Przejdź do pełnej wersji artykułu

Jakub Łabojko: za granicą miałem szesnaście zmian trenerów w cztery lata. W Motorze niczego nie brakuje [WYWIAD]

/ Jakub Łabojko (fot. 400mm.pl) Jakub Łabojko (fot. 400mm.pl)

Po prawie pięciu latach Jakub Łabojko wrócił do PKO BP Ekstraklasy i został piłkarzem Motoru Lublin. W rozmowie dla TVPSPORT.PL opowiedział o tym, dlaczego przez pół roku nie grał w piłkę, a także o sinusoidalnej przygodzie na Półwyspie Apenińskim. – W ciągu czterech lat przeżyłem szesnaście zmian trenerskich. W Polsce miałem z czterech trenerów.

👉 Coraz bliżej pięciu polskich klubów w pucharach!

  • Jakub Łabojko to były piłkarz Rakowa Częstochowa i Śląska Wrocław. Ostatnie lata kariery spędził w Brescii (2020-2023), AEK-u Larnaka (2022) i Ternanie (2023-2024).
  • "Przez cztery lata za granicą przeżyłem szesnaście zmian trenerskich. We Włoszech trener nie był nawet w połowie swojej drogi, a już musiał kończyć pracę"
  • O właścicielu Brescii. "Massimo Cellino? To człowiek, którego zjadły emocje. Nienawidził numeru 17. Nawet treningi nie mogły być o 17:00, tylko o 16:59"
  • Najcenniejszy kontakt? Telefon do wicemistrza świata
  • "W Motorze niczego nie brakuje. Jestem zaskoczony tym, jak klub, który niedawno był w 2. lidze, jest przygotowany na Ekstraklasę"
  • Najważniejsze informacje sportowe znajdziesz na stronie głównej TVPSPORT.PL

Czytaj też:

Zbigniew Jakubas (fot. 400mm.pl)

Zbigniew Jakubas o Motorze Lublin: nigdy nie będziemy legią cudzoziemców. Realnie celujemy w Top 6

Bartosz Wieczorek, TVPSPORT.PL: – Motor był rewelacją jesieni w PKO BP Ekstraklasie, ale na początku 2025 roku zanotował falstart.
Jakub Łabojko, piłkarz Motoru Lublin: – Na pewno nie tak wyobrażaliśmy sobie wznowienie zmagań w lidze. Druga runda zawsze jest trudniejsza dla beniaminków, dlatego musimy na spokojnie złapać rytm. Mieliśmy kilka zmian w kadrze, nowi piłkarze potrzebują czasu, żeby się wprowadzić do zespołu. Myślę, że możemy spokojnie utrzymać się w Ekstraklasie i powalczyć o coś więcej, ale trzeba wrócić do tego, co Motor grał jesienią.

– Co poszło nie tak w meczach ze Stalą i Koroną?
– W pierwszych połowach nie byliśmy sobą. W drugich wyglądało to lepiej. Nie straciliśmy bramek z gry, wszystkie gole traciliśmy po wątpliwych rzutach karnych. Można być zadowolonym z naszej pracy w obronie, ale musimy poprawić się w ofensywie.

– Prezes Zbigniew Jakubas w rozmowie dla TVPSPORT.PL powiedział, że jego marzeniem byłoby miejsce w top 4 na koniec sezonu, ale realnym celem byłoby top 6.
– Wiemy, o co gramy. Najważniejsze, żeby Motor utrzymał się w Ekstraklasie, a dopiero później będziemy mogli wyznaczać kolejne cele. Na pewno chcielibyśmy zostać w górnej części tabeli i poprawić najlepszy wynik w historii klubu. Wizje dotyczące europejskich pucharów, czy bardzo wysokich miejsc zostawmy na dalszy temat.

