Kamil Stoch znów będzie miał przerwę w startach w Pucharze Świata. Ponownie na skoczni zobaczymy go dopiero w Sapporo. Będzie to ostatnia chwila na udowodnienie formy przed mistrzostwami świata. Czy skoczek z Zębu znajdzie się w ogóle w składzie na najważniejszą imprezę sezonu? Na ten temat dywaguje Michał Chmielewski, dziennikarz TVP Sport, w swoim najnowszym materiale.
Nie żyje legendarny skoczek. Był medalistą IO
Taka sytuacja ma miejsce po raz drugi w tym sezonie. Już raz Stoch miał przerwę na treningi. Po rozczarowującym weekendzie w Engelbergu, nie znalazł się w kadrze na Turniej Czterech Skoczni. – Te mityczne "spokojne treningi" miały przynieść wybawienie na Puchar Świata na Wielkiej Krokwi. Czy tak się stało? Nie. Spędzając czas w domu, z dala od medialnego zgiełku, Stoch miał trenować na Wielkiej Krokwi. Ale po pierwsze: zima w Zakopanem nie była wybitna i skocznia została naśnieżona dopiero w ostatnich dniach przed mistrzostwami Polski, a po drugie: Kamil w tym okresie cierpiał na problemy z brzuchem, przez co zajęcia na pewno nie były tak efektywne, jak mogłyby. Efekt był jednak mizerny – zaznaczył Chmielewski na wstępie swojego komentarza.
Stoch w Zakopanem zajął 24. miejsce w konkursie indywidualnym. Nie poszło mu także podczas późniejszych lotów w Oberstdorfie. Tam za pierwszym razem nie zdołał zapunktować, a za drugim nawet przejść kwalifikacji. Postanowiono więc o kolejnym wycofaniu z Pucharu Świata i przeznaczeniu czasu na trening.
– Z tym, że ten moment, a moment, w którym Kamil wycofywał się z Pucharu Świata po raz ostatni, to trochę inna kategoria – zauważa Chmielewski. Wskazuje, że już 1 marca mają rozpocząć się mistrzostwa świata w Trondheim (na ten dzień zaplanowano pierwsze kwalifikacje skoczków). – Jest więc jeszcze czas, żeby potrenować. To właśnie robi Stoch. Thomas Thurnbichler na pewno już w swoim notatniku zapisuje, kogo warto wziąć do Norwegii. Czy jest tam w tej chwili nazwisko Kamila? Na to pytanie mogą dywagować wszyscy kibice – kontynuuje dziennikarz.
– Nie brakuje głosów, że Kamil Stoch obecnie, odkąd trenuje z Michalem Doleżalem nieco obok kadry A, jest traktowany z pewnymi przywilejami. Czy to dobrze? Z jednej strony tak. Dokonania tak utytułowanego zawodnika pozwoliły mu po pierwsze: wziąć sobie własny sztab, po drugie: pracować na własnych warunkach, a po trzecie: startować tam, gdzie chce. Tylko, że porównywanie wszystkich zawodników musi być uczciwe. I tutaj wielka rola Thomasa Thurnbichlera. Żeby wybierając skład na mistrzostwa, wybrał właściwie – mówi Chmielewski.
NA CO STAĆ KAMILA STOCHA?
– Jest jeszcze jedna rzecz, o której trzeba powiedzieć niezależnie od tego, jak bardzo szanujemy Kamila Stocha. W tej chwili Stoch jest co najwyżej przeciętnym skoczkiem narciarskim – ocenia Chmielewski. Przywołuje przy tym, że zawodnik z Zębu po raz ostatni w czołowej "dziesiątce" Pucharu Świata był w marcu 2023 roku.
– Jeśli nie szło u Thurnbichlera i nie idzie teraz u Doleżala, to może kłopotem jest sam Kamil? – pyta retorycznie. A następnie analizuje: – Oczekiwanie po Kamilu, że będzie seryjnie wygrywał konkursy, byłoby nadużyciem. Liczymy, że Kamil wróci do takich skoków, które będą go cieszyć. Z drugiej strony: ktoś, kto przygląda się sytuacji z boku, może zastanawiać się, czy na pewno dobrym pomysłem było, aby Kamil odłączył się od składu, jeżeli efekty są takie same. Tylko, że na tę chwilę Kamil może być zakładnikiem własnej decyzji.
