W XXI wieku byliśmy świadkami rywalizacji Leo Messiego i Cristiano Ronaldo o miano najlepszego na świecie, ale zdaniem wielu to Ronaldinho, który tylko raz dostał Złotą Piłkę, przewyższał ich widowiskowością gry.
Wychowywał się w robotniczej dzielnicy Porto Alegre. Ojciec pracował w stoczni, a matka sprzedawała w okolicy kosmetyki, chodząc od domu do domu. Dopiero gdy kariera syna nabrała impetu, zrezygnowała z tego zajęcia.
Rodzinna tragedia
Rodzice pracowali na utrzymanie, a młody zwykle grał przez pięć godzin dziennie. Mijał z piłką przy nodze kolegów na podwórku, ale też kiwał... psy. Doskonaląc zwody wykorzystywał kamienie na ulicy, a nawet... meble w domu. Dryblował bowiem z upodobaniem.
W książce "Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu" czytamy, że gdy ojciec zobaczył w akcji Ronniego, to uznał, iż pora ograniczyć indywidualne popisy i nauczyć się gry na dwa kontakty, by połączyć efektowność z efektywnością. Młokos przyjął to z pokorą, a z czasem docenił radę rodzica. Niestety, nie mogli wymieniać się swymi opiniami za długo, bo już w dzieciństwie Ronaldinho przeżył traumę. Podczas jednej z kąpieli Joao, ojciec Roberto i Ronaldinho, miał zawał serca. Zmarł, gdy Ronnie miał 8 lat. A wspomniany brat Roberto de Assis Moreira miał też talent do futbolu. Zawodowo grał w piłkę w Europie (Szwajcaria, Portugalia, Francja). W wieku 19 lat, będąc zawodnikiem Gremio Porto Alegre, podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt. Rodzina mogła dzięki niemu zamienić biedną dzielnicę na willę z pechowym basenem.
Ronaldinho też spędził lata 1987-2001 w drużynie Gremio Porto Alegre. W 1998 trafił do seniorów, ale już pięć lat wcześniej zyskał rozgłos. Dlaczego? Podczas lokalnego turnieju trzynastolatek, co wydaje się wręcz niewiarygodne, strzelił 23 gole i drużyna wygrała 23:0. Co więcej, młokos dwa razy trafił bezpośrednio z rzutu rożnego.
Leń w Paryżu
Do Europy wyemigrował przed 24 laty. W PSG był dwa sezony i we Francji pokazał, że choć ma niesamowite umiejętności techniczne, to jednocześnie nie jest tytanem pracy. Jerome Leroy, klubowy kolega Brazylijczyka z tamtego okresu nie przebierał w słowach:
– Ronaldinho w tygodniu nigdy nie trenował. Widzieliśmy go dopiero w piątek, a w sobotę już mógł grać w meczu. Taki miał charakter. Może chciał naśladować Romario, który również imprezował notorycznie – zdradzał Leroy.
Dodał, że gdy już Ronaldinho stawił się już na trening, to po przebraniu się w szatni szedł do masażysty. Mimo takiego lenistwa w Paryżu zaprezentował się bardzo dobrze. Pewnie dlatego znalazł się w kręgu zainteresowań potentatów europejskiego futbolu, a ostatecznie trafił do Barcelony.
Przed transferem do LaLiga, który miał miejsce w 2003, mógł poszczycić się już tytułem mistrza świata z Brazylią. Rok wcześniej, w Korei i Japonii, Canarinhos triumfowali w finale, a on dał o sobie znać w 1/4 rywalizacji, w meczu przeciwko Anglii.
Mistrzostwo świata przed transferem do Hiszpanii
"Przełom nastąpił w 50. minucie. Ronaldinho z rzutu wolnego niby dośrodkowywał, niby uderzał. Zaskoczenie było totalne, bo piłka wpadła w okienko za plecami bramkarza. Davidowi Seamanowi z Arsenalu już wcześniej zdarzało się puszczać gole po strzałach za kołnierz. Kilka minut później Ronaldinho został wyrzucony z boiska, ale nawet z przewagą zawodnika Anglia okazała się bezradna" – pisał Leszek Jarosz w II tomie "Historii mundiali".
Zasługa aferzysty
Wkrótce uznał, że potrzebuje nowego wyzwania. Wydawało się, że trafi na Wyspy Brytyjskie, ale pewna szemrana postać, związana wtedy z Barceloną, zadbała o nagły zwrot akcji w tej transferowej historii.
