| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Dokładnie 25 sierpnia z Kotwicą Kołobrzeg przegrał 0:4 w Pruszkowie. Niespełna cztery miesiące później wystąpił w meczu Ligi Konferencji Europy z Olimpiją Ljubljana. Cezary Polak z beniaminka pierwszej ligi trafił do drużyny walczącej o mistrzostwo Polski. – Nigdy nie mogę odmówić sobie ciężkiej pracy. Uważam siebie za pracoholika i zawsze tak było. Ciężko powiedzieć, jaki mam sufit – powiedział w rozmowie dla TVPSPORT.PL.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: Słyszałem takie powiedzenie, że podobno kto był w Kotwicy, ten w cyrku się nie śmieje. Jest w tym trochę prawdy?
Cezary Polak, obrońca Jagiellonii Białystok, młodzieżowy reprezentant Polski: – Hahaha, nie chcę mówić o złych rzeczach, możemy porozmawiać o tych dobrych. Było ich kilka, a może nawet kilkanaście.
– Masz jakąś klauzulę poufności, nie możesz otwarcie mówić o pewnych rzeczach związanych z klubem?
– Pomidor!
– Z jakimi oczekiwaniami przychodziłeś do tego klubu, czego się tam spodziewałeś?
– Wcześniej grałem w Garbarni Kraków, potem miałem oferty z Ekstraklasy, m.in. z Korony Kielce i Śląska Wrocław. Byłem tam tylko na testach, one wypadły pozytywnie, ale początkowo miałem tam jedynie trenować z pierwszym zespołem, a na co dzień występować w rezerwach. Nie podobało mi się takie rozwiązanie, ponieważ bardzo dużo od siebie wymagam i zależy mi na grze. W Kotwicy miałem przedstawioną ścieżkę rozwoju. Usłyszałem, że otrzymam zaufanie od początku, choć oczywiście byłem świadomy, że nie dostanę gry za darmo. Musiałem pokazać swoje umiejętności i myślę, że to się udało. Cieszę się z tego wyboru, bo zagrałem praktycznie wszystko, co mogłem. Drużyna robiła świetne wyniki, czasami ciekawe, bo 5:3 z Hutnikiem, gdy jeszcze do 65. minuty przegrywaliśmy 0:3, będzie wspominane przez długi czas. Miałem obok siebie takich zawodników, jak Kuba Żubrowski czy Jakub Rzeźniczak. Sporo się od nich nauczyłem. Koniec końców zrobiliśmy awans, mieliśmy ekstraklasowy sztab, bo trener Maciej Bartoszek i jego współpracownicy wykonywali kawał pracy. Wiedzieli, co zrobić, aby osiągnąć dobry wynik. Potem trener Ryszard Tarasiewicz zwrócił uwagę na moje niuanse techniczne i szczegóły, o których sam nie do końca wiedziałem.
– O jakie rzeczy chodziło?
– W moim przypadku o kierunkowe przyjęcie piłki do linii. Teraz odczuwam dużą różnicę i wiem, że sporo się nauczyłem. Trener Tarasiewicz mocno patrzył na detale techniczne. To jest fajne, bo teraz widzę, jak mocno mi się takie rzeczy przydały.
– Teraz po czasie możesz powiedzieć, że mimo wszystko wybór Kotwicy był bardzo dobry?
– Kiedy byłem w Escoli, to już wtedy wielu chłopaków odchodziło do Ekstraklasy czy pierwszej ligi. Czułem wtedy boiskową zazdrość. Tata powtarzał, że lepiej małą łyżką, a do przodu, niż dużymi łyżkami i potem robić krok wstecz. Jak widać, stało się bardzo dobrze. Dla młodego piłkarza najważniejsze jest granie. Wkrótce zobaczyłem, że lepiej jest regularnie łapać minuty, niż siedzieć na ławce gdzieś wyżej. Z trybu szkolenia w juniorach aż do seniorów widać ogromny przeskok. Po prostu trzeba zbierać doświadczenie i grać. Mnie się to udało. W Kotwicy zagrałem pełny sezon, w Garbarni całą rundę, w Motorze miałem 18 lat, ale też trener Marek Saganowski mi zaufał i dawał grać. Myślę, że z tego wszystkiego wyszła świetna ścieżka rozwoju.
