Od 10. roku życia dorastał w Polsce – pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Warszawie, a w Ekstraklasie debiutował w Łodzi. W starciu z biało-czerwonymi chce spełnić swoje osobiste marzenie. – Marzyłem, żeby trafić w grupie na Polskę. To dla mnie drugi dom – mówi w rozmowie dla TVPSPORT.PL reprezentant Litwy, Artemijus Tutyskinas.
Bartosz Wieczorek, TVPSPORT.PL: – Reprezentujesz Litwę, ale od młodzieńczych lat jesteś związany z Polską. Jak tutaj trafiłeś?
Artemijus Tutyskinas, reprezentant Litwy, piłkarz NK Celje: – Miałem dziesięć lat, kiedy wyjechałem do Polski. Wcześniej trenowałem na Litwie w szkółce piłkarskiej. Dobrze mi tam szło, ale chcieliśmy wyjechać, gdzie są lepsze warunki i gdzie mógłbym się rozwinąć. Moja mama szukała miejsca, gdzie mógłbym rozpocząć swoją karierę. Szukaliśmy wszędzie. Byłem na testach w Dynamie Kijów, a także w Escoli Warszawa, która była wówczas szkółką FC Barcelony. Po kilku tygodniach dostałem informację, że dostałem się do Escoli. Długo się nie zastanawialiśmy. To była fajna opcja, tym bardziej, że też nie aż tak daleko od Litwy. Marzeniem każdego dziecka jest trafienie do szkółki Barcelony. Spędziłem tam osiem lat.
– Jak wyglądały twoje początki w Polsce?
– Na początku było trudno. Pojechałem z mamą, ale musiałem zostawić większość rodziny, przyjaciół. Po kilku latach życia w Polsce, kiedy nauczyłem się języka, łatwiej było mi komunikować się z kolegami z zespołu i innymi znajomymi. Po czasie poczułem się wyśmienicie w Polsce. To dla mnie drugi dom. Jak tylko będę miał wolny czas, to zawsze będę tam przyjeżdżał, czy to do Warszawy, czy Łodzi.
– Bardzo dobrze mówisz po polsku, nawet nie czuć akcentu.
– Połowę życia spędziłem w Polsce. Skończyłem tutaj szkołę, zdałem maturę, znam hymn. Bardziej komunikuje się w języku polskim niż litewskim, bo mam stąd większość przyjaciół i znajomych. Jakbym mógł wyrobić obywatelstwo Polski, to bym to zrobił, ale na Litwie możemy mieć jedno, więc nie mogę.
– Na Narodowym podczas meczu z Polską zanucisz Mazurka Dąbrowskiego?
– Oba hymny będę śpiewał. Jeden trochę głośniej, drugi będę nucił pod nosem (śmiech).
– Jak wspominasz czas spędzony w Escoli Warszawa?
– Bardzo dobrze. Odpowiadał mi styl gry. Zawsze kochałem grać w piłkę, a tam głównie tego uczyli. Treningi i system działania był dokładnie taki sam, jak w FC Barcelona. Pod względem piłkarskim można było się bardzo rozwinąć. Przez osiem lat mieliśmy ten sam zespół. Całą drogę przeszliśmy razem. Czasami mam ochotę wrócić do tych czasów, bo spędziłem tam miłe chwile.
– Jeszcze niedawno mówiło się, że Escola może przestać istnieć. Śledziłeś tę sprawę?
– Czytałem w mediach, że Escola mogła przestać istnieć. Kompletnie tego nie popieram, bo dalej uważam, że to świetna szkółka, w której można rozwinąć się w wielu piłkarskich aspektach. Oferują tam dobre warunki do rozwoju. Każdemu polecam tam pójść.
– W Escoli trenowałeś z Marcinem Bułką.
– Marcin jest ode mnie o cztery lata starszy, nie graliśmy razem, choć trenowaliśmy w akademii, na jednym obiekcie. Od początku miał znakomite warunki fizyczne. Polska słynie z dobrych golkiperów, a my w Escoli mieliśmy bardzo dobrego trenera od bramkarzy. To była kwestia czasu, kiedy Marcin wyjedzie w świat.
– To bramkarz na większy klub niż Nicea?
– Tak, nadal jest młody i cały czas się rozwija. W poprzednim sezonie zanotował sporo spotkań z czystym kontem. Jeden lub dwa sezony i myślę, że dobry klub go sprowadzi.
– W Escoli długi czas spędziłeś z Titasem Milasiusem, kolegą z litewskiej kadry, który dostał powołanie z pierwszoligowej Pogoni Siedlce.
– W tym samym czasie trafiliśmy do Warszawy, co bardzo nam pomogło w aklimatyzacji. Mamy ze sobą bardzo dobry kontakt, często ze sobą rozmawiamy.
– W lipcu 2021 roku zamieniłeś Escolę na włoskie Crotone, by po roku wrócić do Polski i zagrać w koszulce ŁKS-u. Z łódzkim klubem wywalczyłeś awans do Ekstraklasy, a później... spadłeś z ligi. W międzyczasie zdobyłeś premierową bramkę w elicie na wagę zwycięstwa z Koroną Kielce. To musiał być dla ciebie słodko-gorzki sezon?
