| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Z najlepszym trenerem ubiegłego sezonu spotkaliśmy się tuż przed wylotem Jagiellonii Białystok na obóz do Turcji. Nie pytaliśmy go o przyczyny porażek, poszczególne zwycięstwa czy oceny swoich piłkarzy. W obszernej rozmowie z TVPSPORT.PL Adrian Siemieniec opowiedział o życiu prywatnym, codziennych rozterkach i swoich marzeniach. – Dwa lata temu nawet byśmy się nie umówili na wywiad, bo byłem jednym z wielu trenerów z trzeciej ligi. Teraz dostaję za to pytanie, czy chciałbym poprowadzić reprezentację Polski. To się bardzo szybko dzieje – powiedział nam 33-letni szkoleniowiec.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – Trenerze, od jakiegoś czasu buduje pan dom pod Białymstokiem. Budowa idzie tak sprawnie, jak szła budowa mistrzowskiego zespołu?
Adrian Siemieniec, trener Jagiellonii Białystok: – Niestety to niesprawdzone informacje. Domu nie buduję i trudno mi na to odpowiedzieć. Jeżeli kiedykolwiek będę budował, to mam nadzieję, że będzie szła równie sprawnie.
– Słyszałem jednak, że nieruchomość jest nabywana i czy kibice mogą to interpretować, jako sygnał, że zamierza pan związać swoje życie z tym miastem?
– Mam ważny kontrakt, który obowiązuje jeszcze przez dwa sezony. Dobrze się tu czujemy. Co przyniesie przyszłość, zobaczymy. Nie wiązałbym decyzji nieruchomościowych z deklaracjami. Na razie kontrakt jest długi, ważny. Cieszę się, że tu jestem. Przed nami kolejne cele.
– Ile dni w 2024 roku spędził pan poza domem?
– Nie liczyłem, pewnie sporo. Statystykę szczególnie podbiła końcówka, która była bardzo intensywna. Terminarz się ułożył w dosyć oryginalny sposób. Nie przypominam sobie drugiego takiego przypadku, jak obserwuję piłkę nożną w Polsce, aby w taki sposób ułożył się jakiejkolwiek drużynie. Na pewno było to ciekawe doświadczenie. Nie ma też co ukrywać, że trudne. Trudności nas kształtują i dzięki nim idziemy do przodu. Mam wrażenie, że jako trener i jako grupa dzięki temu się rozwinęliśmy.
– Co było w tamtym czasie najtrudniejsze? Dla pana i dla drużyny?
– Ciężko jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie i wymienić jedną rzecz. Nie kategoryzuję tego słowem problem. Były to przeszkody do pokonania, ale często są one drogą, którą zmierzamy. Droga na szczyt jest pod górkę, jest wyboista. Jeżeli są przeszkody, to znaczy, że wychodzisz poza pewną strefę komfortu, w której się znajdujesz i masz świadomość, że robisz coś takiego, co spowoduje, że będziesz lepszy. Przeszkód parę było związanych z zarządzeniem tą sytuacją. Wiele rzeczy było dla nas nowych, spotkaliśmy się z nimi pierwszy raz i trudno było szukać w doświadczeniu rozwiązań pewnych sytuacji. Była to nauka na żywym organizmie i działania na zasadzie dyskusji, często intuicji. Korzystając oczywiście z kompetencji twardych, wiedzy na temat regeneracji, piłki nożnej, zarządzania, przewidywania, antycypacji tego, jak pewne rzeczy mogą wpłynąć na drużynę i jakie mogą mieć konsekwencje. Swoje wnioski mamy i życzyłbym sobie, abyśmy kiedyś ponownie zagrali tyle spotkań w ciągu miesiąca. Może niekoniecznie tylko tak wielu z rzędu poza domem. To by świadczyło o tym, że utrzymaliśmy poziom sportowy. Jeżeli coś takiego się powtórzy, będziemy mądrzejsi i bardziej doświadczeni.
– Mocno czekał pan na świąteczny urlop i czy było to takie adwentowe odliczanie, kiedy wreszcie będzie mogło pobyć się nieco dłużej w domu?
