| Piłka nożna / Betclic 2 Liga
Takie historie zdarzają się bardzo rzadko. Jan Ziewiec, który do niedawna był podstawowym zawodnikiem drugoligowego GKS-u Jastrzębie, a w przeszłości otrzymywał powołania do młodzieżowych reprezentacji Polski, zdecydował się zakończyć karierę w wieku 20 lat. Postawił na studia w USA i grę w lidze akademickiej. W rozmowie dla TVPSPORT.PL opowiedział o kulisach podjęcia decyzji. – Staram się patrzeć przyszłościowo. Uznałem, że więcej w kontekście całego życia dadzą mi studia, niż liczenie, że może mnie ktoś weźmie do gry w 2. lidze – stwierdził.
Dominik Pasternak, TVPSPORT.PL: – Zakończyłeś karierę piłkarską?
Jan Ziewiec (były piłkarz m.in Cracovii i GKS-u Jastrzębie): – Nie chcę kłócić się o nazewnictwo. Klub przekazał, że podjąłem decyzję o końcu kariery. Będę jednak grał w piłkę. Fakt, że nie jestem już zawodowym piłkarzem, natomiast nawet na Transfermarkt.com mam już napisane, że dołączyłem do Hofstry (Hofstra Pride przyp.red.). Planuję tu spędzić cztery lata na studiach, grając przy tym w lidze akademickiej.
– Ile czasu zajęło ci podjęcie tej decyzji?
– Końcem listopada dostałem informację, że przenosiny do USA będą możliwe. Od samego początku mocno to rozważyłem. Wróciłem do domu rodzinnego. Miesiąc analizowałem wszystkie za i przeciw. Ostateczną decyzję podjąłem chwilę przed rozpoczęciem treningów.
– Jak w ogóle pojawiła się ta opcja?
– To ciekawe, bo sądzę, że poprzez polubienie zdjęcia na Instagramie. Zawsze starałem się łączyć piłkę z nauką. Stąd kiełkował mi w głowie pomysł o wyjeździe do USA. Pierwszy raz w ostatniej klasie liceum. Kontuzja wykluczyła mnie z gry na wiele miesięcy, więc zacząłem czytać. Wtedy jeszcze został w Polsce, ale ciągle uważałem, że byłoby to coś ciekawego. Temat wrócił kilka miesięcy temu, zupełnym przypadkiem. Na Instagramie zaczepiła mnie agencja menedżerska. Stawiam, że znalazła mnie przez to, że lajkowałem wpisy związane ze studiami w Stanach. Przedstawiła mi pomysł i tak to się zaczęło.
– Zaskoczyło cię, że taka opcja jest możliwa i w dodatku tak szybko?
– Na początku podchodziłem do tego sceptycznie. Chciałem zostać w Jastrzębiu przynajmniej do lata. Pod koniec grudnia dostałem informację, że mogę już tej zimy przyjechać do USA. Początkowo miało odbyć się to latem. Dodatkowo moim miastem do życia miał być Nowy Jork. To mnie uderzyło i przyspieszyło decyzję.
– Masz 20 lat, byłeś podstawowym graczem w 2. lidze, z debiutem w młodzieżowej reprezentacji. Nie miałeś ambicji, by powalczyć o marzenia?
– Oczywiście, że miałem. Codziennie o tym myślałem. Zmieniałem co chwilę zdanie. Podszedłem do sytuacji analitycznie. Sprawdziłem, ilu zawodników wybiło się z 2. ligi w ostatnich latach. Nie była to duża liczba i często ci gracze przepadali. Przede wszystkim, żeby pójść wyżej, trzeba było się wyróżniać, a ja tego nie robiłem. Do tego kończył mi się wiek młodzieżowca oraz kontrakt. Poza tym środkowi obrońcy nie cieszą się takim zainteresowaniem klubów z wyższej ligi jak choćby napastnicy. Uznałem, że prawdopodobieństwo, że zgłosi się po mnie fajny klub jest tak małe, że nie mam nad czym się zastanawiać. Wybrałem więc studia.
– Uderzyło cię to, że zawodnicy z 2. ligi często nie robią wielkich karier?
– Było to smutne. Widziałem analogię, że często ktoś kto wyskoczy z 2. ligi do wyższej, później ma problemy z regularną grą. Rzucił mi się w oczy przykład Huberta Sobola. Przerastał te rozgrywki w ubiegłym sezonie, trafił do Widzewa Łódź i tam już mu nie idzie tak dobrze. No więc skoro taki gracz jak Hubert ma problemy z grą, to tym bardziej trudno oczekiwać, że ja poradziłbym sobie gdzieś wyżej, skoro daleko mi do niego.
– Chciałeś uniknąć zostania klasycznym ligowcem.
– Tego się obawiałem. Nie ukrywam, że pewnie gdyby nie przepis o młodzieżowcu, to miałbym problemy z graniem. 2. liga mnie nie satysfakcjonowała, więc uznałem, że chcę spróbować czegoś innego.
– Mogłeś zostać w 2. lidze, zarobić trochę pieniędzy, a wybrałeś naukę.
– Staram się patrzeć przyszłościowo. Uznałem, że więcej w kontekście całego życia dadzą mi studia, niż liczenie, że może mnie ktoś weźmie do gry w 2. lidze.
