W sobotę Polska była potęgą, a w niedzielę średniakami. To w Titisee-Neustadt Kamil Stoch odniósł ostatnie dotąd zwycięstwo w Pucharze Świata, a potem zacięła się maszyna. Michal Doleżal, który wtedy prowadził kadrę polskich skoczków, po długim milczeniu wreszcie zdecydował się rozliczyć przeszłość. – Gdybym wiosną 2022 roku jednak dostał szansę zostać, zostałbym – przyznaje w obszernym wywiadzie dla TVPSPORT.PL. I argumentuje, dlaczego wrócił.
Kiedy portal sport.pl wiosną jako pierwszy ujawnił możliwy powrót Michala Doleżala do Polski, informacja tak zaskoczyła środowisko, że wydała się niemal niemożliwa. A jednak. Czech, który po rozstaniu z funkcją trenera naszej kadry skoczków ostatnie dwa lata spędził jako asystent Stefana Horngachera w Niemczech, podjął się być może najtrudniejszej misji w karierze: stanięcia na czele indywidualnego teamu Kamila Stocha. Odkąd wrócił do nas, poza konferencją prasową na wiosnę i jednym (wspólnym z Łukaszem Kruczkiem) artykułem w interia.pl raczej unikał mediów. Zresztą, gdy jesienią poprosiliśmy Doleżala o wywiad, w ogóle nie odpowiedział. Dopiero na starcie Pucharu Świata w Lillehammer Michal wyjaśnił, że jego krok w tył ma związek przede wszystkim z szacunkiem wobec aktualnego sztabu i samego Thomasa Thurnbichlera. Nie chciał wychodzić przed szereg, być może nie chciał pytań o sytuację obecnych kadrowiczów ani ich wyniki, a powrót do tematu jego rządów (2019-2022) w reprezentacji do dziś pod pewnymi względami jest trudny.
O to, czy Thurnbichler miałby coś przeciwko takiej rozmowie z Doleżalem, spytaliśmy więc samego Thomasa. I nie miał. To przekonało Michala, żeby jednak przerwać medialną ciszę.
To tym cenniejsze, że Puchar Świata w Titisee-Neustadt, który właśnie rusza, dla niego i Stocha ma szczególny historyczny wymiar. To tam w styczniu 2021 roku Kamil wygrał dotąd ostatni, 39. konkurs w swojej karierze.
***
MICHAL DOLEŻAL: – Ale w tamtą sobotę to był nie tylko Kamil. Tamte zawody całej naszej drużynie wyszły przecież wspaniale: trzeci Piotr Żyła, dalej miejsca nr 5, 7, 11...
MICHAŁ CHMIELEWSKI, TVPSPORT.PL: – A potem przyszła niedziela, w której wszystko się odmieniło. Wynik był kiepski i chyba zgodzisz się, że druga część sezonu wyglądała, jakbyśmy oglądali inny zespół? Wcześniej podia, triumf Stocha w Turnieju Czterech Skoczni, cuda i hymny. Po niedzieli przyszły problemy. Znikąd. Nagle.
– Tak. Patrząc na to z perspektywy czasu, trudno się nie zgodzić…
– Jakby ktoś obciął siekierą wszystko, co było. To chyba największa zagadka polskich skoków: co takiego stało się tamtej nocy z soboty na niedzielę?
– Właściwie nic nagłego. Ciężko to wytłumaczyć, ale chyba po prostu dotarła do nas fala zmęczenia po całym, dość stresującym Turnieju. Kamil triumfował, było dużo dni zawodów, przejazdów, a prosto z Bischofshofen jechaliśmy już do Titisee. I jeszcze ten koronawirus. Przecież to wtedy byliśmy o krok, żeby w ogóle nie wystąpić w TCS przez niejednoznaczny test Klimka Murańki. To wtedy było to całe zamieszanie, przywrócenie nas i tak dalej. Zużyliśmy jako zespół mnóstwo energii. I ta się nagle wyczerpała do zera. Padło, że właśnie w niedzielę na Hochfirstschanze. Czy to jest cała prawda – nie wiem. Ale innego wytłumaczenia nie mam.
– A ile mogła dołożyć presja związana z wyrównaniem liczby zwycięstw Adama Małysza? Z perspektywy czasu: to były szalone dni.
