| Piłka ręczna / Pozostałe rozgrywki
Polscy piłkarze ręczni pokonali we wtorek USA i zakończyli udział w mistrzostwach świata zdobyciem Pucharu Prezydenta. Marna to dla nas nagroda pocieszenia. Mistrzostwa były dla polskiej piłki ręcznej wielopoziomową katastrofą. Dziś, gdy turniej wkroczył w decydującą fazę, a najlepsi szykują się do walki o medale, my możemy powiedzieć: jak dobrze, że to koniec!
👉 Lijewski musi zostać, Lijewski musi odejść [KOMENTARZ]
10 lat temu – niemal co do dnia – polscy piłkarze ręczni zagrali w półfinale mistrzostw świata z reprezentacją Kataru. Wszyscy pamiętamy jak było: skandaliczne decyzje sędziów, jawnie wspierających gospodarzy mundialu, zabrały biało-czerwonym miejsce w finale. Rok później po raz ostatni realnie biliśmy się o medal dużej imprezy. Od 2017 roku gramy już co najwyżej w handballowej drugiej lidze.
Polski kibic piłki ręcznej widział w ostatnich latach wiele, na wiele spraw jest już "odporny". Przeżyliśmy wyjazdową porażkę w Izraelu i remis w Kosowie. Zaliczyliśmy klęskę w prekwalifikacjach do MŚ i w eliminacjach mistrzostw Europy. Nie pojechaliśmy na kilka turniejów, z kilku wyjechaliśmy po trzech meczach. Widzieliśmy upadki kolejnych klubów, i to w profesjonalnej ponoć lidze. Problemy finansowe tak silnie wpisały się w realia naszej dyscypliny, że wiadomości o kłopotach czołowych nawet ekip nie robiły już na nikim żadnego wrażenia. Byliśmy świadkami konfliktów, afer i skandali obyczajowych – od klubów po krajową centralę na Puławskiej. Były płocko-kieleckie i kielecko-płockie przepychanki – te na boisku, w mediach i w gabinetach. Była też walka o władzę, która jeszcze bardziej podzieliła i tak już zwaśnione środowisko. Środowisko, które zawsze chętnie rozmawiało o wszystkim i wszystkich, ale gdy przychodziło co do czego, mówić nie chciało.
Niewiele spraw mogło nas więc zaskoczyć, a jednak – udało się.
Tegoroczne mistrzostwa świata były klęską polskiej piłki ręcznej na każdej płaszczyźnie. Przegrała je reprezentacja, bo jej wynik – 25. miejsce – jest najgorszym w historii jej startów. Ktoś powie: nie mieliśmy szczęścia w losowaniu i w grupie z Niemcami, Czechami i Szwajcarią nie było słabego rywala. Turniej pokazał, że była nim Polska – i nie ma tu znaczenia, że od awansu do drugiej fazy dzielił nas jeden gol w meczu z Czechami. Nie rzuciliśmy go i to rywale grali dalej. My trafiliśmy do handballowego czyśćca w Pucharze Prezydenta.
Dziś przedturniejowe głosy o tym, że stać nas na zajęcie 9. lub 10. miejsca trzeba traktować z politowaniem. Od początku były to zresztą pobożne życzenia – przecież ostatni raz w czołowej dziesiątce dużej imprezy byliśmy w 2016 roku! Mało? Porównajmy naszą kadrę z tych i z poprzednich mistrzostw świata: przed dwoma laty w składzie byli choćby Szymon Sićko, Michał Daszek, Tomasz Gębala, Przemysław Krajewski i Patryk Walczak, a i tak kadra zajęła uznane przez niektórych za kompromitację 15. miejsce. Każdy z wymienionych graczy dziś byłby jeśli nie czołową, to istotną postacią zespołu. I my, bez nich, przy braku nowych wyrazistych postaci w drużynie, chcieliśmy poprawy wyniku z 2023 roku...
Mistrzostwa potwierdziły, że to, czego najbardziej brakuje reprezentacji, to charakter. Gdy słabszy turniej zaliczył Arkadiusz Moryto, zespół nie miał lidera. Nie był nim Kamil Syprzak, choć w tej roli widział go Marcin Lijewski. Widział się w niej też sam Kamil, ale na boisku zawiódł, co tłumaczył później grą z "ogromnym bólem i kontuzją". O jego skuteczności nikt dziś jednak nie mówi, bo wszystko przykrył skandal związany z wyjazdem "Sypy" przed meczem z Gwineą.
