| Piłka nożna / Betclic 1 Liga
We wrześniu prezes Wisły Kraków, Jarosław Królewski stracił cierpliwość i ku powszechnemu zaskoczeniu zwolnił Kazimierza Moskala. Jego miejsce zajął dotychczasowy asystent, Mariusz Jop. Podobnie było w grudniu 2023. W obu przypadkach Jop poradził sobie bardzo dobrze i teraz ma prowadzić zespół już do końca sezonu. O minionej rundzie i planach na przyszłość mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Czym są dla ciebie święta Bożego Narodzenia?
Mariusz Jop: – Jest to czas, który kojarzy mi się z przerwą od pracy, bo w świecie piłki weekendy najczęściej są zajęte. Jest to ważny czas, który można spędzić w gronie rodziny.
– Czego byś sobie życzył na święta i nowy rok?
– Pod względem zawodowym odpowiedź jest oczywista. Życzę sobie zrealizowania celu, którego tu nikomu przez dwa sezony nie udało się osiągnąć.
– Słowo "awans" nie przechodzi przez gardło?
– Przechodzi, po prostu słowo "awans" jest tu oczywiste. Chcemy wrócić do Ekstraklasy, ale wiemy też, że musimy gonić czołówkę. Ja, najpierw jako piłkarz, teraz jako trener, zawsze patrzyłem na samą górę. Moim celem jest wygranie ligi. Wiem, że strata jest spora, bo to aż 15 punktów, ale w piłce dzieją się różne rzeczy. Tylko myśląc o wygraniu ligi zdołamy osiągnąć nasz cel. W kwestiach osobistych życzyłbym sobie zdrowia, szczęścia i miłości.
– Najlepszy prezent znaleziony pod choinką?
– Gdy byłem dzieckiem, tata przebywał na kontrakcie w Iraku. Pamiętam jeden z jego powrotów w okolicy świąt. Nim dotarł do domu kupił nam w Peweksie klocki Lego. To był niesamowity prezent, a to co zbudowałem z bratem, stało potem na telewizorze. Klocki Lego w ogóle są super i dziś bawimy się nimi z moim czteroletnim synem. To bardzo fajna forma kreatywnego spędzania czasu.
– Chodźmy na boisko. Co jest najtrudniejsze w zawodzie trenera?
– Jest wiele takich rzeczy. Najważniejszą rzeczą jest sprawienie, by zespół stał się zgraną grupą. Wytworzenie jedności zespołu, która sprawi, że nawet ten, który nie załapie się do meczowej dwudziestki będzie czuł się potrzebny. Każdy piłkarz musi umieć odsunąć swoje ego na bok, by na pierwszym miejscu postawić to, czego potrzebuje zespół. Kluczowe są relacje.
– Rozmowy?
– Tak, rozmowy, próby dotarcia do zawodników są bardzo ważne.
– Umiejętności miękkie.
– Bycie pierwszym trenerem to zarządzanie, umiejętności miękkie w zdecydowanej większości. W moim modelu zarządzania asystenci wykonują dużą pracę. Analizy, prowadzenie zajęć czy przygotowanie niektórych środków treningowych. Oczywiście na końcu to ja decyduję jak pracujemy, dokonuję ewentualnych korekt, by nasza praca była zgodna z tym, jak widzę ten zespół. Sztab, który czuje, że się rozwija i realizuje, to sztab, który jest zadowolony, a dzięki temu daje z siebie jeszcze więcej. A na końcu mamy pożądany efekt. Chcę, żeby moi sztabowcy czuli się swobodnie i mogli wypowiedzieć swoje zdanie. Bardzo cenię kreatywną burzę mózgów. Chcę dyskutować, współpraca w sztabie jest równie ważne jak ta z piłkarzami.
– Jeśli spojrzymy na rodzaje trenerów – od naturszczyków w postaci ś.p. Franciszka Smudy po trenerów akademickich, ty jesteś gdzieś pośrodku. Trochę old school i trochę nowego podejścia.
