{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Historia Bartosza Kowalczyka, czyli o tym, jak trafić z polskiej "okręgówki" do pierwszej drużyny Liverpoolu
Dominik Pasternak /
Każdy młody piłkarz marzy o grze w największych klubach. Mało komu się to udaje. Polski bramkarz Bartosz Kowalczyk tego dokonał i znalazł się w wielkim Liverpoolu prowadzonym przez Juergena Kloppa. Droga do tego miejsca prowadziła przez... polską "okręgówkę". O swojej historii opowiedział w Betclic Podcast.
Nawałka znów selekcjonerem. Rywalem... Ronaldinho!
Polski bramkarz trafił z "okręgówki" do Liverpoolu
Bartosz Kowalczyk zaczynał przygodę z piłką w Okęciu Warszawa. Grał na pozycji bramkarza, jego problemem był wzrost, bo urósł tylko do 183 centymetrów. Żadna duża akademia piłkarska nie była nim zainteresowana. Zaczął więc kopać w Ursusie Warszawa. Grał tylko w rezerwach na poziomie klasy okręgowej.
Mając 16 lat, skorzystał z propozycji kolegi o wyjeździe do Anglii. Miał udać się na testy do college'u Liverpoolu. Nie znał języka, nie miał stałego zamieszkania, ani zapewnionej pracy na miejscu. Rzucił polską szkołę w pierwszej klasie liceum i ruszył na wyspy.
– Pojechałem na dwa tygodnie z tatą. Szybko podjąłem decyzję z rodzicami, że zostaję na stałe, by grać w piłkę, a przy okazji się uczyć. Od zawsze chciałem spróbować życia za granicą. W wieku 15 lat miałem okazję wyjechać do Hiszpanii, ale przez kontuzję nie udało się tego zrobić. To mnie jeszcze bardziej zdeterminowało, by coś udowodnić sobie samemu – powiedział Bartosz Kowalczyk w Betclic Podcast.
Polski bramkarz zrobił dobre pierwsze wrażenie. Został zaproszony na wyjazd z zespołem uniwersyteckim na Dallas Cup. Jego drużyna dotarła do finału, przegrywając w nim z reprezentacją Kostaryki U20. Porażka jednak okazała się zwycięstwem, bo został doceniony przez obserwatorów z akademii Liverpoolu i zaproszony na treningi.
– Dla mnie to było coś wspaniałego, że miałem profesjonalny trening bramkarski w takim klubie. Byłem traktowany tak samo jak inni. Jeździłem na obozy. Nazwijmy to tak, że odgrywałem rolę trzeciego bramkarza, który trenuje z drużyną. Byli jednak ze mną szczerzy, w Liverpoolu była zasada, że bramkarz, by grać, musi mieć co najmniej 190 cm wzrostu – stwierdził.
– Mój tydzień wyglądał tak, że raz w tygodniu chodziłem do szkoły, codziennie trenowałem w akademii, a w college'u trenowałem raz w tygodniu i grałem mecz w weekend – dodał.
Przełomowym momentem dla Kowalczyka okazała się jedna z przerw reprezentacyjnych. Pierwsza drużyna potrzebowała bramkarza do treningu i Polak otrzymał zaproszenie. W jednym momencie trenował z takimi postaciami jak Mario Balotelli, Philippe Coutinho czy Sadio Mane. W bramce stał u boku Simone'a Mignoleta, Caiomhina Kellehera i Kamila Grabary.
– Coutinho zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Potrafił oddać strzał zza połowy boiska i zakończyć to lobem bramkarza. Miał to coś – podkreślił.