam się nauczyć czegoś, zawodniczki mają się czegoś nauczyć. Wiemy o sobie tyle, ile razy nas sprawdzono.

Mając cały ten bagaż i pokazując, co z czego wynika, zaprezentowaliśmy dziewczynom bardzo szeroką analizę – zarówno na boisku, jak i mentalną tego, co działo się w dywizji A. Cały zespół ludzi łącznie z moim sztabem oraz około dwanaście osób dodatkowo pracujących dla PZPN przygotował szczegółową analizę naszej gry. Czasami to były naprawdę małe rzeczy, typu kwestia odległości, odwagi w niektórych momentach... Niekiedy podchodziliśmy wysoko, ale nie było doskoku. Nie wykorzystywaliśmy sytuacji. Jak się ma jedną, drugą, a przeciwnik cię nagle trafi i jest 1:0, a później 2:0, to te mecze są bardzo trudne.

Przypomnij sobie starcie z Islandią. Gramy dobrze, momentami bardzo dobrze i nagle w minutę tracimy dwie bramki. Bardzo trudno to wyjaśnić, ale możesz to przeżyć. Mieliśmy naprawdę dużo materiału, który pokazał, jak zbudować siebie na nowo.

Jestem liderem, muszę doprowadzić ludzi do końca i być w jakiś sposób dosadna. Idziesz do końca z tymi, którzy wierzą. Z tymi, którzy nie wierzą, nie idziesz. Musisz wiedzieć o swoich ludziach wszystko. To było też bardzo ważne. 

Czytaj też:

Polskie piłkarki wypełniły przeznaczenie. Jadą na Euro 2025

– Mecz z Austrią – najlepsze spotkanie od marca 2021?
– Myślę, że tak. Co do meczu z Austrią... Byliśmy po dwóch pierwszych spotkaniach z Rumunią, czyli ten zespół spędził razem trochę czasu. Wiadomo, że po kilkumiesięcznej przerwie, kiedy przyjechaliśmy i zagraliśmy pierwszy mecz w Bukareszcie, to parę ogniw nie funkcjonowało. Po dwóch spotkaniach już wiedzieliśmy wszystko. I to znowu były detale, które w jakiś sposób trzeba było przełożyć i pokazać dziewczynom, w czym jesteśmy najlepsi, zbudować pewność siebie.

Dla mnie najważniejszym zadaniem po tych porażkach było zbudowanie pewność siebie. Inaczej jej nie zbudujesz, jeśli nie zrobisz wszystkiego, żeby dziewczyny uwierzyły w siebie. Jeżeli ktoś zaczyna mecz, nie jest sam sobie pozostawiony. Biorę odpowiedzialność za to, że dałam tej osobie grać. Moje nastawienie jest tylko i wyłącznie takie – trzymam kciuki, zagraj jak najlepiej, bądź swoją najlepszą wersją. Chciałam z nich zdjąć presję. Naprawdę wierzę w każdą, która gra, która wchodzi z ławki, która jest po to, żeby przygotować koleżanki. Te, które nie grają, często są po to, żeby przygotować koleżanki do trudów spotkania. Jeśli masz fantastycznego sparingpartnera, możesz wygrać bardzo dużo.

Określenie ról, które są kluczowe dla każdej zawodniczki w drużynie i zaakceptowanie tego przez nie, to też był chyba taki kluczowy moment. Miałam świadomość przed meczem z Austrią, że tu każdy chce – każdy. Są momenty, które warto zapamiętać w życiu. Wtedy w drużynie nie było nawet odrobiny strachu. To jest dla mnie najważniejsze, bo udało nam się wyeliminować to najgorsze, co rządzi światem. Strach jest najgorszym czynnikiem, który może wszystko popsuć. W momencie, kiedy już go nie widziałam, byłam pewna, że wszystkie decyzje, jakie podejmowaliśmy, będą dobre. 