– Jaki był prezes Adam Dzik? Prywatnie i zawodowo?
– Muszę pomyśleć, co mogę powiedzieć… Nie mam jakichś szczególnych wspomnień wartych przytoczenia.
– Kotwica ma jeszcze zaległości finansowe wobec twojej osoby?
– Nie. Wszystko zostało uregulowane i jesteśmy na czysto.
– Byłeś zdziwiony tym, że PZPN zabrał Kotwicy licencję na grę w pierwszej lidze?
– Chyba każdy mógł spodziewać się takiego obrotu sprawy. Jednak dla dobra całej społeczności Kotwicy miałem nadzieję, że uda się wszystko poukładać. Są pewne warunki, które trzeba spełniać, jeżeli chce się grać na danym poziomie. Jeżeli tego nie robisz, musisz spodziewać się reakcji. PZPN tak właśnie zrobił.
– Co możesz powiedzieć o współpracy z trenerem Tarasiewiczem?
– To dobry człowiek. Już pierwszego dnia powiedział o swoich warunkach i wspomniał, że najbardziej zależy mu na szczerości. Podobało mi się to, że jest bardzo ludzkim trenerem. Każdego ranka przychodził do naszej szatni i robił sobie kawę. Rozmawiał z nami, siadał przy stole, z niczym nie było żadnego problemu. Bardzo mi pomógł, bo wiedział, że będę chciał odejść. Byłem podstawowym zawodnikiem i wiem, że mógł zareagować zupełnie inaczej. Stresowałem się przed rozmową, bo myślałem, że może trener będzie chciał mnie zostawić na siłę. Było całkowicie na odwrót. Za każdym razem, jak do niego szedłem, zawsze starał się mi podpowiedzieć i pomóc. Ja będę trenera wspominał tylko dobrze.
– Kończąc temat Kotwicy, masz żal do prezesa Dzika, że chciał rozpatrywać za ciebie jedynie gotówkowe oferty od innych klubów?
– Żalu nie mam, bo piłka to jeden wielki biznes i w jakiś sposób było to zrozumiałe. Przed rokiem w styczniu miałem ofertę z duńskiej ekstraklasy. Byliśmy już wówczas po kilku rozmowach z dyrektorem sportowym oraz trenerem. Pokazano mi, jak klub wygląda od środka i robiło to dobre wrażenie. Później miałem okazję grać w U21 przeciwko skrzydłowemu z tego klubu. Wygrałem większość pojedynków. Oferta była ponowiona. To miał być rekord transferowy tego klubu, ale ostatecznie temat upadł. Wyszło bardzo dobrze. Bóg nade mną czuwał.
– Jak blisko było twojego transferu do Wisły Kraków?
– Bardzo blisko. Wisła była zdecydowana, ale nie mogła zapłacić całej kwoty w jednej transzy. Prezes nie chciał się zgodzić na inne rozwiązanie, taką miał zasadę. Gdyby się wtedy zgodził, dziś byłbym piłkarzem Wisły Kraków. Ogólnie jednak wyszło bardzo dobrze i nie narzekam (śmiech).
– Czułeś się wtedy bohaterem wiślackiego twittera? Wielu kibiców namawiało cię za pośrednictwem tego portalu na transfer.
– Byłem bombardowany wiadomościami na wszystkich portalach społecznościowych. Ogólnie było to bardzo miłe przeżycie. Widziałem, że wszystkim zależy na tym transferze.
– Miałeś wtedy duży ból głowy? Młody zawodnik słyszał: Raków Częstochowa, Radomiak Radom, Wisła Kraków, Legia Warszawa, Greuther Fuerth i co sobie myślał?
– Długo na to pracowałem, dlatego w jakiś sposób byłem na to gotowy. To bardzo miłe gdy twoją osobą interesują się tak uznane kluby. Co chwilę pojawiały się wtedy jakieś nowości. Pozytywnie mnie to nastrajało i byłem zdeterminowany, żeby zrobić awans i sprawdzić się w innym miejscu. Byłem piłkarzem z drugiej ligi, zostałem powołany przez trenera Majewskiego do młodzieżowej reprezentacji Polski, a takie sytuacje nie zdarzają się zbyt często. Teraz pracuję dalej. Na razie chciałbym grać jak najwięcej w Jagiellonii.
