| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Piotr Wlazło ma za sobą świetną rundę jesienną. Defensywny zawodnik Stali Mielec strzelił sześć goli i liczy na... dwucyfrówkę. – Na pewno chciałbym dokończyć sezon w formie, w jakiej byłem w pierwszej rundzie. Zależy mi na tym, abym nadal był wyróżniającym się obrońcą w lidze – powiedział w rozmowie dla TVPSPORT.PL.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: Luke Littler został w tym roku mistrzem świata w darcie. Jest pan zaskoczony wynikiem nie tak dawno zakończonego turnieju?
Piotr Wlazło, obrońca Stali Mielec: Na pewno tak, patrząc na to, ile on ma lat. Wskoczył na niewiarygodny poziom. Świetnie to wyglądało. Przyznam szczerze, że też grywamy w darta, mocno się tym interesuję i trochę byłem w szoku. Zrobił znakomity wynik, prezentował się imponująco. Mistrzostwa świata stały na niesamowitym poziomie, śledziłem wiele spotkań.
– Kiedy zaczęła się pana pasja do darta?
– Jakieś parę lat temu, jak byłem jeszcze w Jagiellonii Białystok. Coś tam grywaliśmy, na dodatek w mieszkaniu był dart i dość często sobie grywałem. Zawsze ktoś z chłopaków przychodził i tak spędzaliśmy czas. Bartek Kwiecień też się w tym odnajdywał. Złapaliśmy bakcyla na tym punkcie. Do tej pory staram się, aby w szatni był dart i czasami znajdzie się na to czas.
– Podobno Piotr Wlazło jest najlepszym darterem w Stali Mielec, prawda to?
– Zdarza się ogrywać kolegów i można powiedzieć, że jestem w czołówce. Paru chłopaków również radzi sobie dobrze i nasza rywalizacja często jest zacięta.
– Na obozie jest czas na taką integrację?
– Akurat darta nie mamy i taka aktywność niestety odpadła. Staramy się jednak wprowadzać między sobą elementy dodatkowej rywalizacji. Robimy sobie "zakłady" po treningu. Celujemy w poprzeczki, wymyślamy mini-gierki, aby było ciekawie. Nudy na pewno nie ma.
– W tym sporcie liczy się przede wszystkim precyzja i opanowanie. Można byłoby znaleźć więcej wspólnych czynników z piłką nożną?
– Przede wszystkim skupienie. Trzeba być skoncentrowanym. Bez tego ani rusz. W darcie postawa, rzut, ułożenie ręki są kluczowe. Czasami na YouTube podpatruję, jak rzucają najlepsi. Liczą się detale. W piłce tym bardziej. Jeden mały błąd może kosztować stratę bramki bądź wpływać na porażkę.
– Tutaj nawiążę do rzutów karnych. Jest pan numerem jeden w Stali Mielec, w całej karierze zmarnował jedynie cztery "jedenastki". W ostatnim czasie zapadł panu w pamięci jeden z wykorzystanych karnych?
– W poprzedniej rundzie strzelałem karnego w meczu z Zagłębiem Lubin. To był dla mnie kluczowy moment, ponieważ wiosną pomyliłem się i nie strzeliłem. Trochę to siedziało mi w głowie. Potem Krystian Getinger i Maciej Domański odpowiadali za "jedenastki". Trener Janusz Niedźwiedź ponownie postawił na mnie. Chciałem wykorzystać pierwszą próbę i wrócić na odpowiednią ścieżkę.
– A niewykorzystany karny? Jakieś spudłowane uderzenie siedzi mocniej w głowie?
– Mecz z Piastem Gliwice, graliśmy wtedy o utrzymanie w lidze z Termaliką. Był to bardzo ważny moment sezonu. Do tej pory o tym myślę. Bardzo się pomyliłem i przyczyniłem poniekąd do spadku. Było mi tym bardziej szkoda, bo cały sezon miałem udany. Zdobyłem kilka ważnych bramek jako defensywny pomocnik. Robiłem wszystko, aby prowadzić zespół do utrzymania. To się wtedy nie udało. W najważniejszym momencie zawiodłem i to mnie boli do dziś.
– Czeka pan na Termalikę w Ekstraklasie?
