Natalia Maliszewska, to jedna z najlepszych polskich łyżwiarek w historii. Multimedalistka przed kilkoma dniami zdobyła swoje kolejne krążki. Dwukrotnie stanęła na podium w wyścigu sztafetowym MŚ oraz sięgnęła po brązowy medal MŚ w biegu indywidualnym na 500 metrów. W rozmowie z TVPSPORT.PL podsumowuje sezon i jego trudy.
Robert Bońkowski, TVPSPORT.PL: – Natalio, brązowy medal mistrzostw świata, to jest spełnienie marzeń czy niedosyt?
Natalia Maliszewska: – To jest ogromny sukces i wciąż mam coś takiego, że myślę sobie, czy to naprawdę się wydarzyło? Często ludzie w ostatnim czasie pytali mnie o ten medal, przez co sama zaczęłam się szczypać, bo jeszcze niedawno taki sukces byłby dla mnie nie do wiary. To jest sukces, nie ma co ukrywać.
– Zdobyliście z kolegami i koleżankami z kadry również medale w sztafecie. Czy twoim zdaniem takie sukcesy wpłyną na promocję tego sportu w Polsce? Gdzie dziś jest polski short track?
– O to trzeba byłoby zapytać naszych fanów, ludzi, którzy lubią oglądać ten sport w telewizji. Czy jest to dla nich przyjemne? Wydaje mi się, że tak. Sztuczna inteligencja wykonała zestawienie najciekawszych wydarzeń weekendu, gdy rywalizowaliśmy na mistrzostwach świata. Znalazłam się wówczas na pierwszym miejscu, wygrywając ze zjazdami, lekkoatletyką, piłką nożną. To duma. Cieszę się z tego. Nigdy bym tak nie pomyślała o sobie i o dyscyplinie, ale jeśli tak to wygląda w świecie medialnym i to, jak dużo się ostatnio o nas mówi, no to myślę, że jesteśmy dość wysoko.
– Widzisz też tę popularność na lodowiskach? Młodzi adepci łyżew podpatrują Natalię Maliszewską, bo chcieliby być tacy, jak ona?
– Chciałabym mieć czas, żeby zajechać do klubu (Juvenia Białystok przyp. red.), wejść na lodowisko i zobaczyć się z tymi dzieciakami, ale taka szczera chęć poznania mnie, zrobienia sobie zdjęcia, podpisania kasku czy czegokolwiek innego już się działa wcześniej. Zainteresowanie naszym sportem rośnie z każdym rokiem i to widać, bo nie tylko ci nasi młodzi przyszli zawodnicy rosną, ale też my rośniemy w siłę jako kadra. No i mamy coraz więcej białostockich świrów na lodzie, którzy po prostu robią niesamowite rzeczy, tak jak Michał Niewiński.
– Pamiętam naszą rozmowę z tamtego roku, gdy uśmiechnięta powiedziałaś, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Trener Artur Konopko dodał też, że Natalia tak poprawiła swoją fizykę, że największe sukcesy dopiero przed nią. Jak odniesiesz się do tych słów?
– Jak myślę o tym, jak mój mózg działał i reagował na niektóre rzeczy przed tym sezonem, a potem jak się czułam i jak się zderzałam z rzeczywistością w trakcie sezonu, no to nie pomyślałabym, że ten sezon się zakończy tak, jak się zakończył. Na pewno sama impreza na koniec sezonu, która jest najważniejszym startem w sezonie, pokazała, że mimo wszystko sobie ufam. Uważam jednak, że jeszcze bardziej powinnam sobie ufać i mieć jeszcze więcej cierpliwości, jeśli chodzi o łyżwy. Na pewno w trudnych momentach brakowało mi trochę wiary. Dziennikarze i kibice o wszystkim nie wiedzieli, a ja mogę z pełną odpowiedzialnością przyznać, że miałam bardzo ciężki sezon.
