Podobno czas leczy rany, ale Stefan Hula nadal ma zadrę, gdy ktoś przywołuje wspomnienia z Pjongczangu. Te z 10 lutego 2018 roku, z konkursu na skoczni normalnej. Włodzimierz Szaranowicz nazwał go wtedy postacią kluczową w osiąganiu drużynowych sukcesów. Życzył triumfu indywidualnego. Nie udało się, co nie oznacza, że skoczek ze Szczyrku nie spełnił marzeń o lataniu.
Tomasz Sowa, TVP Sport: – Lubisz czas świąteczno-noworoczny?
Stefan Hula, były skoczek narciarski, obecnie trener w kadrze kobiet: – Pewnie, że tak. Od dziecka dobrze mi się kojarzy. Tak rodzinnie.
– Pytam, bo w trakcie kariery ten czas był mocno okrojony.
– Na całe szczęście pierwsze dwa dni spędzałem w domu, z bliskimi. Dopiero później wyjeżdżałem na mistrzostwa Polski, które do niedawna organizowano 26 grudnia. Z Wigilii i Bożego Narodzenia musiałem więc wycisnąć jak najwięcej. Mówię o spotkaniach w rodzinnym gronie. O jedzeniu…
– Przecież skoczkowie mają dietę! Jak oprzeć się tym wszystkim sałatkom i ciastom na stole?
– Musiałem! W Boże Narodzenie, jeśli nazajutrz miałem skakać, przestawiałem się na "tryb zawodniczy". Nie mogłem folgować sobie z jedzeniem. Głowa też uciekała na skocznię. Koncentrowałem się. Przez wiele lat byłem w pewnej formie reżimu. Ot, taki urok bycia sportowcem zimą. Ale i tak uwielbiam święta. Doceniam i doceniałem ten czas, gdy całą rodziną jesteśmy przy stole. Rozmawiamy, śmiejemy się.
– Wiadomo dobrze skąd to uwielbienie.
– Oczywiście, że z dzieciństwa. Od zawsze czekałem na końcówkę grudnia. Jak miałem kilka lat, to chodziło o prezenty. Lubiłem też kolędowanie. W rodzinnym Szczyrku chodziliśmy od domu do domu. Odwiedzaliśmy znajomych, tak bez zapowiedzi. Każdy nas przyjmował, a potem ruszał z nami. Z każdymi otwartymi drzwiami było nas co raz więcej. Później, kiedy byłem już reprezentantem kraju, trochę mi tego wspólnego kolędowania brakowało. Czasami było zwyczajnie przykro, że tak szybko trzeba się pakować i jechać. Ale potem dobre skoki trochę to rekompensowały.
– Sylwestra to już regularnie spędzałeś poza Polską. I to latami! Zazwyczaj w okolicach Garmisch-Partenkirchen. Imprez nie organizowaliście, bo w Nowy Rok zawody…
– To prawda. Ale w tym roku, już jako trener kadry dziewczyn, nie jadę na żadne konkursy. I po wielu, wielu latach przypomną sobie, jak to jest spędzić ostatni dzień starego roku z rodziną! Bo, jeśli dobrze liczę, to przez ostatnie dwadzieścia lat 31 grudnia byłem w domu… może ze trzy razy.
– Sporo poświęciłeś…
– Nie tylko ja. Taka jest cena tego skakania na nartach. Ostatnio rozmawiałem z Kamilem Stochem, który na zbliżający się Turniej Czterech Skoczni nie pojedzie. Pierwszy raz od… nie wiem kiedy! Mówił, że nie pamięta swojego ostatniego Sylwestra w rodzinnych stronach. Dla niego i dla mnie to nowość. Zobaczymy, może odnajdziemy się nawet w tej samej sali tanecznej?
– A jak zazwyczaj wyglądał ten ostatni dzień roku "na kadrze"?
– Wieczorem siadaliśmy do uroczystej kolacji. Rzecz jasna trzeba było myśleć o tym, żeby nie przesadzić z jedzeniem, bo przecież czekało nas noworoczne skakanie. O północy składaliśmy sobie życzenia. Wypiliśmy po lampce szampana i rozchodziliśmy się do pokoi. Niektórzy kładli się nawet wcześniej, bo… sport był najważniejszy.
– W tym roku nie pojawi się już myśl, że jutro trzeba będzie usiąść na noworocznej belce…
– Nie tylko jutro, ale i pojutrze. I za tydzień. Ten etap mam już za sobą. Ale też nie mogę narzekać, przecież przez długi czas robiłem to, co kocham od dziecka. Skakałem.
– A kiedy, gdzie i jak ta miłość się zaczęła?