– W jaki sposób zostałeś przekonany na transfer do Jagiellonii Białystok?
– Ciężko byłoby odmówić Jagiellonii, jeżeli słyszysz, że taki klub się tobą zainteresował. Teraz Jagiellonia robi się podobną marką do Legii czy Lecha. Jagiellonia to najlepszy klub w Polsce. Wszystko jest świetnie poukładane. Dyrektor Łukasz Masłowski z byłym już prezesem Wojciechem Pertkiewiczem ogarnęli klub od A do Z. Wspólnie z trenerem Adrianem Siemieńcem pokazali mi świetną ścieżkę rozwoju. To wielki krok w mojej karierze, ale też duży przeskok, europejskie puchary, walka o mistrzostwo.
– Nie miałeś dużych obaw przed tym transferem? Niedawno grałeś w drugiej lidze, a tu trafiasz do mistrza Polski. Musiałeś być świadomy, że ciężko będzie o granie.
– Jasne, tym bardziej że mam świetnego piłkarza do rywalizacji, jakim jest Joao Moutinho. Czuję, że mam w sobie duży potencjał, chcę jak najmocniej korzystać z każdego treningu. Może teraz nie pograłem za wiele, ale widzę po sobie, jak wiele dał mi sam trening. Przez te pół roku nauczyłem się nowych rzeczy. Jak dostaję szansę, to staram się ją wykorzystać. Chciałbym pokazać trenerowi, że jestem gotowym zawodnikiem do pierwszego składu.
– W twoim jesiennym słowniku bardzo ważnym słowem była cierpliwość?
– O tak, ciężka praca i cierpliwość. Kiedy przychodziłem do klubu dyrektor i trener mówili mi, że może być tak, że nie będę grał. Trafiłem tu z drugiej ligi, jestem świadomy swoich niedociągnięć, wiem, co muszę poprawić. Rozumiem, nad czym muszę głównie pracować. Zawsze jednak gdy trener ogłasza pierwszy skład, po cichu liczysz na to, że usłyszysz swoje nazwisko. Nie zawsze jednak było tak, że nawet jeśli Joao nie mógł grać, to byłem naturalnym następcą. Pojawiało się wówczas lekkie zdenerwowanie, nie będę oszukiwał, że było inaczej, ale moim zdaniem jest to całkowicie zdrowa reakcja, bo gdyby nie było nerwów, to mogłoby to oznaczać, że brakuje mi ambicji i zacząłbym się martwić, czy chcę dalej grać w piłkę. Po chwili jednak uświadamiam sobie, w jakiej drużynie jestem i jakiego mam trenera. Nie mogę podważyć decyzji człowieka, który zdobył historyczne mistrzostwo i zasłużenie został wybrany najlepszym trenerem w kraju. Rozmawiam z nim bardzo często, wspomina mi o niedociągnięciach i staram się pracować nad swoimi brakami. Jest ten komfort, że trener myśli drużynowo i wiesz, że musi tym tak zarządzić, żeby wygrywać. Na treningu po tym jak nie gram do stuprocentowego zaangażowania, które jest zawsze, dodaję kolejny procent i myślę, że to widać.
Na początku ciężko było odnaleźć się na ławce rezerwowych? Dotychczas praktycznie zawsze grałeś wszystko.
– Samo przyjście do Białegostoku było trudne. Graliśmy jeszcze z Kotwicą mecz przeciwko Wiśle Kraków. Tego samego dnia miałem być na Podlasiu, a rano podpisać kontrakt. Ostatecznie wszystko się przedłużyło, byłem o 5:30 w Białymstoku, spałem godzinę. W spotkaniu z Wisłą miałem grać bardzo bezpiecznie. Wiedziałem, że kontuzja mogłaby sprawić, że nie dojdzie do transferu. Jestem takim zawodnikiem, że jak gram mecz, to zapominam o bezpieczeństwie (śmiech). Zostałem wtedy uderzony w prawą łydkę i ostatecznie przeszedłem do Jagiellonii z delikatnym urazem. Trochę się bałem, czy dojdzie do podpisania kontraktu. Ostatecznie się wszystko udało i pauzowałem wtedy dwa tygodnie. Jednak jak przychodzisz do nowego klubu i zamiast na boisko, trafiasz na "leżankę" do fizjo, nie zaczynasz w najlepszy możliwy sposób. Sam czekałem, aby zobaczyć wszystko od środka, chciałem przekonać się, czy poziom treningów jest rzeczywiście tak wysoki. No i na "dzień dobry" trafiłem do lekarza. Pojawiło się trochę złych emocji i trudniejszych momentów. Pierwsze mecze na ławce były trudne, bo dotąd grałem wszystko. Byłem tego świadomy. Wiedziałem, że przez pół roku mogę nie wybiec na boisko. Ostatecznie uzbierałem ponad 600 minut, co nie jest złym wynikiem. Jest się z czego cieszyć.