Czytaj też:

Reprezentantki Polski odśpiewały hymn z kibicami. Piękne sceny po meczu z Austrią [WIDEO]

– W Wiedniu wydarzyła się ciekawa sytuacja: Irene Furman, selekcjonerka Austriaczek, powiedziała, że zagramy nisko w obronie. Czy przy ustalaniu taktyki braliście pod uwagę to, że takie słowa padły?
– Nie braliśmy tego pod uwagę przy układaniu taktyki. Wiedzieliśmy jednak też, że kiedy prowadzi się trening oficjalny, to dookoła jest mnóstwo kamer, a ktoś przypadkiem przechodzi tunelem. Nie chcieliśmy więc do końca zdradzić tego, jak będziemy funkcjonować. Pokazaliśmy dokładnie jakieś 5,5 procent tego, co chcemy zagrać. To było upewnienie rywala w tym, czego w późniejszych minutach meczu było najwięcej, ale nie było głównym aspektem gry zespołu.

– Czy była piłkarka, która w trakcie tych baraży zaskoczyła panią najbardziej?
– Myślę, że nikt mnie nie zaskoczył. Mamy bank informacji i omawiamy każdą kolejkę. Dysponujemy zawodniczkami, które grają w ośmiu ligach i co weekend te mecze oglądamy. Dziewczyny są świadome, że jedenastka nie rysuje się we wtorek czy czwartek, tylko już pierwszego dnia. Oczywiście robi się zmiany, ale da się w pewien sposób i tak wyczuć, kto kogo będzie przygotowywał do gry – bo koleżanki też muszą przygotować zawodniczki na swojej pozycji do gry, często będąc w zajęciach treningowych odzwierciedleniem rywala czy pomagając w pewnych sytuacjach.

Nie chodzi o zaskoczenie, ale po prostu bardzo się cieszę, że Nadia [Krezyman], która jest jedną z naszych najmłodszych zawodniczek, poradziła sobie z presją tak ważnych meczów.

– Grania od pierwszej minuty.
– Nawet nie wiem, czy ona jest świadoma. Rozmawiałam z nią we wtorek na ten temat. Wcześniej bywało różnie. Myślę też, że ta bramka strzelona w Rumunii, to było wejście smoka. Weszła jako zmienniczka Ewy Pajor i w drugim kontakcie z piłką strzeliła bramkę.

Czytaj też:

Baraż reprezentacji Polski piłkarek o awans na Euro 2025 przyciągnął rzeszę kibiców. Świetna oglądalność sukcesu biało-czerwonych

Pierwszą w reprezentacji.
– Myślę, że to dało jej dużo pewności siebie. W lidze wygląda świetnie, zresztą cały czas jest tego kontynuacja, bo w ostatniej kolejce też zaliczyła dwie asysty. Jest świetną skrzydłową i do tego uniwersalną zawodniczką. Znam ją od dziecka, więc nie jest to dla mnie tajemnica. To, że poradziła sobie w tak trudnych meczach, nie wiem nawet, czy do niej do końca dochodzi. Właśnie przez to ja nigdy nie obawiam się stawiać na młodszych zawodników, bo oni nie do końca wiedzą, co ich czeka i nie są świadomi w wielu rzeczy. Jak masz dobry mental, to warto też takim zawodniczkom dać szansę. Emilia [Szymczak] jest jeszcze młodsza, ma osiemnaście lat. Świetnie radzi sobie na poziomie seniorskim. Nadia naprawdę pod względem dojrzałości dała bardzo dużo drużynie. Jestem też zadowolona, że w stu procentach swoje zadania wykonała Oliwia Woś.

Do Oliwii to jeszcze wrócimy.
– Muszę przyznać, że pod względem mentalnym i w ogóle sportowym, wykonała przez ostatnie dwa lata niesamowity progres. To też można podkreślić – ona wcale nie startowała z pozycji wysokiej, jeżeli chodzi o ranking. Dzisiaj naprawdę jest bardzo wysoko pod względem pracy, jaką wykonała przez dwa lata. Zawsze podkreślam, że u zawodniczek najbardziej cenię pracę. Ona zazwyczaj procentuje w kluczowych momentach. Masz samodyscyplinę, więc w kluczowych chwilach podejmujesz najlepsze decyzje.