– Lubię święta, lubię ten czas. Mamy taką kulturę u siebie w domu, w rodzinie, z żoną i dziećmi, że ten czas jest dla nas bardzo ważny. Spędzamy go razem. Biorąc pod uwagę, że ostatni okres był pod tym kątem słaby, bo tego czasu nie spędzaliśmy ze sobą wcale. Z tego punktu widzenia, wyczekiwałem tego na pewno. Tęskniłem za rodziną, ale też wiem, jaki sobie wybrałem zawód. Nie jest też tak, że to wpływało na moją postawę i pracę. Po prostu życie musi być zbalansowane, praca też musi być zbalansowana. Jest czas, aby ciężko pracować, jest czas na to, aby być mężem i tatą. To był ten czas, ale krótki, bo są takie funkcje w klubie i do nich należy funkcja pierwszego trenera, która w okresie świąteczno-noworocznym nie ma czasu wolnego. Praca jest inna niż na co dzień, ale w grudniu też jest.
– Często trenerzy i sportowcy mówią o wsparciu partnerek i żon. Czym w praktyce jest to wsparcie żony, dlaczego kobieta zazwyczaj stoi za sukcesem mężczyzny?
– Są skrajne sytuacje, kiedy żona jest dla mnie oparciem w momencie trudniejszym. Potrzebuję osoby, która wspiera mnie bezwarunkowo. W zawodzie trenera przy zwycięstwie każdy cię wspiera. Jak jest porażka, wtedy poznajesz ludzi, którzy chcą być z tobą zawsze i zawsze cię wspierają. Na pewno po powrocie do domu dostajesz miłość i bezwarunkowe wsparcie. Bez względu na to, czy wygrasz, czy przegrasz. Nie jest też tak, że wsparcie polega tylko na klepaniu po plecach, przytakiwaniu i utwierdzanie mnie w przekonaniu, że mam rację, bo jeżeli żona twierdzi, że racji nie mam, to też to od niej usłyszę. To jest naprawdę bardzo cenne, bo wiem, że jej intencje są szczere i zawsze chce dla mnie dobrze. To bardzo duży kapitał. Oprócz wsparcia jest też moją przyjaciółką, kiedy trzeba porozmawiać. Kumpelą, kiedy trzeba pożartować. Na pewno jesteśmy bardzo blisko i jest też zaangażowana w to, co robię. Wie, że jest to dla mnie bardzo ważne. Bez tej pracy byłbym nieszczęśliwy. Bardzo dużo dla mnie znaczy to, że jest i jesteśmy w tym razem.
– Wielokrotnie wspominał trener, że pana żona jest wyrozumiała. W takim razie zapytam inaczej: w jakich aspektach nie jest wyrozumiała?
– Nie chciałbym tak głęboko wchodzić, bo to już jest perspektywa głównie żony, ale też nasza małżeńska. To nasza relacja, która jest w pewien sposób zamknięta, oparta na zaufaniu, szczerości. Nie wychodzimy z nią na zewnątrz, bo są to nasze sprawy i nasze problemy. Nie moje, nie mojej żony, ale nasze. Tak staramy się na to patrzeć.
– Jeżeli chodzi o domowe czynności, macie jasny podział obowiązków, czy wszystko przebiega naturalnie?
– Większość niestety spada na żonę. Wynika to z charakteru pracy, którą wykonuję i tego, że często mnie nie ma. Ciężar dbania o dom, dbania o dzieci w dużej mierze opiera się na żonie. Ma naprawdę sporo pracy do wykonania. Kiedy już jestem, to staram się jej pomóc, jak tylko mogę. Nie są to duże rzeczy, z reguły małe, bo jeśli cały czas cię nie ma, to pewne procesy, procedury, które dzieją się w domu, odbywają się bez ciebie. Rodzina żyje według określonego schematu działań. Jeżeli już jestem, to staram się wesprzeć żonę, ile mogę, żeby chociaż trochę miała tego męża i żeby dzieci miały ojca.
– Z mediów społecznościowych pana żony można się dowiedzieć, jak wygląda wasze życie "od kuchni”. Jakie pan ma podejście do tego i jak często korzysta z mediów społecznościowych?
– Na ten moment media społecznościowe są dla mnie Adrianem Siemieńcem jako osobą, a nie Adrianem Siemieńcem jako trenerem. Nie wiem, czy w przyszłości zajmę się budowaniem własnej marki w mediach i podejdę do tego bardziej od strony zawodowej i czy może z mediów społecznościowych zrezygnuję. Może będę je prowadził dwutorowo? Tego nie wiem. Na dzisiaj po prostu w mediach społecznościowych Adrian Siemieniec jest jako mąż i ojciec. Tak je traktuje, nie jako bezpośrednią komunikację ze światem medialnym, mediami. Dla mnie to dzisiaj źródło funkcjonowania jako osoby prywatnej, choć wiem, że dzisiaj jestem osobą publiczną. Każdy przekaz, który jest przekazem prywatnym, staje się równocześnie publicznym. Z tym muszę się liczyć. Chcę przede wszystkim na razie zachować normalność i media społecznościowe wykorzystywać do komunikacji, ale w sposób bardzo rozważny i rzadki. Teraz był czas, aby oficjalnie podsumować ostatni rok, który był fantastyczny i wyjątkowy w historii klubu, ale też dla mnie osobiście. Za pomocą mediów społecznościowych sobie na to pozwoliłem.
