Już w niedzielę rusza Australian Open, do którego Iga Świątek przystąpi jako wiceliderka rankingu WTA. Czego możemy się spodziewać? – Po raz pierwszy od trzech lat jest zawodniczką goniącą. Po raz pierwszy też jest jedna tenisistka, która jest wyraźnie lepsza od niej i co najmniej trzy, cztery lub pięć innych, które mogą jej zagrozić w każdym turnieju – mówi w TVPSPORT.PL Maciej Synówka, ekspert tenisowy, były zawodnik oraz obecnie trener tenisa ziemnego.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Patrząc na to, co się działo w końcówce poprzedniego sezonu Igi Świątek – wykrycie zakazanej substancji, rozstanie z Tomaszem Wiktorowskim, to, że WTA Finals nie poukładało się tak, jak ona na to liczyła, koniec liderowania rankingowi – można oczekiwać, że przyjście Wima Fissetta, nowy sezon i pierwszy duży turniej od razu przyniosą zmianę?
Maciej Synówka: – Wszystkie rzeczy, które wymieniłaś, były dla mnie oznaką tego, że czas na zmiany i to nie tylko personalne w postaci Tomka, ale również inne. Jeżeli zawodnik czuje, że chce dokonać przełomu, może tego dokonać na kilka sposobów. Tym najpopularniejszym jest roszada na stanowisku trenera.
Jeśli chodzi o sam wybór zawodniczki, to dla mnie Wim Fissette to trener, który w ostatnich dwunastu, a może nawet piętnastu latach jest najskuteczniejszym szkoleniowcem w WTA. To, że był timing, w którym zakończył współpracę z Naomi Osaką i Iga zakończyła współpracę ze swoim trenerem, to coś naprawdę wielkiego. Wimowi też zależało na tym, żeby trenować ze świetnymi zawodniczkami. Jedną z nich niewątpliwie jest Iga.
– Co może zmienić?
– Od razu widać, nawet po krótkich filmikach z treningów, że pracują na tym, aby Iga szybciej podejmowała decyzję wykończenia akcji przy siatce. Wim może nie jest geniuszem szkoleniowym, że to wprowadza, bo to było oczywiste, ale jak popatrzymy z drugiej strony, to Tomek też o tym wiedział i często o tym mówił. Pytanie jest, czemu Iga mimo wszystko tego nie robiła. Na tym polega wielki coaching, żeby zawodniczkę, która była numerem jeden na świecie, wygrała już pięć turniejów wielkoszlemowych, ma wszystko poukładane, natchnąć do tego, żeby zrobiła kolejny krok.
Jako dziennikarzom, kibicom wydaje nam się, że to jest trochę na zasadzie: "Ok, teraz biegam 10 km dziennie, a jakbym chciał przebiec 20, to trzeba tylko podkręcić śrubę i można to ogarnąć". U zawodowców różnica jest taka, że już wszystko robią na maksa, mają za sobą 15-letni staż treningowy, w którym pracowali po sześć, osiem godzin dziennie. Trudno do tego cokolwiek dodać. Kiedy ktoś biega 20 km dziennie, nie nakażesz mu robić 40, jest pewna granica wytrzymałości.
Iga ma bardzo głęboki chwyt do forehandu. To jest chwyt, który nie sprzyja atakującemu stylowi gry. Kompensuje to niesamowitą szybkością i dynamiką. Może być więc tak, że wybierze dobrą piłkę do ataku, ale nie będzie jej w stanie dobrze zagrać, więc nadrobi to na przykład szybkim podbiegiem do siatki.
Iga jest przyzwyczajona do pewnych zagrań, które gwarantowały jej dotąd skuteczność. Niewykluczone, że Wim zarządzi, by część z nich zamieniła na inne, by wpleść w to element zaskoczenia przeciwnika. Genialny w tym był Novak Djoković, który potrafił w pierwszym gemie wypróbować jakiś schemat taktyczny, powiedzmy ze slajsem czy atakiem do forehandu przeciwnika, zbadać, co rywal robi w tym momencie, zapamiętać to, a następnie wykorzystać trzy godziny później.