"Johan Cruyff doradził Joanowi Laporcie zatrudnienie Franka Rijkaarda jako trenera oraz trzech piłkarzy Valencii: Roberto Ayalę, Davida Albeldę i Pablo Aimara. Te propozycje stały całkowicie w opozycji z pomysłami Sandro Rosella, wiceprezesa do spraw sportowych. On widział na trenerskim stołku Luiza Felipe Scolariego, u którego Ronaldinho miał być boiskowym przywódcą "kręgu wirtuozów", obiecanego przez nowego prezesa w kampanii wyborczej" – wyjawił Lluis Regas w książce "Potęga Barcelony. Fenomen najlepszej drużyny XXI wieku".
Laporta wybrał kompromis. Za sterami nowej Barcelony zasiadł Rijkaard, a na boisku pierwszoplanową rolę miał odgrywać Ronaldinho, choć początkowo celem numer jeden był David Beckham. Laporta w kampanii wyborczej zapewniał socios, że sprowadzi Anglika do stolicy Katalonii, ale gracz z Wysp Brytyjskich, owszem, trafił do LaLiga, tyle że do Realu Madryt.
Choć transakcja z udziałem Beckhama nie zakończyła się powodzeniem dla prezesa Barcy, to po latach na pewno nie żałował takiego obrotu spraw. Znamienna była wypowiedź Florentino Pereza.
– Czego żałuję najbardziej jako prezes Realu? Tego, że nie udało mi się pozyskać takich asów jak Patrick Vieira, Francesco Totti i Ronaldinho – wyznał swego czasu boss madryckiego klubu.
Przed transferem do Barcelony Ronaldinho miał kontrakt z Nike (dostał buty ozdobione 24-karatowym złotem, podobnie jak Michael Jordan), a przedstawicielem tej firmy w Ameryce Łacińskiej był akurat Sandro Rosell, ówczesny członek zarządu FC Barcelona, a późniejszy niesławny prezes klubu. W areszcie tymczasowym był przez 21 miesięcy, oskarżono go to, że kierował siatką przestępczą, która zakładała fikcyjne spółki poza Hiszpanią i prała pieniądze pochodzące m.in. z łapówek od władz Brazylijskiego Związku Piłki Nożnej. Gość miał dobre relacje z Brazylijczykiem i przekonał go do przenosin na Camp Nou.
Dodajmy, że po pierwszym sezonie gry nowej gwiazdy Rosell odrzucił oferty Chelsea (Roman Abramowicz dawał 100 mln euro), twierdząc, iż Ronaldinho jest dla Barcelony darem od Boga.
– Wraz z przybyciem Ronaldinho pojawiło się słońce, rozpraszające chmury marazmu. Jego radość i uśmiech przegoniły zanieczyszczone, niezdrowe powietrze. Jeśli ktoś miał choćby niewielkie umiejętności, u boku Ronniego pomnażał je wielokrotnie – przekonywał Xavi w autobiografii "Barca moim życiem".
Uczta dla nocnych marków
To ironia losu, że we września 2003 strzelił pierwszego gola dla Barcelony będąc Bello di notte (włoskie określenie), piękny nocą. Zwykle o tej porze szalał poza boiskiem, tym razem jednak wprawił w ekstazę publiczność na Camp Nou.
"O 1:26 zatrzęsła się ziemia. Observatori Fabra, stacja sejsmologiczna Wydziału Astronomii i Meteorologii Uniwersytetu Barcelońskiego, zarejestrowała drgania niemal pięć kilometrów od epicentrum. 80 237 zgromadzonych wiwatowało na cześć Ronaldinho" – pisała Magdalena Żywicka.
Doceniony w Madrycie
Balans ciała, dryblingi, espaldinhas (zagrania plecami), elastico, cola de vaca, czyli krowi ogon inspirowany wyczynami Romario, sombrero, no-look pass, zagrania piętą, biodrem lub klatką piersiową. W XXI wieku prawdopodobnie żaden inny nie miał tak szerokiego repertuaru sztuczek, które zachwycały kibiców z całego świata. Kiedyś w reklamie Nike trafiał w poprzeczkę z kilkudziesięciu metrów od niechcenia. Wszystkie próby były udane.
– Oglądając tego gola, mam wrażenie, że ktoś włączył pauzę w magnetowidzie. Wszyscy stoją i tylko ja dziwnym trafem się poruszam. Dostrzegłem, że między murem złożonym z graczy Chelsea a lewym słupkiem bramki londyńczyków jest miejsce na piłkę i posłałem ją w tę szczelinę – wspominał jedno z pamiętnych trafień w Lidze Mistrzów.