– Grając w piłkę miałem kontakt z "oldschoolowymi" trenerami, ale to nie blokuje mnie w tym, by teraz pozyskiwać wiedzę i rozwijać się jako trener. Od początku mocno się na tym skupiałem, skończyłem studia będąc piłkarzem. Byłem w gronie pierwszych w Polsce absolwentów kursu UEFA Elite Youth. I bardzo szybko dostrzegłem, że bycie trenerem to coś zupełnie innego niż bycie piłkarzem. Dziś nie uważam, że jestem w jakikolwiek sposób ograniczony w kwestii rozwoju. Też zwracam uwagę na nowinki taktyczne. A zacząłem od pracy z najmłodszymi, bo chciałem poznać specyfikę tej pracy.
– Czego uczy praca z młodzieżą?
– Przede wszystkim tego, że każdy element piłkarski można poprawić. W pracy z dziećmi fantastyczne jest to, że rozwój widać dosłownie z dnia na dzień. Ale wiem też z drugiej strony, że nie ma limitu wieku, jeżeli chodzi o poprawianie niektórych elementów technicznych. 30-latek też może poprawić dośrodkowanie, jeśli będzie ćwiczył to po treningach. Świetnym przykładem są "oldschoolowi" bramkarze, którzy często kiepsko grali nogami. Wielu z nich zostało później trenerami bramkarzy i na ich przykładzie można było zobaczyć, jak fantastycznie poprawili uderzenie piłki. Poprzez powtarzalność doprowadzili ten element do perfekcji. A wynikało to z tego, że co trening oddawali po 100, 200 strzałów.
– Na myśl przychodzi mi choćby Jacek Kazimierski w roli trenera. Każdy strzał posyłał w punkt.
– Uderzenie jak zawodnik z pola, prawda? To dowód na to, że bez względu na wiek jesteśmy w stanie poprawić wybrany element techniczny, choć u starszych trwa to nieco dłużej. Szybkość uczenia zależy od dozy talentu. Dla mnie talent to zdolność do szybkiego uczenia się. Umiejętność rozwoju w każdym wieku to coś, co łączy pracę z dziećmi z pracą z seniorami. Mam za sobą wiele doświadczeń. Z Maćkiem Stolarczykiem pracowałem przy reprezentacji młodzieżowej, potem m.in. monitorowałem Akademię Młodych Orłów. Chciałem dotknąć piłki z każdej strony. Równocześnie uczęszczałem na kolejne kursy. I widziałem, że bardzo mocno akcentuje się tam umiejętności miękkie. Nic nie zastąpi tak zwanej inteligencji emocjonalnej. Umiejętności wyczucia w rozmowie tego, czego potrzebuje drugi człowiek. Nie wiem, czy to się da w ogóle wytrenować. Są techniki, które mówią jak podnieść poziom inteligencji emocjonalnej, jak słuchać, jak przekazywać informacje. Tu ważna jest intuicja, która sprawi, że drugi człowiek będzie w stanie powiedzieć nam, co w danym momencie go gryzie.
– Słowo "empatia" rzadko pada w świecie polskiej piłki.
– Oczywiście, empatia jest tu bardzo istotna.
– Umiejętność wczucia się w drugą osobę. W rolę piłkarza, który od listopada nie zagrał meczu i czuje się zaniepokojony.
– Łatwiej piłkarzowi, który już wiele przeżył. Próbując wczuć się w jego sytuację musimy uważać na pewną pułapkę. Nie możemy wszystkich mierzyć swoją miarą. Mnie dana sytuacja mogła złościć albo mobilizować, a u niego może być wręcz przeciwnie. I znów wracamy do wyczucia drugiego człowieka. Wiem, że zapewne nie robię tego idealnie, ale pamiętam, by zwracać na to uwagę. Wracając do jednego z poprzednich pytań – ważne, by trener był autentyczny, szczery i nikogo nie naśladował. To chyba największa pułapka, w jaką można wpaść. Nie możemy iść w ślady Artety czy Guardioli, bo on zachował się w dany sposób. To byłoby nienaturalne i bardzo szybko wyłapane przez piłkarzy. A więc trzeba być autentycznym, sprawiedliwym i pracować nad umiejętnościami miękkimi. Ja zawsze wolałem, gdy trener powiedział mi szczerze lub nie mówił nic zamiast kitować. Bo w dłuższej perspektywie wszystko jest do sprawdzenia.
– To jest już postanowione, że na wiosnę poprowadzisz Wisłę?
