Natalia Maliszewska bardzo dobrze otworzyła mistrzostwa Europy. "Iskierka szybkości"

Natalia Maliszewska (fot. Rafał Oleksiewicz)

Natalia Maliszewska może wywalczyć pierwszy medal po powrocie. Piątkowa sesja kwalifikacyjna do mistrzostw Europy w Dreźnie pokazała, że budzi się w niej moc. Na 500 metrów uzyskała drugi wynik w stawce. Mimo to po zakończeniu rywalizacji była bardzo spokojna. – Oddaję pałeczkę losowi. Niech zrobi to, co ma zrobić – mówiła.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Rosjanin chce zdobywać medale dla Polski. Już jest w rekordowej formie!

Czytaj też

Rosjanin chce zdobywać medale dla Polski. Już jest w rekordowej formie!

Mistrz olimpijski zmienił nazwisko. Chce stać się anonimowy

Korespondencja z Drezna

W ostatnich latach Maliszewska ma coś z bohaterki antycznych tragedii. Niemalże przerysowane fatum nie daje o sobie zapomnieć od pamiętnego wylotu do Pekinu na początku 2022 roku. Na igrzyskach miała zdobyć medal, tymczasem utknęła w izolatce. Gdy wydawało się, że już otrząsa się po tym wydarzeniu, przyszło zawiadomienie o długiej dyskwalifikacji. Powodem trzykrotne niestawienie się na badaniu antydopingowym.

Kolejne, długie miesiące czekania i kolejny powrót. Niełatwy. Za Maliszewską cztery weekendy World Touru. W tych inauguracyjnych nie pojechała na swoim dotychczas koronnym dystansie 500 metrów. W kolejnych, zajęła miejsca 18. i 22. Indywidualnie w tym cyklu była najwyżej 14. (na 1500 metrów).

I dziś, zapytana o to, czy jest w miejscu, w którym planowała być na tym etapie, odpowiada: – Zdecydowanie nie. To chyba widać. Jestem już starszym zawodnikiem, mam za sobą mnóstwo przejechanych biegów finałowych, miejsc na podium. To właśnie byłoby normalne w moim wykonaniu. To, co jest teraz, jest po prostu wyboistą drogą, na którą nawigacja mnie naprowadziła.

Podczas rozpoczynających się mistrzostw Europy widać jednak światełko w tunelu. Lub, jak określiła to sama, "iskierkę szybkości". Maliszewska bardzo pewnie przeszła kwalifikacje zarówno na 500, jak i na 1000 metrów. O finały powalczy także w sztafetach. To, co jednak cieszy najbardziej, zawarte jest w rankingu najszybszych przejazdów.

I jasne, nie można brać tego za wyrocznię. Zazwyczaj jednak to zawodnicy będący po eliminacjach w czołówce tego zestawienia walczą później o najwyższe miejsca na "pięćsetkę". A Maliszewska z wynikiem 43.131 sekundy jest druga. Wyprzedza ją tylko Holenderka Michelle Velzeboer. Co więcej: na trzecim miejscu plasuje się Kamila Stormowska (43.502), a na siódmym Nicola Mazur (43.937).

– Uśmiecham się, bo rzeczywiście tak jest. Pamiętam, że gdy byłam w formie, zawsze byłam w czołówce tych międzyczasów z kwalifikacji. Dobrze jest znowu widzieć swoje nazwisko gdzieś wyżej. A odczucie z tego biegu miałam takie, że po prostu go przejechałam. Nie spodziewałam się, że będzie tak szybko – opowiada Maliszewska. To kolejna pozytywna informacja: jest zapas mocy.

NIECH LOS PROWADZI

Maliszewska zaznaczyła przy tym, że do Drezna przyjechała bez oczekiwań względem wyniku. – Za dużo od siebie wymagałam. W tym roku zadecydowałam, że oddaję pałeczkę losowi. Niech zrobi to, co ma zrobić. Ja będę brała, co da życie – mówi. A zapytana, czy wciąż jest w "fazie powrotu", odpowiada: – Tak. To jeszcze nie to, co ja jako Natalia Maliszewska potrafię jeździć. Ale chwytam się każdego dobrego momentu, który się pojawia.

Te drobne nadzieje będą niezwykle przydatne. Szczególnie, że już na horyzoncie pojawiają się kolejne igrzyska olimpijskie. Ich początek za 13 miesięcy. – Ostatni czas nauczył mnie, że muszę być tu i teraz. Igrzyska to cel długofalowy. On jest w myślach i głowie. Ale jeśli nie skupię się na tym, co dzieje się teraz, mogę niektóre rzeczy pominąć. Więc w tej chwili skupiam się na mistrzostwach Europy. Walczymy o medale – stwierdziła.

I niech to będzie zapowiedź kolejnych dwóch dni. W sobotę Maliszewska będzie rywalizować na 1000 metrów i w sztafecie. W niedzielę na 500 metrów i w sztafecie mieszanej.

Rosjanin chce zdobywać medale dla Polski. Już jest w rekordowej formie!