Mam w Stanach Zjednoczonych stuprocentową anonimowość. Nie wszystko jest takie samo jak w naszym kraju. To choćby kwestia emocji. W Polsce jest mecz, ale nie kończy się on po ostatnim gwizdku, bo ludzie wciąż czują związane z nim emocje i dyskutują o wyniku – opowiada w rozmowie z TVPSPORT.PL Bartosz Slisz, pomocnik reprezentacji Polski i Atlanty United.
👉 Mecz reprezentacji Polski w TVP na wiele ścieżek i kamer!
Piotr Kamieniecki, TVPSPORT.PL: – Bartosz Slisz utożsamia się z hasłem American Dream?
Bartosz Slisz: – Na pewno mam świadomość, że życie w Stanach Zjednoczonych jest inne od tego w Europie. Jest mnóstwo różnic. Wiadomo, że możemy rozmawiać w różnych kategoriach. Kultura, jedzenie czy nawet kwestia ligi piłkarskiej. Tylko że zupełnie nie myślę, że coś jest lepsze, a coś innego gorsze. Od początku miałem raczej poczucie, że chcę się jak najszybciej zaadaptować w USA. Spędziłem tam już nieco czasu i mogę mieć poczucie, że praktycznie wszystko mi odpowiada.
Na pewno w USA nie jest najgorzej. Jeśli już miałbym wskazywać jakiś minusik, to spoglądałbym w kierunku jedzenia. Jest wiele knajpek i restauracji. Wraz z żoną już mnóstwo ich odwiedziliśmy, lubimy poznawać nowe smaki. Czasami jest po prostu zbyt dużo tłuszczu. Nie wszystko jest takie samo, jak na naszym kontynencie. Można to samo mówić o zakupach. Z drugiej strony tak już po prostu jest. Taki jest klimat i trzeba to zaakceptować. Nie mam jednak kłopotu, by stwierdzić, że momentami brakuje nam polskiego jedzenia.
– W Atlancie można mówić o małej polskiej kolonii? Przed sezonem do twojego klubu dołączył Mateusz Klich. Jest też kapitan Brad Guzan, któremu przypisuje się polskie korzenie.
– Też o tym słyszałem i dość szybko starałem się coś dowiedzieć w tym temacie. Nie jest to całkowite przekłamanie, że Guzan ma polskie korzenie, ale jednocześnie nie ma w tej chwili zbyt wiele wspólnego z naszym krajem. Obecność Mateusza Klicha jest za to miła. Mam rodaka w zespole i to fajne odczucie. Co mogę jeszcze wspomnieć o biało-czerwonych akcentach? Mamy w Atlancie polski sklep. Czasami na meczach pojawiają się też kibice z naszego kraju, choć mogę ich raczej policzyć na palcach obu dłoni.
– W Polsce piłkarze są dość szybko rozpoznawani na ulicach. Pewnie nietrudno było poczuć na sobie wzrok kibiców. Podobnie jest w USA?
– Powiedziałbym, że mam w Stanach Zjednoczonych stuprocentową anonimowość. Przez ostatni rok chyba tylko raz zdarzyło się, by ktoś na mieście poprosił o wspólne zdjęcie. To zupełnie inny poziom względem Polski. Bardzo szybko dało się odczuć, że to wszystko inaczej wygląda niż w naszym kraju. W trakcie pobytu w Legii faktycznie było tak, że dało się poczuć na sobie wzrok ludzi. Jednocześnie nigdy nie traktowałem tego jako czegoś złego. To było wręcz miłe, że mogłem spotkać kibiców, zamienić kilka słów czy pozować do pamiątkowej fotografii.
– Sport w USA to rodzaj show? Sama piłka nie schodzi czasem na drugi plan? Kibic w Polsce idzie na mecz. Fan w Stanach Zjednoczonych liczy na coś więcej?
– Nie powiedziałbym, że kibic w Polsce idzie tylko na mecz. Samo spotkanie jest punktem wyjścia. Kibice najpierw wspierają swoje drużyny w trakcie rywalizacji, ale ostatni gwizdek nie jest końcem emocji. Często jest tak, że wynik rezonuje na kolejne dni, wpływa na nastroje. Dyskusje na temat meczów trwają dalej. To nie tylko spotkanie, ale też coś większego.