– Trener Mateusz Stolarski podpompował ciebie przed twoim debiutem z Lechią. "Nie rozumiem, czemu ten zawodnik był pół roku bez klubu. Zaadaptował się do modelu gry bardzo szybko. Bardzo dobrze wygląda".
– Cieszę się, że zostałem doceniony przez trenera. Na obozie w Turcji rozegrałem trzy sparingi, w którym pokazałem się dobrze. Wiedziałem, że jeśli podpiszę kontrakt i dobrze będę wyglądał na treningach, to przy pauzie kartkowej Sergiego Sampera, będę mógł wystąpić od pierwszej minuty z Lechią. Od września do stycznia pozostawałem bez klubu, ale nie próżnowałem. Trenowałem z drugoligową Polonią Bytom, za co jestem serdecznie wdzięczny, bo trzymali mnie pod prądem. Odbyłem kilka rozmów z klubami Ekstraklasy i 1. ligi, natomiast albo nie przeszliśmy do konkretów, albo nie były to na tyle ciekawe projekty, albo ja się nie widziałem w nich, albo oni mnie. Czekałem na swój moment. Cieszę się, że udało mi się podpisać kontrakt z Motorem i mam nadzieję, że będzie to dobry wybór.

– Motor ma najmłodszego trenera w Ekstraklasie, pełnego pomysłów i energii. Jak oceniasz z nim współpracę?
– To młody trener, który budował ten zespół już od 2. ligi, kiedy był asystentem Goncalo Feio. Jest tu kilku chłopaków, którzy przeszli całą ścieżkę do Ekstraklasy. Ten zespół był budowany na mocnych charakterach. Trener Stolarski może liczyć na szeroki sztab, który stara się jak najlepiej rozwijać piłkarzy. Szukają czegoś, co mało kto na polskim rynku wykorzystuje, czyli szukają dużych przewag nad rywalem za pomocą liczb, statystyk.

– Jesteś zwolennikiem "Moneyball"?
– Powoli wdrażam się w ten system. Na pewno trochę czasu zajmie przyswojenie wszystkiego. To są jednak fakty, a z faktami trudno się kłócić. Można podważać, ale trzeba statystyki zaakceptować, uszanować i w tym kierunku podążać. "Moneyball" ma rację bytu, jeśli jest on poparty dobrymi liczbami. Też trzeba wybrać, które są ważne, a które mniej.

– Motor nie oddaje strzałów z dystansu, ponieważ procent zamienienia ich na gola jest niewielki.
– Nie ukrywam, że byłem zdziwiony, gdy dowiedziałem się o tym na obozie. Wskaźnik goli oczekiwanych (xG) jest bardzo niski przy strzałach z dalszej odległości. Częstotliwość uderzeń z dystansu nie przekłada się na bramki. Lepiej jest poszukać dobrze ustawionego kolegi w polu karnym czy w bocznym sektorze, skąd mógłby dograć piłkę do partnera w polu karnym. Tam jest o wiele łatwiej strzelić gola niż zza pola karnego.

– Jesteś piłkarzem, który w przyszłości chce zostać trenerem. Dla ciebie to na pewno nowa wiedza i zakładam, że pewne rzeczy zaskoczyły cię w Motorze.
– Statystyki i liczby robią wrażenie, praca z nimi również. Mamy bardzo dobre zaplecze organizacyjne, niczego tutaj nie brakuje. Jestem zaskoczony tym, jak klub, który niedawno był w 2. lidze, jest przygotowany na Ekstraklasę.

– Na swojej pozycji rywalizujesz z Sergim Samperem, który grał w FC Barcelona i ma za sobą bardzo dobrą rundę jesienną.
– Przychodząc do Motoru, wiedziałem, że nie dostanę miejsca za darmo, a rywalizacja z Sergim nie będzie prosta. Zbudował sobie duży kredyt zaufania od trenera i drużyny, pomagał w wielu meczach. To klasowy zawodnik, od którego będzie można wiele się nauczyć. Moim zadaniem jest ciężko pracować, walczyć na treningach. Wtedy kiedy dostanę szansę, muszą ją wykorzystać, żeby trener nie bał się postawić na mnie.

Jakub Łabojko (fot. 400mm.pl)

Czytaj też:

PKO BP Ekstraklasa. Mateusz Stolarski, trener Motoru Lublin: nadal chcemy pokazywać dobrą grę

– Przed wami trudne wyzwanie – mecz z Jagiellonią w Białymstoku. Jak zapatrujesz się na ten mecz i czy uważasz, że jakiekolwiek znaczenie będzie miało to, że Jaga będzie trzy dni po meczu z Baćką Topolą w LKE?
– Musimy przygotować się dobrze do tego meczu pod kątem taktycznym i mentalnym, co nie będzie łatwe po dwóch meczach bez zwycięstwa. Zdaję sobie sprawę, że jedziemy na trudny teren mistrza Polski. Przede wszystkim musimy w tym tygodniu dobrze popracować i skupić się na naszych błędach, które popełnialiśmy z Lechią i Koroną. Ekstraklasa jest nieprzewidywalna, co pokazała ostatnia kolejka, gdzie wszystkie drużyny z top 4 zanotowały po porażce. Mam nadzieję, że także sprawimy niespodziankę.

