Marek Kania z medalem Pucharu Świata. "Byłem pogodzony z tym, że go nie wywalczę"

Marek Kania wywalczył brązowy medal Pucharu Świata w Tomaszowie Mazowieckim na dystansie 500 metrów. W niedzielne popołudnie wyprzedził m.in. Jordana Stolza, absolutnego dominatora tego sezonu. – Nie chcę, żeby źle to zabrzmiało, ale przed jego startem, w głowie pogodziłem się już z czwartym lub piątym miejscem – mówił później w rozmowie z dziennikarzami.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

To kandydat do medalu IO. Mówią, że... rozmawia z łyżwami

Czytaj też

To kandydat do medalu IO. Mówią, że... rozmawia z łyżwami

👉 Sensacja! Polak pokonał dominatora

Korespondencja z Tomaszowa Mazowieckiego

– Jestem bardzo zadowolony. Gdzieś z tyłu głowy miałem, że mam taki "zaległy" medal. Bo w poprzednim sezonie i w jeszcze wcześniejszym zdobywałem medale indywidualne. Okazało się, że już tu, w Tomaszowie, był w zasięgu – cieszył się nasz reprezentant. To jego trzecia zdobycz w Pucharze Świata w karierze. W sezonie 2021/22 miał brąz w Stavanger, w 2023/24 srebro w Quebecu. Co prawda bez krążka na 500 metrów zakończył sezon 2022/23, ale wówczas pojawiło się cenne złoto w sprincie drużynowym.

– Dwa dni temu mówiłem, że rozpędzamy się po trzytygodniowej przerwie w startach. Wtedy było dziesiąte miejsce, choć mimo wszystko dość blisko medalu. Zabrakło tylko dwóch dziesiątych. Dzisiaj, jak widać, wróciliśmy do naszych topowych wrażeń. Mam nadzieję, że to nie koniec. I że dalej będziemy się rozpędzać, do samych mistrzostw świata – mówił.

Polak pokonał dominatora

Kania był na trzecim miejscu już przed ostatnią parą. A w tej jechali Jordan Stolz i Damian Żurek. – Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale gdy startowali, to ja już pogodziłem się w głowie z czwartym lub piątym miejscem. Wiem, że Damian jest w dobrej formie i potrafi przejechać tu bardzo mocno. A Jordan w tym sezonie przegrał tylko raz. Do tego dwa dni temu miał lepszy czas niż dzisiejszy zwycięzca. Byłem pogodzony z tym, że przegram z Jordanem jeszcze przed jego biegiem. I bardzo się zaskoczyłem, gdy zobaczyłem, że jednak zostaję na trzecim miejscu – przyznał Kania.

To nie dziwne, że każdy z góry zakłada porażki ze Stolzem. Amerykanin w tym sezonie jest w wybitnej formie. Na 500, 1000 i 1500 metrów wygrał łącznie 25 biegów z rzędu, w tym trzy podczas mistrzostw świata, gdzie obronił wszystkie tytuły. Zbliżył się przy tym do rekordu kolejnych wygranych w Pucharze Świata. Byłby krok od niego, gdyby nie to, że w ubiegłym roku zdecydował się na start na nienaturalnym dla siebie 5000 metrów w Salt Lake City. Było mu to jednak potrzebne, by przygotować się do mistrzostw świata w wieloboju, które, a jakże, wygrał.

Amerykanin zatrzymany został w Milwaukee. Popełnił wyraźny błąd na pierwszych metrach "pięćsetki", a i tak przegrał tylko z jadącym z nim w parze Japończykiem Tatsuyą Shinhamą. Teraz, w niedzielne popołudnie w Tomaszowie Mazowieckim, był dopiero piąty. Kania jest więc jednym z pięciu zawodników na świecie, którzy w ciągu ostatniego roku zdołali być szybsi od Stolza na "jego" dystansach. – Rzeczywiście. Ale gdybym go wyprzedził i skończył na czwartym miejscu, nie byłbym tak zadowolony, jak jestem – stwierdził. Taka sytuacja spotkała Wataru Morishige. Obok Kani na podium stanęli natomiast Kazach Jewgienij Koszkin i Kanadyjczyk Laurent Dubreuil.

Dzięki zajęciu trzeciego miejsca w Tomaszowie Mazowieckim, Kania awansował na czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata na 500 metrów. Naszemu rodakowi trudno będzie jednak o kolejny awans. Do drugiego Laurenta Dubreuila traci 54 punkty, a do trzeciego Tatsuyi Shinhamy 27. Tymczasem do rozegrania pozostały tylko dwa wyścigi w Heerenveen. Zwycięstwo w zestawieniu już zapewnił sobie Stolz.

To kandydat do medalu IO. Mówią, że... rozmawia z łyżwami