Faktycznie w Stanach Zjednoczonych jest nieco inaczej. Mecz to swego rodzaju show. Pojawia się często jakaś dodatkowa otoczka. Czy po wyjściu ze stadionu toczy się na ten temat jakieś większe dyskusje? Nie sądzę, nie powiedziałbym. To raczej okazja, by przejść się gdzieś ze znajomymi, napić się czegoś i spędzić inaczej czas.
– Jak to wpływa na zawodnika? Będę pewnie operował tym porównaniem, ale w Legii było ciśnienie i ciągła presja, która jest wręcz wpisana do kontraktu.
– Legia to klub, w którym rok w rok cele są takie same. Zawsze walczy się o mistrzostwo Polski i jak najlepsze występy na arenie międzynarodowej. Porażki czy remisy odbierane są bardzo negatywnie. Liczą się tylko i wyłącznie zwycięstwa. W samej lidze MLS nie ma nawet widma spadku. Dziewiąte miejsce promuje cię już do fazy play-off. To wytwarza zupełnie inne podejście. Powiedziałbym wręcz, że spinka jest po prostu mniejsza i da się to odczuć. Mówiąc szczerze, to nie da się w tym widzieć pozytywu. Przegrywa się, a niektórzy podchodzą do tego luźniej. Pierwszy rok wytwarzał we mnie swego rodzaju zdziwienie. Mam jednak legijne doświadczenia i od początku nie byłem zadowolony z tego podejścia.
– Masz też poczucie, że w pewien sposób realizujesz dziecięce marzenia? Tuż przed przylotem na zgrupowanie zmierzyłeś się z Interem Miami. Leo Messi, Luis Suarez, Jordi Alba, Sergio Busquets… Dla wielu byli idolami. Ty możesz zmierzyć się z nimi na boisku.
– Fajnie mierzyć się z takimi piłkarzami. Uwielbiam grać przeciwko najlepszym. To świetna motywacja do rozwoju. Właśnie takie wyzwania pozwalają ci zobaczyć swój realny poziom i potencjał. Patrzę na to jednak przez różny pryzmat. Nazwiska mogą być ciekawe, ale kiedy już jestem na boisku, to trochę tracą na znaczeniu. Nie patrzę na to, kto występuje przeciwko mnie. Moim celem jest pokazanie wyższości na murawie. Chcę być po prostu lepszy i wygrać.
Takie nazwiska są fajne, ale na boisku zależy mi na tym, by pokonać rywali niezależnie od ich sławy. Nie podchodzę do nich ze zbytnim szacunkiem, nie boję się ich dotknąć, powstrzymać czy sfaulować. Zupełnie nie mam takich myśli. Przed meczem wszelkie rozważania idą w odstawkę i w każdej sytuacji próbujesz pokonać przeciwnika. Wtedy nie patrzysz już, czy masz obok siebie Messiego czy Suareza. To po prostu rywal.
– Nie uwierzę, że w poprzednim sezonie, po wyrzuceniu z fazy play-off Messiego i spółki, nie miałeś dodatkowej satysfakcji. Na pewno w gronie rodziny czy znajomych pojawiały się dodatkowe dyskusje.
– Docierały do mnie nagłówki z Polski. "Polak wyrzucił Messiego"... Widziałem takie kwestie i pewnie na nich budowano większość artykułów. Jeśli jednak mam być szczery, to sam zupełnie nie patrzyłem na to w ten sposób. Dziennikarze nagłośnili wygraną Atlanty w ten sposób, a dla mnie najfajniejszym uczuciem był awans do kolejnej rundy. Do tego dołożyłem wtedy gola, który pomógł Atlancie w wygranej. Mówiło się o tym trochę, sam potem ruszyłem na zgrupowanie kadry, ale nie miałem Messiego i jego kolegów przez cały czas w głowie.
– Transfer do MLS pozwala nieco zniknąć z radarów?