– Adrian Siemieniec jest takim samym "szefem" w domu, jak i w szatni?
– Pewne rzeczy, z którymi wchodzisz do szatni, charakteryzują cię jako człowieka. Ciężko jest oddzielić i grać inną osobę w domu, a inną w klubie. Na pewno też nie jest to jeden do jeden. Inaczej zarządza się piłkarzami, a domem czy rodziną się nie zarządza. Tam jestem przede wszystkim partnerem, nawet dążę do tego, żeby być mniej ważnym niż dzieci i żona. Często w szatni też staram się dowartościowywać ludzi i jednak być taką osobą, która skupia się na tym, żeby ludzie wokół mnie rośli, a nie, żebym ja był w centrum zainteresowania. Różnice byśmy znaleźli, gdybyśmy się mocniej zagłębili, ale tego już nie poznacie.
– Pana dzieci są świadome, że ich tata zapisał się w historii nie tylko klubu, ale miasta i regionu?
– Mam bardzo dojrzałe dzieci, bardzo mądre dzieci. One zdają sobie z tego sprawę, ale przede wszystkim potrzebują mnie jako tatę. Dla nich jestem po prostu tatą, a nie trenerem Jagiellonii. Dzieci są zaangażowane w to, co robię, wspierają mnie, cieszą się razem ze mną, smucą, jeśli jest taka potrzeba. Nie jestem dla nich postacią z telewizji, nie jestem wydarzeniem. Jestem tatą, który robi coś, na co ludzie zwracają uwagę. Wielokrotnie to dzieci są dla mnie przykładem przez swoją postawę. Dwójka moich najstarszych dzieci jest dużym wsparciem dla żony. Bardzo często zastępują jej mnie, kiedy nie ma mnie w domu, szczególnie z punktu widzenia mężczyzny, bo jest nas tylko dwójka: ja i mój syn. Muszę powiedzieć, że bardzo często to syn jest dla mnie przykładem. Reprezentuje wartości, do których chciałbym dążyć i się do nich zbliżyć. Mnie jest jeszcze daleko do niego.
– Piłka nożna jest jednym z głównych tematów w domu, czy jest pan w stanie odciąć się poniekąd od pracy?
– Jest tematem, czy głównym, nie wiem, bo statystyk nie prowadzimy. Na pewno nie jest tematem, od którego uciekamy, bo po prostu wszyscy to lubimy i potrafimy o tym rozmawiać. Ale nie tylko o tym. W życiu piłka jest dla nas ważna, dla mnie jest ważna, ale nie jest jedyną rzeczą, którą żyjemy i o której rozmawiamy.
– Kiedy najtrudniej wyjeżdża się z domu? Najgorszy jest moment pożegnania z rodziną?
– Im człowiek starszy, dojrzalszy, ma więcej doświadczeń, tym zaczyna dostrzegać, co w życiu istotne i doceniać to, co warto doceniać i trzeba doceniać. Takie wartości rodzinne są fundamentem, na którym opierasz całe swoje życie. Myślę, że im jestem starszy, dojrzalszy, tym na pewno nie przychodzi to łatwiej, a coraz trudniej. Nie chciałbym jednak, aby było to przedstawiane w formie cierpienia, męki czy udręki. Nikt mi do głowy pistoletu nie przykłada, że muszę to robić i żyję w męczarniach. To świadomy wybór, który podjąłem i akceptuje moja rodzina. Trzeba to brać z pełną odpowiedzialnością. Rozmawiamy o tym, że występują takie sytuacje, ale nie tylko w piłce nożnej, lecz w wielu innych sportach, zawodach: kierowcy TIRa, czy ludzi, którzy wyjeżdżają za chlebem za granicę i nie ma ich pół roku w domu. Mówimy o wszystkich zawodach, które wiążą się z wyrzeczeniami i konsekwencjami. Czasami są koszty, które musimy ponieść. Pytanie tylko, czy ktoś chce je ponieść i czy cała rodzina jest gotowa na to, aby to zaakceptować.