Tenis jest sportem technicznym, w którym zawsze diabeł tkwi w szczegółach. W moim uczuciu to, co Wim może wprowadzić, to zmiana pewnego nastawienia do tego, co Iga robi, zbudowanie trochę szerszej skali, a przede wszystkim skonfrontowania się z najważniejszą rzeczą – z tym, że Iga już nie jest liderką światowego rankingu. Po pierwsze, Aryna Sabalenka jest najlepszą tenisistką na świecie, ale nie dlatego, że nagle urosła. Zajęło jej to kilka lat. Była tenisistką, której w wielu najważniejszych meczach w karierze rozpadał się serwis albo po prostu najzwyklej na świecie łapała hebla. Nagle stała się zawodniczką, która wygrywa częściej niż wszystkie pozostałe. Będzie bardzo trudno ją dogonić.
Do tego jeszcze doszła grupa pościgowa. Jelena Rybakina zmieniła swoje otoczenie. Uważam, że wykonała genialny ruch zatrudniając Gorana Ivanisevica, który jest niezwykle inteligentnym facetem i bardzo wnikliwym trenerem. Do tego ma niesamowitą historię poprawy serwisu u dwóch zawodników. Jednym z nich był Novak Djoković, który miał wiele innych atrybutów i niewielu sądziło, że w wieku 32 lat poprawi serwis. Dołączył do niego trener, który 20 lat temu był najlepiej serwującym zawodnikiem na świecie i pod tym względem zrewolucjonizował tenis. Poprawił ten atrybut u Serba, Wcześniej to samo Ivanisević zrobił z Marinem Ciliciem. Od strony technicznej obniżył mu podrzut, przyspieszył rytm. To były detale, które są bardzo trudne do wprowadzenia w późniejszym etapie kariery. Rybakina może więc wiele zyskać. Poza tym jest Coco Gauff.
– Podczas United Cup to nie była miła Coco Gauff, którą kojarzyliśmy z ostatnich sezonów. Miała nieprzeniknioną twarz, nie uśmiechała się i euforycznie reagowała tylko na kolejne wyrwane Idze punkty. To jest inna Cori.
– Mamy dziewczynkę, która od siedemnastego roku życia gra na światowych kortach. Trochę tak jest, że w takim wieku jest się miłą, młodą osobą, która prezentuje takie wartości jak pracowitość, kultura osobista, grzeczność. Nagle w wieku 20 lat tenisistka uświadamia sobie jednak, że nie będzie grzeczna, nie będzie miła, ma dużą przewagę motoryczną i od teraz chce, byśmy grali na jej zasadach. Można było to wyczuć wyraźnie w trakcie United Cup.
Kolejna osoba, o której nie można zapomnieć, to Qinwen Zheng. Wyobraź sobie sukces Igi z perspektywy naszego kraju, czyli 40-milionowego. Jak bardzo trzeba być zmotywowanym pucharami, pieniędzmi, sławą, wszystkimi rzeczami, które idą za wspomnianym triumfem! Zestaw to z tym, co musi przeżywać teraz Zheng po tym, jak zdobyła złoty medal olimpijski dla największego państwa na świecie. Nagle prawie półtora miliarda ludzi zaczyna cię uwielbiać. Jeżeli Iga poczuła, co to znaczy smak zwycięstwa, to tamta na sto procent doświadczyła tego w o wiele większej skali. Myślę, że tym samym ma niesamowity motor napędowy, żeby jeszcze raz poczuć to, co poczuła po igrzyskach olimpijskich.
– To w jakiej sytuacji jest w tym wszystkim Iga?
– Po raz pierwszy od trzech lat jest zawodniczką goniącą. Po raz pierwszy też jest jedna tenisistka, która jest wyraźnie lepsza od niej i co najmniej trzy, cztery lub pięć innych, które mogą jej zagrozić w każdym turnieju.