– Prezes ogłosił to już medialnie i oczywiście mam nadzieję, że tak się stanie. Na pewno jednak chciałbym też porozmawiać z nim o szczegółach związanych z funkcjonowaniem zespołu.
– To będzie dla ciebie moment prawdy? Do tej pory przejmowałeś drużynę na chwilę, teraz trzeba będzie podejść do tego w bardziej długofalowy sposób, przepracować cykl przygotowawczy.
– Myślę, że ten okres od września już dał mi kilka odpowiedzi. Ja dziś nie mam takiego poczucia, że musze komuś lub sobie coś udowodnić. Wiem, że jestem dobrze przygotowany do roli trenera, ale z drugiej strony nie mam absolutnie parcia na to, żeby być pierwszym trenerem.
– Wygląda nawet tak, jakbyś się trochę przed tym wzbraniał.
– Może nie aż tak, ale wiem, że wielu młodych trenerów aż przebiera nogami, by dostać taką szansę. A ja, będąc w takim klubie jak Wisła, gdzie presja jest tak duża, staram się stać nieco z boku. To pozwala dostrzec więcej rzeczy. Jak wejdziemy w temat za mocno, całkowicie się zafiksujemy, trudno potem dostrzec pewne istotne sytuacje. Chodzi też o odpowiedni balans między pracą a życiem rodzinnym. Nie jest to łatwe, ale ważne, w każdej pracy.
– W pracy trenera chyba rzeczywiście wyjątkowo, bo są szkoleniowcy, którzy się nawet chwalą tym, jak dużo pracują.
– Możemy mówić, że będziemy od 8 rano do 22 w klubie, ale co będziemy robić przez ten czas? Bardzo chciałbym się tego dowiedzieć. Skoro mam w sztabie sześć czy siedem osób i każdy ma swoją robotę, to jeśli ja cały czas jestem w klubie, to chyba nie mam do nich zaufania. Tracę czas na kontrolowanie własnych współpracowników. Czy to jest potrzebne? Czy to wpływa pozytywnie na wynik? Czy ci ludzie są później na tyle wypoczęci, że pracują efektywnie? Ja uważam, że można pracować bardzo efektywnie, dając równocześnie ludziom czas na odpoczynek. Oczywiście czasem trzeba zarwać noc i to jest naturalne. Wielokrotnie jako asystent to robiłem i teraz też czasem się zdarzy. Uważam jednak, że człowiek musi być wypoczęty, żeby zdroworozsądkowo i trzeźwo myślał.
– A co mówi w ogóle ta runda w wykonaniu Wisły o piłce nożnej? Przychodzi Kazimierz Moskal, czyli trener wyczekiwanym doświadczony i potrafiący wprowadzić drużynę do ekstraklasy. Nie idzie mu. Później przejmujesz drużynę ty, od razu zaczynacie zbierać punkty i na koniec znowu lekka zadyszka.
– Ta runda była bardzo specyficzna. Trener Moskal miał bardzo mało czasu do pierwszego spotkania. Drużyna była w powijakach, dużo ludzi odeszło. W trakcie rundy przychodzili nowi zawodnicy, ale w większość byli nieprzygotowani. Na różnym etapie przygotowania, najczęściej po jakiejś długiej przerwie, po urlopach lub treningu indywidualnym, bez piłki. Ci ludzie potrzebowali czasu na to, żeby zrozumieć, gdzie są, czego wymaga trener, dotrzeć się z partnerem z zespołu, poznać ligę. To wszystko wymaga czasu, to nie jest takie proste. Niektórym wydaje się, że weźmiesz kogoś z nazwiskiem i on od razu zacznie grać. To się bardzo rzadko zdarza. To były przyczyny problemów na początku sezonu. Zawodnicy byli mocno eksploatowani i po prostu zabrakło sił na ligę i na puchary. W Europie Wisła zrobiła wynik ponad oczekiwań...
– Zdecydowanie. Ale odbiło się to na lidze.
– Tak. Pojawiły się problemy z utrzymaniem motywacji na odpowiednim poziomie. Nie mówię o zaangażowaniu. Mówię o zmęczeniu związanym z pobudzeniem do meczu. To nie wynika z tego, że komuś się nie chce. Czasami zmęczony jest układ nerwowy, co w połączeniu ze zmęczeniem fizycznym skutkuje kiepską postawą na boisku. Powiedziałeś, że końcówka rundy nie była idealna w naszym wykonaniu. Rozumiem, że chodzi o trzy ostatnie mecze?