– Wspomniałeś o ścieżce rozwoju, jaką przedstawiła ci Jagiellonia. Z upływem tygodni czułeś, że wszystko zmierza w dobrą stronę?
– Czas grał na moją korzyść. Podpisałem tu długi kontrakt, trzy plus jeden i wiem, że Jagiellonia ma dobrego piłkarza na mojej pozycji. Byłem świadomy, że będę wprowadzany powoli. Widziałem, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Chciałem coś pograć przed zimą i tak też się stało. Czekam na więcej.
– Co możesz powiedzieć o pracy z trenerem Siemieńcem? Coś cię w nim zaskoczyło?
– Nie wiem, czy coś mnie zaskoczyło. Wiedziałem, że jest topowym polskim trenerem i też z tym się spotkałem. To najlepszy szkoleniowiec, jakiego spotkałem na swojej drodze. Cały sztab wykonuje niesamowitą pracę.
– Trener Tarasiewicz jest szkoleniowcem starszego pokolenia, trener Siemieniec przedstawicielem młodej generacji. Gdzie między nimi widzisz podobieństwa, gdzie różnice?
– Jako ludzie są podobni, bo trener Siemieniec też jest bardzo otwarty. Może nie wchodzi tak do szatni, jak trener Tarasiewicz i najczęściej rozmawia z grupą kapitanów, ale chce być z nami. Chce wiedzieć, co się nam podoba, jakie mamy uwagi, propozycje. Jest przy tym bardzo ludzki. Mamy z nim cały czas kontakt, możemy w każdej chwili zadzwonić, o coś zapytać, pogadać.
– Co było jesiennym momentem przełomowym w Jagiellonii?
– Ciężkie pytanie! Chyba mecz ze Śląskiem Wrocław, gdzie wszedłem z ławki i poczułem się pewniej. Nie ukrywam, że trochę jeszcze tej pewności brakuje, bo nie miałem aż tak dużo grania. Do tego przeżyłem spore zawirowania z Kotwicą, sporo działo się wokół mojej osoby transferowo. Ogólnie mam za sobą niezwykle aktywne pół roku. W spotkaniu ze Śląskiem dałem asystę drugiego stopnia, wyglądałem dobrze i byłem zadowolony z występu. Po jego zakończeniu pomyślałem sobie, że będzie ok. Potem dostawałem znacznie więcej szans od trenera.
– Kilka miesięcy temu z Kotwicą przegraliście 0:4 na Zniczu, jakiś czas później grasz 90 minut w europejskich pucharach i nie tracicie bramki. Jakie miałeś wtedy myśli?
– Z doświadczenia już wiem, że w piłce przez rok może się wiele wydarzyć. U mnie przez niecałe pół roku wydarzyło się strasznie dużo. Teraz trochę to się wydaje śmieszne, bo siedzę w domu i jak gdyby nigdy nic rozmawiam o tym z rodzicami. Dopiero co dostaliśmy 0:4 na Zniczu, mieliśmy problem z punktowaniem w pierwszej lidze, a teraz jestem w drużynie mistrza Polski. Gram w pucharach, nie tracimy bramki z Olimpiją. To niesamowite przeżycie. Nigdy nie mogę odmówić sobie ciężkiej pracy. Uważam siebie za pracoholika i zawsze tak było. Ciężko powiedzieć, jaki mam sufit. Kiedy spadałem z Garbarnią do trzeciej ligi, w życiu bym nie powiedział, że w ciągu półtora roku znajdę się w takim miejscu. Nie stawiam sobie żadnych granic, bo wiem, że może być naprawdę wysoko. Muszę ciężko pracować i liczyć na Ligę Mistrzów w przyszłości.
