Konkurs trzech parodii w Willingen. Nie oszukasz, nie wygrasz [KOMENTARZ]

• Specjalna misja Kubackiego, FIS poprosiła: przyjdź do sędziów! Idą zmiany
• Sprawdź kalendarz Pucharu Świata 2024/25
• Thurnbichler zaapelował do FIS. Mamy odpowiedź federacji!
• Bronisław Stoch: był moment, gdy pragnąłem aby Kamil zakończył karierę

Gwiazda skoków w kryzysie. Planuje dłuższy odpoczynek

Czytaj też

Gwiazda skoków w kryzysie. Planuje dłuższy odpoczynek

Po pierwsze: blamaż z Francją

Zacznijmy więc od biało-czerwonego poletka. Polska nie była w stanie awansować do drugiej serii zmagań mikstów – to drugi taki przypadek w historii Pucharu Świata. Pierwszy miał miejsce 6 grudnia 2013 roku – dawno temu, gdy skoczkinie z Podhala i Beskidów dopiero stawiały pierwsze kroki na światowej scenie. 

Wtedy mogliśmy się pocieszać: za późno ruszyliśmy ze szkoleniem kobiet w skokach, więc na efekty będziemy musieli trochę zaczekać. Niestety, choć Polska stara się gonić od kilkunastu już lat, to świat przecież też nie stoi w miejscu, a dystans dzielący nasze od najlepszych wcale się nie kurczy.

Próbowano już różnych lekarstw. Utytułowanego w męskich skokach trenera Łukasza Kruczka. Następnie młodego szkoleniowca Szczepana Kupczaka. Wreszcie sięgnięto po najlepszego na świecie specjalistę – Haralda Rodlauera, który jednak uciekł po roku współpracy. Wrócono więc do krajowych coachów i kadrę prowadzi duet Marcin Bachleda i Stefan Hula.

W piątek klęska miksta była solidarnościowa, tzn. słabo skoczyli wszyscy. Nie tylko panie, ale też Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł. W efekcie wyższą notę mieli Słoweńcy (choć skoczyli tylko trzy razy), Włosi, Amerykanie i Francuzi. W tym trzech ostatnich krajach skoki są sportem niszowym. – Sami musimy opłacać sprzęt, żywność czy pojazd – zwierzała się na łamach skijumping.pl Josephine Pagnier w 2023 roku. Ją upór doprowadził do tymczasowego prowadzenia w "generalce" Pucharu Świata. Nam wciąż nie wychodzi, a za sukces uznajemy pojedyncze punkty PŚ Anny Twardosz.

Po drugie: co tak blisko?

Piątek na Muehlenkopfschanze był jednak długimi fragmentami przeraźliwie nudny. W Willingen stoi największa duża skocznia świata, z imponującym punktem HS 147 i punktem K na 130. metrze. Cóż jednak z tego?

Jedynie ośmiu z 32 uczestników dwóch serii zawodów skoczyło dwukrotnie za pierwszą czerwoną linię! To tragedia dla percepcji widza. Jury być może będzie się bronić marnym stanem zeskoku, ale zaraz, zaraz... To przecież organizatorzy odpowiadają za przygotowanie obiektu. Panowie, łopaty w ręce, bo – póki co – weekend zapowiada się słabo. 

Po trzecie: Timi się cieszy

W trakcie ubijania śniegu na Muehlenkopfschanze nie zapomnijcie zerkać w telefony. W mediach społecznościowych fruwać będą zdjęcia i słowa Timiego Zajca. Słoweniec w pierwszej serii został zdyskwalifikowany za nieprzepisowy kombinezon. W myśl przepisów startować można tylko w jednym stroju w jednych zawodach, więc 24-latek zabrał na drugą próbę ten sam. – Potem startowałem w tym samym kombinezonie, ale bardzo się cieszyłem i podciągnął mi się w górę kombinezon w ramionach. To za to wcześniej dostałem wykluczenie – wyłożył u Jakuba Balcerskiego ze sport.pl. 

Zajc nie dostał dyskwalifikacji numer dwa. Do tego wykazał zarówno słownie, jak i gestami (wyciąganie kombinezonu po drugim lądowaniu), jak wadliwy jest współczesny system kontroli. "Nie oszukasz, nie wygrasz" – mogłoby śmiało wisieć na drzwiach budki Christiana Kathola.

Gwiazda skoków w kryzysie. Planuje dłuższy odpoczynek

Czytaj też

Gwiazda skoków w kryzysie. Planuje dłuższy odpoczynek