| Czytelnia VIP

Mija 47 lat od mistrzostwa świata Józefa Łuszczka. Prostujemy błąd Wikipedii!

Józef Łuszczek (fot.
Józef Łuszczek (fot. PAP/ Eugeniusz Warmiński)
Tomasz Sowa

W mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w 1978 roku Józef Łuszczek zdobył dwa medale: brązowy i złoty. Został też najlepszym zawodnikiem całej imprezy…

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Spełniona tuż przed trzydziestką. Goni za Igą Świątek

Czytaj też

Madison Keys (fot. Getty)

Spełniona tuż przed trzydziestką. Goni za Igą Świątek

W piątek, 24 lutego 1978 roku, w Zakopanem śniegu po pas. I spory tłum. Dzieci maszerują z rodzicami, inne z dziadkami. Większość niesie na plecach narty. A pomiędzy nimi przechadza się Koziołek Matołek, uwielbiany bajkowy bohater. Pod Tatrami święto – Memoriał im. Kornela Makuszyńskiego, sportowe wydarzenie dla najmłodszych. W gwarze ledwo słychać spikera:

"A w tej chwili w Lahti trwa bieg maratoński z udziałem naszego reprezentanta Józefa Łuszczka, który według pierwszych meldunków znajduje się w ścisłej czołówce ostatniej konkurencji mistrzostw".

Komunikat nie jest przypadkowy. Zakopiański as biegów narciarskich jest od kilku dni na ustach mieszkańców Polski. Ba, może i świata! Nie może być inaczej, skoro w tygodniu zdążył stanąć na najwyższym i najniższym stopniu podium narciarskiego czempionatu…

***
Trzy dni wcześniej w Lahti było słonecznie. Temperatura oscylowała wokół dwunastej kreski poniżej zera, a śnieg na całej trasie był zmrożony. Warunki idealne. Miejsce również. To fińskie miasto jest dla nas szczególnym punktem na sportowej mapie. Nie dlatego, że aż siedem razy organizowało globalne mistrzostwa. Chodzi o wątek polski, bo w Lahti zwyczajnie nam "szło". To to miejsce na ziemi, gdzie historia szczęśliwie zatacza koło…

Zaczęło się w 1938, wtedy słodko-gorzki smak miało srebro Stanisława Marusarza. Z jednej strony – medal, to medal. Z drugiej… okoliczności zdobycia były kontrowersyjne. "Dziadek" poszedł na całość, bijąc rekord skoczni już w pierwszej kolejce. W drugiej lądował jeszcze dalej, bo na 67. metrze. "Dołożył" w sumie Asbjørnowi Ruudowi aż 5,5 metra! Złoto? Ależ skąd! Sędziowie długo debatowali, ale przyznali je – wyraźnie zaskoczonemu – skoczkowi z Norwegii. Na pocieszenie pozostało Polakowi uwielbienie publiki, może nieco zabarwione współczuciem.

W 2001 roku nad Wisłą była już Małyszomania. Skoki Adama stały się nieodłącznym elementem niedzielnych obiadów - razem z rosołem, schabowymi i kapustą zasmażaną. Jego loty śledziły miliony. Te z mistrzostw globu w Lahti też. Do Polski wrócił z dwoma medalami – złotem i srebrem. Minęło szesnaście lat i fińskie miasteczko znów organizowało narciarski czempionat. I znów szalenie szczęśliwy dla naszych. W 2017 w drużynowej rywalizacji równych sobie nie mieli: Dawid Kubacki, Kamil Stoch, Maciej Kot i Piotr Żyła. A ten ostatni miał jeszcze trzecie miejsce na dużej skoczni. Jakże szczęśliwe jest to Lahti! We wszystkich przytoczonych faktach to skoczkowie byli dostarczycielami wzruszeń. W lutym 1978 był wyjątek, który podobno zawsze potwierdza regułę.

Spełniona tuż przed trzydziestką. Goni za Igą Świątek

Czytaj też

Madison Keys (fot. Getty)

Spełniona tuż przed trzydziestką. Goni za Igą Świątek

Grzaniec, karty i... bieg. Zima nasza, wiosna też!

Czytaj też

dfsd

Grzaniec, karty i... bieg. Zima nasza, wiosna też!