– Widziałeś historię Joao Moutinho z Jagiellonii? On również studiował na koledżu, a teraz jest zawodowym piłkarzem.
– Tak, śledziłem jego historię i wielu innych absolwentów różnych uniwersytetów. W samej kadrze USA jest kilku graczy z przeszłością akademicką.
– Jakie plany na życie w USA?
– Studiuję informatykę. Chcę ją skończyć i grać też w piłkę. Tutaj różnie podchodzi się do studiowania. Niektórzy traktują to jako dodatek. Ja natomiast jasno określiłem, że to dla mnie priorytet. Chcę wykorzystać możliwości, które otrzymałem. Na razie nie zastanawiam się co będzie za cztery lata.
– Jak wygląda twój dzień?
– 6:30 pobudka. O 7 siłownia drużynowa. Następnie do południa zajęcia na uczelni. Później trening piłkarski, podobny do tego co jest w Polsce. Wieczory wolne, ewentualnie czasami dodatkowe zajęcia.
– Ile kosztują twoje studia?
– Studia w Stanach to droga sprawa. Moje za rok kosztują 70 tysięcy dolarów. W rekompensacie kosztów pomaga stypendium. Ja otrzymałem ponad 60% stypendium sportowego, do tego stypendium naukowe. Nie jest to też dostępne dla każdego. Chyba na drużynę przypada około 11 stypendiów. Dzięki temu mam niemal wszystko opłacone, włącznie z jedzeniem. Zostaje mi tylko do opłacenia mieszkanie.
– Masz podpisany kontrakt?
– Nie, oficjalnie nie zarabiam żadnych pieniędzy za grę. Gram za darmo. Zabronione jest otrzymywanie wynagrodzeń. Jest tylko stypendium, które pokrywa koszty studiów.
– Na jakim poziomie jest twoja nowa drużyna?
– Ze względu na różnorodność krajową amplituda umiejętności zawodników jest bardzo duża. Piłkarze choćby z Ameryki Południowej mają dużą jakość i myślę, że spokojnie poradziliby sobie na poziomie np. 2. ligi w Polsce. To, co mnie najbardziej zaskoczyło, to intensywność gry. Jest ona na wyższym poziomie niż pamiętam ze swojej gry w 2. lidze.
– Sporty akademickie cieszą się w USA dużym zainteresowaniem. Widziałeś ilu kibiców chodzi na mecze twojej drużyny?
– Mamy ten przywilej, że jesteśmy najlepszą drużyną sportową na uniwersytecie. Na mecze chodzi sporo kibiców. Ludzie żyją rozgrywkami. Odczułem to już pierwszego dnia. Poszedłem do sklepu i pani z kasy od razu zagadała, czy jestem zawodnikiem Hofstry. Zaskoczyło mnie to, aczkolwiek widzę już teraz, że wytworzyła się tutaj bardzo fajna społeczność.
– Miałeś problem z aklimatyzacją?
– Przyleciałem sam, ale otrzymałem sporą opiekę z klubu. Lecąc do Nowego Jorku, miałem już ustawione myślenie, że moje życie ulega zmianie i chyba dzięki temu nie przeżywałem zbyt mocno rozłąki z rodziną.
– Język angielski nie był kłopotem?
– Tutaj rzeczywiście zupełnie inaczej on brzmi. Największy problem miałem ze zrozumieniem niektórych skrótów. Na przykład kolega zapytał mnie czy zrobiłem “PT”. Nie miałem pojęcia o co mu chodzi. Okazało się, że oznacza to personal treatment, czyli wizytę u fizjoterapeuty.
– Jak rodzina zareagowała na twoją decyzję?
– Zareagowali bardzo pozytywnie. Zawsze cieszą się, że mogę spełniać swoje cele. Namawiali mnie do wyjazdu. Byli zadowoleni, że wciąż będę grał w piłkę.
– Dużo mówisz o planowaniu. Co postawiłeś za cele krótkoterminowe, a co w dalszej przyszłości?
– Krótkoterminowo chciałbym wyjechać pograć w lidze letniej. To naturalna droga, że idziesz na trzymiesięczne wypożyczenie w klubie amatorskim. Chciałbym tego spróbować i pożyć w innym stanie. Później wrócić i pograć w lidze akademickiej. Choć według definicji karierę skończyłem, to wciąż mam duże ambicje i chcę wygrywać. Celem Hostry jest mistrzostwo kraju i wierzę, że to osiągniemy. Co do nauki, to będę korzystał ze wszelakich opcji, które oferuje szkoła. Choćby staże w różnych firmach. Nowy Jork daje wielkie możliwości.
– Za cztery lata widzisz się jako informatyka czy wciąż piłkarza?
– Nie byłbym w stanie tylko grać w piłkę. Przez ostatni rok odczuwałem pustkę. Brakowało mi zajęcia po treningach. To typowe dla życia piłkarza, że tego czasu wolnego w ciągu całego dnia jest sporo. Mnie to nudziło. Nie mówię, że już nigdy nie wrócę do zawodowej piłki. Chciałbym jednak mieć też wtedy drugie zajęcie. W tym mogą pomóc studia, które dadzą podstawy do robienia czegoś innego.