Iga będąc liderką zawsze zachowała niesamowity głód wygrywania. Nie jest ona tenisistką pokroju Jeleny Ostapenko, która wygrała jeden turniej wielkoszlemowy, a później nie miała problemu z byciem dziesiątą czy dwunastą w rankingu. Podobna jej jest Madison Keys, która zawsze była niesamowitym talentem, ale jej ambicje są spełnione byciem w TOP15/20. Iga zawsze pracuje po to, żeby być numer jeden na świecie. Nie wiem jednak, czy te trzy lata spędzone na pozycji numer jeden nie spowodowały, że jej instynkty zostały trochę obniżone.
– Naturalnym jest więc oczekiwać od zawodniczki pokroju i charakteru Igi, że w sytuacji utraty prowadzenia w rankingu na rzecz Sabalenki będzie chciała się jak najszybciej odegrać.
– Tak. Wszystko będzie zależało od reakcji na niepowodzenia z końcówki zeszłego roku. Postrzegam to jako pierwszy pościg od dłuższego czasu w wykonaniu tenisistki, która jest przyzwyczajona do tego, że zazwyczaj prześciga inne przeciwniczki. Czy teraz jej się uda? Ciekawe.
– Jak oceniasz losowanie Igi w Australian Open? Wydaje się, że jeżeli będzie spokojnie kontynuowała swój tenis i wprowadzi zmiany, nad którymi pracowała z Wimem, to chyba można ocenić rozstawienie dość pozytywnie.
– Patrzę na to zupełnie inaczej. Dla mnie nie ma czegoś takiego, jak łatwe losowanie. Z perspektywy Igi jakikolwiek wynik poniżej wygranego finału jest porażką. Dużo wcześniej mówiła o tym Serena Williams. Mówił o tym również Tomek Wiktorowski, który opowiadał o tym, że jadą wygrać każdy turniej, w którym grają.
Z drugiej strony teraz to najbardziej zraniona i osłabiona Iga, jaką widzieliśmy od lat. Jeśli jakaś rywalka za każdym razem z nią przegrywała, ale grała płasko, szybko, tak jak robiły to chociażby Ostapenko, czy Rybakina, które systematycznie ogrywały Igę, to taka zawodniczka teraz będzie wiedziała, że może Polkę ograć.
Iga nie jest słabsza, ale zraniona. To daje ogromną pewność siebie pozostałym zawodniczkom. Będę z bardzo dużą ciekawością patrzył na kolejne rundy. Jednocześnie uważam, że wpływ pracy Wima będziemy mogli ocenić dopiero po roku. Jeżeli Iga przegra teraz w pierwszym meczu, to będzie to wina Wima, czy Paryża? Jeśli Polka w French Open dojdzie do finału, ale nie wygra to też będzie porażka? Patrzyłbym więc z o wiele szerszej perspektywy czasowej i ze świadomością, że na zmiany u tenisistki, która ma tak duży staż treningowy, trzeba poczekać trochę dłużej. Wierzę, że rotacja na stanowisku trenera, której dokonała Świątek, jest po to, by długoterminowo zbudować przewagę. Do tego będzie konieczna cierpliwość.
– Domyślasz się, dlaczego rozstała się z Tomkiem Wiktorowskim?
– To była chyba naturalna potrzeba zmiany. Postrzegam Igę jako osobę, która jest perfekcjonistką i chce wygrywać na każdym kroku. W tenisie jest to bardzo trudne. Na koniec kariery wyszło, że Roger Federer wygrał 54 procent punktów, które rozegrał. Iga w ciągu ostatnich trzech sezonów miała statystyki porównywalne tylko do Sereny Williams.
Pamiętajmy też, że kiedy zmieniała Piotrka Sierzputowskiego na Tomka, zrobiła to po swoim najlepszym sezonie, kiedy po raz pierwszy w życiu weszła do Top10. Mimo to była na tyle odważna, żeby sięgnąć po kogoś innego. Powiedziała sobie: "Okej, wiem, że było super, ale chcę jeszcze więcej i nie czuję, żebym to więcej mogła dostać od ciebie, Piotrek". Zmiany więc nie przypisywałbym temu, że Tomek zrobił coś złego czy dobrego. Po prostu Iga tego potrzebowała.