Niewiele jest tak oczekiwanych i zagadkowych meczów jak El Clasico. Nawet w kwietniu 2011, gdy przez 18 dni męskie zespoły Realu i Barcelony mierzyły się czterokrotnie, każdy był nieprzewidywalny. U pań jest inaczej, bo na razie wygrywała tylko jedna drużyna. Czy to się zmieni?
"Czy Real jest potrzebny?"
Kobiece El Clasico jest nowum. Pierwsze rozegrano niespełna pięć lat temu. Real Madryt otworzył w końcu kobiecą sekcję piłkarską. Klub zwlekał z tą decyzją długo. Florentino Perez nawet nie przebąkiwał o paniach, gdy inni się nimi chwalili.
Najwybitniejsza hiszpańska piłkarka w historii, Alexia Putellas, w 2018 roku wyraziła w jednym z wywiadów żal, że nie ma szans grać w El Clasico. Jej zdaniem mecze z Realem miałyby duży ładunek emocjonalny, ale dodała, że kobieca sekcja madryckiego klubu nie jest potrzebna hiszpańskiej piłce. Miała podstawy tak sądzić, bo piłkarki z Półwyspu Iberyjskiego gościły już na międzynarodowych salonach. Emocji nie brakowało też w krajowym wydaniu. Żeńska drużyna FC Barcelona gromadziła tłumy na meczach z Athletikiem Bilbao, Atletico Madryt i derbach z Espanyolem.
Putellas spełniła swoje marzenia. Grała przeciw Realowi kilkukrotnie, strzelając 10 goli. Więcej niż jakakolwiek piłkarka oraz więcej, niż wszystkie z Madrytu razem wzięte. Z osiemnastu rozegranych do tej pory spotkań FC Barcelona wygrała wszystkie. I to czasami bez Putellas. Ostatnio udział w tych zwycięstwach miała też Ewa Pajor. Nowe odsłony rywalizacji Madrytu z Barceloną są jednak znacznie bardziej zacięte, niż wskazywałyby na to suche liczby.
Przeciw frankistowskim zwyczajom
Barcelona jest niezaprzeczalnie stolicą hiszpańskiej kobiecej piłki nożnej nie tylko w tej dekadzie. To tam już przed ponad wiekiem Hiszpanki po raz pierwszy mogły uprawiać tę dyscyplinę. W 1914 roku założono klub o wiele mówiącej nazwie Spanish Girl's Club. Stało się to dzięki piłkarzom i trenerom FC Barcelona - Jackowi Greenwellowi i Paco Bru. Udało się porozumieć w tej sprawie z władzami Espanyolu. Nienawistne komentarze były od początku istnienia dwóch zespołów zrzeszonych w jednym klubie, ale udało się zagrać mecz - inauguracyjny w hiszpańskiej piłce nożnej kobiet.
Dalsze spotkania, w tym te międzynarodowe, pozostawały jedynie w fazie planów. Miesiąc po powstaniu Spanish Girl's Club wybuchła bowiem I wojna światowa. Po ustaniu zawieruchy, która oszczędziła Hiszpanię, kobiecy sport powoli zaczynał być dobrze postrzegany przez społeczeństwo. Niestety, prężnie rozwijającej się kobiecej piłce przeszkodził kolejny konflikt. Hiszpańska wojna domowa sprawiła, że na prawie 40 lat władzę przejął reżim generalissimusa Franco.
Katalonia doświadczyła największych wojennych zniszczeń i represji. Barcelonę kojarzono bowiem jako klub opozycyjny, a dyskusje, jak było naprawdę, toczą się do dziś - również między obecnie urzędującymi prezydentami klubów piłkarskich. Niezaprzeczalne jest jednak to, że reżim Franco źle traktował kobiety. Większość praw nadana im na początku lat trzydziestych została zabrana przez te faszystowskie rządy, wprowadzono zakazy pracy w dużej liczbie zawodów. W niektórych okolicznościach mogły pokazywać się publicznie wyłącznie w obecności mężczyzn.