– Były, ale nie myślę, żeby to jakoś na Stocha wtedy wpłynęło. Właściwie nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Za to przypominam sobie, że już przed tamtym konkursem w niedzielę Kamil powiedział mi: oj, dziś będzie ciężko. I było. To też mogło się odbić na reszcie. Bo kiedy słabnie zawodnik, który ciągnie cały team, na innych to też wpływa. I wpłynęło.
– Ciekawe było tamto Titisee. Z jednej strony pisanie historii, z drugiej – wielki cios.
– Duży, bo to zawsze przychodzi nieoczekiwanie. Trudno się przygotować na nagły dołek, mimo że on – z perspektywy czasu – miał prawo wówczas nadejść. Gorzej jednak, że gdy coś się zacina, często jest tak w skokach, że zaczyna się o tym myśleć, za dużo analizować, kombinować itd. Gdy pojawia się napięcie, to zawsze kiepska droga. Pułapka.
– Od tamtej pory pojawił się temat, który powracał: że kadra była w niedziele regularnie przemęczona.
– I to nie tylko w mediach, bo i my zauważyliśmy tę tendencję. Później, bodaj przy Lahti, próbowaliśmy zmienić nieco rytm tygodniowej pracy. Ale w trakcie zimy trudno już o rewolucje.
– Co jest w stanie zrobić sztab z zawodnikami, jeżeli w sezonie zaczyna się dziać kiepsko? Albo też inaczej: gdy już wejdzie się w zimę, odstając od reszty?
– To zależy, nie ma dwóch takich samych sytuacji. Na przykładzie sezonu 2020/21 mogę powiedzieć, że coś się da, bo z mistrzostw świata z Oberstdorfu, pomimo dołka, wróciliśmy z dwoma medalami. Ale już w sezonie 2021/22 było trudniej: koronawirus, kontuzja kostki Kamila… Nałożyło się wtedy tego. W Pekinie nie mieliśmy nic do stracenia. To, że Dawid miał stamtąd medal, a Kamil był dwa razy o włos od podium, uważam za wielki sukces.
– To był już czas, w którym twój zawodnik de facto przestał dominować. Cały ten rok 2021, od którego zaczęliśmy, był jego ostatnim dotąd na realnym szczycie. Stąd zastanawiam się: czym różni się obecny Stoch od tamtego z chwili 39. wygranej?
– Dla mnie tylko i wyłącznie ustawieniem mentalnym. Niczym więcej.
– Że bardzo chce i czasami aż za bardzo?
– Dokładnie tak.
– Próbuję sobie przypomnieć, czy odkąd wiosną 2022 roku odszedłeś do Niemiec, był jakiś wywiad, który podsumowałby twoją pracę w roli głównego trenera Polaków?
– Nie.
– Nikt nie dzwonił czy sam nie chciałeś?
– To wtedy szybko i nagle się skończyło. Była jedna rozmowa, po czasie, gdy byłem już zatrudniony w Niemczech i pracowałem ze Stefanem. Ale to też nie był wywiad, który wszystko by rozliczył. Nie był, bo ja takiego nie chciałem. Wszyscy wiemy, w jakich okolicznościach to się kończyło. Uznawałem, że to niepotrzebne: wyciągać jakieś brudy, problemy, rozdrapywać rany. To niczego i tak by nie wniosło.
– Nic?
– Mogłem jedynie się czegoś domyślać, ale to była wyłącznie ich inicjatywa. Na zawsze zapamiętam twarze chłopaków z chwili, gdy tam w Słowenii mówiłem im na wewnętrznym spotkaniu, co będzie dalej. Że dla kadry w tym kształcie to koniec.
– Michal, a jak sądzisz: czy gdyby w tamtej Planicy ktoś z PZN zaproponował ci, żebyś jednak pozostał na stanowisku, to mając już plan na to, co dalej, pozostałbyś?
(chwila ciszy)
– Tak. Raczej bym został.
– Pamiętasz, kiedy pierwszy raz tamtej zimy poczułeś, że to zmierza ku końcowi? W Pekinie? Wcześniej? W trakcie? Dopiero w Planicy?