Moim zdaniem granie co trzy dni jest lepsze niż co tydzień. Chociaż tych wyjazdów jest sporo, to każdy zawodnik woli grać niż trenować. Na pewno ten moment, kiedy się gra co trzy dni ma pewien rytm. To nie ma znaczenia dla nas, skupiamy się całkowicie na przeciwniku.

– Zanim zdecydowałeś się na powrót do Polski, byłeś łączony z takimi klubami, jak Górnik Zabrze, Śląsk Wrocław czy Wisła Kraków. Dlaczego twój wybór padł na Motor?
– Motor szukał "szóstki" ze względu na kontuzje i absencje zawodników, którzy byli w kadrze. Na dwa-trzy dni przed zgrupowaniem w Turcji dostałem telefon, czy chciałbym pokazać się na obozie. Byłem kilka miesięcy bez klubu, dlatego Motor nie chciał od razu ryzykować. Po dwóch-trzech treningach trener zdecydował się, że chce mnie w zespole. Chciał sprawdzić, czy jestem w odpowiedniej formie fizycznej. Testy trwały dwa tygodnie, ale tak naprawdę po trzech treningach wiedzieliśmy, że idziemy w tym samym kierunku. Sam bardzo chciałem zostać w Motorze, bo byłem pod wrażeniem pracy, jaką wszyscy tam wykonują.

– 7 września 2024 roku rozwiązałeś kontrakt z Ternaną. Dlaczego tak długo pozostawałeś bez klubu?
– Wracając do Polski, chciałem trafić do klubu, który ma aspiracje i jest poukładany pod względem organizacyjnym, piłkarskim i finansowym.

– W międzyczasie trenowałeś z drugoligową Polonią Bytom, w której występuje twój brat, Mikołaj, a której trenerem jest Łukasz Tomczyk, którego znasz z Rakowa Częstochowa. Jak oceniasz czas spędzony w Bytomiu?
– Po powrocie z Włoch miałem do załatwienia kilka spraw formalnych i treningi zaczął z początkiem października. Bardzo dobrze oceniam sztab i zawodników. Być może warunki finansowe i organizacyjne nie pozwalają na zbyt wiele, ale wyciskają tam maksa. Jeśli wszystko będzie szło w dobrym kierunku, to powinni awansować do 1. ligi. W tygodniu wkładana jest tam konkretna praca. Ten zespół powinien grać na wyższym poziomie. W letnich sparingach pokonywali Cracovię, GKS Katowice, Piast Gliwice. To drużyna, która chce grać w piłkę. W Motorze i Polonii są bardzo podobne systemy, a trenerzy są dobrymi znajomymi, więc również ze sobą rozmawiają. Okres w Bytomiu pomógł mi szybciej zaadaptować się w Motorze. Takim szczęśliwym trafem wszystkie zasady, które obowiązywały w Polonii, są też w Motorze. Dzięki tym zbliżonym zasadom przejście z poziomu drugoligowego do ekstraklasowego było bardzo płynne.

– Trener Tomczyk jest przyszłością polskiej piłki, jeśli chodzi o trenerkę?
– Wielu jest teraz młodych, zdolnych trenerów. Ma otwarty umysł. Ma świetny, ambitny sztab z asystentem Łukaszem Ocimkiem, z którym grałem w Rakowie Częstochowa. Na pewno w Polonii chcą czegoś więcej niż 2. liga. Myślę, że jeśli trener Tomczyk tak dobrze będzie pracował, to prędzej, czy później trafi do Ekstraklasy.

– W wywiadzie z Piotrem Potępą powiedziałeś, że w ostatnich latach byłeś blisko przejścia do Śląska Wrocław aż trzykrotnie. Ostatni raz miało to miejsce przed Cracovią, chciał cię Jacek Magiera, ale po przegranym spotkaniu twój transfer został zablokowany. Czy po odejściu trenera Magiery Śląsk chciał o ciebie zawalczyć?
– Miałem kontakt z dwoma-trzema osobami z klubu. Byłem jedną z rozważanych opcji za piłkarza, który mógł odejść ze Śląska. Rozmawialiśmy, ale bez większych konkretów.