Kiedy zaczynamy przygotowania logistyczne do Szwajcarii? Kiedy wybierzemy ośrodek? Gdzie w czerwcu zgrupowanie? Polska czy już tam na miejscu w Szwajcarii? I czy to okienko czerwcowe wykorzystamy jeszcze na sparingi przed samym turniejem?
– To już się tak naprawdę teraz dzieje, bo przedstawiciele są w tym momencie w Szwajcarii. Po losowaniu będzie moment na przygotowania. Wiadomo, że to też tak nie działa, jakby nam się wydawało – że mamy niesamowity wybór i mnóstwo decyzji możemy podjąć później. Na pewno wybór ośrodka będzie uzależniony od grupy, którą wylosujemy, bo wiadomo, że wtedy mamy określone miasta, hotele.

Czytaj też:

Ruszyła sprzedaż biletów na Euro 2025. Ile kosztują wejściówki na mecze reprezentacji Polski kobiet?

Do świąt trzeba przygotować cały plan przygotowań, wstępne działania. Później w styczniu są pierwsze spotkania ze specjalistami. Spotkania podsumowujące, spinające klamrą pewne działania operacyjne będą na początku stycznia. Jestem przekonana, że na pewno zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żebyśmy mieli bardzo dobre możliwości. 

Liga Narodów będzie wstępnym przygotowaniem, przetarciem i później mamy miesiąc, w którym dziewczyny muszą zrealizować urlopy. Dostaną około czternastu dni, bo tak musi być. Później zgrupowanie – czy dziesięć, czy siedem dni... To już na początku stycznia będziemy planować merytorycznie. Też jest ważne, żeby był odpoczynek po lidze.

– Czy sztab będzie powiększony o analityków dedykowanych do obserwacji naszych grupowych rywali?
– Były już dzisiaj takie rozmowy, na pewno tak będzie. Kwestia kto, co i jak personalnie – na pewno będziemy szukali do któregoś stycznia. Do tej pory mieliśmy jednego skauta, który podpatrywał mecz rywali, z którymi przyjdzie nam grać kolejne spotkanie. Teraz ta liczba będzie większa, bo chcielibyśmy mieć w trzech kolejkach Ligi Narodów kluczowe informacje, żeby zgrupowanie czerwcowe było jak najlepiej zaplanowane, a analizy zrobione. Zwiększamy ich liczbę dlatego, że są trzy zespoły. Chcielibyśmy, żeby każdy był dedykowany danemu rywalowi. Kilka nowych osób może się więc pojawić do ściśle wybranych elementów działania.

– Wiem, że trenerzy nie lubią tego pytania, ale jednak losowanie – wymarzona grupa? Koszyk pierwszy to Szwajcaria, Hiszpania, Niemcy i Francja.
– Jeżeli chodzi o koszyk pierwszy, to chciałabym jechać tam i zaczynać pierwszy mecz z wizją, misją i nastawieniem, że zrobimy wszystko, żeby zagrać jak najlepiej. Wiem, że nie mamy wpływu na losowanie, ale – jeśli miałabym być szczera – to dzisiaj cokolwiek bym nie powiedziała, i tak to nie będzie miało później znaczenia. Mam dwa typy z pierwszego koszyka. Szwajcaria, bo znamy się fantastycznie.

– No tak, gramy co zimę.
– Co roku z nimi gramy, więc naprawdę bardzo dobrze się znamy. I Niemki.

Czytaj też:

Kiedy i gdzie odbędą się mistrzostwa Europy w piłce nożnej kobiet w 2025 roku? Najważniejsze informacje o EURO 2025

– Żeby się zrewanżować tak jak reprezentacji Austrii za Ligę Narodów.
– Co do kwestii rewanżu, nie mam w sobie poczucia odwetu. Bardziej chodzi o kwestię gry z przeciwnikiem, którego świetnie znasz.