– Jak od 4 kwietnia 2023 roku (dop. red. moment objęcia Jagiellonii) zmienił się Adrian Siemieniec? Trenersko i prywatnie.
– Myślę, że doświadczył mnie ten okres. Dojrzałem jako człowiek, dojrzałem jako trener. Trudno jest samemu siebie ocenić z takiej perspektywy, bo to jest pewnie szereg małych zmian, które mnie ukształtowały i kształtują na co dzień. Czuję po sobie dużo większe doświadczenie, dojrzałość, spokój i stabilność emocjonalną. Ukształtowały mnie pewne sytuacje i wydarzenia, które w tym okresie się wydarzyły. Czuję, że dziś jestem innym człowiekiem, innym trenerem. Jestem w innym, lepszym miejscu, ale są to tylko moje subiektywne odczucia. Ważne, aby ktoś z boku to ocenił i na to spojrzał. Mam nadzieję, że osoby, które mnie długo i dobrze znają, mają podobne zdanie.
– Chwilę rozmawialiśmy po meczu w Celje i zapamiętałem pana słowa z tamtego dnia. Zapytał się mnie trener, czy wiem, co pan robił dwa lata temu o tej samej porze. Był trener po ostatnim meczu w trzeciej lidze z rezerwami Jagiellonii Białystok. Wspomniał pan po tym szalonym 3:3, że kibic dość szybko przyzwyczaja się do dobrego. Pana zdaniem Białystok odpowiednio docenia i szanuje to, co teraz ma?
– Mam mieszane uczucia, bo trudno jest to zgeneralizować. Będąc na mieście, robiąc zakupy, załatwiając swoje prywatne sprawy, spotykam bardzo dużo życzliwych ludzi. Chcą ze mną porozmawiać, zrobić sobie zdjęcie, wziąć autograf. Ludzie mi gratulują i widać, że mistrzostwo wpłynęło na rozpoznawalność mojej osoby. Trudno dzisiaj powiedzieć, że jestem w Białymstoku osobą anonimową. Nie mówię tego, żeby się pochwalić, ale po tym czuję, że ludzie to doceniają i wiedzą, w jakim miejscu dzisiaj jest Jagiellonia. Jest grupa najwierniejszych kibiców, którzy są z nami zawsze, na każdym wyjeździe, każdym domowym meczu. Układają swoje życie pod klub, pod drużynę. Zespół jest dla nich najważniejszy. Tu jestem pełny podziwu, bo jest to nasza praca i nam za to płacą.
Oni wydają swoje pieniądze, poświęcają prywatny czas kosztem rodziny, dzieci, żeby jeździć za drużyną. To niesamowita rzecz, że są zdolni do takich poświęceń, dostając tak naprawdę w zamian emocje i zaangażowanie piłkarzy. Często też nie ma zwycięstwa. Nie ma drużyny, która wygra wszystkie mecze. Cieszę się, bo łącznie z przerwami jestem w Białymstoku już długo. Wielu tych ludzi znam osobiście. Wiedziałem, ile dla nich znaczy mistrzostwo Polski. Oni też mają swoją nagrodę za wytrwałość, poświęcenie, determinację i uczciwą miłość do klubu i drużyny. Są różne momenty w piłce nożnej, ale z rozmów z najwierniejszymi kibicami wiem, że dla nich kluczem jest zawsze zaangażowanie drużyny. Chcą zobaczyć determinację, gotowość do poświęceń dla barw i klubu. Jeżeli to widzą, to potrafią docenić pewne rzeczy.