– Byłeś rozczarowany, gdy po meczu z Cracovią nie udało się dojść do porozumienia?
– Na pewno był smutek, ale taka jest piłka. Wówczas Śląsk był dla mnie jedynym wyborem. Zimą było mną zainteresowanych więcej klubów, a Motor wydawał się dla mnie najlepszą opcją.

– Jesteś zaskoczony aż tak koszmarnym zjazdem wicemistrza Polski, który zaraz może wylądować w 1. lidze?
– Trudno porównywać ten sezon do poprzedniego. To już zdecydowanie inny zespół z innym trenerem, dyrektorem. Mają sporo pecha, często wiatr wieje im w oczy, nie udaje im się przepchać żadnego meczu. Mental odgrywa tu bardzo ważną rolę i trudno jest im wyjść z tego dołka.

Jakub Łabojko w barwach Śląska (fot. 400mm.pl)

Czytaj też:

Beniaminek zatrzyma kluczowego piłkarza? "Jesteśmy blisko"

– Czy potrafisz policzyć, ilu miałeś trenerów w karierze?
– W swojej przygodzie z piłką było pewnie więcej niż 20. Przez cztery lata we Włoszech i na Cyprze przeżyłem szesnaście zmian trenerskich. W Polsce miałem z czterech trenerów.

– Według Transfermarkta miałeś w sumie 19 trenerów, z czego aż ośmiu w Brescii.
– Ta liczba jest trochę zaniżona, bo wśród tych 19 trenerów, większość to były zmiany powrotne. Tak ogromna liczba zmian nie sprzyja rozwojowi zawodnika. Piłka to proces – jeśli przychodzi trener z nowymi pomysłami, inną wizją, taktyką, to chwilę to potrwa, zanim piłkarz to wszystko wchłonie i zrozumie. We Włoszech trener nie był nawet w połowie swojej drogi, a już musiał kończyć pracę. Dlatego tak ciężko było złapać pewność siebie oraz dobry moment w Brescii.

– Spodziewałeś się, że we Włoszech spotkasz się z tak dużą dozą wariactwa, zmian i niepewności związaną z grą? Twoja przygoda w Brescii i Ternanie to przeplatanka regularnej gry z przebywaniem na ławce lub trybunach.
– Szczerze, nie spodziewałem się tego. Po moich dwóch pierwszych tygodniach we Włoszech zwolniono po dwóch meczach trenera Luigiego Del Neriego. To było dla mnie zaskoczenie, ale już wtedy chłopacy z drużyny ostrzegli mnie, żebym nie przyzwyczajał się do trenerów, bo tutaj szybko się zmieniają. Wydawało mi się, że zrobiłem dobry research, ale nie wiedziałem, jak szalony jest prezydent Brescii, który nie trzyma ciśnienia i za każdy przegrany mecz obwinia trenera i w każdym widzi winowajcę. Nie było łatwo przestawić się we Włoszech po tym, co miałem w Polsce, gdzie miałem tylko czterech trenerów.

– Spotkałeś większego szaleńca w piłkarskiej karierze od prezydenta i właściciela Brescii, Massimo Cellino?
– Jeśli chodzi o podejmowane decyzje, to na pewno nie. To człowiek, którego zjadły emocje. Ciężko jakkolwiek zrozumieć decyzje, które podejmuje. Miał dużo szczęścia, bo kiedy Brescia spadła po barażach do Serie C, szybko wróciła do Serie B przez wycofanie się Reggiany. Klub został przywrócony do rozgrywek dopiero w sierpniu, po tym jak wygrał pięć spraw w sądach. Tylko w tym sezonie Cellino dokonał dwóch zmian na stanowisku trenera. On nigdy się nie zmieni. Nigdy nie będzie cierpliwy wobec trenerów, jest identyczny cały czas, ale to jego klub i ma prawo podejmować takie roszady.

– Najdziwniejsza anegdota związana z nim?
– Nienawidził numeru 17. To taki nasz odpowiednik pechowej trzynastki we Włoszech, ale Cellino traktował to bardzo personalnie. Nikt nie mógł grać u nas z siedemnastką, nie mogło być nawet na stadionie krzesełka z nr 17. Podpisywałem kontrakt 17 września, a na umowie widniała data "18.09". Sandro Tonaliego do Milanu sprzedał za 16,9 mln euro, a nie 17. Nawet treningi nie mogły być o 17:00, tylko o 16:59. Było wiele takich absurdów. 