– Tak.
– Niektórzy zawodnicy już bardzo odczuwali tę rundę. Kacper Duda zagrał po długiej przerwie. Przeciwko ŁKS-owi wystąpił na świeżości i wypadł super. A w ostatnim meczu było widać, że jest mu bardzo trudno pod kątem fizycznym. Łukasz Zwoliński miał słaby początek rundy, bo potrzebował czasu. Poszedł w górę, ale w końcówce rundy też już nie widać było u niego tej świeżości w poruszaniu.
– A jak go zbudowałeś? Potrzebował czasu czy czegoś jeszcze innego?
– Czasu...
– Na początku brakowało mu też pewności siebie.
– Pewność siebie napastnik łapie jak zdobywa bramki. Do tego brakowało mu fizyczności. Daliśmy mu kilka konkretnych wskazówek. Pokazaliśmy, jak powinien poruszać się w polu karnym w zależności od tego, gdzie jest piłka. Zmieniliśmy kilka szczegółów i podczas treningów wyglądał coraz lepiej. Znamy jego historię. Wiemy, że to zawodnik, który łapie serie. Jak zacznie strzelać to trudno mu się zatrzymać. Ale podobnie jest wtedy, gdy się zatnie. To też trwa jakiś czas. Podoba mi się u niego to, że oprócz bramek, miał jeszcze sporo asyst i dużo pracował dla zespołu. Oczywiście, jest tu jeszcze miejsce do rozwoju, ale i tak uważam, że wykonał kawał dobrej roboty i pokazał, że zespół jest dla niego ważny. Rodado ciągnął ten zespół, ale jego też w pewnym momencie jego złapał kryzys.
– Pod koniec rundy wyglądał na lekko sfrustrowanego. To było wynikiem tego, że mu nie idzie? Czy chodziło o coś jeszcze?
– To jest bardzo ambity, pracowity człowiek. W ogóle świetna osoba. Nie spotkałem obcokrajowca, który tak mocno związałby się z miejscem, do którego trafił. Czuje się tu potrzebny i dobrze mu się tu mieszka. Jego pracowitość została nagrodzona świetnymi liczbami, ale pod koniec rundy czasem denerwował się na boisku. W efekcie momentami podejmował nie najlepsze decyzje. Jak nie czujesz się super to trzeba grać prościej, a nie szukać np. prób wejścia dryblingiem w dwóch, trzech rywali, bo najczęściej kończy się to stratą. Generalnie jest to człowiek, któremu Wisła bardzo dużo zawdzięcza. Za nami trudna runda. Wielu zawodników dochodziło do formy meczami. Dodatkowo pojawiły się urazy ważnych postaci – Kacpra Dudy i Josepha Colleya. Cieszę się, że zadziałały wprowadzone przez nas korekty. W moim odczuciu zespół poprawił wiele elementów.
– Liczysz się z tym, że zimą Rodado może opuścić drużynę?
– To jest piłka nożna i nigdy nie można być pewnym, że jakiś zawodnik odejdzie albo zostanie. Natomiast oczywiście liczę na to, że Rodado będzie z nami, bo jest bardzo ważną postacią w tym zespole.
– Wspomniałeś o Kacprze Dudzie. Prezes Jarosław Królewski już chyba dwukrotnie publicznie wysyłał go do reprezentacji Polski, co wygląda na zupełnie niepotrzebne pompowanie balonika. Mógłbyś pokazać wiodącą cechę Kacpra, która tak go wyróżnia?
– Myślę, że Kacper przede wszystkim ma spokój w budowaniu, nie panikuje z zawodnikiem na plecach, potrafi się odwrócić z piłką, będąc pod dużą presją. Jest to cecha, która wyróżnia bardzo dobrych piłkarzy. Oczywiście liczby w tym momencie nie są dobre, ale Kacper ma argumenty, by szybko to zmienić. Na treningach imponuje prostopadłymi podaniami, ma bardzo dobre uderzenie, z którego za mało korzysta. Wciąż może poprawić wykonywanie stałych fragmentów gry, bo to też potencjalnie asysta. Generalnie jest to młody człowiek, który faktycznie ma potencjał, by kiedyś zagrać w reprezentacji, ale dużo pracy przed nim.