– Po Olimpiji byliście wkurzeni brakiem bezpośredniego awansu do 1/8 finału, czy mimo wszystko cieszyliście się z pucharowej jesieni? Taras Romanczuk w rozmowie z Robertem Bońkowskim przyznał, że na własne życzenie dołożyliście sobie dwa dodatkowe mecze.
– Myśląc całkowicie racjonalnie, trzeba być zadowolonym. Graliśmy na trzech frontach, mieliśmy za sobą bardzo trudny czas, a nie przegraliśmy w Ekstraklasie przez tak długi okres. Jesteśmy też w ćwierćfinale Pucharu Polski. Dobra, wiemy, że rywalizowaliśmy z niżej notowanymi ekipami, ale wystarczy spojrzeć, ile zespołów się na tym przejechało. Takie spotkania są bardzo trudne. W teorii słabszy rywal jest "napompowany", faworyt myśli, że łatwo pójdzie i może być różnie. Dlatego też mocno cieszymy się z naszego wyniku. W pucharach przegraliśmy tylko z Mladą Boleslav, ograliśmy Moldę czy Kopenhagę. Musimy być zadowoleni, ale piłkarsko… jesteśmy trochę wkurzeni. Czujemy gorycz przegranej. Po Olimpiji wszyscy myśleliśmy, że ponieśliśmy jakąś porażkę, a przecież było 0:0. Naszym celem była 1/8 finału. Tak jak Taras powiedział, niepotrzebnie dołożyliśmy sobie jeszcze dwa mecze. Koniec końców musimy wziąć to, co mamy, choć ambicjonalnie jest duży niedosyt. Grałem niewiele, a czuję się z tym źle. Co dopiero mają myśleć podstawowi zawodnicy?
– Chciałbyś zagrać w Lidze Konferencji przeciwko Legii, czy wystarczą wam dwa wiosenne spotkania w Warszawie?
– Jestem pewien, że nasi kibice spokojnie trzykrotnie wypełniliby sektor gości w Warszawie, a taka pucharowa rywalizacja byłaby czymś niesamowitym. W historii polskiej piłki nigdy coś takiego nie miało przecież miejsca. Chyba chciałbym przeżyć coś takiego i w 1/8 spotkać się z Legią. Napisalibyśmy kolejny piękny rozdział naszego futbolu.
– Podsumowując, zapytam jeszcze o reprezentację Polski. Jak oceniasz nasz zestaw rywali w mistrzostwach Europy?
– Po remisie na Widzewie z Niemcami wiedzieliśmy już, z drużynami jakiego kalibru możemy się mierzyć. Na takim turnieju nie ma słabszych przeciwników. Zdajemy sobie sprawę z klasy rywali, ale pojedziemy tam po zwycięstwa. Gdybyśmy myśleli inaczej, to nie byłoby w ogóle sensu, aby tam się wybierać. Skoro też awansowaliśmy na Euro, to mamy podobne możliwości. Trzeba w to wierzyć, jechać i wygrywać.
– Co znalazłeś pod choinką i na jaki prezent liczysz w 2025 roku?
– Ostatnio trochę się u mnie działo. Zawsze moim marzeniem będzie pierwsza reprezentacja Polski. Jeżeli tam trafię, to będzie oznaczało, że w drużynie dzieje się bardzo dobrze i osiągamy świetne wyniki. Życzyłbym sobie powołania do seniorskiej kadry w 2025 roku. Z młodzieżówką chciałbym zdobyć medal. Ten zespół stać na wiele, a na turniej jedzie się tylko po medal. Wiem, jaką mamy ekipę i świetnego trenera, który nam ufa. Klubowo chciałbym przeżyć mistrzostwo Polski, bo jest to coś niesamowitego. Z Jagiellonią mam dużą szansę, aby to osiągnąć. To są cele na pierwsze pół roku. O późniejszych pogadamy latem.
16:00
Bruk-Bet Termalica
18:30
Cracovia
12:45
KGHM Zagłębie Lubin
15:30
Korona Kielce
18:15
Raków Częstochowa
12:45
Lechia Gdańsk
15:30
Arka Gdynia
18:15
Piast Gliwice
17:00
Pogoń Szczecin
16:00
KGHM Zagłębie Lubin
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1012 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.