Dopiero w latach sześćdziesiątych zgodzono się na kobiece rozgrywki w koszykówce, siatkówce i piłce ręcznej. W kadrze olimpijskiej 1960 były szermierki, gimnastyczki i pływaczki, ale te, które wolały kopać piłkę niż ją rzucać musiały się uzbroić w cierpliwość. Niektóre postanowiły jednak działać. Siedemnastolatka Inmaculada Cabecerán Soler miała na tyle odwagi, że interweniowała u prezydenta FC Barcelona - Agustiego Montala. Ten zgodził się pomóc, ale to młoda piłkarka musiała zająć się zebraniem chętnych. Ogłoszenie w gazecie spotkało się z tak dużym odzewem. Władze klubu udostępniły nowemu zespołowi, który teoretycznie nie miał nic wspólnego z męską ekipą, infrastrukturę i kadrę trenerską. Nie po myśli reżimu Franco było to, że pierwsze spotkanie Selecció Ciutat de Barcelona zagrano w Boże Narodzenie 1970 przed meczem męskiej drużyny Barcelony, która ówcześnie mierzyła się z CSKA Sofią z komunistycznej Bułgarii. Kilka piłkarek występujących w meczu było lesbijkami i sprzeciwiało się panującej ówcześnie dyskryminacji władz na tym tle.
60 tysięcy widzów na Camp Nou oglądało mecz nowoutworzonej sekcji z drużyną Unió Esportiva Centelles. Poprzedni, charytatywny, miał miejsce rok wcześniej, ale to wydarzenia z 1970 i towarzyszące im niezwykłe zainteresowanie dały efekt kuli śnieżnej, której nie dało się już zatrzymać. Byli jednak tacy, co próbowali. Falangistowska Sekcja Kobieca, jedyna dopuszczona przez władzę ogólnokrajowa organizacja walcząca rzekomo o „kobiece sprawy”, była jak najgorszego zdania o paniach kopiących. Prezes związku piłkarskiego José Luis Pérez-Payá twierdził, że piłkarki nie wyglądają wystarczająco kobieco w koszulkach i spodenkach. Odmówił więc sfinansowania wyjazdu kobiecej kadry na pierwszy reprezentacyjny turniej w Meksyku. Z odmową spotkała się też prośba UEFA o informację na temat podejścia Hiszpanii do kobiecej piłki nożnej.
Od nowa
Trwająca już prawie 40 lat demokratyzacja pozwoliła na emancypację. Niestety, w Hiszpanii nie wypleniono przypadków seksistowskich zachowań, o czym świat przekonał się po finale ostatniego mundialu. Wymuszony przez prezesa związku piłkarskiego Luisa Rubialesa pocałunek Jennifer Hermoso wywołał reakcję zarówno Barcelony, jak i Realu Madryt. Kluby potępiły zgodnie to zachowanie. Tej solidarności brakowało rok wcześniej, gdy 15 piłkarek podpisało list sprzeciwiający się postawie trenera Jorge Vildy. Selekcjonera reprezentacji oskarżano o braki merytoryczne i zachowania ocierające o mobbing. W tym gronie było kilka piłkarek FC Barcelona, ale żadnej z Realu Madryt. Krążyły pogłoski, że te uległy naciskom władz klubu, ale to spotkało się potem z dementi.
Kobiecy Real był możliwy po przejęciu CD Tacon tuż po sezonie 2018/19. Ten klub awansował wtedy do najwyższej klasy rozgrywkowej w kraju. Gazeta "El Mundo" twierdziła, że Real wydał na ten cel pół miliona euro. Po roku przejściowym piłkarki oficjalnie stały się "Królewskimi". Odtąd klub nie schodzi z podium Ligi F. Odnosi też sukcesy na skalę europejską. W tym tygodniu Real wygrał z Arsenalem w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzyń 2:0, choć więcej niż o wyniku mówi się o stanie trawy na stadionie Alfredo di Stefano. Była to główna przyczyna doznania kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych przez Melanie Leupolz . Niemka nie zagra w najbliższym El Clasico, a rekonwalescencja potrwa do końca sezonu.