Nie zawsze na końcu chodzi o zwycięstwo, bo nie jest tak, że przez 104 lata historii Jagiellonia ciągle wygrywa i zdobyła 20. tytuł. To był pierwszy, historyczny, wyczekany. Cieszę się też, że ludzie tych czasów dożyli, bo wielu z nich sobie na to zasłużyło. Jest grupa ludzi, która na pewno jest zawistna, może zazdrosna. Wykorzystuje momenty do częstej krytyki, momentami nieobiektywnej i oczekiwań, które dzisiaj nie są ani adekwatne, ani sprawiedliwe, aby oczekiwać wobec tego klubu, drużyny, momentu i tego, co i z jakich narzędzi udało się tu stworzyć. Miałem takie przemyślenia wielokrotnie po różnych spotkaniach. My jesteśmy rozczarowani po remisie w europejskich pucharach w Celje, gdzie to był nasz dziesiąty punkt. Po tym meczu byliśmy pewni awansu do fazy play-off Ligi Konferencji. Jesteśmy w stanie narzekać na tę, czy inną sytuację, że nie wyszedł jeden czy drugi mecz, a drużyna jest świeżo po tytule mistrza Polski. Narzekamy, że przegrywamy na Ajaksie, weryfikuje nas Bodo/Glimt, które potem gra w Lidze Europy z wielkimi markami, jak równy z równym. Generalnie są momenty, kiedy jestem trochę zniesmaczony i uważam, że ludzie nie potrafią w niektórych sytuacjach docenić tego, co dzisiaj się dzieje w Jagiellonii. Docenią to w momencie, kiedy będzie słabiej, będzie gorzej. Mam nadzieję, że stanie się to jak najpóźniej i potrwa jak najkrócej, bo tego życzę, ale nie ma takiej możliwości, żeby Jagiellonia do końca swojej historii była w takim miejscu. Ten klub zawsze będzie do tego dążyć, ale nie ma takiej możliwości. Wtedy niektórzy kibice będą wspominać, bo mówię do określonej grupy, że graliśmy kiedyś z Ajaksem, graliśmy w Lidze Konferencji, byliśmy mistrzem Polski i tak dalej. Wrócimy do tematu frekwencji na dużych meczach i narzekań po jednym czy drugim meczu. Takie trzy grupy bym wymienił, gdzie tak naprawdę ostatnia najmniej mnie interesuje. Uważam, że bardzo często są to ludzie, którzy nie najlepiej życzą klubowi i drużynie.
– Zapytałem też dlatego, bo piłkarska Polska zastanawiała się nad frekwencją w tych ostatnich pucharowych spotkaniach. Co musiałoby się zmienić, żebyśmy mogli w naszym kraju mówić o kulcie piłki?
– Ciężko mi powiedzieć, bo z jednej strony jesteśmy krajem, gdzie piłka jest sportem narodowym i to na pewno idzie do przodu pod kątem frekwencji i zainteresowania. Nie ma co ukrywać, że frekwencja rośnie z roku na rok. Jest kilka klubów, które zapełniają co dwa tygodnie stadion w pełni. Z reguły są to kluby z dużymi tradycjami kibicowskimi. Przez wiele lat wygrywały, zdobywały tytuły i tam kultura kibicowania przechodzi z pokolenia na pokolenia. Tam rodzisz się kibicem. Trzeba starać się od najmłodszych lat wychowywać dzieci w kulcie klubu i miłości do niego. To są kwestie kulturowe, historyczne, geograficzne. Pewnie jeden do jeden nie da się tego przenieść. Jesteśmy inną nacją, mamy inny temperament, inny stosunek do pewnych rzeczy. Mam wrażenie, że w niektórych krajach piłka nożna jest dla wielu czymś pozytywnym emocjonalnie. Nie jest to tylko rozrywka i podejście "fajny mecz, to idę". To coś, z czymś jestem na dobre i złe. Miłość bezwarunkowa, z którą się urodziłem i zapewne umrę. Wtedy deszcz, pora, godzina, niedziela, czwartek, 21:00, śnieg, –15, +30 nigdy nie są problemem, aby pojawić się na meczu. Temat jest głębszy. Niesprawiedliwie jest oczekiwać od wszystkich, aby mieli taki stosunek, jak mam ja. Ja nie oceniam kibiców, którzy podają argumenty ekonomiczne i wszystkie inne, które są związane z tym, że na meczu być nie mogą. Jest grupa ludzi, o której wspominałem, która jest na meczu zawsze. Niezależnie od dnia, siedmiu wyjazdów z rzędu, minusowej temperatury. Oni pokazują, że jak jesteś emocjonalnie związany z drużyną, to jesteś w stanie wszystko pod to podporządkować. Ja mam bardzo zbliżony stosunek, ale nie oceniam ludzi, którzy mają swoje argumenty i patrzą na to trochę z innej perspektywy. Bardziej rozróżniłbym kibica od fanatyka. Fanatyzm jest bezwarunkowy i pełen poświęceń. Pewna grupa kibiców warunkuje obecność na stadionie różnymi czynnikami.
– Niedawno pan świętował 33. urodziny. W miejscu pierwszej samodzielnej pracy wygrał trener mistrzostwo Polski, walczył o Ligę Mistrzów i awansował do 1/16 finału Ligi Konferencji. W międzyczasie ograł Kopenhagę na Parken i nie przegrał 17 meczów z rzędu. Chyba całkiem nieźle?