– Coś w tym jest. W pewnym stopniu faktycznie znika się z polskich radarów. Myślałem nawet ostatnio o tej sprawie. Nie da się ukryć, że w naszym kraju nie ma pewnie zbyt wielu osób, które zarywają noce i oglądają MLS. Przecież nawet kiedy mieszkałem w Polsce, to nie spoglądałem zbytnio na tę ligę. Mecze są o pierwszej czy drugiej w nocy, więc możliwości nie są nadzwyczajnie korzystne.
Mogę odczuć, że zainteresowanie mną czy innymi Polakami w MLS jest mniejsze. Czasami docierają do mnie jakieś medialne głosy z kraju. Wiem jednak, że wszystko bazuje na pojedynczych ujęciach czy ocenach wprost z USA. Nie ma wielu osób, które wstają w nocy, by obejrzeć polskiego gracza w amerykańskiej lidze. Czasami nie ma w tych opiniach obiektywizmu, ale... po prostu to akceptuję.
W pewien sposób po prostu na to się pisałem. Jaki jest jednak mój odbiór w internecie? Nie wiem, nie mam pojęcia. Czy nadzwyczajnie mnie to interesuje? Również nie. Jestem skupiony na tym, by realizować się w swojej roli na boisku. Czasami popełnię błąd? Oczywiście. To część futbolu. Mam świadomość potencjalnych pomyłek, ale mam takie podejście, by patrzeć do przodu. Ostatnią bramkę rywali i porażkę też muszę szybko przeboleć, ale chcę myśleć o następnych wyzwaniach. Przecież nie zmienię przeszłości.
– MLS jest mocniejszą ligą od PKO BP Ekstraklasy?
– Uważam, że występuję obecnie w mocniejszej lidze. Przede wszystkim określiłbym MLS jako wymagające rozgrywki. Czasami mecze mają taki podwórkowy sznyt. Obie ekipy są mocno otwarte i nastawione ofensywnie. To duża różnica względem futbolu w Polsce, gdzie przez ostatnie lata miałem takie doświadczenie, że rywale przede wszystkim się bronili. MLS lubi ofensywny futbol. To liga, która cały czas się rozwija i nie może narzekać na brak dobrych zawodników. Sądzę, że z każdym sezonem będą to rozgrywki, które w Europie będą odbierane tylko lepiej i lepiej.
– Mocno zmieniłeś się w trakcie pobytu w MLS? Kiedyś porównywano cię do boiskowego "odkurzacza", potem stałeś się znacznie bardziej uniwersalny. Przez ostatnie miesiące doszły kolejne atuty?
– To długa perspektywa. Od mojego transferu z Zagłębia Lubin do Legii Warszawa minęło już ponad pięć lat. Nie mam wątpliwości, że przez ten czas mocno się rozwinąłem jako piłkarz. Byłem po prostu defensywnym pomocnikiem, ale z czasem nastąpiła ewolucja. Zyskałem więcej walorów ofensywnych. Mam też poczucie, że mój progres cały czas trwa i nadal kroczę naprzód. Trafiałem też na bardzo dobrych trenerów i to na pewno miało na mnie wpływ. Dostawałem trafne wskazówki, właściwie analizowano moją grę. Cieszę się, że tak było, bo do szkoleniowców też trzeba mieć szczęście. Na pewno nie będę na to narzekał.
– Jak postrzegasz MLS? To liga, w której chciałbyś pozostać na lata czy jednak przystanek, który może pomóc w wykonaniu następnego kroku?
– Wydaje mi się, że wskazałbym na przystanek. Jednocześnie nie wiem, co wydarzy się w przyszłości. Przede wszystkim skupiam się na tym, by rozwijać się, rozegrać dobry sezon i osiągnąć nasze drużynowe cele. Realizacja małych założeń może prowadzić do spełniania marzeń. Na pewno chciałbym kiedyś wrócić do Europy, ale kiedy to się stanie? Zobaczymy.