– Jesteś żywym dowodem na to, że można przejść największe sportowe dramaty, a mimo to nadal z podniesioną głową wrócić do sportu i odnosić sukcesy?
– Właśnie takie fajne porównanie mi przyszło do głowy, że jeśli życie rzuca ci kłody pod nogi, no to naucz się wyżej skakać. No i chyba mimo, że do takiego prawdziwego skakania mi daleko, to odniosę się do tego przysłowiowego. Rzeczywiście jest coś w tym, że ja po prostu nie daję sobie tak łatwo zabrać rzeczy, które moja głowa wizualizuje.
– Jesteś dużo silniejsza?
– Myślę, że jestem silniejsza. Każde takie życiowe przeboje mocno budują i kształtują mnie jako człowieka, ale też sytuacje sportowe też kształtują mnie jako sportowca. Śmiesznie, bo na ten moment pierwsze, co mi przychodzi do głowy to, że jestem zmęczona, a nie silniejsza. Ale odstawiając to zmęczenie na bok, myślę, że ten sezon na pewno dużo mi pokazał i potwierdził wiele razy, że mimo wszystko ja umiem jeździć na łyżwach.
– Ludzie mają różne metody radzenia sobie z przykrymi wspomnieniami. Inni wyśmiewają, inni zapominają. A ty wypracowałaś jakąś metodę, by poradzić sobie z historią zawieszenia, czy też historią z poprzednich igrzysk olimpijskich?
– Dla mnie jest to przeszłość. To już się wydarzyło. Jedyne co mogę z tym zrobić, to żeby właśnie nie sparaliżowało mnie to w przyszłości. Mam metodę układania sobie takich nowych wspomnień z tymi rzeczami, miejscami, sytuacjami, które były przykre i zamieniania ich lub dodawania do nich dobrych wspomnień. Powrót myślami do Pekinu w żaden sposób nie był paraliżujący, ale ja nie zastanawiałam się nad tym wówczas, gdzie jestem, tylko jaka to jest impreza i co muszę zrobić. Jeśli ktoś nie potrafi sobie poradzić z niektórymi wspomnieniami, no to niestety jest potrzebna mu pomoc i ja o tę pomoc po prostu nie wstydziłam się i nie bałam się poprosić. I wydaje mi się, że to jest...
– Cały czas uczęszczasz na terapię?
– Od czasu do czasu. Wiadomo, życie się toczy, życie jest trudne, życie jest ciężkie, jest stresujące. I mimo tego, że jestem sportowcem, to ja też jestem normalnym człowiekiem i przeżywam wszystkie rzeczy tak, jak ludzie dookoła mnie. Ale proszenie o pomoc to nie jest oznaka słabości. Moim zdaniem to jest oznaka odwagi.
– Co powiedziałabyś sportowcom, którzy dzisiaj być może walczą z podobnymi problemami?
– To jest oklepane, ale naprawdę nie można się poddawać. Jeśli jest cel, który chcemy osiągnąć, to nie możemy dawać tak wolnej ręki losowi, tylko to my mamy decydować o tym, jak to będzie, na jakich zasadach i jak chcemy to zrobić. Więc tak proste, ale wiem, że tak wciąż trudne, żeby po prostu się nie poddawać.
– Sport nadal cię cieszy?
– Tak! Teraz wyjeżdżam na ładowanie moich wewnętrznych baterii słonecznych i zabieram ze sobą rower, bo myślę, że w pewnym momencie już leżenie plackiem i ładowanie energii może mi się znudzić. Więc wezmę go ze sobą, ale nie będę jakoś ciężko trenować, bo wiem, że po trzynastomiesięcznym sezonie ten odpoczynek, no jak nikomu ostatnio, po prostu się należy.
– Jaki kierunek urlopu?
– Hiszpania, ale ta cieplejsza. A po wakacjach kolejne przygotowania, bo zbliża się rok olimpijski i będziemy walczyć o kwalifikacje.