Polscy skoczkowie weszli w Nowy Rok tak, jak skończyli poprzedni: doznali klęski. Poza Pawłem Wąskiem cała kadra dołuje, a w Garmisch-Partenkirchen wszyscy wywalczyli jedynie 17 punktów do klasyfikacji Pucharu Świata. Jeszcze przed zawodami nowe światło na sytuację rzucił tekst Jakuba Balcerskiego ze sport.pl: o tym, że Thomas Thurnbichler miał już całkiem stracić szatnię. – To krzywdzące, nie utrudniajcie nam pracy – odbija piłeczkę Alexander Stoeckl, dyrektor kadry.
👉 Jest decyzja! Znamy skład Polaków na Innsbruck!
KORESPONDENCJA Z GARMISCH-PARTENKIRCHEN
O tym, że jest w polskich skokach źle, przekonaliśmy się już i w zeszłym roku, i przekonujemy tej zimy. Polacy w Pucharze Świata budują swój optymizm na jednostkowych przypadkach. Jedynym jasnym punktem kadry obecnie jest Paweł Wąsek, który po dwóch odsłonach 73. Turnieju Czterech Skoczni zajmuje 11. miejsce w rankingu. W Nowy Rok w Garmisch-Partenkirchen zajął 16. lokatę. Głównie dzięki słabej parze do finału wszedł jeszcze tylko Piotr Żyła, ale tam cudów nie zwojował. O występie pozostałych wiele pisać nie warto, może jedynie oprócz dobrej serii próbnej w wykonaniu Aleksandra Zniszczoła. Ale takiej, jakość z której nie przełożyła się potem na konkurs.
W Nowy Rok weszliśmy więc tak, jak skończyliśmy poprzedni: ze spuszczonymi głowami. A oliwy do ognia dolał jeszcze artykuł Jakuba Balcerskiego w sport.pl. Ten tekst był pod Olympiaschanze równie mocno dyskutowany, co wyniki kadrowiczów.
Artykuł Balcerskiego jest przede wszystkim o zaufaniu, zwłaszcza na linii zawodnicy-trener. Jak czytamy w tekście, obecnie jedynym naprawdę w pełni ufającym trenerowi Thurnbichlerowi jest Paweł Wąsek. I to on skacze najlepiej, podczas gdy pozostali skoczkowie borykają się z problemami. 25-latek zaufał wizji Austriaka na zmianę jego podejścia do skakania, na naprawę asymetrii w locie itp. A inni? Według autora, Aleksander Zniszczoł jest przede wszystkim człowiekiem Macieja Maciusiaka. Dawid Kubacki sam mówi, że wszystko zaczęło psuć się 2,5 roku temu, czyli wówczas, gdy z PZN został zwolniony Michal Doleżal. Kubacki i Piotr Żyła dodatkowo obecnie mało słuchają wskazówek sztabu – wynika z analizy przeprowadzonej przez Balcerskiego. A Jakub Wolny, który w połowie przygotowań został włączony do kadry A tylnymi drzwiami, największą pracę wykonał w grupie bazowej w Szczyrku z trenerem Krzysztofem Miętusem. Co więcej, tekst odnosi się do jeszcze jednego aspektu. Jakub sugeruje w nim, że w polskich skokach ogółem zbyt często sięga się po półśrodki i podaje kilka przykładów mających potwierdzić tę tezę. Przy czym – to konkluzja z artykułu – te metody nie przynoszą efektów, a zamiast tego tylko mają oddalać skoczków od Thurnbichlera i jego wizji.
– Czy czytałeś ten artykuł? – spytaliśmy wprost Thurnbichlera po konkursie w Ga-Pa, w dniu jego publikacji.
– Nie. I nie zamierzam – uciął szkoleniowiec.
Thurnbichler po konkursie na Olympiaschanze mówi, że polscy skoczkowie obecnie mają podstawowy problem: za dużo myślą o tym, jak skakać. A to jego zdaniem prowadzi do braku powtarzalności i takich sytuacji, w których np. Aleksander Zniszczoł w serii próbnej potrafił oddać próbę na 6. miejsce, żeby później przepaść w konkursie bez awansu do finału. Bo choć kadra skacze fatalnie, a nastroje wewnątrz ekipy nie mają prawa być dobre, to jednak te pojedyncze wyskoki formy sugerują, że potencjał maksymalny w tych zawodnikach faktycznie drzemie. Jednak sztab i sami sportowcy nie są go w stanie wydobyć w odpowiednich momentach.