– Ten okres w ŁKS-ie był przeplatany pięknymi chwilami, ale i tymi złymi. Jak tylko przyszedłem do klubu, to wskoczyłem do jedenastki, zaczęliśmy wygrywać mecz za meczem, pewnie zmierzaliśmy po awans. Potem zostałem wykupiony z Crotone, wszystko było dobrze, ale też jest druga strona karty. W sezonie, w którym spadliśmy, przez wiele miesięcy dręczyły mnie kontuzje, przez które opuściłem większość spotkań. Tyle tych kontuzji się nazbierało, że wypaliłem się w tym klubie. Na pewno pozostaną ze mną te pozytywne momenty, choć nie da się ukryć, że te negatywne też były.
– Jeszcze w tym sezonie rywalizowałeś na pierwszoligowych boiskach w Grodzisku Wielkopolskim i Opolu, a teraz grasz w barwach mistrza Słowenii i ćwierćfinalisty Ligi Konferencji. Spodziewałeś się takiego transferu?
– Po jakimś czasie tak, bo jestem młodym piłkarzem i po trenuję, żeby trafiać do coraz lepszych klubów. Ostatnie miesiące w ŁKS-ie były trudne, bo nie dostawałem minut i trochę przestałem się rozwijać. Zdecydowaliśmy się na to, że pora coś zmienić. To była oferta nie do odrzucenia. Jeśli zgłasza się po ciebie klub, który gra na trzech frontach i to w europejskich pucharach, to jest to wszystko, czego młody piłkarz oczekuje, żeby się rozwijać.
– Co zawiodło w ŁKS-ie, jeśli chodzi o ostatnie pół roku?
– Jak awansowaliśmy do Ekstraklasy, to za dużo się pozmieniało. Bardzo dużo zawodników odeszło i przyszło. Osobiście myślę, że zrobilibyśmy lepszy rezultat z tym zespołem, z którym graliśmy w 1. lidze. Nie wiem, czy da się gorzej rozegrać sezon, bo już w połowie rozgrywek spadliśmy. Było za dużo zmian. Charaktery zawodników nie pasowały do siebie. Indywidualnie czasami wyglądało to nieźle, ale wyniki przemawiają same za siebie.
Ogólnie bardzo miło wspominam czasy w ŁKS-ie. Do dziś mam kontakt z wieloma zawodnikami z drużyny. Przeżyłem tam piękne momenty, z których mam dużo wspomnień.
– W Celje grasz z Łukaszem Bejgerem. Znałeś go wcześniej z boisk Ekstraklasy. Jak go postrzegasz jako gracza?
– Dopiero teraz wyrabiam o nim zdanie. Przyszedł kilka tygodni po mnie, po obozie przygotowawczym. Ma niezłe umiejętności. Gramy na tej samej pozycji, ale z racji tego, że ja jestem lewonożny, a on prawonożny, nie rywalizujemy ze sobą, tylko możemy grać razem. Pomaga nam to, że obaj mówimy po polsku, co nam ułatwia porozumiewanie się na murawie i w szatni. Łukasz nabiera doświadczenia w europejskich pucharach. Jest solidny, ma jakieś mankamenty, jak i każdy, ale jeśli dalej będzie się rozwijał, to za kilka lat będzie mógł grać w seniorskiej reprezentacji.
– Jaki jest jego atut i mankament na murawie?
– Jego mankamentem jest fizyczność, ale w obecnych czasach ważne jest to, jak grasz z piłką przy nodze, a Łukasz pod tym względem prezentuje się naprawdę nieźle. Do tego jest bardzo pewny w swoich decyzjach boiskowych i potrafi bronić.
– W szatni Celje rozmawiasz po polsku z Łukaszem Bejgerem, ale w klubie możesz porozmawiać po litewsku ze swoim rodakiem, Armandasem Kucysem. W tym sezonie zdobył 17 bramek w 32 meczach. To kolejna wielka nadzieja litewskiej piłki.
– Z Armandasem znamy się od dawna. Graliśmy w młodzieżowych reprezentacjach. Ma fenomenalne warunki fizyczne – jest wysoki, silny, gra dobrze tyłem do bramki, świetnie gra głową. Ma wszystko, żeby być topowym napastnikiem. Jest tu tylko osiem miesięcy, ale błyskawicznie wystrzelił z formą. Wykręca świetne statystyki. Myślę, że już latem może zostać sprowadzony przez mocniejszy zagraniczny klub. Już zimą mógł odejść, ale kontuzja pozbawiła go transferu. Co chwila na nasze mecze przyjeżdżają działacze z wielkich klubów, żeby zobaczyć go w akcji. To kwestia czasu, kiedy odejdzie.
– Litwa nadal nie ma za mocnej sytuacji w europejskiej piłce, ale piłkarze grają w coraz lepszych klubach zagranicznych, a przykładem tego jest Gvidas Gvineitis, który gra w Torino.