– Tak, całkiem nieźle to brzmi, muszę przyznać. Trudno coś do tego dodać, bo nie chciałbym za bardzo o tym mówić, aby nie zabrzmieć buńczucznie czy arogancko. Z drugiej strony nie chciałbym tego umniejszać, bo uważam, że nie ma czego umniejszać. Kluczem jest to, aby zrozumieć, że dobre wyniki mają napędzać cię do dalszej pracy i rozwoju, a nie powodować, że się zatrzymasz i zrozumiesz, że już dużo zrobiłeś i nie masz nic do zrobienia. Jeżeli będziesz umiał zrozumieć w swojej głowie, że twoim celem jest bycie najlepszą wersją samego siebie każdego kolejnego dnia, to tak naprawdę rezultaty twoich działań nie będą rzeczą, która będzie cię zatrzymywać, tylko będą efektem czegoś, na czym się skupiasz. Samą nagrodą dla ciebie będzie proces, który przechodzisz, przemiany, rozwój i droga, która jest przed tobą. Jeżeli nauczysz się myśleć w ten sposób, to zawsze będziesz głodny rozwoju.
– Mówiąc wprost: łatwo jest w tym momencie "nie odlecieć"? Nie było chyba drugiego takiego trenera w Polsce, który mógłby pochwalić się takim dorobkiem. W tym momencie jest pan w stanie docenić to, co już osiągnął?
– Jestem w stanie to docenić, bo jak patrzysz na to z szerszej perspektywy i po czasie, kiedy emocje już opadają, powtarzasz sobie skalę miejsca, w jakim jesteś i w jakim wcześniej byłeś, to jest to niesamowite, niewyobrażalne. Aż ciężko znaleźć na to odpowiedni przymiotnik. Każdy człowiek wewnętrznie czuje potrzebę bycia docenionym. Ma swoje ego, które jest w środku i z którym musi walczyć. Ono potrzebuje dowartościowywania, docenienia. Ego potrafi być zazdrosne. Staram się odrzucać wszystkie takie wartości, ale jak każdy człowiek, jestem podatny na bodźce. W ostatnim czasie wydarzyło się wiele i wiem, że muszę pracować nad sobą. Muszę cały czas pilnować się, aby nie zbaczać z kierunku, który obrałem i z tych wartości, które są dla mnie ważne. Jak masz mądrą żonę, która w odpowiednim momencie potrafi wyprowadzić cię na odpowiednie tory i wyprostować, to też jest łatwiej.
– Prezes Wojciech Strzałkowski mówił mi o wyjątkowej atmosferze wokół klubu, takiej jedności wśród ludzi. Pan też tak to odbiera? W ostatnich latach żaden trener w naszej lidze nie usłyszał od kibiców tyle razy swojego nazwiska.
– To się zgadza, tylko to nie jest magia tabliczki z napisem miasta. To nie jest magia geografii, współrzędnych czy ukształtowania terenu. To magia ludzi, bo ludzie tworzą środowisko. Tworzą je trener, prezes, dyrektor, piłkarze, kibice, właściciele, społeczność wokół klubu, media lokalne. Jakie środowisko wytworzysz, taką będziesz miał "lokalność". Spójność wynika z tego, że każda grupa czuje się ważna, doceniona, wysłuchana, zauważona. Nikt nie stawia się nad kimś. Każdy zdaje sobie sprawę, że ma zadanie do wykonania, ale potrafi docenić człowieka obok. Jeżeli stworzysz środowisko, które potrafi docenić wszystkich dookoła, kiedy człowiek będzie dla ciebie ważny i będziesz umiał wysłuchać potrzeb, przez empatię wejść w rolę drugiego człowieka, wyjść naprzeciw jego potrzebom, to tworzysz środowisko, które ma jeden spójny cel. Wszyscy są dla siebie życzliwi, pomocni, dobrze się ze sobą komunikują, wspierają w różnych momentach. Wtedy tworzysz atmosferę spójności, ale to się nie bierze znikąd. Tworzą to ludzie. To się da zrobić, tylko trzeba mieć odpowiedni zbiór wartości i wiedzieć, jak to robić. Wtedy efekty są takie, jak pan powiedział. Zgadzam się, że dzisiaj czuję dużą spójność na wielu obszarach. To wynika z procesów, o których powiedziałem.
– Mówiliśmy już o zmianach Adriana Siemieńca, to zapytam jeszcze, jak zimą zmieni się Jagiellonia Białystok? Podobno przede wszystkim szukacie następcy Nene i prawego skrzydłowego.
