| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
W hicie 25. kolejki PKO BP Ekstraklasy Lech Poznań przegrał z Jagiellonią Białystok 1:2. Zespół prowadzony przez Nielsa Frederiksena udowodnił, że ciągle nie potrafi radzić sobie z przeciwnościami losu. Bezpośrednie mecze z głównymi rywalami w walce o mistrzostwo Polski wyraźnie pokazały, że to przeciwnicy posiadają znacznie więcej dojrzałości boiskowej oraz charakteru.
Lech rozpoczął rundę jesienną wyjątkowo słabo, ponieważ odniósł trzy porażki w czterech spotkaniach. W obliczu problemów Niels Frederiksen zdecydował się na przeprowadzenie korekt w składzie, które pozwoliły zespołowi wrócić na dobre tory. Wczorajszy mecz stanowił jednak pewien test. Okazał się on wyjątkowo brutalny dla byłego już lidera PKO BP Ekstraklasy. Rozgrywająca 44. mecz w sezonie Jagiellonia obnażyła wszystkie mankamenty swojego przeciwnika.
Lekcja od Jagiellonii
Pojęcia takie jak gra pod presją oraz pokazanie swoich umiejętności w momentach, kiedy drużynie nie idzie, to dobrze znane slogany. W przypadku Lecha są one prawdziwe. Piłkarze ze stolicy Wielkopolski rewelacyjnie rozpoczęli mecz w Białymstoku. Od pierwszego gwizdka podopieczni Frederiksena narzucili bardzo wysokie tempo i już w 9. minucie spotkania zasłużenie objęli prowadzenie po trafieniu Alego Gholizadeha.
Po zdobytej bramce Jagiellonia zaczęła odzyskiwać równowagę, a obrońcy zaczęli mieć problemy z Afimico Pululu. Optyczna przewaga dość szybko przełożyła się na bramkę dla mistrzów Polski, a po jej utracie Lech się pogubił. Poźniejsza utrata Antonio Milicia oraz Afonso Sousy to nieoceniona strata, ponieważ zastępujący ich Michał Gurgul oraz Filip Jagiełło kolejny raz zawiedli.
W drugiej połowie to Jagiellonia kontrolowała przebieg meczu, wykorzystując swoją dobrą grę w obronie oraz kontrataki. Zespół Adriana Siemieńca wkładał całe serce w każdy pojedynek, na co kibice Lecha mogli spoglądać z nutką zazdrości. Po zakończeniu meczu trener Jagi przyznał, że istotnym czynnikiem tego zwycięstwa była siła mentalna zespołu i to, że potrafi on grać wbrew fizjologii robić to, co wydaje się niemożliwe.
Lech to wyjątkowo wrażliwa drużyna
W przeciwieństwie do Jagiellonii, Lech pokazał, że stracona bramka potrafi podciąć im skrzydła. W momencie kiedy Kolejorz przegrywa, dla kibica oznacza to pewną porażkę. W obecnym sezonie jedynym wyjątkiem zaprzeczającym tej regule był mecz z Koroną Kielce, kiedy podczas prowadzenia Korony wziął sprawy w swoje ręce Patrik Walemark.
Olbrzymim problemem Lecha jest odrabianie strat, zwłaszcza kiedy to rywal pierwszy trafi do siatki. Ostatni raz klub ze stolicy Wielkopolski wygrał takie spotkanie na początku sezonu 2023/24. Wtedy udało się tego dokonać w meczach ze Stalą Mielec, Rakowem Częstochowa oraz na wyjeździe z Piastem Gliwice.
Działo się to głównie za sprawą Kristoffera Velde, który w krytycznych momentach pragnął zostać prawdziwą gwiazdą i pokazywał temperament. Dziś w kadrze Lecha trudno znaleźć zawodnika o tak silnej oraz wybuchowej osobowości.
Gorsi od Jagiellonii i Rakowa
Wiosną Lech przegrał wyraźnie spotkania z Jagiellonią oraz Rakowem. Mimo jednej bramki różnicy, to rywale pokazali znacznie więcej osobowości i dojrzałości taktycznej. Żaden poznański kibic po wspomnianych meczach nie miał wątpliwości co do tego, że przeciwnik zasłużył na zwycięstwo. Ostatnie tygodnie pokazują, że trzecie miejsce w tabeli jest adekwatne do obecnej dyspozycji Niebiesko-Białych i utrata lidera po 19 kolejkach z rzędu to nie przypadek.
Podczas rundy wiosennej zespół prowadzony przez Frederiksena zdobył 12 punktów w ośmiu kolejach, a Raków i Jagiellonia zgromadziły ich 17. Dziś trudno w to uwierzyć, jednak rok temu poznaniacy na tym samym etapie rundy wiosennej punktowali z identyczną częstotliwością. Działo się to w okresie, kiedy John van den Brom popadł w totalny kryzys, a zastępujący go Mariusz Rumak doprowadził do całkowitego rozkładu drużyny.
Lech trenera Skorży był solidniejszy
Często podnoszonym argumentem, który ma bronić obecnego Lecha jest kryzys, z jakim drużyna mierzyła się w ostatnim mistrzowskim sezonie. Jeśli weźmiemy pod uwagę czystą matematykę, to wspomniana teza się broni, ponieważ dziś po 25. kolejce zespół zdobył punkt więcej niż przed trzema laty. Futbol to jednak nie tylko liczby.
Wtedy Raków był podobnie rozpędzony, co obecnie, a o tytule zadecydowała seria ośmiu z dziewięciu wygranych meczów w końcówce sezonu. Dziś można wątpić w to czy Kolejorza stać na powtórzenie tak imponujących wyników. Wówczas ławka rezerwowych wyglądała znacznie bardziej okazale niż obecnie, a w kadrze znajdowali się tacy piłkarze jak Dawid Kownacki, Lubomir Satka, Pedro Tiba, Pedro Rebocho czy Michał Skóraś.
Trzy lata temu Lech prezentował się solidniej niż dziś i tracił mniej bramek. Drużyna prowadzona przez Macieja Skorżę przed wiosennym kryzysem pokazała, że przegrywając potrafi odrabiać straty. Nawet w momentach kiedy przytrafiła się porażka, błyskawicznie podnosili się z kolan.
Dziś Lech jest znacznie mniej dojrzałym zespołem, a trener Frederiksen tłumaczy to dużą liczbą nowych piłkarzy. Patrząc na formę rywali, obecny czas to ostatni dzwonek na ustabilizowanie swojej formy.
W następnej kolejce Lech Poznań zagra na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław. Spotkanie odbędzie się 29 marca (sobota) o godzinie 20:15.