Nienawidził też koloru fioletowego, nikt nie mógł np. grać we fioletowych butach, ale był jeden wyjątek. Graliśmy kiedyś z Empoli w piątek 17-ego. Kazał założyć wszystkim piłkarzom fioletowe majtki, które niwelowałyby pecha, bo według niego dwa minusy dają plus. To bardzo specyficzny człowiek i zakładam, że nie łatwo rozmawiało się trenerom z nim. Ciężko przytoczyć jedną konkretną historię z Cellino, tych śmiesznych było tak wiele, ale w profesjonalnej piłce jest to raczej nie do pomyślenia.

– Kiedy był właścicielem Leeds United z powodu swoich niedoskonałości związanych z nauką angielskiego, kazał swoim pracownikom, zamiast zmienić fioletową kanapę, zwolnić trenera (pomylił słowo couch z coach – przyp. red.).
– Tak, słyszałem o tej anegdocie (śmiech).

– W Brescii nie zawsze było jednak do śmiechu. Twój najgorszy dzień w karierze to przegrany baraż z Cosenzą? Wtedy kibice wtargnęli na murawę, zaczęli rzucać race na boisko, a nawet palili piłkarzom samochody.
– Było mi bardzo przykro, zwłaszcza, że przez te trzy lata mocno zżyłem się z tym klubem i ludźmi, którzy tam pracowali. Takie dni, jak ten też się zdarzają i trzeba o nich zapomnieć, choć było mi niezwykle ciężko to zrobić przez kilka tygodni.

Massimo Cellino – szalony właściciel Brescii (fot. Getty Images)

Czytaj też:

PZPN podjął decyzję ws. licencji dla Lechii Gdańsk i Kotwicy Kołobrzeg

– A co poszło nie tak w kolejnym włoskim klubie, Ternanie? Tam też zakończyło się spadkiem do Serie C.
– Podzieliłbym to na dwa okresy – rundę jesienną i wiosenną. W rundzie jesiennej zagrałem 16 z 19 pierwszych spotkań w podstawowym składzie, w tym w dwóch pauzowałem za kartki. Wydawało mi się, że to był dobry czas dla mnie, natomiast wyniki nie były zadowalające.

Kiedy doszło do zmiany trenera, Breda początkowo stawiał na mnie, ale pod koniec stycznia sprowadził na "szóstkę" dwóch zawodników. Nie powiedziano mi wprost, dlaczego zostałem odsunięty od gry i składu, bo nigdy nie otrzymałem szczerej odpowiedzi. Od tamtego momentu sporadycznie pojawiałem się na boisku, częściej siedziałem na ławce. Nie było to łatwe, bo nie zasługiwałem na takie traktowanie, ale musiałem zaakceptować taką decyzję. Jedyne co mogłem zrobić, to trenować dla siebie i pokazywać, że jestem w dobrej formie.

– Gdybyś mógł cofnąć czas, to co zmieniłbyś w swojej zagranicznej karierze?
– Po czasie wszystko jest łatwiejsze i łatwiej wyciągać wnioski. Niestety trzeba w danym momencie ocenić sytuację i wybrać, co jest dla zawodnika i rodziny najlepsze. Po wygaśnięciu kontraktu w Brescii były na stole inne opcje z Serie B. Wybrałem Ternanę, bo grała na tym szczeblu od trzech lat i słyszałem dużo o niej dobrych rzeczy. Od samego początku bardzo chciał mnie pozyskać ówczesny beniaminek Catanzaro, ale ja uważałem, że mogą po roku spaść. Jak pokazała przyszłość, pomyliłem się, bo w pierwszym sezonie grali w barażach o awans do Serie A. Trudno jest jednak zawsze wyrokować w przypadku beniaminków. Z jednej strony było Lecco i Feralpisalo, które po jednym sezonie spadło, a z drugiej strony Catanzaro, które było jednym z lepszych beniaminków w ostatnich latach. Niewykluczone, że na tamten moment mógł być to lepszy klub dla mnie, ale z perspektywy czasu zawsze wszystko można łatwiej ocenić. Przekonał mnie trener Lucarelli, który chciał, żebym dołączył do Ternany.