Narty przed startem przesmarował Łuszczkowi trener Edward Budny. Mówili o nim, że był zarozumiały. Ale on po prostu wiedział, czego chce. Perfekcjonista. Wiedział, że sprzęt zawieść nie może, więc solidnie go przygotował. Narciarza również.

Józek to fantastycznie pracujący chłopak. Ma oczywiście duży talent do biegania, ale w narciarstwie talent to jeszcze nie wszystko, Łuszczek potrafi trenować z ogromnym samozaparciem, w ostatnich kilku latach wykonaliśmy olbrzymią pracę, przykładowo przed sezonem Józek przebiegł na nartorolkach i nartach ponad osiem tysięcy kilometrów – opowiadał później Budny.

***

Przed rywalizacją mężczyzn na 15 kilometrów stylem klasycznym Polak wygląda na zrelaksowanego. Wyspał się dobrze, a przecież nastawienie – oprócz sprzętu i włożonej pracy – jest równie istotne. Chętnie się uśmiecha i odpowiada na pytania. Ale wzrok ma nieobecny. Myślami jest już na trasie. A tę zna naprawdę dobrze. Razem z Edwardem Budnym przyjechali do Finlandii już 12 lutego. Codziennie trenowali. Ot, taki dłuższy rekonesans. Ale i wyzwania, bo trener dwa razy zorganizował podopiecznemu jazdę na czas. Na piętnaście kilometrów Józef ma rezultaty 51 albo 52 minuty. Przyzwoicie!

Przychodzi jego kolej. Dwudziestotrzylatek ustawił się na starcie. Ubrany w czerwony kombinezon z trzema białymi paskami na ramionach, do tego czapka, jasne nauszniki i numer 73 na klatce piersiowej. Wziął głęboki wdech. Ruszył!

"Na piętnastkę wystartowałem już bez obciążenia psychicznego. Wiedziałem, że wynik będzie niezły" – wspominał Józef w jednym z telewizyjnych wywiadów, pytany o nastrój przed startem.

Deski sunęły aż miło. Wzdłuż trasy ustawili się członkowie polskiej ekipy. Zadanie mieli proste: informować chłopca o bieżącej sytuacji. Pomiary częściowe były jasne. Po pierwszych pięciu kilometrach Łuszczek był drugi. Prowadził świetny Fin - dwumetrowy olbrzym, zdobywca medali olimpijskich i mistrzostw globu - Juha Mieto. Na dziesiątym kilometrze – to samo. Pupil gospodarzy przed ambitnie biegnącym Polakiem. Tyle że strata goniącego do gonionego jest już większa: z czterech sekund zrobiło się piętnaście.

"Był okres, że sobie o czymś zaczynałem myśleć i… zapominałem o biegnięciu! Zwolniłem po prostu tempo. I zobaczyłem, że nie widzę Pitkänena. Pomyślałem: cholera, trzeba znowu przyspieszyć" – wspominał.

Ostatnie trzy kilometry to pokaz mocy i ogromnego hartu ducha Józefa. Niemal z każdym krokiem, z każdym machnięciem kijkami odrabia straty.

"Polak stał się pupilem 25-tysięcznej widowni na stadionie narciarskim. Już po meldunkach z 10 km skandowano jego imię, ale gdy pojawił się pod rozbiegiem skoczni, mając do mety 1 km i stratę 2 sek. do Bielajewa rozpoczął się jeden wielki doping..." – relacjonował Jerzy Wykrota w "Trybunie Robotniczej" (pisownia oryginalna).

21 lutego 1978 roku na mecie w Lahti Józef Łuczek melduje się po 49 minutach i 9 sekundach (z ułamkami), dwie sekundy przed Jewgienijem Beliajewem z ZSRR i pięć przed Finem Mieto. Wikipedia do dziś utrzymuje, że to było dzień później! Łuszczek zostaje pierwszym w polskiej historii mistrzem świata w biegach narciarskich. W wywiadzie udzielonemu Wojciech Szatkowskiemu w marcu 1998 roku, mistrz globu wspominał:

"Dobiegłem na metę w ogóle nie zmęczony, takie wtedy miałem zdrowie. Chociaż między siódmym i ósmym kilometrem miałem kryzys, który trwał około minuty. Potem biegło mi się już dobrze, mogłem przegrać, bo ciągle patrzyłem na tablicę świetlną, czy jeszcze mam przewagę. Wygrałem 2,5 sekundy z Bieliajewem i 5 sekund z Mieto, na ostatniej "piątce" odrobiłem około 20 sekund. A zyskać 20 sekund i zwyciężyć z takimi zawodnikami to wielki sukces".