– Patrząc na nasze wyniki, to wygląda to fatalnie, co pokazała Liga Narodów. Mamy jednak dość młody skład i z każdym meczem, rokiem będzie coraz mocniejsi, bo będziemy się ogrywać. Mieliśmy problem, że większość zawodników grała na Litwie, a tamtejsza liga nie jest zbyt konkurencyjna. Dziś ta sytuacja się zmienia, a jeszcze kilka miesięcy temu kilku naszych zawodników grało w Lidze Konferencji. Cały czas zdobywamy cenne doświadczenie. Jeśli ktoś się zagłębi w nasze spotkania, to zauważy, że pod względem stylu gry wyglądamy nieźle, ale wiadomo, że w sporcie najważniejszy jest wynik.
– Byłeś zadowolony z losowania eliminacji mistrzostw świata?
– Tak. Moim marzeniem było, żeby kiedykolwiek zagrać z Polską, przez to, co tutaj przeżyłem. Bardzo się ucieszyłem, że trafiliśmy w grupie na Polskę, chyba jeszcze bardziej niż z tego, że zagramy z Hiszpanią lub Holandią. Zawsze chciałem zagrać na Narodowym przeciwko biało-czerwonym i cieszę się, że będę mógł to marzenie spełnić.
– Jakie nadzieje wiążecie z eliminacjami mundialu? O co w nich walczycie? Jesteście największym outsiderem obok Malty. Waszym zadaniem jest zebranie większego doświadczenia czy macie większe ambicje?
– Na papierze jesteśmy outsiderem, ale mamy swoje ambicje i nie zamierzamy walczyć o przetrwanie. Chcemy realnie walczyć o wyjście z grupy. Wiem, że to może śmiesznie zabrzmieć, ale po co grać, jeśli nie gra się o najwyższe cele. Nie jesteśmy faworytem w starciu z Hiszpanią/Holandią i Polską, ale realnie możemy na boisku powalczyć. Jesteśmy w stanie pokonać Finlandię i Maltę, a to jak będziemy prezentować się na boisku, zależy od nas.
– Gdzie szukacie optymizmu?
– Na pewno nie w wynikach, ale w tym, co prezentujemy na boisku. Mamy też więcej zawodników grających na coraz wyższym poziomie. Wyniki to jest proces.
– Jak scharakteryzowałbyś swój zespół i co jest waszym najważniejszym atutem?
– Naszym atutem jest waleczność, ale lubimy też posiadać piłkę. Z trenerem Jankauskasem nie ma czegoś takiego, że oddajemy futbolówkę rywalom i czekamy, jak na skazanie. Ostatnio graliśmy na wyjeździe z Rumunią, która pozostawiła dobre wrażenie na Euro. Graliśmy jak równy z równym, mieliśmy większe posiadanie piłki. Przegraliśmy 1:3, ale pokazaliśmy naszą największą moc, czyli to, że nigdy się nie poddajemy i możemy kogoś zaskoczyć.
– Jak postrzegasz reprezentację Polski?
– Patrząc na zawodników, to siła Polski powinna być przeogromna, bo mają najlepszego napastnika na świecie. Oglądam mecze biało-czerwonych i może jakiś kryzys istnieje. Też w tym musimy szukać swoich szans, bo zawodnicy są bardzo dobrzy, ale drużyna nie jest aż tak zgrana, jak inne.
– Czyli widzisz jaką słabość, którą możecie wykorzystać, podobnie jak niegdyś Mołdawia na Narodowym?
– Tak. Przyjedziemy tam i nie będzie to mecz do jednej bramki, tylko poszukamy swoich szans.
– Nie boisz się starć z Robertem Lewandowskim?
– Nie. Dla takich chwil się żyje, żeby rywalizować z tak wielkimi postaciami światowej piłki. Nieważne, jak mi pójdzie w tym meczu, dla mnie to będzie bardzo cenne doświadczenie i moment, który zapamiętam na całe życie. Roberta śledzę od bardzo długiego czasu. Również jestem kibicem FC Barcelony, więc znajdywać się z nim na jednym boisku, to będzie prawdziwa przyjemność.
– Zakładam, że cenną kartą w waszej talii będzie Fedor Cernych, który grał przez lata w Jagiellonii i świetnie zna się z Michałem Probierzem. Pewnie coś wam przed meczem zdradzi.
– To ważny punkt naszego zespołu, bo jest kapitanem i odpowiada nie tylko za to, co dzieje się na boisku, ale tworzy bardzo dobrą atmosferę wokół drużyny. Na pewno zdradzi nam jakiś sekret na temat Probierza i o Polsce (śmiech).
Kiedy mecz: 21 marca (piątek), godzina 20:45
Gdzie oglądać: od 18:15 w TVP Sport, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej, Smart TV, HbbTV, od 20:20 w TVP 1
Komentatorzy: Mateusz Borek, Grzegorz Mielcarski
Prowadzący studio: Patryk Ganiek
Reporterzy: Hubert Bugaj, Maja Strzelczyk, Kacper Tomczyk (analiza)
Goście/eksperci: Janusz Michallik, Artur Wichniarek, Dariusz Szpakowski i Jakub Wawrzyniak (analiza)
Następne