– Bo nasze piłkarki grają w Bundeslidze.
– Bo grają w Bundeslidze. Poza tym graliśmy z nimi dwukrotnie na przełomie maja i czerwca. Powiem szczerze, że ten mecz w Rostocku też ma dwie strony medalu. Pierwsza to jest taka, że Niemki jeżeli nie strzelą szybko bramki, to długo się rozkręcają. Przez to miały z nami problem, bo stawialiśmy opór bardzo długo, do 77 minuty. Kiedy wpadła bramka na 2:1, wiadomo – wszystko się posypało. Patrząc natomiast pod kątem organizacji gry, trochę psychologii, to byłby to rywal najbliżej naszego zespołu. Nie oszukujmy się – teamy z pierwszego koszyka to jest "top of the top". To są fenomenalne zawodniczki. Grając z Niemkami mamy też troszeczkę... Nasz sąsiad to jest taki rywal, z którymi lubi się powalczyć, prawda? Bez względu na to, czy on jest z topu czy nie, to jest twój sąsiad, a z sąsiadem powalczysz.

– Różnie się walczy z sąsiadami. Czyli z mistrzem świata Hiszpanią grać nie chcemy. Koszyk drugi: Włochy, Islandia, z którą graliśmy w Lidze Narodów, Dania i broniąca tytułu mistrza Europy reprezentacja Anglii.
– Jeżeli trafimy na Islandię, to super. Co prawda w historii też...

– Słaba ta historia meczów z Islandią.
– Tak, statystyki nie są najlepsze, ale znowu odwołuję się do tego, że dla mnie te mecze miały znaczenie. Grając z nimi w Lidze Narodów w Sosnowcu przegrywamy 0:1 po bramce z ok. 30. minuty, ale też musimy ten mecz prowadzić w wielu aspektach i my go prowadzimy. Brakuje nam czegoś, tej kropki na "i", trochę motoryki, rzeczy, które można wyjaśnić analitycznie. Powiem szczerze, że uważam, że nasz pierwszy mecz z Islandią w Lidze Narodów wiosną to był nasz najlepszy mecz.

Czytaj też:

Polskie piłkarki awansowały na Euro 2025. Jak wyglądały eliminacje? [SKRÓTY]

– Z Ligi Narodów w fazy grupowej.
– Tak. Patrzenie tylko na wynik, to tak troszeczkę jakby się tego meczu nie oglądało. 0:3 to jest przepaść. Tak naprawdę tej przepaści nie było. Popełniliśmy za dużo prostych błędów i zbyt szybko straciliśmy dwie bramki. To było troszeczkę trudne do naprawienia.

– Mając wcześniej dwie sytuacje.
– Dokładnie. Tam było dziewięć sytuacji w ogóle.

– Przed straconą bramką były dwie takie stuprocentowe.
– Tak, ale w całym meczu było dziewięć sytuacji, z czego cztery naprawdę mogły się zamienić na bramkę. Dzisiaj możemy stwierdzić, że po coś to było. Grając z Austrią, śmiało można powiedzieć, że byliśmy o klasę skuteczniejsi. O to też chodzi, żeby owoce zebrać wtedy, kiedy trzeba. Nie będę tu jakąś czarodziejką z księżyca, po prostu Islandia. 