– Wspomniałeś o roszadach taktycznych. Gracie hybrydą, a więc ustawienie jest nieco inne w obronie niż w ataku. Było to trudne do wprowadzenia?
– Gdy w zeszłym roku przejąłem na chwilę zespół wtedy też tak staraliśmy się budować ataki. Drużyna dobrze to czuła, bo mamy ludzi pasujących do tego systemu. Nie posiadamy typowych skrzydłowych z obu stron boiska. Z prawej strony mam Baenę i Kissa. Obaj są szybcy i mogą tę rolę spełniać. Z drugiej strony mamy jednak piłkarzy bardziej o charakterystyce "dziesiątek". Więc ten układ, w którym Mikulec idzie szeroko, a skrzydłowy wchodzi do środka i pełni rolę "dziesiątki", jest dla nich całkiem naturalny. Warto pamiętać, że był to jeden ze sposobów gry także za trenera Rude.
– Z trenerem Moskalem jesteście w kontakcie?
– Nie, nie jesteśmy. Nie byliśmy wcześniej, przed wspólną pracą, nie jesteśmy też teraz.
– Myślisz, że zostaniesz drugim Adamem Nawałką, który na początku pracy w roli trenera kilkakrotnie obejmował na krótko Wisłę, bo w przypadku zwolnienia innego trenera po prostu był pod ręką?
– Z tego co pamiętam potem prowadził reprezentację Polski. Oczywiście możemy sobie pożartować, ale ale nie chcę porównywać się do trenera Nawałki. To człowiek, który zapisał się w historii piłki nożnej jako świetny zawodnik i trener. Ciężką pracą doszedł do wielu sukcesów. Ja jestem Mariusz Jop i, jak mówiłem, staram się być autentyczny. Oczywiście, życie składa się z podejmowania decyzji, ale czasami też podsuwa nam różne możliwości. Wtedy nasza intuicja lub chłodna kalkulacja decyduje o tym, w którą stronę idziemy. Nie wiem co będzie za rok, dwa lata. Życie uczy pokory, a również przynosi czasem ciekawe możliwości.
– Czy jakbyś rok temu, po tamtym udanym epizodzie powiedział, że chcesz pracować dalej jako pierwszy trener, nie byłoby Rude?
– Umówiliśmy sią na trzy mecze. Zrobiłem swoją pracę najlepiej jak potrafiłem i pozostawałem do dyspozycji. Dziś myślę, że przez pół roku z trenerem Rude zyskałem wiele bardzo ciekawych doświadczeń, bo to bardzo fajny człowiek i bardzo dobry trener. Oczywiście wiem, że w lidze wyniki nie były dobre, ale trener Rude zrobił wrażenie człowieka o naprawdę bogatym warsztacie i świetnej organizacji.
– Która decyzja była najtrudniejsza w trakcie tej rundy?
– Każdy mecz to sporo różnych dylematów, personalnych przede wszystkim, czasami taktycznych. Najtrudniejsze są te personalne. Postawić na zawodnika A czy B? Oczywiście ja to robię na podstawie obserwacji treningów. Często pojawiają się pewnego rodzaju pułapki, bo są ludzie świetnie wyglądający w treningu, a w meczu widzimy jakby kogoś zupełnie innego.
– Masz takich piłkarzy w zespole?
– Tak. To jest dla tych zawodników pole do pracy nad mentalnością. W środowisku mówi się o "zawodnikach treningowych".
– Tylko po co trenerowi taki zawodnik.
– No tak, ale umiejętności ma. Reszta to kwestia odpowiedniego nastawienia mentalnego. Czasem przeszkodą może być przemotywowanie, innym razem za duży luz. Najczęściej jest to ten pierwszy przypadek. Zbyt duże skupienie na pierwszym nieudanym zagraniu. Później zbyt długo siedzi to w głowie i nie potrafimy tego z siebie zrzucić. Oczywiście są pewne sposoby, żeby wrócić szybciej do gry, rozmawiam o tym z zawodnikami, ale to też kwestia doświadczenia. To jest nauka na błędach. Trener może tu wspierać, ale główną pracę musi wykonać zawodnik. Takie przypadki sprawiają, że podejmowanie decyzji personalnych jest jeszcze trudniejsze. Co zrobić z zawodnikiem, który w treningu wygląda świetnie, ale potem kilka meczów z rzędu wypada słabo? Dla trenera zawsze na pierwszym miejscu jest zespół, ale z drugiej strony najprościej byłoby kogoś skasować. Jak zareagować po błędzie piłkarza? Potrzebuje wsparcia czy mocniejszego przekazu? I znów wracamy do tego o czym mówiliśmy wcześniej, czyli umiejętności miękkich.
