Oskar Zawada ostatnio jest w świetnej formie. W ostatnich sześciu meczach w Holandii strzelił sześć goli, a o jego umiejętnościach strzeleckich przekonał się między innymi Feyenoord. W rozmowie z Przemysławem Chlebickim z TVPSPORT.PL napastnik RKC Waalwijk opowiedział o swoich pierwszych miesiącach w holenderskim klubie oraz wielkich marzeniach, nie tylko sportowych. – Kadra jest moim wyzwaniem i celem, który chciałbym osiągnąć i do którego będę ciągle dążył. Powrót do Eredivisie na pewno był takim krokiem, który może mnie do tego przybliżyć – mówi 28-letni piłkarz.
– Miałem wrażenie, że liga australijska jest jednak dosyć podobna do holenderskiej, zachowując pewne proporcje – Holandia to trzy półki wyżej, mówiąc o klubach, o których wspomniałeś. To nie jest łatwe przyjść tutaj i strzelać tyle samo goli, co w Australii już od pierwszego meczu. Wymagało to aklimatyzacji między innymi pod względem treningów, bo intensywność jest bardzo duża, a mecze są bardzo wymagające. Do spotkań z Feyenoordem, PSV i Ajaksem podchodzę jednak jak do czegoś, o czym marzyłem cały czas. Dlatego chciałem tu przyjść, bo nie zawsze rywalizuje się z takimi klubami. To duża szansa na pokazanie się i udowodnienie swoich umiejętności.
– Nie lubię iść w życiu na łatwiznę. A pójściem na łatwiznę byłoby odejście z Australii po jednym albo dwóch dobrych sezonach, żeby tylko zarobić pieniądze. Bo nawet mając pieniądze, nie czułbym się spełniony patrząc w lustro, nie znając odpowiedzi na pytanie czy mógłbym strzelać gole w takiej lidze jak Eredivisie. Gdy patrzyłem, jak moja rodzina cieszyła się z mojego gola z Feyenoordem, było to droższe od pieniędzy.
– Nie możemy porównywać szóstej najlepszej ligi na świecie z Ekstraklasą, ponieważ nie każdy ma możliwość, żeby grać w Eredivisie. Sam wiele lat czekałem i walczyłem, żeby ponownie dostać szansę, aby tutaj być. Myślę, że wielu zawodników z polskich lig chciałoby być w tym miejscu. I absolutnie nie chciałbym odchodzić z RKC Waalwijk, ponieważ liga holenderska jest fenomenalna do rozwoju.
– Marzenia i cele są ważne, żeby mieć motywację do wstawania z łóżka i robienia rzeczy, których ci się nie chce. Kadra jest moim wyzwaniem i celem, który chciałbym osiągnąć i do którego będę ciągle dążył. Powrót do Eredivisie na pewno był takim krokiem, który może mnie do tego przybliżyć. A z mojej strony – najważniejsze jest skupienie się na tym, żeby każdy trening brać jak najbardziej poważnie, a każdy mecz wykorzystywać w stu procentach i zdobywać jak najwięcej goli – bo to się liczy najbardziej dla napastnika.
– Mam ich strasznie dużo! Nie powiem, że jestem marzycielem, ale mam wiele wizji w głowie. Dużo planów, dużo chęci do działania w życiu prywatnym i zawodowym. Lubię osiągać trudne cele, nakładać je sobie i ciągle się rozwijać – nie tylko jako piłkarz. Chciałbym mieć bardzo dużo pieniędzy i wieść fajne życie po zakończeniu kariery. Mieszkać w jakimś ciepłym miejscu jak Australia albo Dubaj i mieć drugi dom w Polsce.
– Nie ukrywam, inwestowanie w nieruchomości jest dla mnie najprostszą rzeczą, jeżeli nie masz za dużo czasu. Z bliskimi osobami tworzymy też inne działalności i powierzam im zadania. Razem rozwijamy naszą restaurację i firmę budowlaną, która też dobrze działa. Na razie jednak wolałbym być kojarzony z piłką niż z tym, jakim miałbym być biznesmenem.
– Z tego, co pamiętam – następnego dnia graliśmy mecz, więc nie mogłem zjeść za dużo pierogów, które bardzo lubię, żeby nie być ociężałym. W Sylwestra też mogłem co najwyżej wypić lampkę wina lub szampana, bo miałem mecz dwa dni albo dzień później. Z tyłu głowy miałem presję meczu, musiałem być w gotowości. Teraz też nie będzie nie wiadomo jakich "odklejeń" w ciągu kilku wolnych dni, ale będę mógł spokojnie się zregenerować i spędzić czas z rodziną.