– Do Pekinu, tak uważam, wszystko było okej w kontekście spokoju o stanowisko. Oczywiście, coś z mediów do mnie dochodziło, ale to nie miało wpływu na nasze funkcjonowanie. Szło ciężko na skoczni, ale poza nią było dobrze. Po powrocie z igrzysk ta machina już się zaczęła.
– Oprócz grudniowej Wisły, po której nakazano wam wyjazd na obóz do Ramsau, ja jako potencjalny start dyskusji wskazałbym raczej Willingen. I awanturę o wasze buty Ferrari. Z zewnątrz to wtedy wyglądało, jakby u was w środku doszło do podziałów. I jakby definitywnie siadła atmosfera.
– Ja tego od środka tak nie poczułem. A z butami? Cóż, to była fantastyczna nowinka. Uznaliśmy, że ją tam przetestujemy i jestem pewny, że gdybyśmy z tym sprzętem pojechali na igrzyska, to dużo byśmy tam zgarnęli. Ale skończyło się, jak się skończyło, należało ten sprzęt poprawić. To jednak później pokazało charakter tych chłopaków: medal Dawida, walkę Kamila. Bardzo podobało mi się, z jakim nastawieniem pojechaliśmy na tamte igrzyska pomimo wcześniejszych kłopotów.
– Jak z perspektywy czasu oceniasz decyzję, żeby te magiczne buty zaprezentować już w Willingen, a nie dopiero w Pekinie?
– Uważam to za błąd.
– Możesz rozwinąć?
– No tak, należało wyciągnąć je dopiero w Chinach. Chcieliśmy to rozegrać tak, żeby zasiać zamęt już wcześniej u rywali. Po czasie co jednak mogę powiedzieć? Biorę to wszystko na siebie. Powinienem był to wówczas inaczej przemyśleć.
👉 Warto przeczytać: GS, czyli Główny Szkoleniowiec? Tak opisywaliśmy odejście Doleżala
– Michal, a czy jako trener kadry zawsze potrafiłeś utrzymać ster? Albo inaczej. Czy słyszałeś, jak pod koniec twojej kadencji rozwijano inicjały twojego asystenta Grzegorza Sobczyka? GS – Główny Szkoleniowiec.
– Ech, wszyscy wokół mi to mówili, ale u nas w środku tego nie było czuć. Czy go słuchałem? Oczywiście, był moim asystentem. Czy mnie do czegoś czasami przekonywał? Jasne, od tego jest asystent. Wszyscy wiemy, że Grzesiu to mocny charakter, ale nigdy – tak uważam – nie zapomniałem, że to ja jako szef muszę umieć podejmować decyzje. Dzisiaj, kiedy czasami się widujemy i rozmawiamy na skoczni, podchodzi i w żartach zaczepia: "Widzisz, widzisz? To a tamto ci mówiłem, a ty nie zrobiłeś!" Był czas, że o tym więcej myślałem – czy faktycznie oddałem ster. Ale gdy dziś dostaję to pytanie, to mam pewność, że nie do końca tak było. Wydaje mi się, że gdy nie idzie, to zawsze szuka się podobnych uwag, zauważa takie rzeczy albo zastanawia, czy to powinno być tak ułożone, a nie inaczej. Tego rodzaju problemy czy mniejsze albo większe konflikty tak samo pojawiają się w innych środowiskach i kadrach.
– Pamiętam, że już w Planicy i po informacji, że odchodzisz, Sobczyk powiedział na łamach skijumping.pl: po zimie i tak zrobimy w sztabie analizę tego, dlaczego zima była tak zła. Zrobiliście ją?
– Po zimie? Nie. Ale myśmy ją tak naprawdę przeprowadzili dużo wcześniej, w trakcie sezonu. Wszyscy chcieli jak najszybciej wrócić do dobrego skakania, najlepiej na szczyt. Było więc dużo rozmów. Plan naprawczy, wyciąganie wniosków – to nastąpiło na długo przed Planicą. Najważniejsze było, aby utrzymać spokój, ale my tego spokoju nie dostaliśmy wtedy za dużo. Bo skoki w Polsce są zbyt ważne, aby móc mieć taki komfort. To utrudnienie dla trenerów, ale i wielka siła. I odpowiedzialność.