– Sam nie wiem. Odkąd pamiętam mówiłem, że będę zakładał narty i latał. Już będąc dzieckiem oglądałem konkursy w telewizji. Miałem idoli. No i sport w genach. Tata był przecież kombinatorem norweskim, a później trenerem. Zabierał mnie na treningi, a wcześniej na stok "Beskidek" w Szczyrku. Nie wiem, ile miałem lat, może cztery, jak pierwszy raz zjechałem po tej trasie. Później, w tym samym miejscu, oddawałem pierwsze, całkiem już poważne skoki. Stała tam nieduża skocznia. Nazywała się "Antoś". Na początku XXI wieku zbudowali ją własnymi rękoma pasjonaci skoków ze Szczyrku. Był wśród nich mój tata. Zrobili to dla nas. Dziś nie ma już po niej śladu. Dzieci też jakby mniej…
– Z tej waszej szczyrkowskiej "kuźni talentów" tylko tobie udało się osiągnąć poziom międzynarodowy.
– I trochę tego żałuję. Bo naprawdę dorastałem w otoczeniu świetnych i utalentowanych chłopaków. Niestety, tak potoczyło się życie, że tylko ja zostałem przy skokach dłużej. Szkoda. Był czas, że z tego bogatego w narciarskie tradycje miasta zostałem sam w reprezentacji.
– Za to byłeś jak wino. Im starszy, tym lepszy!
– Zaczynałem też całkiem nieźle, od nieoficjalnego mistrzostwa świata dzieci FIS Schüler GP w 1998. Co ciekawe, rywalizowałem wtedy w moim późniejszym sylwestrowym Garmisch-Partenkirchen.
– Przeznaczenie!
– Podobno go nie oszukamy.
– W 2018 nie wszystko ci się nie udało. Jakie to uczucie, prowadzić po pierwszej serii konkursu olimpijskiego, skoczyć bardzo dobrze w drugiej i… piąte miejsce na tablicy wyników. Zabrano ci ten medal! Pamiętam, że przed telewizorem byłem na tych sędziów wściekły. A tak po ludzku – było mi ciebie zwyczajnie żal.
– Ehh… nawet nie wiem jak to opisać. Niemoc. Od razu po skoku wiedziałem, że złota nie zdobędę, bo… zabrakło kilku metrów. Ale przypuszczałem, że na inny kolor medalu tych metrów wystarczy. Ba, nawet nie przypuszczałem – byłem o tym święcie przekonany. I potem zobaczyłem, że odjęto mi 18,5 punktu za wiatr… I stąd to piąte miejsce.
– Komentujący zawody Włodzimierz Szaranowicz też był pewny medalu…
– Siedzi to we mnie cały czas. Lata mijają, a zadra pozostała. Miałem fantastyczny dzień. W serii próbnej zająłem drugą pozycję. A pierwszą wygrałem! Do dziś jest mi przykro. Do dziś wielu mówi mi, że dla nich jestem medalistą olimpijskim… Fajnie, tylko medalu brak. Na szczęście w drużynie stanęliśmy na podium!
– Być w czołówce olimpijskich zawodów, to dla większości sportowców przecież nieosiągalny sukces.
– Pewnie, że tak. Gdyby ktoś przed startem w Pjongczangu powiedział mi, że wrócę z piątym miejscem indywidualnie i brązem w drużynówce, to brałbym takie wyniki "w ciemno". Z pocałowaniem dłoni! Tyle że w moim przypadku o odczuciach zadecydowały okoliczności konkursu na skoczni normalnej. Brakuje mi tego medalu. Czuję się nawet troszkę oszukany przez system. Czasu jednak nie cofnę.
– Miałeś wtedy 32 lata. Pokazałeś, że wiek to tylko liczba. Jaka jest tajemnica "długowieczności" Stefana Huli?
– Nie ma żadnej tajemnicy. Zobacz, Piotrek Żyła i Kamil Stoch są w wieku podobnym do mojego. Po 2018 wygrywali zawody. Umieli utrzymywać się w czołówce. I to nie przez tydzień czy miesiąc. Jesteśmy z pokolenia, które zaczynało skakać jeszcze przed "Małyszomanią", w latach 90. Kochaliśmy skoki nim stały się bardzo popularne. Nie mieliśmy jednak takich możliwości, jak współczesna młodzież, choćby sprzętowych. Od razu dodam, że cieszę się, że dziś młodzi od pierwszych zajęć mogą trenować i rywalizować w dobrych warunkach. My, przynajmniej początkowo, opieraliśmy kariery na ambicji, pasji, ciężkiej pracy i radości, jaką daje skakanie. Cierpliwości i wiary też nam nie brakowało.