– Tak jak w przypadku Brescii zawiódł cię research. Wydawało się, że będziesz tam i w Ternanie grał, a tymczasem rzeczywistość okazała się inna.
– Nie wiedziałem, że zaczniemy notować wyniki poniżej oczekiwań i posadą zapłaci za to trener Lucarelli, który miał wcześniej mocną pozycję w klubie. Nie dostał możliwości rehabilitacji. Byliśmy na miejscu spadkowym, więc decyzja była zrozumiała. Kilka tygodni po przyjściu trenera Bredy straciłem miejsce w składzie, szansę dostali inni piłkarze na mojej pozycji. Trudno było to przewidzieć. Zagraliśmy w barażach o utrzymanie, które przegraliśmy. W naszej kadrze było 16 zawodników wypożyczonych z Serie A czy Primavery, dla których był to albo pierwszy profesjonalny klub w piłce i nie byli doświadczeni w rywalizacji o taką stawkę. Ciężko było budować jakąkolwiek jedność w zespole.

– Miałem wrażenie, że pomimo sinusoidalnej kariery, podobało się tobie życie we Włoszech i nie chciałeś za bardzo wracać do Polski. Czu przez te cztery lata we Włoszech przesiąknąłeś włoską kulturą?
– Przede wszystkim dobrze czuję się we Włoszech. Jest trochę rzeczy, które mnie denerwują, natomiast słońce, możliwość życia poza granicami naszego kraju dają więcej, jeśli chodzi o rozwój personalny, rodzinny. Córka mogła nauczyć się języka. To, co zobaczy piłkarz podczas kariery, to trudno nadrobić w wolnym czasie. Wydaje mi się, że pozostanie za granicą było dla mnie czymś lepszym, ale oferty z klubów z Serie C mnie nie interesowały.

– Inne kierunki nie wchodziły w grę?
– Nie było żadnych konkretnych ofert z innych kierunków zagranicznych. Ciężko się dziwić, że nikt nie zgłosił się po zawodnika, który nie grał przez ostatnie pół roku.

Jakub Łabojko (fot. Getty Images)

Czytaj też:

Kolegium Sędziów PZPN powiela swoje błędne tłumaczenie przepisów i używa go do obrony arbitrów

– Nie zawsze we Włoszech było tak źle. W Serie B miałeś okazję powąchać trochę wielkiej piłki. Rywalizowałeś na boisku z Gianluigim Buffonem, Mario Balotellim, Cesciem Fabregasem, a twoim trenerem był Filippo Inzaghi. Czy to nie było po trochę twoje marzenie z dzieciństwa, żeby zagrać na boisku z idolami?
– Na pewno każdy marzyłby o tym, że kiedyś mierzyć się z tak zasłużonymi zawodnikami dla świata piłki. Nie żałuję ani minuty spędzonej za granicą. Wydaje mi się, że dużo z tego wyciągnąłem. Nauczyłem się języka, kultury, poznałem wielu przyjaciół, kolegów, ludzi niezwiązanych z piłką, z którymi utrzymuję kontakt do dziś.

Cieszę się, że mogłem uczyć się od najlepszych i czerpać od nich jak najwięcej. W Brescii grałem m.in. z Rodrigo Palacio, wicemistrzem świata z 2014 roku. Opowiadał mi o Leo Messim i o sytuacji, którą zmarnował w finale mundialu, która mogła dać zwycięstwo. Bardzo mi pomógł i wiele od niego się nauczyłem.

– Najcenniejszy kontakt pozyskany za granicą?
– Ciężko stwierdzić tak na szybko, ale wydaje mi się, że dzisiaj dzwonię do Rodrigo Palacio, odbiera i normalnie rozmawiamy. Złapałem też kontakt z Kamilem Glikiem, który był we Włoszech. Miałem za trenerów zawodników, którzy grali w wielkim Milanie – Filippo Inzaghiego i Ignazio Abate. Było kilku graczy z przeszłością w Serie A, więc trudno wymienić jest jedną osobę.

– Myślisz, żeby jeszcze raz spróbować za granicą, jeśli uda zaistnieć się tobie w Motorze?
– W ogóle się nad tym nie zastanawiam. Skupiam się nad tym, co jest tu i teraz. Chcę jak najbardziej pomóc Motorowi, jak najlepiej wyglądać, jak najwięcej rozegrać minut. Dalsze plany odkładam na bok.

Źródło: TVPSPORT.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także