Ludzie zgromadzeni wokół mety skandowali jego nazwisko. Tak im zaimponowała ta ambitna pogoń. Na miejscu zjawiło się też kilku członków polskiej kadry, choćby trener skoczków, Tadeusz Kołder. Klepali nowego mistrza po ramieniu. Ściskali. Później przyszedł moment szczególny. Józef wskoczył na pudło, na najwyższy jego stopień. A na maszt wciągnięto biało-czerwoną flagę i odegrano "Mazurka Dąbrowskiego". Chwila ta była tak szczególna, że redaktor Marian Matzenauer, uchodzący w sportach zimowych za speca nad spece i tego, co niejedno w nich widział, powiedział tylko:

"To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu".

Grzaniec, karty i... bieg. Zima nasza, wiosna też!

Czytaj też

dfsd

Grzaniec, karty i... bieg. Zima nasza, wiosna też!

Zostać... krakowskim królem, czyli każdy ma swoje Super Bowl

Czytaj też

Zawodnicy Kraków Kings (fot. Kraków Kings/Facebook)

Zostać... krakowskim królem, czyli każdy ma swoje Super Bowl

***

Co ważne, złoto… nie było pierwszym medalem polskiego debiutanta w Lahti! 19 lutego 1978 biegł przez trzydzieści kilometrów. Wystartował bardzo ostro, bez jakichkolwiek kalkulacji. Góralski charakter i wielka praca przed mistrzostwami sprawiły, że Józef niemal przez cały bieg trzymał się w czołówce, w strefie medalowej. Bił się o srebro lub brąz. Ale na końcowych metrach dał o sobie znać pech. Polak wypadł z torów. Trochę na tym stracił. Do tego biegnący za nim Nikołaj Zimiatow widział na wielkiej cyfrowej tablicy, ulokowanej niedaleko finiszu, czas Łuszczka. To dawało mu możliwość kontrolowania tempa. I właśnie Zimiatow, a także - będący poza zasięgiem wszystkich - Siergiej Sawieljew wyprzedzili zakopiańczyka. Cóż z tego? Brąz mistrzostw świata w debiucie? Można brać w ciemno!

"Podjąłem męską decyzję: będę trenował ze wszystkich sił. Przez okrągły rok. Wiosną, latem, jesienią - nartorolki, crossy, od października trening na śniegu. Dzienna porcja od 50 do 70 km. Bywało, że biegłem aż po regle, potem do Czarnego Dunajca i z powrotem do Zakopanego. Wpadam kiedyś w czasie treningu do domu, mama wola: "Co cię synku tak, wyciągnęło". Wypiłem z litr kompotu i dalej na trening. Nigdy nie oszukiwałem trenera. Jak było w planie 60 km, to tyle musiałem przebiec" – relacjonował, pytany o receptę na sukces.

Widać, że ciężka praca popłaca…

***

Po sukcesie na trzydzieści i piętnaście kilometrów wystartował jeszcze Łuszczek w biegu maratońskim. To właśnie relacja z tych zawodów rozbrzmiewała z megafonu w trakcie zakopiańskiego Memoriału im. Kornela Makuszyńskiego. Ludzie chcieli wiedzieć, jak wiedzie się nowemu idolowi. Polak zajął siódmą lokatę. W mistrzostwach świata w Lahti, które rozegrano w dniach 17-26 lutego 1978, stanęło 285 zawodników i 85 zawodniczek z 28 krajów. Największą rewelacją okrzyknięto właśnie Józefa Łuszczka. Niezwykłe były to dni polskiego sportu, w zimowym wydaniu.

W fińskiej prasie szeroko komentowano występ biegacza. Więcej, z tymi medialnymi relacjami wiąże się też pewna, prorocza i jednocześnie zabawna, anegdota. Otóż dziennik "Etela-Suomen Sanomat", dzień po brązowym medalu, zacytował Polaka, który miał powiedzieć, że "wygra piętnastkę". Prawda jest taka, że Józef mówił o tym, że jest szybki i jego szanse na 15 kilometrów są niemniejsze niż na dystansie dwukrotnie dłuższym, ale tłumaczka zrozumiała inaczej i… poszło w świat. Wypowiedź tę przypisano Łuszczkowi. Chciał ją początkowo sprostować, ale… potem machnął ręką.