– Wisła jest takim klubem, który potrafi wyssać życie z piłkarza, bo te przykłady się powtarzają.
– Każdy przypadek jest inny, więc nie da się tego ocenić jednym zdaniem. Oczywiste jest jednak, że umiejętność radzenia sobie z presją to jeden z ważniejszych elementów w życiu piłkarza. Po prostu. Będąc młodym zawodnikiem można nad tym pracować. Całkiem naturalne i powszechne jest teraz, że zawodnicy mają trenerów mentalnych, coachów. Duże grupy menedżerskie oferują pomoc w takim zakresie i często zawodnicy z tego korzystają. Można wypracować lepsze radzenie sobie z presją ale historia pokazuje, że było sporo zawodników, którzy nie potrafili się tu odnaleźć. Z różnych powodów. W dawnych czasach bywało tak, że komuś za bardzo podobało się życie w Krakowie.
– Myślę, że i teraz zdarzają się takie przypadki.
– Dziś wymagania są dużo większe i myślę, że takie historie zdarzają się dużo rzadziej. Wisła jest specyficznym klubem, który potrafi wynieść piłkarzy wysoko, ale też mocno ich zdołować jeśli coś nie wyjdzie w kilku meczach. Siła trybun jest duża i nie każdy potrafi sobie z tym poradzić, gdy nie czuje ich wsparcia. To nie jest łatwe, gdy wiesz, że ludzie czekają na twój pierwszy błąd, by okazać niezadowolenie.
– Co zrobicie z Fazlagiciem?
– Jest naszym zawodnikiem, ma ważny kontrakt, będzie z nami trenował i walczył o miejsce. Chyba, że znajdzie jakąś inną opcję, z której będzie chciał skorzystać. Obecnie wraca do zdrowia, będzie z nami trenował i przygotowywał się do rundy wiosennej.
– Bierzecie go na zgrupowanie?
– Tak
– Czy sztuczna inteligencja rządzi Wisłą Kraków? Tak powiedział prezes Cracovii, Mateusz Dróżdż.
– Wisłą rządzą właściciele i prezes.
– Odczuwasz w codziennej pracy, że jesteś w klubie stawiającym na nowe technologie?
– W bardzo dużym stopniu korzystamy z liczb, co w dzisiejszych czasach jest naturalne. Zajmuje się tym specjalna komórka w klubie, która przygotowuje dla nas dane zbieżne z naszym modelem gry. Poza tym mamy dostęp do różnych platform w rodzaju Wyscout, RespoVision. Mamy bardzo dużo danych po każdym spotkaniu. Dzielimy się tą wiedzą z piłkarzami, żeby mieli jeszcze szerszy obraz, na co my chcemy zwracać uwagę. Natomiast nie można patrzeć na to w skrajny sposób. Liczby nie bedą decydować o naszych wyborach. Są tylko pomocą, a rolą trenera jest to, by w natłoku tych wszystkich danych wybrać te, które są naprawdę ważne. Trzeba uważać, by się w tym nie zatracić, a przecież na końcu jest boisko, po którym biega po 11 zawodników. Nie można wpadać w skrajności.
– Co mówi o Wiśle obecna pozycja w tabeli? Z takim budżetem, z takimi możliwościami kadrowymi. Wcześniej podobną historię pisał Widzew czy GKS Katowice. Oni też długo nie potrafili awansować do Ekstraklasy mimo tego, że – podobnie jak wy – mieli wszystkie argumenty w rękach.