– Koszyk trzeci. Holandia, bardzo mocny zespół, Szwedki pierwsze w historii mistrzynie Europy, no i dwóch rywali, których dobrze znamy z eliminacji mundialu, czyli Norwegia i Belgia.
– Belgia. To zespół, który zabrał nam baraże do mistrzostw świata. To był pierwszy mecz, zremisowaliśmy 1:1. Nasz wyjazd do nich to była cała historia – problemy covidowe, kto gra, kto nie gra, te są na liście, te nie mogą. Mieli problem ze szczepionkami w Belgii, nie w Polsce. To jaki tam był cyrk, za przeproszeniem, przed tym meczem... Jako trener czymś takim nigdy nie zarządzałam. Do końca nie wiedziałam, kto w ogóle będzie mógł grać. Czasem na trening wychodziło cztery, pięć, sześć zawodniczek – na indywidualny, motoryczny, bo był problem. Przegraliśmy 0:4 i niestety nasze marzenia troszeczkę uleciały. W żaden sposób nie mogę powiedzieć, że Belgia wtedy nie była na wyciągnięcie ręki. Dwukrotnie przegrała z Norwegią. Zabrakło nam punktu.

Czytaj też:

AC Milan z Polkami w składzie. Małgorzata Mesjasz i Nikola Karczewska o awansie na Euro 2025 kobiet

– Tak, przy czym też trzeba pamiętać, że u nas to jeszcze był proces w trakcie jego trwania, a nie już zakończenie pewnego etapu.
– Tak, to był początek.

– Biorąc pod uwagę te pierwsze wybory: Szwajcaria, Islandia i Belgia – to jest wymarzona grupa pani selekcjoner na najbliższe finały mistrzostw Europy. 64 piłkarki były powołane w trakcie kadencji, 50 zagrało, w tym było 21 debiutantek. Czy ten zespół to już jest rodzina? Czy tymi siostrami, jak siebie nazywacie, jest łatwo zarządzać?
– Myślę, że jest tak, jak ogólnie w zarządzaniu ludźmi – to nie jest takie proste. Każdy ma swoje oczekiwania, marzenia. Czasami ktoś jest bardziej dojrzały, ktoś mniej. Myślę, że najważniejsze jest ustalenie zasad i wartości. Dzięki temu później wiesz, kto się dla tego zespołu poświęci, kto dla drużyny zagra z kontuzją w kluczowych momentach, kto usiądzie na ławce i to zrozumie, a także kto dla tego zespołu, siedząc na ławce, przygotuje najlepiej koleżankę, żeby ona zrobiła coś dobrego dla nas wszystkich.

 Mam wrażenie, że nigdy nie będziemy w stanie pracując z ludźmi dojść do poziomu, w którym można powiedzieć, że już jest dobrze. Takich sytuacji nie ma. Dzisiaj jestem dumna z zespołu – że w tym czasie, kiedy walczyliśmy z Austrią, kiedy graliśmy wszyscy rozumieli cel i wszyscy byli zaangażowani maksymalnie na rzecz drużyny. Grupą ludzi możemy być zawsze, ale zespół ma cel, który za wszelką cenę chce zrealizować nawet kosztem siebie. Jeżeli ty dzisiaj jesteś w stanie kosztem siebie iść w ogień za drugą koleżanką i coś dla siebie stracić, to jesteś gotowy, żeby osiągnąć wielkie rzeczy.

Wracając do procesu, jest takie powiedzenie – i to jest też bardzo ważne w zarządzaniu – że jeżeli dzieje się coś złego, a ty obwiniasz innych, to długa droga jeszcze przed tobą. Jeśli obwiniasz siebie, to jesteś w połowie tej drogi. Jeżeli natomiast nikogo nie winisz, tylko akceptujesz to, co się stało i idziesz dalej, to znaczy, że jesteś już gotowy na sukcesy. W mojej opinii wiele zawodniczek to rozumie. Nie powiem, że wszystkie, bo nie jestem w stanie dzisiaj tego stwierdzić, ale rozumiały to na pewno te, które miały ogromny wpływ na to, jak funkcjonuje drużyna. One wiedziały, że bez tego nie awansujemy. 

Czytaj też:

Nina Patalon o historycznym awansie na Euro: to był nasz "amerykański sen"

Zawsze powtarzam, że ego to twój wróg. Myślę, że to też był taki moment, w którym nie było problemu z ego. Były sytuacje czyste, jasne, bo wiedzieliśmy czego chcemy. Kiedy przez trzy lata ciężko pracujesz, to w tym procesie już momentami masz tak trudne chwile, że zastanawiasz się co będzie dalej. Mimo wszystko jednak ciągle wierzysz, że owoce przyjdą na samym końcu.