– Czekam, oczywiście. Życzę jak najlepiej temu klubowi. Obserwuje ich spotkania, a jak mogę, to pojawiam się na stadionie. Mieszkam w Tarnowie i mam bardzo blisko. Gdy tylko terminarz nie koliduje z moimi meczami, staram się oglądać ten zespół na żywo. Myślę, że w tym sezonie wrócą do elity, bo mają naprawdę dużą przewagę. Chyba nie da się tego zepsuć.
– Z kim w Stali Mielec można pograć w szachy?
– Tutaj jest bardzo mało osób, które grywają w szachy. Czasami toczymy pojedynki z Karolem Dybowskim. Teraz przyszedł młody Natan Niedźwiedź i on też trochę gra, ale to jeszcze nie ten poziom (śmiech).
– Z wiekiem pojawiają się nowe pozaboiskowe zainteresowania, czy wbrew pozorom, nie ma na nie aż tak dużo czasu?
– Nie ma za wiele czasu, ale szachy czy dart są fajną odskocznią. Plusem jest to, że te aktywności nie zabierają za wiele czasu i można się za nie wziąć praktycznie zawsze. Uwielbiam wędkować i staram się zabierać na ryby moje dzieci. Trzeba czasami odpocząć trochę od piłki i zająć się czymś innym.
– Defensywny pomocnik, a przez część sezonu obrońca, w 14 meczach jesienią strzela sześć bramek w Ekstraklasie. Chyba nie może mieć pan sobie nic do zarzucenia w rundzie jesiennej?
– Bardziej nazwałbym się właśnie środkowym obrońcą, bo odkąd zacząłem strzelać, to byłem już na stoperze. Dlatego ten wynik jeszcze lepiej brzmi. U trenera Niedźwiedzia występuję już tylko na obronie. Jestem doświadczonym zawodnikiem i takie przestawienie się na inną pozycję przychodzi mi nieco łatwiej, ale zawsze się człowiek uczy czegoś nowego. Staram się wyciągać wnioski, bo niektóre mecze pokazywały, że w roli ostatniego obrońcy to skupienie jest szczególnie ważne. Tutaj błędów się nie wybacza.
– Jak oceniłby pan siebie i zespół za minioną rundę?
– Liczyliśmy na większy dorobek punktowy, bo 19 to trochę mało. Spodziewaliśmy się mieć przynajmniej kilka "oczek" więcej. Dobrze, że potem wszystko w miarę ruszyło. Jesteśmy optymistycznie nastawieni i liczymy, że druga runda będzie lepsza. Chcemy spokojnego utrzymania w lidze. Musimy zapewnić to sobie znacznie szybciej, niż w ostatnich meczach, abyśmy uniknęli nerwówki.
– Czuliście pozytywny impuls po zmianie szkoleniowca? Z trenerem Januszem Niedźwiedziem wygraliście cztery z jedenastu spotkań.
– Zawsze po zmianie trenera przychodzi impuls, ponieważ każdy zaczyna z czystą kartą i trzeba mocno zapracować na miejsce w zespole. Trochę zmieniliśmy swój styl grania. W pewnych momentach wyglądało to bardzo dobrze. Wiemy, że dużo pracy przed nami, ale widzimy, że wszystko zmierza ku dobremu.
– Jakiego meczu najbardziej żałujecie?
– Na pewno tego u siebie z Zagłębiem Lubin. Byliśmy dużo lepszym zespołem, prowadziliśmy dwukrotnie, ale przydarzyła mi się wtedy czerwona kartka. W końcówce straciliśmy gola na 2:2. Powinniśmy wtedy spokojnie wygrać i mieć dwa punkty więcej w tabeli.
– Stal ma tylko punkt przewagi nad strefą spadkową. Co musicie zrobić, aby wiosna dostarczyła wszystkim jak najmniej nerwów?
– Kluczowe będą pierwsze kolejki. Musimy zacząć punktować od początku. Mamy beniaminka, z którym u siebie przegraliśmy. Zależy nam, aby przywieźć z Katowic punkty. Chcemy pokazać swoją piłkę. Sporo się zmieniło, na obozie ciężko pracujemy. Mam nadzieję, że postawę z treningu przełożymy na boisko.