– Ale udało im się w końcu. Więc jest to dobry prognostyk. Przyjdzie czas, że i Wisła będzie w Ekstraklasie. Każdy przypadek jest inny. Wierzę, że pomimo tej straty możemy to zrobić w tym sezonie. A co to mówi o Wiśle? Mówi, że Wisła ma jednak cały czas różne problemy, głównie budżetowe. Nadal wypadają czasami trupy z szafy. Pojawiają się nieuregulowane płatności sprzed 20 lat czy inne historie, o których wielu już zapomniało. I to wpływa całościowo na funkcjonowanie tak dużej spółki, która zatrudnia bardzo wiele osób. Finanse przekładają się na zespół na pewno. Kwestie sportowe już omówiliśmy, jakie są przyczyny tego, że mamy taką liczbę punktów. Ale to nie oznacza, że coś straciliśmy. Nadal wszystko zależy od nas.
– Chciałbyś zmienić nieco charakter tej kadry? Jest tu sporo wirtuozów grających na fortepianie, ale nie chciałbyś więcej zawodników, którzy ten fortepian w razie potrzeby przesuną w lewo albo w prawo? Czy jednak uważasz, że jesteście w stanie wygrywać jakością gry.
– Jakość gry widać dopiero po tym, gdy na bardzo dobrym poziomie jest gra defensywna w rozumieniu całego zespołu. Rozumienie podstawowych zasad w pojedynkach jeden na jeden, agresywność – to są fundamenty dla mnie. Jeśli cały zespół ciężko pracuje nad tymi elementami, wtedy można pokazać jakość piłkarską. Nie mówię o cechach wolicjonalnych, bo nie mam zastrzeżeń do nikogo jeśli chodzi o zaangażowanie pracę. Oczywiście, popełniane są błędy, ale w moim odczuciu to też udało się zmienić. Mam na myśli głównie grę defensywną, agresywność, skracanie dystansu, bycia z rywalem w kontakcie, wchodzenia w pojedynki. Oczywiście nie zawsze to jest tak, jak ja bym chciał, ale widzę tu postęp i widzę, że zawodnicy też poszli w tym kierunku. Czują, że to przynosi efekty, choćby w postaci odbiorów. W wielu defensywnych statystykach jesteśmy bardzo wysoko. Dzięki takiej grze możemy skorzystać z fazy przejściowej i pokazać jakość. Tak, nasz zespół jest zbudowany teraz w taki sposób. Mamy mocne, ale też słabsze strony. Wiemy, jaka jest 1 Liga. Wiele zespołów gra prosto, czeka na stały fragment, broni się nisko. To są rzeczy, z którymi często się mierzymy.
– Czyje słowa w trakcie tej rundy najmocniej zapadły ci w głowę?
– Przyznam się, że nie skupiam się na opiniach. Nie ekscytuję się, bo często są to słowa związane z emocjami, najczęściej padają zaraz po meczach. I trzeba do nich podchodzić z duży, dystansem. Bo ani nie jesteśmy tak dobrzy, jak niektórzy po wygranej z Odrą już mówili o Lidze Mistrzów...
– Witamy w Wiśle Kraków.
– Ani nie jesteśmy tak słabi, jak opinie po przegranej z Górnikiem Łęczną, gdy słyszeliśmy, że trzeba wszystkich pogonić, zostawić jednego albo dwóch. Tak to wygląda. Dlatego niespecjalnie biorę do siebie te komentarze po wygranych czy porażkach. Jest to przywilej kibica. Może komentować i niech to robi. Natomiast ja muszę zachować zdrowy rozsądek i chłodną głowę w każdej sytuacji. Robić swoje bez względu na wynik ostatniego meczu. To droga do tego, żeby zespół się rozwijał i żeby robił postępy. Nie można wszystkiego zmieniać po porażce albo na szybko ulepszać po wygranej. Pewne fundamenty trzeba powtarzać, bo tylko poprzez powtarzanie można być lepszym.
Wisła awansuje w tym sezonie do Ekstraklasy?
– Bardzo bym chciał, by tak się stało i na pewno zrobię wszystko co mogę, żeby pomóc piłkarzom w realizacji tego celu. To jest jednak sport i tu gwarancji nie ma nigdzie. Nawet jeśli jesteś Manchesterem City, Bayernem Monachium, Barceloną czy Realem. Spójrzmy chociaż na City i ich ostatnie wyniki. Topowy trener i zawodnicy. Jak to możliwe? No, jest możliwe, bo to piłka nożna.