"Niech im będzie! Jak nie wygram, to co się stanie? A jakby mi się powiodło?!" – miał powiedzieć czytającemu.

Sukces dał sławę i rozpoznawalność. Już po mistrzostwach firma "Kneissl", producent nart, wydała na jego cześć bankiet w jednej z restauracji. Po Lahti krążyła też plotka, że przed biegiem na 50 kilometrów kilku fanatyków planowało Łuszczka porwać! Ponoć liczyli, że jego nieobecność pomoże Finom zdobyć medal. Na próżno. Gospodarze w męskich biegach nie spisali się najlepiej.

Gospodarze rozpoznawali go na ulicy. Z miejsca stał się sławny. Co więc czekało go w Polsce? Był pełen obaw:

"Trochę boję się powrotu do Zakopanego. Każdy z kumpli będzie chciał oblać ze mną medale. Próbkę tego miałem już w Lahti. Kibice fińscy rozpoznali mnie na ulicy, zaprosili do kawiarni, stawiali wódkę, ledwo wyrwałem się do wioski. Wolę dać kumplom stówkę, dwie, niech wypiją za moje zdrowie" – wyznał dziennikarzowi krakowskiego "Echo".

Nie było tak źle, jak przypuszczał. Owszem, dostał odznaczenia, listy gratulacyjne i tytuł Sportowca Roku 1978. Sklepy chwaliły się, że sprzedaż nart biegowych wzrosła, więc sport przełożył się także na ekonomię. Potem były starty olimpijskie w Lake Placid i Sarajewie, ale już bez medali.

Wielka szkoda, że przynajmniej jeden olimpijski bieg nie był w tym naszym szczęśliwym Lahti…

Tomasz Sowa

Zostać... krakowskim królem, czyli każdy ma swoje Super Bowl

Czytaj też

Zawodnicy Kraków Kings (fot. Kraków Kings/Facebook)

Zostać... krakowskim królem, czyli każdy ma swoje Super Bowl

Polecane
Najnowsze
Łączy Tottenham i… Radomiaka. Teraz będzie grał z Modriciem
tylko u nas
Łączy Tottenham i… Radomiaka. Teraz będzie grał z Modriciem
Kamil Rogólski - zdjęcie
Kamil Rogólski
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Luka Vusković, który obecnie jest członkiem kadry Tottenhamu w przeszłości występował w Radomiaku (fot. Getty Images)
Diablo. Prawdziwe oblicze – film dokumentalny
Diablo. Prawdziwe oblicze – film dokumentalny
Diablo. Prawdziwe oblicze – film dokumentalny
| Boks 
Ból głowy Probierza? Debiutantów jak na lekarstwo...
Łukasz Łakomy, Jan Ziółkowski i
polecamy
Ból głowy Probierza? Debiutantów jak na lekarstwo...
Jakub Kłyszejko
Jakub Kłyszejko
ME U17 mężczyzn: Francja – Portugalia [SKRÓT]
Francja – Portugalia. Mistrzostwa Europy do lat 17 mężczyzn (fot. TVP SPORT)
nowe
ME U17 mężczyzn: Francja – Portugalia [SKRÓT]
| Piłka nożna 
Rusza 1. Liga Polskiej Ligi Żeglarskiej
(fot. PLŻ/Bartosz Modelski)
Rusza 1. Liga Polskiej Ligi Żeglarskiej
| Inne / Polska Liga Żeglarska 
Djoković sprawił sobie prezent. O krok od finału z Hurkaczem
Novak Djoković (fot. Getty)
Djoković sprawił sobie prezent. O krok od finału z Hurkaczem
| Tenis / ATP (mężczyźni) 
Spalona czaszka i ślub z miss Brazylii. Polacy byli królami egzotyki
Adrian Mierzejewski był MVP ligi australijskiej, Grzegorz Lato królował w lidze meksykańskiej (fot. Getty)
polecamy
Spalona czaszka i ślub z miss Brazylii. Polacy byli królami egzotyki
Jakub Ptak
Jakub Ptak
Do góry