– Na pewno, ale projekt jest kontynuowany, projekt trwa. My bardzo często oceniamy projekty i kluby krótkowzrocznie. Najłatwiej jest ocenić wynik sportowy i on w naszym przypadku się zgadza, bo docelowo o to chodzi w piłce, o to chodzi w sporcie, żeby wygrywać. Jak wygrywasz, to rozwijasz projekt, bo ściągasz do klubu więcej pieniędzy. Albo są one na boisku, albo u sponsorów. Wartości piłkarzy rosną, twoja koniunktura wzrasta, ludzie przychodzą na stadion, chodzą do fan shopów i tak dalej. Zwycięstwo nakręca, napędza, ale jest bardzo dużo obszarów, wokół których można ocenić, czy klub idzie w dobrą stronę, tak jak rozwój akademii, struktur, infrastruktury, zarządzania budżetem, stabilność projektu, jego ciągłość, koncepcję, konsekwencję. Jest tak dużo elementów do oceny, czy projekt jest dobry. My w każdym okienku nie patrzymy tylko na tu i teraz. Nie patrzymy, że w lutym mamy siedem bardzo ważnych meczów, bo nigdy taki sposób myślenia nie doprowadził nas do tego, że finalnie wygraliśmy. Patrzymy szerzej, patrzymy z perspektywą, patrzymy na rozwój tej drużyny.
Jeżeli chcesz dobrze pracować w klubie, to musisz w nim pracować tak, jakbyś miał być w nim całe życie. Jeżeli patrzysz na decyzje tylko przez pryzmat miesiąca, nawet jednej rundy, to się po prostu nie obroni. Ani w krótkim okresie, a jeżeli już to się uda, to przypadkiem. Generalnie projekt nie ma ciągłości, przyszłości i w pewnym momencie to wyjdzie. Po latach wychodzą pewne rzeczy. Nagle klub, który świetnie funkcjonował i miał bardzo dobre wyniki, teraz tonie w długach, jest niewypłacalny. Nie mówię o jakimś konkretnym, ale pewne rzeczy wychodzą w dłuższej perspektywie, dlatego my staramy się być konsekwentni i budujemy zespół według naszych zasad. Każdy ruch, który wykonujemy do klubu, staramy się, żeby był bardzo przemyślany. Kluczem jest wytrzymanie presji czasu, szczególnie wtedy gdy zaraz jest mecz i potrzebujemy mieć piłkarzy. My chcemy robić ruchy, które zgadzają się pod wieloma względami: strategii, koncepcji, pomysłu na drużynę, ale też jakości zawodnika, który do nas przychodzi. Ewentualnie jego perspektywę i potencjał, bo czasami robimy transfery na tu i teraz, gdzie zawodnik ma dać jakość od pierwszego dnia. W innym przypadku wiemy, że musimy poczekać, zainwestować czas i pracę. Dopiero po czasie będziemy mogli zebrać z tego owoce. Takich przykładów w tej drużynie mam na praktycznie każdej pozycji. Jednego konkretnego nie wymienię. Prosta rzecz. Dwa lata temu nikt nie chciał nawet spojrzeć w kierunku Afiego Pululu, bo miał 200 minut w 2. Bundeslidze i był zawodnikiem, który nie wzbudzał żadnego zainteresowania na rynku. Wtedy Jagiellonię było na niego stać. Dzisiaj, gdybyśmy się po niego zgłosili, to nie byłoby nas po prostu stać. Pewne rzeczy musimy sobie przygotować, wypracować, zainwestować. Chcemy tak działać, bo przykład Afiego jest jeden, ale w szatni widzę je na każdym kroku.
– Być może los tak będzie chciał, że w walce o trzy trofea na waszej drodze stanie Legia Warszawa. Pan chciałby tej dwumeczowej rywalizacji w Lidze Konferencji, czy już wam tej Legii wystarczy?
– Wszystko zależy od tego, jakie masz podejście do rywalizacji. Możesz rywalizować z przeciwnikiem, a możesz rywalizować z samym sobą. Staramy się mówić dużo o nas, rozwijać się wewnątrz, być lepszym na boisku i poza. To jest klucz. Kontekst przeciwnika zawsze się pojawi. Jeżeli w Lidze Konferencji będziemy rywalizować z Legią, to będziemy rywalizować z Legią. Puchar Polski i liga, wiemy, że ta rywalizacja nas czeka. Nie zamierzamy mówić dużo podtekstowo o rywalizacji z przeciwnikiem, bo nie ma sensu podgrzewać atmosfery. Nie jest to nasz sposób myślenia. Nie chcemy skupiać się na kimś. Chcemy skupiać się na sobie i na pewno będziemy dobrze przygotowani do tych starć.
