Organizatorzy największych lekkoatletycznych imprez muszą być przygotowani na wszystkie ewentualności. Też te niezależne ani od nich, ani od lekkoatletów. Podczas halowych mistrzostw Europy w Apeldoorn jeden z tyczkarzy w konkursie skoku o tyczce strącił poprzeczkę, a upadając doprowadził do jej złamania. A po kilkudziesięciu minutach sytuacja... znów się powtórzyła.
Korespondencja z Apeldoorn
Halowe mistrzostwa Europy w Apeldoorn nabierają tempa. Pierwsze medale rozdane, pierwsze niespodzianki i rozczarowania za nami, za nami także pierwsze niecodzienne sytuacje. Do takiej doszło podczas kwalifikacji w skoku o tyczce.
Jej bohaterem został Fin Urho Kujanpaa. I to mimo tego, że w rywalizacji sportowej odstawał od reszty i odpadł na wysokości 5.45 m zajmując ostatecznie 17. miejsce. Swój wpływ na przebieg konkursu zdążył jednak mieć.
Podczas drugiego podejścia do wysokości 5.45 m Kujanpaa w niefortunny sposób strącił poprzeczkę. Ta spadając wylądowała na materacu zaraz pod lądującym Finem. W wyniku upadku doszło do złamania poprzeczki.
Na taką ewentualność organizatorzy byli rzecz jasna przygotowani. Sędziowie odpowiedzialni za stawianie poprzeczki usunęli tę złamaną. Za materacem czekała kolejna, zdatna do dalszego użytku i to ona została wprowadzona do rywalizacji. Po chwili miało miejsce jeszcze dopełnienie procedur, nową poprzeczkę zatwierdził sędzia główny i zawodnicy wrócili do skakania.
Co ciekawe, sytuacja powtórzyła się kilkadziesiąt minut później przy skoku Renauda Lavillenie. I na tę okoliczność organizatorzy także się przygotowali, bo za materacem czekała kolejna, już trzecia używana tego dnia poprzeczka.
Następne