Piłkarki Realu wciąż nie wniosły do klubowego muzeum trofeum, ale trzeba przyznać, że wynika to z dominacji kobiecej Barcelony w ostatnich latach. Rywalki mają dłuższą tradycję niż Real, choć zdarzało się, że wsparcie nie było stałe, bo brakowało go w połowie lat osiemdziesiątych. Dopiero w 2002 kobiecy zespół oficjalnie przeszedł pod skrzydła klubu z Camp Nou.
Dominacja Katalonek w meczach z Realem może dziwić kibica niezaznajomionego z realiami kobiecego futbolu. Barcelona rządzi w hiszpańskiej Lidze F, Pucharze Królowej i Superpucharze Hiszpanii od sezonu 2019/20. W późniejszym, już normalnym, przegrała zaledwie mecz. Ten 2021/22 to 30 meczów ligowych i 30 zwycięstw. Sezon 2022/23 przyniósł 28 zwycięstw na 30 możliwych. Następny sezon był już bez porażki, z zaledwie jednym remisem. W trwających rozgrywkach ligowych jedyna porażka miała miejsce w spotkaniu z Levante. Każda edycja Ligi Mistrzyń w tej dekadzie kończyła się z Barceloną w finale. W tej niezwykłej drużynie idealnie odnalazła się Ewa Pajor. Polka jest najskuteczniejszą strzelczynią zespołu w tym sezonie - 33 bramki to prawie dwa razy więcej niż zgromadziła druga na tej liście Alexia Putellas.
Piłkarki Barcelony, w tym te najsławniejsze jak Putellas i Aitana Bonmati, mają występy w katalońskiej reprezentacji. Obie aktywnie działają na rzecz praw Katalończyków, propagując kulturę regionu i wyrażając poparcie dla niepodległości. Nie dziwi więc, że są uwielbiane. W 2022 na meczach z Realem i Wolfsburgiem udało im się wypełnić Camp Nou, gromadząc za każdym razem ponad 91 tysięcy kibiców. Nigdzie indziej nie było współcześnie tak dużej frekwencji na kobiecych spotkaniach.
W Madrycie na razie jest to pieśnią przyszłości. Florentino Perez podczas świątecznego spotkania z piłkarkami powiedział, że będą mogły zagrać na Santiago Bernabeu dopiero po zdobyciu puierwszego . Prezydent Realu wyraża już zniecierpliwienie brakiem sukcesów, nie pojawił się też podczas finału ostatniego Superpucharu Hiszpanii, gdy Barcelona pokonała Real 5:0. To zachowanie i naciski na La Liga, by ograniczyć finansowanie kobiecej Ligi F, co wynosi męskie rozgrywki zaledwie osiem milionów euro rocznie, dają do myślenia. Czy Real będzie chciał rozwoju kobiecej drużyny na dotychczasowym poziomie? Nie wiadomo.
W Barcelonie docenia się jednak marketing i rywalki ze stolicy. To grająca w Realu Olga Carmona zapewniła Hiszpankom, golem w finale z Anglią, mistrzowski tytuł. Niesnaski to już przeszłość. Szwajcarskie EURO jest dla kadry z Półwyspu Iberyjskiego niezwykle ważne – może pozwoli zmazać plamę z igrzysk w Paryżu, gdzie mistrzynie świata zajęły czwarte miejsce. Przedtem jednak piąte El Clasico w sezonie. I możliwe, że nie ostatnie, bo te zespoły mogą się spotkać w finale Ligi Mistrzyń w Lizbonie. Lepszego scenariusza hiszpańska piłka nie mogłaby sobie wyobrazić.