– Dziś, już na spokojnie i z perspektywy czasu, jakie masz przemyślenia odnośnie przyczyn tamtego kryzysu?
– Nie skakaliśmy najlepiej, ale też w kontekście sprzętu nie udało nam się coś, czego bardzo chcieliśmy na etapie przygotowań. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale ma to związek z producentem materiału na kombinezony. Potem pojawiły się problemy z krojem strojów. Nie chcę zanadto wchodzić w szczegóły, jednak to było niezależne od nas. Gdy chłopcy zaczęli lepiej skakać, i tak brakowało metrów. Nie leciało. Sprzęt to była niestety główna przyczyna. Musieliśmy wszystko przegryźć, przeanalizować i gdy to zrobiliśmy, nastąpiła poprawa. Ale nie taka, jaką każdy chciał zobaczyć. Finał wszyscy znamy.
– Rozmowa o tej historii dzisiaj jeszcze cię boli?
– Trochę na pewno, ale też czasu minęło sporo. Sądzę, że to po prostu była dla wszystkich dobra lekcja skoków.
– Czy gdy wiosną rozważałeś powrót do pracy w Polsce, obawiałeś się, jak zostaniesz przyjęty?
– Nie, ani trochę. Zostawiłem tu wielu przyjaciół, znajomych, pożegnaliśmy się – uważam – z klasą i w dobrych relacjach. Nie miałem powodu, aby się bać.
– A ze Stefanem Horngacherem na skoczni dzisiaj się witacie? Czy raczej unikacie?
– Nie, nie, witamy zawsze serdecznie. Pozostaliśmy kolegami. To zresztą mi Stefan powiedział, gdy sam odchodził z Polski – życzył powodzenia całej ekipie, a sobie, żeby niczego to nie zmieniło w prywatnych relacjach między nami. Nie mam w Niemczech żadnych spalonych mostów. Zaskoczyłem go wiosną, to na pewno. Ale wiedział od początku, że daję sobie tydzień, aby przemyśleć ofertę Kamila. Sam wtedy też miał czas, żeby się zastanowić nad nową sytuacją. Podjąłem decyzję, przekazałem mu, on miał kilka pytań, a najważniejsze brzmiało: czy jestem tego pewny? Byłem. Wiedziałem też, że zanim wrócę do Polski, muszę osobiście pożegnać się z każdym członkiem tamtego sztabu. To otworzyło nam drogę do tego, aby dzisiaj nie musieć się unikać na skoczniach tylko normalnie szanować.
– Jakie są różnice w narciarstwie w Polsce i w Niemczech?
– System funkcjonowania jest inny, głównie chodzi o mentalność. Ona zawsze będzie trochę inna w każdym kraju, a przynajmniej moje porównanie – Niemiec, Polski i Czech, gdzie też pracowałem – sugeruje taki wniosek.
– Możesz opowiedzieć o tym więcej?
– Właśnie nie wiem, czy bym chciał. Bo to jednak byłoby duże uogólnienie, a nie chcę nikogo zrazić, bo każdy zawodnik i trener jest jednak nieco inny. Boję się mówić o tym publicznie. Przepraszam.
– A sam Horngacher? Co on takiego ma, że ma takie sukcesy?
– Doświadczenie i wiedzę. Znakomicie zna się na skokach – to jedno. Drugie to to, że ciągle czegoś szuka, chce się rozwijać. To jest niezbędne, żeby nie zostać w miejscu. Każdego roku trzeba wykazać, że idzie się naprzód. Ale najważniejszą jego cechą jest to, w jaki sposób potrafi zbudować team. W jego składzie każdy czuje dobrą atmosferę. Czuje się potrzebny, zna swoje zadania, umie zadbać o współpracowników. I dobiera ich tak, że ci pozostają lojalni.
– Nad czym się zastanawiałeś, gdy Kamil wiosną przedstawił ci ofertę? Co było na tak, a co na nie? Co zdecydowało, że ją przyjąłeś?