– Nakręcaliście jeden drugiego?
– Od najmłodszych lat! Poznaliśmy się na zawodach dziecięcych i los tak chciał, że spędziliśmy ze sobą kupę czasu. Raz jako rywale, raz jako kumple z reprezentacji. Kamil i Piotrek skaczą do dziś. Ciągle ich to cieszy, a to klucz, który może jeszcze im otworzyć niejedne drzwi. Wiem, że wyniki w tym sezonie nie są satysfakcjonujące, ale grubo po trzydziestce nadal rywalizują na wysokim, międzynarodowym poziomie. Życzę im jak najlepiej. Niech się spełniają i cieszą każdą próbą.
– Widzisz swoich następców, Kamila, Dawida i Piotrka?
– Na pewno Paweł Wąsek. Świetnie wszedł w sezon. Skacze stabilnie. Jeśli nie zabraknie mu uporu i chęci do pracy, to może stać się zawodnikiem, który na dłużej zadomowi się w czołówce. Cieszę się, że Kuba Wolny wygląda coraz lepiej. Jest Jasiek Habdas, medalista mistrzostw świata juniorów. Może teraz ma gorszy czas, ale znów – jeśli będzie cierpliwy i odpowiednio popracuje, to na pewno da kibicom dużo radości. W Whistler, podczas juniorskiego czempionatu, pojawił się Kacper Tomasiak. Jakby znikąd, a bił się o medale, więc ma talent. A Klemens Joniak został seniorskim mistrzem Polski. Jest jeszcze kilku. Nie chcę wymieniać dalej, bo mógłbym kogoś pominąć. Może nie mamy tak nieprzebranej rzeszy utalentowanych jak Austriacy, ale nie możemy narzekać. Musimy tylko pamiętać, że świat idzie do przodu. Musimy iść razem z nim.
– A jak oglądasz skaczących rówieśników, to nie pojawia się myśl, że za szybko powiedziałeś "koniec"? Skoro oni jeszcze mogą…
– Przyznam szczerze, że trochę sobie pogdybałem. Ale szybko sprowadzałem się na ziemię. Bo widzisz, mój koniec kariery był pochodną tego, że nie mogłem już trenować na sto procent. A bez pełnego zaangażowania nie da się osiągać dobrych rezultatów. Zdrowie nie pozwoliło. Miałem ciągłe kłopoty z kolanami. Zdarzało się, że łzy cisnęły się do oczu, kiedy trener kazał robić przysiady. Pamiętam taki powrót ze skoczni w Wiśle-Malince. Mieliśmy kilka prób na tym obiekcie, potem lekki trening w siłowni. I ja po tym wszystkim wsiadłem do samochodu. Do domu raptem dwadzieścia pięć minut. Myślałem, że nie dojadę. Marzyłem tylko, żeby wyprostować nogi. Zdałem sobie sprawę, że przedłużanie kariery i to z takimi obciążeniami może bardzo źle odbić się na zdrowiu. To cena jaką płacą profesjonalni sportowcy.
– Na emeryturze, oprócz szkolenia skoczkiń, tworzysz podcast. Tak wiążesz się z mediami w wydaniu internetowym?
– Powiem najprościej, jak to możliwe: zobaczymy, co przyniesie czas. Na pomysł podcastu wpadliśmy z Wiktorem Pękalą. To było spontaniczne działanie. Udział w przedsięwzięciu miała też żona, która zachęcała, abyśmy spróbowali. Nic nie stało na przeszkodzie. Obaj przecież lubimy rozmawiać o skokach narciarskich. Kuluarowo sporo też o nich wiemy i chcemy się tą wiedzą dzielić. Jeśli odbiorcom będzie się taka formuła podobać, to… cierpliwie będziemy pracować dalej!
– Praca szkoleniowca przynosi równie dużą satysfakcję?
– Miałem momenty, w których czułem dużą satysfakcję. Ostatnio widzę zwyżkująca formę Anny Twardosz. Nie ukrywam, że bardzo mnie ten fakt cieszy. Mam nadzieję, że pozostałe dziewczyny stopniowo będą wchodzić na co raz wyższy poziom. Że się rozwiną. Przecież to w pracy szkoleniowca jest niezwykle istotne. Może i najistotniejsze…
– I na koniec, czego życzyć Stefanowi Huli w 2025 roku?
– Jeżeli chodzi o mnie i bliskich, to na pewno zdrowia, spokoju i czasu dla siebie. A zawodowo? Sukcesów dziewczyn! Niech skaczą jak najlepiej! Nie tylko w Sylwestra…
Następne
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP, w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.