Jedna z moich asystentek wysłała mi film po przegranym meczu z Austrią. Mnich sobie siedzi, uśmiecha się i mówi: "Pamiętaj, owoce na drzewie zakwitają jako ostatnie". To też jest bardzo obrazowe, bo czasami potrzeba wzmocnienia, żeby dalej wierzyć. Musisz dalej wierzyć, żeby ludzi ze sobą pociągnąć.

– Pani trener lubi niewyszukane określenia. Po dwumeczu z Austrią usłyszeliśmy, przyznam w kuluarach, "Oliwia Woś to moja ściana". Czy o kimś jeszcze takie powiedzenia powstały?
– Mamy swoje "nicki". Jakbym teraz miała szukać w pamięci, to byłoby trudno. Kiedy jesteśmy w grupie, to jest okej, ale jakbyśmy "na zewnątrz" miały je powiedzieć w taki sposób, to być może nie każdy byłby zadowolony.

– A jak to jest z tą ścianą?
– Ona w trudnych momentach radziła sobie lepiej, gorzej, ale radziła sobie i nigdy nie narzekała, nigdy nie szukała wymówek. Nigdy też nie była osobą, która unika odpowiedzi na trudne pytania. Myślę, że jej silny mental jest jak ściana. Ona naprawdę ma silną psychikę. Jeżeli ktoś w wieku 25 lat robi taki postęp... Ona jest dzisiaj naszą najszybszą stoperką. Oliwia zrobiła przez te dwa lata naprawdę gigantyczny postęp swoją ciężką pracą. Nikt jej tego nie dał.

– W dużej mierze ona też te mecze z Austrią nam wygrała.
– Trzeba przyznać, że była bezbłędna. To jest najważniejsze. To, co mi się podoba w aspekcie współpracy z Emilką [Szymczak], to to, że one są świadome pewnych rzeczy. Emilka jest bardzo młoda, ale jest tak samo świadoma. Są momenty, w których trzeba zagrać dłuższym podaniem, bo inaczej się z tego nie wyjdzie. I tu nie trzeba nikogo przekonywać, że to jest wstyd. Jeżeli chcesz czasem coś zrobić wielkiego, a ryzyko jest zbyt duże, to po co je podejmować? To, co najbardziej mi się podobało w tej dwójce, to fakt, że one fantastycznie oceniały ryzyko – w której strefie, gdzie nam się to opłaca, gdzie nie. To była naprawdę bardzo duża dojrzałość. One też się w tych momentach komunikowały. Było słychać jak funkcjonują, przewidywały i tak dalej. To określenie ze ścianą przede wszystkim wzięło się z tego, że jest trudna do przejścia.

Czytaj też:

Katarzyna Kiedrzynek i Paulina Dudek o awansie reprezentacji Polski kobiet w piłce nożnej: dobrze, że jeszcze mam drzwi

– Skoro o personaliach, to mamy gwiazdę w lidze rosyjskiej. Nie jest powoływana. Czy Gabriela Grzywińska musi zmienić klub, żeby brać ją pod uwagę w kontekście Euro?
– Myślę, że tak. Z drugiej strony, czy dzisiaj liga rosyjska jest też aż takim rynkiem, jakim była wcześniej – to jest pierwsza rzecz. Stamtąd wszyscy wyjechali. Trudno mi określić poziom tych rozgrywek. Dziś też bardzo trudno je oglądać, bo dostęp jest ograniczony.

