Gdy zaczynałem oficjalnie sędziować piłkę nożną w roku 1988, na mecze Legii, które bardzo często prowadził Roman Kostrzewski, zazwyczaj chodziliśmy nie tylko ze względu na drużyny czy prestiż meczu, lecz raczej właśnie "na Romana".
W latach 80. i 90. XX wieku był zaliczany do ścisłej czołówki polskich sędziów. Przez niektórych był uznawany za najlepszego arbitra Polski, o czym mogły świadczyć nagrody przyznawane przez katowicki dziennik "Sport" czy tygodnik "Piłka nożna". Jednak sędzią międzynarodowym nigdy nie został, nad czym czasem ubolewał.
Był za to bohaterem wielu barwnych historii i anegdot, które stały się legendami środowiska piłkarskiego.
Gdy w 1990 roku Michał Listkiewicz wrócił z mistrzostw świata we Włoszech, gdzie sędziował aż osiem meczów, w tym mecz otwarcia, półfinał i finał, Roman Kostrzewski zagadnął go słowami:
– Michał, gratuluję, ale wiesz o tym, że jestem lepszym sędzią od ciebie? – powiedział słynny wtedy sędzia z Bydgoszczy.
– Tak, jesteś – odpowiedział finalista mundialu.
– Ale ja naprawdę jestem lepszy – powiedział Kostrzewski zaskoczony słowami Listkiewicza.
– Roman, zgadzam się, jesteś lepszym sędzią ode mnie – stwierdził Listkiewicz.
– Michał, żarty sobie ze mnie robisz?
– Roman, zróbmy tak. Ja ci dam na piśmie, że jesteś lepszym sędzią ode mnie, a ty mi dasz na piśmie, że byłem na mistrzostwach świata – zażartował Listkiewicz.
Obaj mieli podstawy, aby tak mówić. Roman Kostrzewski był jednym z sędziów, którym obserwatorzy sędziowscy PZPN kilka razy przyznali pierwsze miejsce w rankingu polskich arbitrów.
Romana Kostrzewskiego poznałem osobiście w 1989 roku. Razem z Michałem Listkiewiczem sędziowaliśmy wtedy w Grudziądzu mecz towarzyski „olimpijskich” reprezentacji Polski i Francji. Listkiewicz – jako główny, ja – jako początkujący sędzia liniowy. W barwach Francji zagrał wówczas między innymi Zinedine Zidane. Roman Kostrzewski był w tym spotkaniu sędzią technicznym. 81 kilometrów z Bydgoszczy, w której mieszkał, przejechał… na rowerze.
To były inne czasy, piłka nożna i sędziowanie też były zupełnie inne niż obecnie. Roman Kostrzewski zarządzał meczami, zawodnikami i sytuacjami konfliktowymi zupełnie inaczej niż na przykład Szymon Marciniak, ale wówczas metody Kostrzewskiego bardzo często były bardzo skuteczne. Uwielbiał stosować korzyść. "Grać!", "Korzyść" – te słowa często było słychać w czasie prowadzonych przez niego spotkań.
To właśnie jemu bardzo często władze Polskiego Kolegium Sędziów, organizacji działającej na zupełnie innych zasadach niż obecne Kolegium Sędziów PZPN, powierzały najważniejsze lub potencjalnie najtrudniejsze do prowadzenia spotkania. Oprócz meczów Ekstraklasy (wówczas nazywanej I ligą) sędziował między innymi dwa finały Pucharu Polski i trzy mecze o Superpuchar Polski.
Po zakończeniu kariery był między innymi członkiem Centralnej Komisji Szkoleniowej KS PZPN oraz obserwatorem sędziów szczebla centralnego. W tej roli wzbudzał duże kontrowersje, ale w pamięci znajomych pozostał jako wielki pasjonat sędziowania i piłki nożnej. Zmarł nad ranem 12 stycznia 2025 roku.