Po efektownym rajdzie zakończonym golem był oklaskiwany przez kibiców na Santiago Bernabeu. Do tej pory w El Clasico na owację fanów Realu zasługiwali tylko najwięksi, którzy bronili barw blaugrana: Diego Maradona, Ronaldinho i Andres Iniesta.
Kibicom zapadła w pamięć także przewrotka z meczu z Villarrealem, w marcu 2008 strzelił ostatniego gola dla Barcelony. W swoim stylu, również chileną. Musiał odejść, ponieważ nowy trener Pep Guardiola chciał mieć w drużynie porządek i dyscyplinę. Nie tolerował frywolności i beztroski. Skusił się na niego Milan.
Stanowczość Berlusconiego
Wtedy klubem z San Siro zarządzał ekscentryczny właściciel Silvio Berlusconi, który swego czasu przyjechał do centrum treningowego i kazał Ronaldinho... wejść na stół. Zażądał od Brazylijczyka deklaracji, że będzie prowadził się właściwie. Dla Latynosa to było niewykonalne.
Legendą obrosło, że gdy kupił dyskotekę w Brazylii, to zapewnił sobie podziemne przejście z domu do niej, by uniknąć kontaktu z paparazzi (źródło: Canarinhos. 11 wcieleń boga futbolu). W Milanie pozostał niesubordynowany, a swego czasu zarezerwował hotel na trzydniową imprezę przed derbami Mediolanu. Zapłacił 75 tysięcy euro, Inter wygrał 2:0 i Ronaldinho znowu znalazł się pod ostrzałem mediów. Pewnego razu gdy kibice zobaczyli, jak się bawi, zażądali, by wrócił do domu. Mieli tych balang serdecznie dość.
Zgoda na imprezy w umowie
Po pobycie we Włoszech udał się do Brazylii i ku niezadowoleniu kibiców Gremio Porto Alegre nie kierował się sentymentem, tylko wybrał lukratywną ofertę Flamengo. Telewizja BeIN Sports podała, że w kontrakcie zastrzeżono, iż będzie mógł imprezować przynajmniej dwa razy w tygodniu. Później pograł jeszcze w Meksyku, a gdy zakończył karierę, to wpadł na dobre w tarapaty.
"Nielegalne zakłady bukmacherskie, handel wirtualną walutą, piramidy finansowe (obiecywane 2 procent zysku dziennie!), podejrzane inwestycje, przekupstwa, fałszowanie dokumentów, handel narkotykami, udział w praniu brudnych pieniędzy (400 mln dolarów)" – wyliczał jego kłopoty Michał Zaranek.
Futbol w więzieniu
Pięć lat temu został zatrzymany w Paragwaju, bo miał fałszywy paszport. Z uwagi na niezapłacenie grzywny za nielegalne zbudowanie platformy połowowej zabrano mu bowiem ten prawdziwy. Usłyszał wyrok: pięć miesięcy więzienia, ale po miesiącu kara została zredukowana.
Musiał zgodzić się areszt domowy w hotelu, ale nawet w tych okolicznościach balował w licznym towarzystwie. Nawet w więzieniu też nie miał złych doświadczeń, bo strażnicy i więźniowie stwierdzili, że warto poznać się z bliska jego artyzm i razem pograć w piłkę.
Zwolennik skrajnej prawicy
Chociaż w Brazylii nie można zawierać związków poligamicznych, to nadmiernie kochliwy piłkarz kilka lat temu oświadczył się dwóm kobietom: Priscilli Coelho i Beatriz Souzie. Pogorszyły się nawet jego relacje z Barceloną. Został ambasadorem klubu w 2017, ale po roku z okładem kierownictwo Barcy zakończyło współpracę z Brazylijczykiem z powodów politycznych.
Ronaldinho poparł bowiem kontrowersyjnego kandydata skrajnej prawicy na prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro, który wygrał wybory. FC Barcelona nie chciała być kojarzona z tak radykalnym politykiem, który ma zupełnie inny światopogląd niż ten łączony z klubem z Katalonii.
Być może wspominana reklama Nike z udziałem Ronaldinho była pierwszym tego typu viralem w historii futbolu. Spece od marketingu zawsze go rozchwytywali i robią to nadal. W końcu to on uosabiał przez lata radosny futbol. Kilka lat temu został ambasadorem teqballu, a wkrótce odwiedzi Chorzów, gdzie wystąpi w Ronaldinho Show. No właśnie, nadal jest idealną maskotką...