– Ma pan czas na oglądanie meczów innych lig? Jeśli tak, to jakich?
– Nie, raczej nie. Jestem fanem środowiska, w którym się znajduję. Dzisiaj głównie interesują mnie rozgrywki Ekstraklasy, bo w nich uczestniczę i muszę mieć na ich temat największą wiedzę. Jeżeli oglądam zagraniczne kluby, to z perspektywy kompetencji twardych, czyli zawiłości taktycznych, inspiracji czy zmian w piłce, żeby cały czas być na bieżąco z najlepszymi trenerami na świecie.
– Jakie jest wymarzone miejsce pracy Adriana Siemieńca?
– Myślę, że na to pytanie trzeba byłoby odpowiedzieć w bardzo złożony sposób. Finanse są ważne w życiu i jako człowiek chciałbym czuć, że pod tym kątem też się rozwijam. Oprócz nich kluczowym aspektem jest to, w jakie środowisko trafiasz, co to jest za klub, jaka jest perspektywa, w jakim idzie kierunku, jakie masz możliwości, do jakich ludzi trafiasz. Dochodzą takie elementy, jak życie, miejsce do życia, perspektywa dla rodziny. Trzeba przeanalizować wiele rzeczy, ale z punktu widzenia sportowego, najlepszą ligą świata jest Premier League. Świetnie byłoby móc w takiej lidze popracować, ale na pewno moim małym marzeniem jest poprowadzenie klubu w Lidze Mistrzów. To najlepsze europejskie rozgrywki. Selekcjonerzy marzą o mistrzostwach świata, trenerzy klubowi o Lidze Mistrzów. Trochę się rozmarzyliśmy, bo staram się twardo stąpać po ziemi i patrzeć na tu i teraz. Dzisiaj mam pracę do wykonania tutaj. Projekt trwa, rozwija się i chcę się na nim skupić.
– Chciałby się pan sprawdzić w innym polskim klubie, czy kolejnym krokiem mogłaby być zagranica? Naszym trenerom nie jest łatwo o pracę poza krajem.
– Zobaczymy, bo to pytanie wiąże się z deklaracjami, a ich składać bym nie chciał. Nie można na tym etapie powiedzieć, że nigdy w Polsce albo nigdy w danym klubie. Dzisiaj jestem w Jagiellonii i na tym się skupiam. Co życie przyniesie, jakie pojawią się możliwości, jak ten projekt będzie się rozwijać, jak będziemy się tu czuć, jak będzie czuła się tu moja rodzina, jak klub będzie ze mnie zadowolony bądź niezadowolony. Jest bardzo dużo zmiennych, na których nie warto się teraz skupiać. Jak skupiasz się na przyszłości, to ucieknie ci teraźniejszość. Tu i teraz jest najważniejsze, aby kreować dobrze ten czas, bo on będzie mieć wpływ na przyszłość moją i rodziny.
– Piłkarze często podkreślają, że ich marzeniem jest gra w reprezentacji Polski. Niektórzy trenerzy też wspominają, że chcieliby poprowadzić kadrę. Marzeniem Adriana Siemieńca również jest praca z drużyną narodową?
– To marzenie każdego trenera Polaka, żeby poprowadzić zespół narodowy, stanąć na Stadionie Narodowym, odśpiewać hymn, być trenerem najważniejszej drużyny w kraju. To moje marzenie i byłoby kapitalnie, ale spokojnie. Twardo stąpam po ziemi i wiem, że jeżeli będę na to gotowy, jeżeli przyjdzie na to czas i ciężko na to zapracuję, to taka sytuacja się pojawi. Dwa lata temu nawet byśmy się nie umówili na wywiad, bo byłem jednym z wielu trenerów z trzeciej ligi. Teraz dostaję za to pytanie, czy chciałbym poprowadzić reprezentację Polski. To się bardzo szybko dzieje. Wierzę, że na człowieka przychodzi czas wtedy, kiedy ma przyjść. Nie mam wpływu na to, jaką kiedyś dostanę ofertę, jakie będzie zainteresowanie moją osobą i czy to będzie posada selekcjonera. Mam wpływ na to, że jeżeli taka oferta przyjdzie, to po prostu czy będę na nią gotowy i będę w stanie to wykorzystać. Wolę skupiać się na tym, na co mam wpływ, a to zostawić w sferze marzeń. Oczywiście, jeżeli mówimy o marzeniach, nie jestem chyba jedyny. Prowadzenie kadry jest chyba marzeniem każdego trenera.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (938 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.