– Przede wszystkim to, że wiedziałem, jakim Kamil jest człowiekiem. Wiemy, że nie jest już młodym skoczkiem. Jednak to jest fantastyczna osoba. Pamiętam, że w 2022 zastanawiał się, czy w ogóle kontynuować karierę. Powiedziałem mu wtedy, żeby jeszcze powalczył. Żeby z tym nazwiskiem, które ma, nie kończył kariery w tak przykry sposób. Czułem, na co go jeszcze stać. On ma niesamowity instynkt. Poznawałem go od 2016 roku. A zimą 2023/24 widziałem, jakie ma nadal rezerwy. To się zresztą później potwierdziło.
– Jaki jest sekret tego, że Kamil – mając środki, nazwisko i wszystko inne – ze wszystkich trenerów świata wybrał akurat Ciebie? Zdecydowało to, ile umiesz jako specjalista czy to, jakim jesteś człowiekiem?
– Oczywiście, że liczy się warsztat, choćby to, w jaki sposób przekazujesz wskazówki. Jeden szkoleniowiec koncentruje się też bardziej na progu, inny na locie itd. Może to mu pasuje, na czym ja się skupiam? Ale ja mam nadzieję, że wskazał mnie także jako człowieka. Mogę jednak tylko gdybać. Musicie jego zapytać.
– Dziś, po kilku miesiącach waszej pracy, możesz powiedzieć, że…
– ...że niczego nie żałuję.
– A jak od strony logistycznej wy w zasadzie pracowaliście? Dzieliliście się z Łukaszem Kruczkiem obowiązkami? Bo ty nadal na stałe mieszkasz w Czechach, prawda?
– Tak, dojeżdżam do Polski. To nie jest żaden problem. W rytmie sezonu wracam do siebie, jestem w codziennym kontakcie z Łukaszem, Łukaszem Gębalą, który też do niego dojeżdża. I na tej bazie funkcjonujemy. Kiedy trzeba skoczyć, to jestem na miejscu. Ale nawet latem bywały sesje, gdy w gnieździe był Łukasz, a ja dostawałem wideo. Najistotniejsze było to, żeby wypracować jedną komunikację. Żeby uniknąć tego, że przekazujemy zawodnikowi inne uwagi. One muszą być takie same. I są. Odkąd mam pewność, że mamy jeden język, spokojnie od czasu do czasu możemy być zdalnie. Choć to raczej wyjątki.
– Czy praca z zawodnikiem, który dobija do czterdziestki, jest inna niż taka z młodzieżą, która dopiero do czegoś aspiruje?
– Oj, bardzo. Tak doświadczony zawodnik potrzebuje mniej treningu fizycznego, fizjologia ustępuje trochę miejsca regeneracji. Taki ktoś już za dużo nie natrenuje. Ale z drugiej strony, nadal pracujemy na platformie dynamometrycznej i mamy porównanie z jego wynikami z przeszłości. Jest naprawdę nieźle. Naszym zadaniem jest to utrzymać. I z tego korzystać na skoczni, ze szczególną koncentracją na technice.
– Te świetne jego letnie treningi, o których wszyscy dużo rozmawiali w środowisku, były aż tak dobre?
– Były świetne.
– Co takie jego skoki, ale przeniesione na dziś, do Pucharu Świata, mogłyby mu dać?
– Bardzo, bardzo dużo. To, co widziałem wtedy – i to nie tylko jeden skok, ale ogólnie sam początek skakania na igelicie – to było coś niezwykłego.
– To brzmi i obiecująco, i zarazem martwiąco. Jak Kamil przyjmuje wyniki ze startu tej zimy?
