| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
Za Wisłą Kraków szalony rok. W maju Biała Gwiazda zdobyła Puchar Polski, później zaliczyła długą przygodę w kwalifikacjach do europejskich pucharów, ale nie osiągnęła największego celu. W lipcu dyrektorem sportowym klubu został Vullnet Basha, z którym rozmawiamy o tej pracy i planach na przyszłość.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Za tobą pół roku pracy w roli dyrektora sportowego Wisły. Jak się czujesz w tej funkcji?
Vullnet Basha: – Bardzo dobrze. To zupełnie nowa era dla mnie. Gdy byłem piłkarzem, musiałem dbać tylko o siebie. Teraz muszę dbać o wiele różnych sfer działania klubu, ale na razie odnajduję się w tym całkiem nieźle
– Co było największą niespodzianką?
– Nie było wielkich zaskoczeń, ale muszę przyznać, że z tym zawodem wiąże się dużo emocji, jest też silna presja. Odczuwam to mocniej niż w czasach, gdy byłem piłkarzem. Wtedy po prostu miałeś wyjść na boisko i zagrać najlepiej jak potrafisz. A teraz, jako dyrektor sportowy, szukam rozwiązań dla każdego podlegającego pod pion sportu. To spora różnica.
– Z zawodem dyrektora wiążesz swoją przyszłość? Niedawno skończyłeś też kurs trenerski.
– Uzyskałem niedawno licencję UEFA A i nie zamykam przed sobą tych drzwi. Obecnie pracuję jako dyrektor i chcę iść w tym kierunku, ale zobaczymy co przyszłość przyniesie.
– Znasz wiele języków. To chyba pomaga w tym zawodzie?
– Zdecydowanie i to bardzo. Szczególnie latem, gdy dzwoniliśmy do wielu klubów w wielu krajach. Francja, Hiszpania, Szwajcaria. Zdecydowanie łatwiej przełamać bariery, jeśli znasz język rozmówcy.
– Ile języków znasz?
– Moimi językami ojczystymi są francuski i albański. Potem nauczyłem się angielskiego, hiszpańskiego i włoskiego. No i dam radę też dogadać się po polsku.
– Masz naturalną zdolność do nauki języków?
– To była przede wszystkim nauka podczas codziennego życia. Dopiero w Polsce zdecydowałem się na wzięcie lekcji, bo wasz język jest nieco bardziej skomplikowany. Przecz cztery, pięć miesięcy korzystałem z pomocy nauczyciela. Teraz jest OK. Może nie idealnie, ale jestem w stanie rozmawiać po polsku. Czasem tylko, szczególnie gdy mówimy o bardziej skomplikowanych sprawach, wolę przejść na angielski.
– Przejdźmy do spraw klubowych. Wisła nadal nie ma dyrektora akademii. Szukaliście go dość nietypowo, bo za pomocą ogłoszenia. Jest dużo chętnych?
– Tak. Przejrzeliśmy długą listę CV. Nie spieszymy się z decyzją. Wierzę, że akademia to jedna z najważniejszych rzeczy w klubie. To jego serce. Musimy podjąć możliwie najlepszą decyzję, więc pośpiech nie jest wskazany.
– Gorącym tematem wciąż jest Angel Rodado. Masz pewność, że nadal chce tu być? Pod koniec rundy wyglądał na sfrustrowanego.
– Jestem pewien. Myślę, że jego frustracja wynikała z nieco słabszej gry. Przyzwyczailiśmy się, że gra zawsze dobrze. Dla kibiców Wisły to normalny stan rzeczy. A gdy zagrał kilka słabszych spotkań, pojawił się problem. Oczekiwania są bardzo wysokie, stąd pojawiła się frustracja. Zapewniam jednak, że Angel jest bardzo tu szczęśliwy i na razie nigdzie z Krakowa się nie wybiera.
– Ile jest wart?
– Zapewniam, że jest w stu procentach skoncentrowany na Wiśle.