Nawet etap w Legii nauczył mnie, że nie wszystkie założenia muszą się spełniać. Trafiając do Warszawy też nie miałem planów, by występować w niej przez cztery lata. Chciałem zrobić krok do przodu i ruszyć w świat. Finalnie nie żałuję choćby jednego dnia spędzonego przy Łazienkowskiej. To był świetny czas, w którym zdobywałem tytuły i przeżywałem fajną przygodę.
– Przed startem obecnego sezonu w MLS było jakieś zainteresowanie z innych lig?
– Nie, przed tym sezonem niczego takiego nie było. Bardziej doszło do tego w połowie rozgrywek. Był jeden temat, ale to były raczej wstępne rozmowy, które nie przerodziły się w zaawansowane sprawy. Rozmawiałem wtedy z Kostą Runjaicem, który kilka razy kontaktował się i pytał, czy nie byłbym zainteresowany Udinese.
– Kosta Runjaic broni się w Serie A. Niemiec osiąga solidne wyniki w Udinese.
– To bardzo dobry trener. Może nawet lepiej pasowałoby do niego określenie menedżer. Potrafi świetnie zarządzać wieloma kwestiami dookoła drużyny. Nie skupia się tylko na boisku, ale przykłada uwagę nawet do kwestii odpowiedniego jedzenia czy podróży dla zespołu. Dba o detale i robi to na najwyższym poziomie. Do tego świetnie zarządza ludźmi.
– Wciąż utrzymujesz kontakty z kolegami z Ekstraklasy i Legii czy jednak kilkanaście ostatnich miesięcy wpłynęło na poluźnienie tych relacji?
– To raczej dwóch-trzech konkretnych znajomych. Jednocześnie cały czas śledzę sytuację i wyniki Legii. Kiedy tylko mam możliwość, to oglądam mecze warszawskiego klubu, ale też PKO BP Ekstraklasy. Po prostu lubię zerkać na spotkania polskiej ligi. Wspieram Legię i mam nadzieję, że ten sezon… nie jest jeszcze stracony.
– Z dystansu kilku tysięcy kilometrów masz jakieś przemyślenia na temat postawy Legii? Sam doskonale poznałeś klimat lepszych wyników na jednym froncie, a gorszych na drugim.
– Mam już zupełnie inną perspektywę. Myślałbym właśnie o tym dystansie. Nie zagłębiam się na siłę w wewnętrzne sprawy Legii. Patrzę na wyniki czy mecze, ale nie widzę już codzienności. Nie mam świadomości tego, jak to wszystko wygląda na treningach, w szatni, a mówiąc szeroko: od środka.
– Reprezentacja Polski rozpocznie eliminacje mistrzostw świata od meczów z Litwą i Maltą. Oczekiwania w narodzie są jasne – sześć punktów i pewne wygrane.
– Na pewno nie wyobrażam sobie, by była potrzebna dodatkowa motywacja. Można rozmawiać o rywalach, ale kluczowy jest fakt, że założymy koszulki z orzełkiem na piersi i wystąpimy na PGE Narodowym. To samo w sobie napędza. Mam nadzieję, że zagramy przy pełnych trybunach, a to czysta przyjemność Już odsłuchanie Mazurka Dąbrowskiego w takich okolicznościach jest wisienką na torcie.
– Jest jednak pewną różnicą wystąpienie przeciwko Pauliusowi Golubickasowi a Cristiano Ronaldo.
– Tak, ale kluczem jest indywidualne przygotowanie mentalne. Jeśli jesteś świadomym zawodnikiem, to nie zastanawiasz się nad tym i nie motywujesz tylko na mecze z gigantami. Kluczem jest to, by nie rozróżniać rywali, lecz żeby przeciwko Portugalii czy Litwie być tak samo skupionym.
– Cały czas współpracujesz z psychologiem i pracujesz nad mentalnością?
– Tak. To mi po prostu pomaga. Kontynuujemy współpracę i uważam, że od jej startu wiele się zmieniło. Jestem znacznie bardziej świadomym zawodnikiem i człowiekiem. To objawia się też w zakresie przygotowania do meczów i podejścia do spotkań. Może nawet nie musiałbym już z tego korzystać, ale dobrze czuję się z tym, że ktoś nade mną czuwa i trzyma taką pieczę. Zawsze mam możliwość rozmowy w trudniejszym momencie.