– Jak wygląda wasza codzienność na obozie w Hiszpanii? Nad czym najmocniej pracujecie?
– Mamy mocno napięty grafik. To jeden z mocniejszych obozów, na jakich byłem. Przygotowania zaczęliśmy jeszcze w Mielcu i od pierwszego dnia było bardzo ciężko. Pracujemy nad każdym elementem. Trener zwraca dużą uwagą na taktykę. Ma swój styl i tego się trzyma. Każdemu stara się wytłumaczyć, czego na boisku wymaga. Myślę, że wiosną to zaowocuje i od początku zaczniemy wygrywać.
– Na obozie w Hiszpanii spotkacie się m.in. z Legią i Piastem. Z punktu widzenia zawodnika, sparingi z ekstraklasowiczami na obozie mają swój urok?
– Na pewno mecze z przeciwnikami ze swojej ligi potem pomagają. Trzeba robić wszystko, aby wygrywać, żeby potem to rywal trochę się nas bał. Po to trenujemy, aby zwyciężać we wszystkich meczach. Stać nas na wygrane z Legią czy Piastem obojętnie, czy jest to ligowe starcie czy tylko sparing.
– Pan, jako jeden z najbardziej doświadczonych zawodników czuje odpowiedzialność za utrzymanie Ekstraklasy dla Mielca?
– Myślę, że tak. Podobne odczucie miałem w Niecieczy. Tam też byłem jednym z bardziej doświadczonych zawodników. Wtedy nie udało się nam pozostać w lidze, czego żałuję do dziś. W Mielcu jestem trzeci rok i chcę, aby Ekstraklasa pozostała w tym mieście. Wyciągnąłem wnioski z tego, co wydarzyło się w Termalice. Zrobię wszystko, aby w mojej przygodzie piłkarskiej nie pojawił się już żaden spadek. Nie chciałbym mieć więcej czegoś takiego w CV.
– W wieku 35 lat piłka cały czas sprawia tak wiele radości?
– Przyznam szczerze, że tak. Cały czas każdy trening i mecz dają mi bardzo dużo. Wyjście na boisko podnosi adrenalinę, do tego człowiek się świetnie bawi i czuje. Dopóki coś takiego będzie, to zrobię wszystko, aby jak najdłużej zostać przy piłce.
– Co trzeba robić, jak podchodzić do swojej pracy, aby tej radości zawsze było tak dużo?
– Należy żyć dniem, cieszyć się treningiem oraz swoją dyspozycją. Najważniejsze w życiu jest zdrowie. Dbam o swoją sylwetkę i staram się robić swoje. Okoliczności życia są różne, dlatego nie wybiegam zbyt mocno wprzód.
– Piotr Wlazło planuje grać w piłkę do 40-stki?
– Jeżeli zdrowie pozwoli, to czemu nie? Mam nadzieję, że do tego momentu piłka będzie sprawiała mi taką samą radość.
– Podobno ma pan świetny kontakt z młodymi zawodnikami w Stali. W przyszłości widzi się pan po tej drugiej stronie boiska?
– Wiem, ile mam lat i jestem świadomy tego, że jest mi bliżej zakończenia kariery. Coraz bardziej zaczynam myśleć o tym, co wydarzy się za kilka lat. Chciałbym zostać przy piłce w roli trenera bądź innej. Całe moje życie jest związane z futbolem, w tym najlepiej się odnajduję. Myślę, że to się nie zmieni.
– W Nowym Roku często mówi się o postanowieniach. Jakie cele prywatne i sportowe postawił pan przed sobą w 2025?
– Na pewno chciałbym dokończyć sezon w formie, w jakiej byłem w pierwszej rundzie. Zależy mi na tym, abym nadal był wyróżniającym się obrońcą w lidze. Po ostatnim meczu chciałbym spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie, że wykonałem dobrą pracę. Czuję, że środek obrony to moja optymalna pozycja, coraz lepiej się w tym miejscu odnajduję. Mam nadzieję, że dopiszę zdrowie i będę mógł poprawić jeszcze swoje liczby. Teraz mam sześć bramek i fajnie byłoby dobić do dychy. Miałem kiedyś siedem goli, miałem dziewięć. Dwucyfrówka by się w końcu przydała!