– Czyli musiałaby zmienić klub, żeby można było ją zobaczyć.
– Patrząc przez pryzmat zawodniczek, które w tej reprezentacji się "urodziły", myślę Gabrysia miałaby dużą rywalizację do wygrania, żeby utrzymać się w kadrze. Mówię to nie dlatego, że gra w Rosji, a po prostu przez pryzmat dwóch lat. Są piłkarki, które są po przerwach spowodowanych kontuzją. Jeżeli się im uda, dotrwają i będą cały sezon w grze, to jestem przekonana, że ich forma będzie jeszcze wyższa. Rozmawialiśmy o Adzie Achcińskiej. Kontuzje ją nękały. Dziś cały czas ma pewne rzeczy do wypracowania, ale w momencie, kiedy przepracowała cały okres i gra w każdym meczu w wyjściowym składzie, to też jest to już inna zawodniczka.

Rywalizacja, jeśli chodzi o pozycję środkowych pomocniczek, jest bardzo duża. Bohaterka spotkania, Dominika Grabowska, z racji profilu przeciwnika, pewnych działań i planu na mecz, nie znalazła miejsca wyjściowej jedenastce. To też jest fantastyczna piłkarka. Mam nadzieję, że jak wszystkie będą zdrowe...

– To będzie kłopot bogactwa.
– To będzie sytuacja, gdzie trzeba będzie dobrze wybrać jedenastkę. Oby tak było. Do tej pory miałam sytuacje, w których czasami ktoś miał trzy mecze w reprezentacji lub wcale ich nie miał. Okej... No to gramy! Może jeszcze w tym spotkaniu trudno by było powiedzieć, że ta zawodniczka powinna debiutować, ale musiała sobie poradzić, bo tego wymagała sytuacja. Zawsze uważam, że to szansa dla mnie i zawodniczek, żeby dowiedzieć się dużo o sobie. Moją rolą jest na tyle przygotować dziewczyny, żeby były gotowe podjąć wyzwanie, i żeby nikt mi nigdy z tej sceny nie uciekł.

Czytaj też:

Łzy Ewy Pajor po awansie na Euro 2025. "Jestem dumna!" [WIDEO]

– Prawie 15 lat temu pani powiedziała: "Trenuję taką dziewczynkę, która będzie dobrą piłkarką". Ewa Pajor miała wtedy 13 lat. Dzisiaj można zażartować, że Ewa już była Ewą, a żeńska Barcelona jeszcze nie była Barceloną, prawda?
– To prawda. Może już w jakichś tam wywiadach o tym wspominałam, ale kiedy ją zobaczyłam była taką malutką dziewczynką. Przyjechała do mnie na trening. To był rocznik 1994, ona jest 1996, więc była najmniejsza, najmłodsza. Piłka sięgała jej do kolan. Spojrzałam na Piotrka Kozłowskiego, pierwszego trenera Ewki, i powiedziałam: "Panie trenerze, ona jest taka malutka". Odparł: "Spokojnie poczekaj, jak zacznie robić coś z piłką". Na tym treningu, na który ona przyjechała, już wtedy wiedziałam.

Byłam bardzo młodym trenerem. W wieku 20 lat dostałam szansę. Zaczęłam tworzyć w Koninie coś na wzór Akademii Dziecięcej. Wszystkie kategorie wiekowe od U10 do U13 były wtedy pod moją opieką. Ewka też tam była. Pamiętam jej pierwsze turnieje, sytuacje, kiedy wracaliśmy z rowerem, boomboxem, ze wszystkim, co było możliwe, bo ona wszędzie była najlepszą zawodniczką, na każdym turnieju.

Miałam myśli, że muszę ją chronić, ale nie mogę jej skrzywdzić. Dawałam jej bardzo dużo swobody. Uważałam wtedy, że mój poziom trenerski jest okej. To był jednak taki talent, że zastanawiałam się długo, jak to zrobić, żeby ona była naprawdę świetna. Spojrzałam wtedy na samą siebie i stwierdziłam, że gdybym ja nie miała tyle swobody w życiu, to bym nigdy nie wyjechała wcześniej z domu i nigdy nie podejmowała sama decyzji. Pomyślałam wtedy: "Okej, ja jej dam tę swobodę, niech popełnia błędy, sama decyduje, niech ona ze mną rozmawia po meczu i powie, co jest lepsze". Z biegiem czasu, kiedy byłam coraz lepszym trenerem, pewne rzeczy jej sugerowałam, ale moim celem było to, żeby jej nie skrzywdzić.