– Wiadomo, że jest trochę rozczarowany. Wiedział, że nie będzie lekko, ale – przyznał – nie spodziewał się, że będzie aż tak ciężko. Sam wie, gdzie jest jego miejsce. Oczekuje po sobie bardzo wiele. Jednak widzę w nim ostatnio zmianę w podejściu do skakania w zawodach. Wydaje mi się, że po lecie jest przede wszystkim świadomy, na ile jeszcze go stać. Ile jeszcze może osiągnąć, skacząc swoje najlepsze próby. Sam sobie to udowodnił: że się da. Musi mu po prostu wszystko puścić. Ostatnio staraliśmy się zmienić nieco sposób ruszania z belki, żeby ustalić, czy w tym nie tkwi jego kłopot na progu i w dalszych fazach skoku. To było widoczne w telewizji. Przeprowadziliśmy test i wiemy, że to nie tu tkwi szkopuł. Wróciliśmy więc w technice do tego, co ustaliliśmy wcześniej. Uzyskaliśmy odpowiedź, nad czym dalej pracować. I jestem zadowolony z tego, co pokazał w Wiśle. Tam sobota mu się nie udała, a w niedzielę wyglądał już zupełnie inaczej. Zmienił mentalne nastawienie, zrobił duży krok do przodu i pokazał, jaką drogą teraz iść. To dowodzi, że ta forma i wyniki, to jest nadal bardzo plastyczna kwestia. I wszystko może odmienić się z dnia na dzień. Kamil Stoch potrafi świetnie skakać. Bardzo chciałbym, aby to udowodnił. Bo pod każdym względem jest gotowy. Chodzi tylko o mentalne ustawienie.
– Mówisz o Wiśle. Po tej właśnie Wiśle trener Thurnbichler rozważał, czy do Titisee-Neustadt zabrać Stocha czy może jednak Żyłę. Czy gdyby wskazał na Piotrka, to pojechalibyście z Kamilem na Puchar Kontynentalny?
– Gdyby taka była decyzja, pewnie musielibyśmy to przedyskutować. Może pojechalibyśmy na trening. Tylko że gdybym widział, że go potrzebuję, to już dawno byśmy na nie pojechali kosztem startów.
– Czy gdy rozpoczęliście wiosną współpracę, Kamil powiedział ci, co konkretnie chce jeszcze osiągnąć w skokach?
– Nie postawił konkretnego celu. Dla niego po prostu to za mało, żeby być poza TOP10. On wie, że może jeszcze zrobić dużo. Nie chodzi o taki a taki medal, w takiej czy innej imprezie. Chodzi o to, żeby daleko i ładnie skakał. To go napędza.
– A co ty chcesz jeszcze w skokach osiągnąć?
– Teraz jestem z Kamilem i staram się maksymalnie pomóc mu w tym, żeby zrealizował swoje cele. Nie myślę o tym, co będzie za rok, dwa czy pięć. Teraz jestem tu dla niego.
– Pytam, bo przychodząc do teamu Stocha, miałeś świadomość, że to nie jest junior. I że to nie jest projekt na dekadę. Masz przemyślany kolejny ruch?
– To było jedno z ważniejszych zagadnień, nad którymi zastanawiałem się, kiedy pierwszy raz złożył mi ofertę współpracy. I wychodzę z założenia, że trzeba myśleć pozytywnie. Jeśli z Kamilem osiągniemy dobre wyniki, to drzwi dla mnie jako trenera albo kogokolwiek innego pozostaną otwarte.
482.1
475.0
455.8
451.6
449.4
438.9
434.0
422.2
420.4
10
419.8
11
419.7
12
413.3
13
412.5
14
403.1
15
400.8
16
400.4
17
399.4
18
397.9
19
397.1
396.0
21
384.2
22
382.3
377.5
24
372.6
371.6
26
364.5
27
357.3
355.7
320.5
314.1
1
1749.3
2
1720.2
3
1707.2
4
1680.6
5
1673.1
6
1484.1
7
1458.0
8
1350.9
9
561.6
10
551.6
459.1
454.8
444.1
443.6
433.5
430.1
418.3
418.2
417.7
10
409.4
11
409.1
12
408.7
13
404.1
14
401.1
398.4
16
397.7
17
397.5
394.5
19
392.7
20
389.6
21
389.4
22
387.7
386.4
24
386.2
381.5
26
377.7
374.0
372.6
29
365.0
30
363.6
231.1
228.9
226.0
225.7
225.5
225.3
225.0
218.2
214.6
212.4
212.0
12
211.6
13
211.0
14
210.0
15
209.1
208.5
205.8
18
205.3
19
202.9
20
202.5
21
202.1
22
201.2
23
197.0
196.7
25
196.4
195.0
27
193.6
193.4
193.2
191.5
1
813.4
2
809.3
3
802.5
4
762.1
5
699.9
6
681.3
7
667.2
8
601.6
9
383.9
10
382.6
11
382.3
12
380.8
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (964 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.