– Dużo mówi się o zainteresowaniu Lecha Poznań. Pojawiła się konkretna oferta?
– Nie. To oczywiste, że dobry piłkarz wzbudza zainteresowanie różnych klubów. Ale na razie nie mamy dla niego żadnej oferty.
– Jakub Krzyżanowski w Torino gra na razie na zasadzie wypożyczenia, ale klub ma opcję transferu definitywnego. Wiecie już, czy z niej skorzysta?
– Jeszcze nie. Jestem w kontakcie z Kubą. Wiem, że jest tam bardzo szczęśliwy. Gra w każdym meczu, a to najważniejsze. Nie ma jeszcze decyzji Torino. Musimy być cierpliwi. Pozostanie na dłużej we Włoszech byłoby dla niego dobrym rozwiązaniem. Nieważne jednak co się wydarzy, każdy zyska na tym wypożyczeniu, bo Kuba na pewno zrobił tam krok do przodu.
– Co chcecie osiągnąć w trakcie zimowego okienka transferowego?
– Musimy zobaczyć jak długo będzie niedostępny Marc Carbo, który w końcówce rundy jesiennej doznał kontuzji. Jego uraz nieco modyfikuje nasze plany. Na razie czekamy na bardziej precyzyjną diagnozę. A co ważne, aby kogoś pozyskać, najpierw musi ktoś odejść z klubu. Mamy plany wobec kilku zawodników. W czerwcu kończy się kontrakt Mateusza Młyńskiego i liczymy, że zimą odejdzie na zasadzie transferu definitywnego. Podobne oczekiwania mamy wobec Piotra Starzyńskiego i Enisa Fazlagicia. Na wypożyczenie chcemy wysłać Kubę Wiśniewskiego. Podobny plan był wobec Karola Dziedzica, ale w jego przypadku wstrzymujemy się aż ostatecznie wyjaśni się, co dalej z Carbo.
– Czy Jakub Błaszczykowski pomaga czasem swoimi kontaktami w poszukiwaniu nowych zawodników?
– Oczywiście, pytamy go czasem o opinię na temat jakiegoś piłkarza. Jednak poszukiwanie wzmocnień to domena działu skautingu, który w pełni kontroluje ten obszar. Dzień w dzień szukamy nowych rozwiązań i piłkarzy, którzy będą w stanie rozwinąć nasz zespół.
– Czy macie zamiar sprawić, by zespół Wisły stał się nieco silniejszy fizycznie? Co więcej, w drugiej linii aż roi się od niskich zawodników, co jednak czasem odbija się na grze drużyny. Szczególnie w takich rozgrywkach jak 1 Liga...
– To jest przedmiot dyskusji w klubie. Wiemy, że 1 Liga to twarde rozgrywki i fizycznie musisz być bardzo dobrze przygotowany. Faktycznie, w kadrze jest wielu niezbyt wysokich zawodników. Może warto sięgać po silniejszych, ale wtedy możesz mieć mniej jakości piłkarskiej. Musimy to dobrze zbalansować. Pamiętajmy jednak, że zimowe okienko to nie jest moment, gdy robisz dużo ruchów. Zazwyczaj jest mniej opcji niż latem.
– A poza tym ten zespół potrzebuje też stabilizacji.
– Zgadzam się. Potrzebujemy stabilizacji, spokojnej pracy nad rozwojem drużyny. Nie możemy podczas każdego okienka wymieniać siedmiu, ośmiu piłkarzy, bo tak stabilizacji nie uzyskasz. W Wiśle czasem po przegranym meczu padają hasła, by wszystkich wymienić. A tak się nie da. Porażki to część gry i trzeba umieć z nimi żyć. Musimy mieć spokój i stabilizację, by normalnie pracować. Moim celem jest to, byśmy na każdej pozycji mieli po dwóch wyrównanych zawodników. Wtedy drużyna rozwija się w optymalny sposób.