Psycholog jest dla mnie osobą, która pozwala w łatwy sposób zrozumieć pewne rzeczy. To tematy piłkarskie, ale nawet w sytuacjach życiowych mogę liczyć na wsparcie. Mogę dzięki temu poczuć, co z czego wynika. Dostaję też zrozumienie. Mam poczucie, że to człowiek, który dla mnie jest w pewnym stopniu niezbędny.
– Okrzepłeś już w kadrze? Poczułeś, że twoja pozycja w drużynie nieco się zmieniła?
– Raczej tak. Czuję się swobodnie w towarzystwie kolegów z drużyny.
– Brakuje teraz tylko większej dawki minut? Na początku kadencji Michała Probierza byłeś podstawowym zawodnikiem. Ostatnio częściej wchodzisz jednak z ławki rezerwowych.
– Wiadomo, że zawsze będę celował w rozgrywanie pełnych meczów i spędzanie na murawie jak największej liczby minut. Przylatuję na zgrupowania, by regularnie występować w narodowych barwach. Na pewno nie byłem w pełni usatysfakcjonowany z ostatnich miesięcy i dążę do tego, by wrócić do podstawowego składu. Chcę też osiągać wraz z kadrą dobre wyniki.
– W trakcie meczów z Litwą i Maltą ma pojawić się zorganizowany doping. Dla ciebie cisza na PGE Narodowym była dostrzegalna?
– Mam nadzieję, że będzie ciekawie. Polska ma jednych z lepszych kibiców na świecie. Szkoda marnować taki potencjał. Miło będzie czuć wsparcie od kibiców. Jestem ciekaw, jak będzie to wyglądało. Na pewno trybuny potrafią wyzwolić emocje i dać dodatkową energię na murawie.
– Polska zaczyna walkę o wylot na mundial w USA, Kanadzie i Meksyku. Dla ciebie miejsce turnieju jest dodatkowym smaczkiem? Czuć w Stanach Zjednoczonych, że przygotowania do mistrzostw świata trwają?
– Nie powiedziałbym, że czuć zbliżający się mundial w USA. Namacalne było tylko postawienie zegara w naszym centrum treningowym, gdzie odliczany jest czas do startu turnieju. Sam cieszyłbym się z występu w USA, poniekąd na swoim obecnym terenie. Prawdziwym smaczkiem byłby awans i możliwość gry w Atlancie, bo to przecież mój stadion, na którym rozgrywam domowe spotkania.
– Reprezentacja Polski pragnie bezpośredniego awansu z grupy?
– Tak! Trzeba stawiać sobie najwyższe cele, a potem do nich dążyć. Bezpośredni awans jest możliwy. Chcemy zakwalifikować się na mistrzostwa świata z pierwszego miejsca w grupie eliminacyjnej.
Transmisja starcia z Litwą w TVP Sport, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej, smart TV i hBBTV oraz TVP 1. Mecz skomentują Mateusz Borek i Grzegorz Mielcarski. Studio przedmeczowe poprowadzi Patryk Ganiek, a jego gośćmi będą Janusz Michallik, Artur Wichniarek oraz Dariusz Szpakowski. Reporterami będą Maja Strzelczyk i Hubert Bugaj, a za analizę boiskowych wydarzeń odpowiedzialni będą Kacper Tomczyk oraz Jakub Wawrzyniak.
Kiedy mecz: 21 marca (piątek), godzina 20:45
Gdzie oglądać: od 18:15 w TVP Sport, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej, Smart TV, HbbTV, od 20:20 w TVP 1
Komentatorzy: Mateusz Borek, Grzegorz Mielcarski
Prowadzący studio: Patryk Ganiek
Reporterzy: Hubert Bugaj, Maja Strzelczyk, Kacper Tomczyk (analiza)
Goście/eksperci: Janusz Michallik, Artur Wichniarek, Dariusz Szpakowski i Jakub Wawrzyniak (analiza).
Następne