Przejdź do pełnej wersji artykułu

Słowa na cztery litery i liczenie do trzech. 35 lat od dyskwalifikacji Johna McEnroe z Australian Open

John McEnroe podczas Australian Open 1990 używał różnych smarowideł, by poradzić sobie z owadami. Nie poradził sobie jednak z nerwami (fot. Getty) John McEnroe podczas Australian Open 1990 używał różnych smarowideł, by poradzić sobie z owadami. Nie poradził sobie jednak z nerwami (fot. Getty)

Przyciągał widzów na korty i przed telewizory nie tylko grą, ale i zachowaniem. Miał niewyparzony język. W końcu doigrał się i nie uszło mu to na sucho.

Po co nawrócił się George Foreman? 76. urodziny legendy boksu

Czytaj też:

Kamil Stoch (fot. 400mm.pl)

Bronisław Stoch: Był moment, w którym nie tylko chciałem, ale wręcz pragnąłem, by syn skończył karierę

600 tysięcy powodów

O McEnroe zrobiło się głośno w Melbourne już w 1983 roku, ale jego debiut w tamtejszym Australian Open nie był pewny. Co prawda w Sydney zdobył czwarty z rzędu tytuł w turnieju halowym, miał pojawić się też na południu kraju, ale groziło mu przedłużenie zawieszenia. Dostał bowiem trzy tygodnie karencji za zwyzywanie sędziego podczas finałowego meczu w Sydney. Liczne kary pieniężne też nie były pierwszyzną dla Amerykanina. Tylko w roku 1983 zdążył nazwać rywala z Czechosłowacji "komunistycznym gnojem", kopnąć w obiektyw fotoreportera podczas French Open i obrzucić przekleństwami kibica na Wimbledonie. Ostatecznie McEnroe wrócił do stawki po trzech, a nie sześciu tygodniach, więc miał szansę na zwycięstwo w pierwszym swoim Australian Open. Gra toczyła się wtedy o 600 tysięcy dolarów, a miały przypaść liderowi rankingu Grand Prix. Zaliczano do punktacji także AO. Dlatego turniej, o którym przebąkiwano chwilami, że straci miano szlema, stał się nagle jednym z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń w świecie tenisa. McEnroe był w gronie tych, którzy mogli się wzbogacić o tę niebotyczną wówczas kwotę. Czek odebrał jednak Mats Wilander, zwycięzca turnieju i całego cyklu. Wygrał w półfinale z McEnroe'm, który borykał się z kontuzją kolana.


Zauważalne było aż nadto, że styl życia i jego podejście do gry odbijają się na dyspozycji. Przerwa od tenisa miała mu pomóc w dojściu do siebie, oprócz tego mógł skupić się na rodzinie, bo w 1986 roku wziął ślub i został ojcem. Rozbrat z kortem był jednak krótszy niż myślano. Już pół roku później wrócił do cyklu. Po latach żałował jednak, że tak szybko przerwał wymagany przez organizm odpoczynek. Górę znów wzięła kompetytywna natura. Spadki w rankingu powodowały złość. Poza tym groził mu brak finansowania przez sponsorów, którzy wymagali od niego startu w kilku turniejach w roku.

Czytaj też:

Ferenc Puskas (numer 10) celebruje trzecią bramkę w legendarnym meczu na Wembley (fot. Getty)

Węgierska karuzela w Londynie. Wspomnienie jak stare i dobre wino "6:3"!

Stara irytacja, nowa nadzieja

Przez te 6 miesięcy Amerykanin nie poprawił gry. Wręcz przeciwnie, odstawał coraz bardziej od czołówki. Kontuzja pleców sprawiła, że na dłużej musiał zaprzestać treningów, ale wciąż potrafił zachwycić. W lipcu 1987 miał jedno z najbardziej pamiętnych spotkań w historii Pucharu Davisa. Zależał od niego los amerykańskiej kadry w Grupie Światowej, a po drugiej stronie kortu stał największy talent dekady, czyli Boris Becker. Mecz trwał sześć godzin i 20 minut. McEnroe przegrał, ale pokazał, że może nadal rywalizować z najlepszymi. I niestety też szokować, używał rasistowskich i ksenofobicznych określeń nie tylko wobec sędziów. Nawet nastolatce, którą miał rzekomo widzieć z niemiecką flagą, groził wepchnięciem piłki do gardła.

Trwały próby przekonania arbitra, że rakieta wciąż nadaje się do grania. Sędzia Armstrong postanowił, że wezwie na kort zarządzającego turniejem supervisora Kena Farrara. Pojawił się też stary znajomy McEnroe'a, Peter Bellenger, czyli główny sędzia turnieju. Trójka uznała, że decyzja o zabraniu punktu pozostaje w mocy. John uważał, że w takiej sytuacji może sobie pozwolić na utratę gema, więc pozwolił sobie na użycie obraźliwego słowa wobec matki Farrara. Jak potem przyznał - czteroliterowego przekleństwa. Obrażony zadziałał od razu, dając arbitrowi odpowiednią dyspozycję. Armstrong powiedział to, co miał powiedzieć. McEnroe był pewien, że dowie się o karze odebrania gema. A usłyszał słowo "dyskwalifikacja". Zamarł. Zaskoczony był też Pernfors, który poklepał Amerykanina po plecach i próbował go podtrzymać na duchu. Publiczność nie zamierzała milczeć, 15 tysięcy widzów głośno okazywało swoje niezadowolenie. Sędzia Armstrong w następnych dniach dostawał nawet pogróżki.

Na konferencji prasowej po incydencie McEnroe tłumaczył się nieznajomością nowych zasad. W jego obronie stanął Boris Becker, a odpadnięcie jednej z gwiazd w takich okolicznościach nie było też w smak dyrektorom turnieju. Wylot Amerykanina wraz z dziećmi z Melbourne wzbudził ogromne zainteresowanie dziennikarzy i fotoreporterów. Nie było się czemu dziwić. Ostatni raz podobne wykluczenie miało miejsce w czasach, gdy w szlemach grali amatorzy.

Czytaj też:

40 lat Lindsey Vonn. Nigdy nie bała się mężczyzn!

Duchy przeszłości

Sprawca głośnego zamieszania wrócił do Melbourne w swoim ostatnim sezonie gry singlowej. W 1992 roku skończył przygodę z Australian Open na ćwierćfinale, pokonując między innymi Beckera. Towarzyszył też pożegnaniu sędziego Armstronga w 2015. Poproszony o nagranie wiadomości, jak zawsze nie gryzł się w język, ale główną winą obarczył supervisora turnieju. Stwierdził krótko – "Nie twoja wina, dupku".

McEnroe sprawdza się teraz za mikrofonem. Od dekad komentuje turnieje, jego głos towarzyszy samouczkowi w grze wideo "Top Spin 2K25", a w filmie dokumentalnym "Rakieta" komentował tamte wydarzenia i swoje wykluczenie. Po 35 latach znów wywołał burzę w Melbourne, tym razem wywiadem z liderem światowego rankingu, Jannikiem Sinnerem. Popełnił kilka pomyłek merytorycznych, deprecjonował mniej znanych i próbował kpić z mentalności Włocha. Ten okazał jednak typowy dla siebie spokój ducha.

Cóż, pewni faceci nie zmieniają się nigdy.


Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także