W dalszej części dziennikarz przyznaje jednak, że wciąż wszystko jest możliwe. – Oczywiście, to jest Kamil. Przed Pekinem też wydawało się, że nie będzie z tego za wiele, a skończyło się na czwartym i szóstym miejscu na igrzyskach olimpijskich. Gdy odpadał w kwalifikacjach w Willingen w 2023 roku, pojechał później na mistrzostwa świata i był szósty i czwarty. Ale nie zapominajmy, że Kamil Stoch nie jest już młodzieniaszkiem. To, co działało wcześniej, nie musi zadziałać – ocenia.
ZAKŁADNIK WŁASNEJ DECYZJI
Chmielewski zastanawia się, czy decyzja o kontynuowaniu kariery przez Stocha nie jest dla niego ciężarem. – Kamil miał już kończyć karierę, o czym dowiedzieliśmy się z wywiadu Ewy Bilan-Stoch dla "Interii". Bronisław Stoch powiedział, że jego syn powinien pożegnać się wtedy, kiedy z kadrą żegnał się Michal Doleżal. Kamil jednak cały czas bardzo chce skakać. Zrobił więc wszystko, żeby mieć do tego jak najlepsze warunki. Wyciągnął z Niemiec eksperta od Stefana Horngachera, wywrócił mu poniekąd życie. W jakimś sensie wywrócił też życie Łukasza Kruczka czy Łukasza Gębali, który jako fizjoterapeuta miał do tej pory raczej bezpieczną pracę w kadrze narodowej. I co? I na razie nie ma efektu – przedstawia sytuację dziennikarz.
– Także analizując wyniki Kamila Stocha, należy zastanowić się nad tym, ile rzeczy może być w jego głowie. Mianowicie: czy jeżeli nie potwierdzi tego, że był to dobry pomysł, utrzyma swoją kadrę? I czy jak już się rozstaną, ci ludzie będą mieli w CV wpisane: "tak, pomogliśmy mu, jesteśmy wartościowi na rynku". Nie mówiąc już o potencjalnej kontuzji, która oznaczałaby brak pracy dla wszystkich wymienionych. [...] Z taką presją niełatwo się skacze – wyjaśnia.
To mogłoby się wiązać z tym, że Kamilowi "brakuje luzu", co wielokrotnie było już w tym sezonie powtarzane. A teraz, jak zauważa Chmielewski, napięcie będzie jeszcze większe, bo nadchodzące mistrzostwa świata to najważniejszy i w zasadzie w tym momencie już jedyny z istotnych wydarzeń w sezonie.
Chmielewski w materiale zastanawia się, czy Stoch w ogóle znajdzie się w kadrze na mistrzostwa świata. – Kamil Stoch zawsze podkreślał, że nie liczy się to, co było, tylko to, co teraz. A to oznacza, że, przynajmniej w tym kontekście powinien być traktowany sprawiedliwie. To znaczy: "owszem, Kamil, jesteś utytułowanym sportowcem, jednym z najwybitniejszych w tej dyscyplinie i nikt ci tego nie odbierze. Ale w skokach jest tu i teraz. I ja-trener, ja-sztab, musimy mieć w Norwegii potencjalnie najlepszych skoczków" – mówi.
I zaznacza przy tym, że dwa konkursy w Sapporo, przy prawdopodobnie wybrakowanej stawce, to bardzo mała próba, żeby potwierdzić formę przed tak dużą imprezę. – Co stanie się z Kamilem, jeśli zabrakłoby go w Trondheim? Możliwości jest bardzo wiele. Albo w ogóle nie będzie startował do końca zimy, albo przygotuje formę, żeby pokazać się na przykład w finale w Planicy. Albo, bo to też możliwe, pojawi się ze strony sztabu pytanie: "może Puchar Kontynentalny?" To jest jednak wariant, którego żaden kibic skoków w Polsce nie chciałby na ten moment przyjmować do siebie. Poza tym jest jeszcze jedna kwestia: tych 5 czy 6 skoczków, którzy rywalizują z Kamilem o miejsce w składzie musiałoby być od niego realnie lepszych. A w tym sezonie mamy w polskich skokach wyścig żółwi – podsumował.