Trener przekonuje: narzędzia są. A Jakub Wolny ucina: Internet kłamie
Szkoleniowiec nie kryje, że właśnie ten element teraz najbardziej spędza mu sen z powiek. – Wiem, że to dla was rozczarowujące. Dla mnie też. Mamy narzędzia, jak z tym walczyć, a podstawowe to przekonanie zawodników, żeby do każdej próby podchodzili z jasnym zadaniem: co wykonać na skoczni. Musimy mieć jeden jasny punkt, co robić. Pracujemy nad tym, żeby ich nie przeładowywać informacjami – przekonuje Thomas. O tym przeładowaniu w przeszłości mówili już m.in. Dawid Kubacki i Kamil Stoch minionej zimy, a ostatnio w Oberstdorfie wspomniał Zniszczoł na antenie Eurosportu. – Współpracuje z nami psycholog, dużo też rozmawiamy. I tą drogą chcemy pójść, spokojnej naprawy. Chcemy pracować tymi narzędziami, to jedyne, co możemy realnie zrobić. Presja z konkursu na konkurs tylko rośnie. Wyniki nie przychodzą, ale musimy wierzyć, że to się zmieni.
– Największy problem tej kadry na tę chwilę to taki, że chłopcy mają problemy z tym, żeby po prostu pokazać swoje normalne skoki. To kombinacja różnych bolączek – uzupełnia Alex Stoeckl.
Wobec wyrównania najsłabszego wyniku punktowego tej zimy (17 pkt Polaków w Ga-Pa, tyle samo ile w niedzielę w Lillehammer) sztab Polaków nie będzie dokonywał zmian na Innsbruck w składzie.
– Co ja bym zrobił, gdybym był trenerem? Jechał dalej, po prostu – wzrusza ramionami Zniszczoł. O doniesieniach medialnych, tych o kiepskiej atmosferze, nie chciał się wypowiadać. Jak przyznaje wiślanin, skupia się głównie na sobie. W podobnym tonie wcześniej wypowiadał się Piotr Żyła. – Internetu nie czytam. Internet kłamie – dorzucił jeszcze Jakub Wolny.
Tekst Balcerskiego czytał natomiast Alexander Stoeckl. Kiedy w środę, niedługo po publikacji, zwróciliśmy się z prośbą o skomentowanie tez w nim zawartych, dyrektor ds. skoków w PZN zareagował, jakby tylko czekał na tę propozycję. To zaskoczenie, bo równie dobrze – podobnie jak u Thurnbichlera – wątek ew. braku zaufania w drużynie mógłby być tematem tabu.
– Przede wszystkim chciałbym zaznaczyć, że publikowanie takich treści w dniu konkursu, w trakcie sezonu, jest dla nas krzywdzące i niepotrzebne w tym momencie. To nam nie pomaga. To smutne, że to powstało. Każdy może mieć swoją opinię, jednak to jest zlepek wypowiedzi, które sklejono w zakrzywiony obraz. Jak skoczkowie mają rywalizować na dobrym poziomie, jeżeli pierwsze, co dostali dziś na twarz, to taki tekst? To niemożliwe! To oczywiste, że on do nich doszedł – zaczął dyrektor. – Zawodnicy i bez takich tekstów są zestresowani, spięci. To ich blokuje, bo przecież też chcą latać daleko. Takie doniesienia im nie pomagają, to na pewno.
Stoeckl nie zgadza się z zarzutem, jakoby atmosfera w zespole była podła czy zła. Za przykład podał kolację sylwestrową, podczas której wszyscy spędzili czas razem, pozwalając sobie na luz i żarty.
– Również kiedy wchodzi się do nich do szatni, czuć, że jest okej. Co więcej, gdy obserwuję, jak Thomas czy Maciej Maciusiak siadają ze skoczkami do analiz, tam nie ma złej krwi. Tam jest wzajemne zaufanie. Wszyscy naprawdę ciężko pracują: nad techniką, nad sprzętem, nad nastawieniem. Proszę mi wierzyć – mówi Stoeckl.
Zdaniem Stoeckla, potwierdzeniem tego, jak może wyglądać ogólny obraz w polskiej kadrze, są występy Wąska.
– Proszę wszystkich o więcej cierpliwości i o mniej nakładania presji na tych chłopaków. Nie utrudniajcie nam dodatkowo tego zadania. I bez tego jest nam ciężko – zakończył.
Następne