Musiałam ją cały czas chronić. Była eksploatowana, wszyscy ją chcieli. W pewnym momencie było dla mnie dużym ułatwieniem, że zostałam koordynatorem w Koninie. Czasami sama stawiałam ten "halt" innym trenerom, mówiąc: "Koniec. Była na tym meczu, teraz jedzie z seniorkami. Nie ma opcji, żeby pojawiła się gdzieś jeszcze". O to trzeba było dbać, bo wszyscy ją chcieli. Była gwarancją tego, że pojedzie na mecz, strzeli parę bramek i będzie spokój. To naprawdę fenomenalna zawodniczka, jeśli chodzi też o podejście do pracy. To jest jej największy atut.

– Dlatego mamy królową strzelczyń w Lidze Mistrzyń, dwukrotną królową strzelczyń Bundesligi, piłkarkę, która dała nam tyle radości w reprezentacji. Pod stadionem Austrii Wiedeń były osoby, które dbały o to, żeby autokar z piłkarkami nie musiał cofać. Czy pani jest przesądna?
– (śmiech) Nie, nie jestem przesądna i to nie jest przesąd. To się wzięło chyba od trenera Nawałki, że to jest przesąd. Tu chodzi o to, że cofanie się to nie jest dobra rzecz.

– Chodzi o to, żeby iść naprzód.
– Dokładnie, żeby iść naprzód. Z drugiej strony, czasami jest sytuacja, że autokar nie ma gdzie wykręcić, buja na prawo i lewo. Nie lubię tego. Chcę mieć prostą drogę do celu. Jeżeli się zdarza, że on musi to zrobić, nie mam jednak czegoś takiego, że wpadam w panikę i wychodzę. Po prostu, jeżeli musi to zrobić, to mówię, że jak musimy, to musimy.

Natomiast jeśli chodzi o zaplanowanie przyjazdu autokaru, to nie mam problemu z rzeczami, o które pytasz, ale kierowca musi wiedzieć, jak jechać, musi się zmieścić w czasie. Jeżeli się okazuje, że będziemy przed, to musi znać na tyle trasę, żebyśmy dojechali na czas, czyli po prostu zwalnia.

– Albo robi kółko.
– Z kółkami różnie.

– Ale nie jeździliście nigdy dookoła ronda sześć razy na przykład?
– Nie, ale już wie w pewnym momencie, że gdzieś się droga zwolniła, gdzieś korki odpuściły. Eskorty nie zawsze są takie, że rozbijają ruch, zwłaszcza, jeżeli mówimy o zachodzie Europy. Czasem po prostu przed tobą jadą.

Pierwsze co więc robię, to się przywitam i zaprzyjaźnię z kierowcą. Chcę, żeby się czuł z nami swobodnie, ale żeby też nie wjechał gdzieś na pole golfowe, bo takie sytuacje też miałam. Na jakimś turnieju trzymałam się za głowę, bo jeden nie zmieścił się na rondzie, drugi wjechał w pole golfowe, a trzeci praktycznie wjechał z nami do wody i to nie byli nasi kierowcy, tylko zagraniczna firma. Jak masz takie doświadczenie, to wiesz nie tylko gdzie wjeżdżasz, ale ile czasu to trwa, kto co może zrobić, kto gdzie musi zadzwonić. To cała procedura, choć niektórym się wydaje, że to prosta droga na stadion. 

– Nina Patalon, 42 mecze z reprezentacją Polski i 20 spotkań wygranych, czyli prawie połowa. Ostatnie pytanie i poproszę o odpowiedź tak lub nie. Czy przez te prawie cztery lata pracy z reprezentacją był taki moment, że chciała pani rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?
– (śmiech) Nie, bo ja jestem "fajter". 

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także