Cała ta sprawa to największa klęska polskiej piłki w trakcie tych mistrzostw. Przegrał tu Syprzak, bo finalnie przeciwstawił się decyzji trenera i pewnie w kadrze już nie zagra. Ten ruch był zresztą kolejnym zdarzeniem powiększającym dystans między Kamilem a zespołem, bo ten nie kupił tłumaczeń kołowego. Chemii nie było tu jednak wcześniej, nie będzie i w przyszłości. Przegrał Lijewski, bo stracił człowieka, na którym chciał budować kadrę. Wątpliwości budzi też to, jak zarządza grupą – raz, że doszło do konfliktu, dwa, że wiedząc o kontuzjach Syprzaka i Moryty nie zdecydował się wymienić ich wcześniej. Przegrał wreszcie Związek Piłki Ręcznej w Polsce i jego prezes Sławomir Szmal, bo wydanie komunikatu o "samowolnym opuszczeniu zgrupowania" nie tylko uderzało w zawodnika i podkopało autorytet selekcjonera, ale było też ruchem z podręcznika pt. "Jak NIE zarządzać kryzysem". Nie wiem, kto na Puławskiej wpadł na ten pomysł, ale dla polskiej piłki ręcznej lepiej, by nie miał kolejnych.
CZYTAJ WIĘCEJ: Byli reprezentanci krytykują Syprzaka. "Zostawił chłopaków samych sobie"
Najbardziej ucierpiał jednak wizerunek naszego szczypiorniaka, bo przecież informacja o wyjeździe Syprzaka poniosła się po piszących o piłce ręcznej mediach nie tylko w Europie. Sygnał był jasny: Polacy mają problemy nie tylko na boisku. Gdyby nie związkowy komunikat, o jakichkolwiek tarciach między selekcjonerem a obrotowym dowiedzielibyśmy się pewnie dopiero po mistrzostwach. O ile wcale...
Sam turniej był też porażką Marcina Lijewskiego. Nie do końca zrozumiała selekcja, brak satysfakcjonującego wyniku, gra daleka od oczekiwań, a do tego wywiad w TVP Sport, który poniósł się po krajowych mediach i nie przysporzył selekcjonerowi sympatyków. Choć "Szeryf" wciąż może liczyć na wsparcie niektórych byłych kolegów z boiska, którzy przekonują, że reprezentacja pod jego wodzą wykonała postęp, to spójrzmy prawdzie w oczy – trudno będzie mu zachować stanowisko. Mimo że przecież to właśnie dawni koledzy z boiska – ci w Radzie Trenerów, ale i ci w zarządzie ZPRP – będą oceniać jego pracę...
Tu zresztą dochodzi do pewnego absurdu, ale każdy kto choć trochę zna realia polskiej piłki ręcznej wie, że nasz szczypiorniak jest na nich zbudowany: w Radzie Trenerów są Rafał Kuptel i Bartosz Jurecki, którzy – choć zapytani pewnie nie powiedzą tego wprost – sami widzieliby siebie w roli selekcjonerów kadry. I to nic złego – warto mieć ambicje. Ale czy w takiej sytuacji powinni dokonywać oceny obecnego trenera?
To wszystko jednak didaskalia. Problemem polskiej piłki ręcznej nie jest ani skład Rady Trenerów, ani selekcjoner pierwszej kadry, ani wyniki osiągane przez reprezentację seniorów. Problemy leżą u samej podstawy piramidy szkoleniowej, tam gdzie wszystko się zaczyna. – Szkolimy ludzi, którym przeszkadza piłka. Zaczęliśmy patrzeć na wszystko inne, zapominając o najważniejszym – mówił we wtorek w studiu TVP Sport Michał Kubisztal. Liczba osób uprawiających piłkę ręczną z roku na roku spada. Niektóre województwa są albo już wkrótce będą pustyniami piłki ręcznej. Nasz system szkolenia, nie tylko ten sterowany centralnie (Szkoły Mistrzostwa Sportowego), od lat nie wypuścił ani jednego (!) zawodnika, o którego biłyby się czołowe kluby Europy. Skoro robią to Portugalczycy, Słoweńcy, Islandczycy, a ostatnio nawet Wyspy Owcze (!), to dlaczego nie my? Nasze kadry juniorskie regularnie są ogrywane już nie tylko przez najlepszych (z nimi przegrywamy 10 bramkami lub wyżej), ale i reprezentacje pokroju Izraela. Od 2014 roku na 65 meczów rozegranych w mistrzostwach Europy juniorów i młodzieżowców przegraliśmy 45. Cztery razy kończyliśmy turnieje na miejscu gorszym niż Izrael, tyle samo razy wyprzedzały nas Wyspy Owcze. W ciągu ostatnich 20 lat na mistrzostwach świata do lat 21 zagraliśmy raz, a na tych do lat 19 nie ma nas od 2019 roku.
– Czy Polska zdobędzie medal imprezy mistrzowskiej w ciągu następnych 10 lat? – zapytałem ostatnio Grzegorza Tkaczyka przy okazji rozmowy w ramach Betclic Podcast. – Nie – bez zastanowienia powiedział wicemistrz świata z 2007 roku. I nie można się temu zupełnie dziwić.
Polska piłka ręczna jest w dużo gorszym miejscu niż 25., które wywalczyła prowadzona przez Lijewskiego reprezentacja. Sławomir Szmal szedł do związkowych wyborów, mając na sztandarach hasła reform. Przyszedł moment, by słowa przełożyć w czyny.
Następne