| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Równo rok temu Śląsk Wrocław miał na swoim koncie 45 punktów, był liderem PKO BP Ekstraklasy i walczył o mistrzostwo kraju. Dwanaście miesięcy później znów jest pierwszy, ale od końca i powoli żegna się z utrzymaniem. W obozie WKS-u widać coraz większe przygnębienie, ale dla niektórych światełko wciąż pali się w tunelu. – Być może znów zanotujemy serię zwycięstw. Trzeba na nią cierpliwie czekać – powiedzieli po meczu z Legią: Jehor Macenko, Aleksander Paluszek i Petr Schwarz.
Sytuacja Śląska Wrocław jest dramatyczna. Wicemistrzowie Polski po 23. kolejkach mają aż dziewięć punktów straty do bezpiecznej strefy i wręcz iluzoryczne szanse na utrzymanie. W tym sezonie zdołali wygrać tylko dwa mecze.
Na Łazienkowskiej Trójkolorowi przegrali z Legią Warszawa 1:3. O wyniku rozstrzygnęła druga połowa, słabiutka w wykonaniu piłkarzy Ante Simundzy.
– W naszej sytuacji nieważne z kim gramy, przyjechaliśmy tutaj, żeby zdobyć trzy punkty. Można cieszyć się z naszej pozytywnej reakcji po straconej bramce, ale słabo rozpoczęliśmy drugą połowę – powiedział po meczu Aleksander Paluszek.
– Wszystko zaczęło się od mojego błędu, ale szybko wróciliśmy do tego meczu. Na początku drugiej połowy szybko straciliśmy drugą bramkę. Wiemy, jaka jest nasza mentalność. Stworzyliśmy sytuacje po kontrach, ale było ich za mało – dodał kapitan zespołu, Petr Schwarz.
Miny zawodników Śląska po końcowym gwizdku mówiło wszystko. Gdy opuszczali Łazienkowską, na ich twarzach rysowało się przygnębienie i gigantyczny smutek. WKS jeszcze nie spadł z Ekstraklasy, ale matematyka mówi wszystko. Śląsk musiałby w jedenastu spotkaniach zdobyć osiem zwycięstw, aby realnie zapewnić sobie utrzymanie, a wydaje się to niemożliwe. W kalendarzu ma przecież jeszcze spotkania z ligową czołówką: Pogonią, Lechem, Rakowem czy Jagiellonią.
– Jak tylko jest szansa na utrzymanie, to nie zamierzamy odpuszczać podczas każdego meczu czy treningu. Każdy mecz jest kolejnym krokiem i każdy musi ułożyć sobie wszystko w głowie, być pewnym siebie, wierzyć w to, że da się to osiągnąć. Tylko tak możemy zrealizować swój cel – powiedział Paluszek.
– Nie będziemy się oszukiwać, ale wierzę, bo gdybym nie wierzył, to już by mnie tu nie było. Matematyka to jedna rzecz, ale wciąż jest szansa na zdobycie dużej liczby punktów, żeby zmienić naszą sytuację. Wiemy, jak wyrównana jest ta liga. Musimy zrobić coś inaczej, żeby zacząć wygrywać mecze. Żaden mecz nie jest dla nas łatwy. Teraz przyjeżdża Pogoń. Wiemy, jak grają. Musimy coś w naszej grze natychmiast zmienić. Zbyt łatwo straciliśmy dziś bramki – stwierdził Schwarz.
Zapytaliśmy zawodników o Śląska o feralny scenariusz, jakim byłby spadek z Ekstraklasy. Czy w przypadku awansu, będą reprezentować barwy klubu w Betclic 1 Lidze?
– Jeśli rozegram minuty, które są zapisane w kontrakcie, to moja umowa automatycznie się przedłuży. To jest zależne od klubu, nie ode mnie – powiedział Paluszek.
– W ogóle nie myślę, co będzie później, bo co mi to da? Czemu mam myśleć o tym, co wydarzy się za trzy miesiące? – wyznał Schwarz.
– Teraz skupiamy się tylko i wyłącznie na Pogoni. Musimy wyciągnąć wnioski, wrócić do pracy i powalczyć o trzy punkty. Będzie trochę zmian. Musimy przygotować się tak, żeby zaskoczyć Pogoń. Dopiero po meczu dotarło do mnie, że za kartki nie zagra Tudor Baluta i Jehor Macenko, a z powodu kontuzji nie zagra Peter Pokorny. Nie mamy klasycznej "szóstki". Zobaczymy, co trener wymyśli – dodał czeski piłkarz.
Jako ostatni z piłkarzy budynek opuszczał Jehor Macenko, który podczas swojej kariery reprezentował barwy Legii Warszawa. Dla niego mecz na Łazienkowskiej był szczególny, ale dla niego najważniejsze jest to, co dzieje się ze Śląskiem. Na co dzień energiczny i uśmiechnięty, w niedzielny wieczór był bardziej refleksyjny, ale nie pozbawiony wiary.
– Wierzę w utrzymanie. A co innego mógłbym powiedzieć? Wierzę w drużynę. Jesteśmy w stanie to zrobić. Powody do optymizmu widzę w zespole i w trenerze. To jest piłka nożna. To jest taka gra, gdzie kopiemy nogami, ale wygrywamy sercem. Trzeba wychodzić na murawę, tak jakby to był nasz ostatni mecz. Rok temu byliśmy liderami, dziś jesteśmy w zupełnie innej sytuacji. Musimy to przepracować i iść do przodu. Mamy bardzo dobrą drużynę, ale musimy przełożyć to na boisko – powiedział Macenko.
– Bardzo przeżywam ostatnie mecze, a jeszcze bardziej moja rodzina, która zawsze pyta "co się dzieje". Jak przychodzę do domu i widzę oczy mamy i taty, to jeszcze bardziej mnie to rozkręca. Zawsze mi jednak mówią, żeby wierzyć do końca. Rok temu, gdy mieliśmy lekki dołek pod koniec sezonu, nikt już nie wierzył w wicemistrzostwo, ale się udało i do końca biliśmy się o mistrza. Być może znów zanotujemy serię zwycięstw. Trzeba na nią cierpliwie czekać. Sztab trenerski wymaga od nas bardzo dużo. Czasami mamy po dwa treningi dziennie. Musimy ich słuchać, ciężko pracować i być pokornym. Moja mama zawsze mi mówi, że "szczęście lubi ciszę".