Najpierw były szczere wypowiedzi zawodników pod skocznią, potem brak riposty Thomasa Thurnbichlera. A dalej wodospad krytyki – pod adresem skoczków, a nie trenera. Prezes PZN Adam Małysz reaguje i ogłasza, że związek rozważa kary dla zawodników, bo ich słowa uważa za nieeleganckie. Tylko że największą karą może być tu odwrót sympatii kibiców. Takiej fali w polskim środowisku jeszcze nie było. Sytuacja stała się podbramkowa.
Sytuacja, w której po niedzielnym zakończeniu sezonu Pucharu Świata w Planicy znalazły się polskie skoki, jest wyjątkowa. Choć nie tyle skoki, co sama kadra A, a w zasadzie tylko jej część. Odkąd dyscyplina ćwierć wieku temu osiągnęła szczyt popularności w naszym kraju, nie przypominamy sobie, aby w tym okresie krytyka adresowana od kibiców w stronę zawodników przyjmowała wcześniej tak dużą skalę jak teraz.
– Mam ostatnią prośbę: z pytaniami o zmianę trenera zaczekajcie do niedzieli. Wcześniej skupmy się na sporcie – prosił na piątkowej konferencji prasowej w Planicy Thomas Thurnbichler.
Media tę prośbę uszanowały, choć zakulisowo chyba każdy przeczuwał, iż apel Austriaka może wynikać raczej z troski o swój spokój niż o spokój skoczków. Bo Thomas raczej wiedział, co padnie w wywiadach pod Letalnicą. I to jasne, że nie chciał raczej słyszeć tego w chwili, gdy jeszcze obie strony będzie czekać jakaś formalna współpraca.
W niedzielę maski opadły.
W największym możliwym skrócie. Dawid Kubacki – opowiadając oczywiście o własnych odczuciach i perspektywie – nie przebierał w środkach i wyłożył kawę na ławę.
– To, jak potraktował Kamila, zakrawa o zbrodnię – to tylko jeden z dziesiątek mięsistych cytatów.
Aleksander Zniszczoł też się nie hamował. Jakub Wolny, którego wiele nauczyła sytuacja sprzed roku w Wiśle (ta, kiedy nie wytrzymał ws. Davida Jiroutka – ówczesnego szefa kadry B), zagryzał zęby, ale swój powrót do PŚ zawdzięczył głównie trenerom bazowym. Piotr Żyła i jego słowa były raczej dyplomatyczne, a słowa Pawła Wąska – co zrozumiałe – nie niosły ze sobą żadnej złej emocji poza ogólną gorzką oceną atmosfery w zespole. Co ciekawe, czysty jak łza przez to wizerunkowe tornado przeszedł Kamil Stoch. Czyli ten, który zdaniem Dawida był ofiarą thurnbichlerowej zbrodni.
Stoch w wywiadach w niedzielę wywalczył czarny pas z dyplomacji. Żyła i Wąsek przez trzęsienie ziemi przeszli suchą stopą, Wolny w zasadzie także. Natomiast Kubacki i Zniszczoł tę niedzielę będą pamiętać jeszcze długo.
Bo przypomina im ją Internet.
O tym, co mówią i piszą kibice, będzie za chwilę. Najpierw pomówmy o montażu Eurosportu, który trafił po niedzielnych wywiadach na social media stacji. To nagranie, pełne poprzecinanych wypowiedzi ze słowami oceny końcowej współpracy Thurnbichlera z kadrą A, ma interesujące zakończenie. Jest to zakończenie Thomasa, który trzy lata w Polsce podsumował: – praca z nimi była przyjemnością. Każdemu życzę powodzenia i wszystkiego najlepszego.
Mamy tu gigantyczny PR-owy kontrast. A montaż, jak się wydaje, nie był przypadkowy.
Ale tak sprawy w Planicy wyglądały nie tylko z perspektywy Eurosportu. Widzieli to wszyscy, którzy pod Letalnicą słuchali podsumowujących wypowiedzi skoczków. Thurnbichler – niezależnie od tego, w jakiej atmosferze i po jakich zarzutach stracił stanowisko – jedyne, o czym mówił głośno i chętnie, to że nie wyobraża sobie, aby jego ew. pozostanie w PZN dotyczyło pozostania trenerem starszej części naszej kadry narodowej. Drugi kopniak w środowisko, choć bardziej subtelny i między wierszami, dotyczył już kontaktów z działaczami. To nie tajemnica, że nieudolność komunikacyjna części z zarządzających polskimi nartami szalenie irytowała go w trakcie kadencji w Polsce. I jakkolwiek byłaby to tylko jego perspektywa (bo pewnie sami zainteresowani absolutnie się z nią nie zgodzą), mógłby powiedzieć dziś, że nie mając kontaktu z trenerem, działacze pozostawali bez wpływu na head coacha. A to tylko ośmielało ich, aby publicznie wyrażać swoje niepochlebne opinie o nim. Bo przecież sytuacja, w której działacz w Polsce nie mógł działać i wykazać się sprawczością, była nie do pomyślenia. Dla jasności: to ironia.
Szkoda jednak czasu, aby znęcać się i wytykać tym działaczom hipokryzję. I to nawet jeśli zabawnie brzmią teraz gromy na nieeleganckie słowa skoczków z ust ludzi, którzy siedząc w telewizyjnych studiach lub odbierając telefony od dziennikarzy, wcześniej sami "odpalali się", oceniając ruchy Thurnbichlera. Nie było przypadku w tym, że na koniec Austriak wytknął im publicznie nieznajomość języków obcych.
To jednak jest ich problem. To w kontekście kadry skoczków nie ma znaczenia.
Adam Małysz też podpiął się pod skrytykowanie skoczków. I zapowiedział, że PZN będzie debatował nad potencjalnymi karami dla nich – za to, co i jak powiedzieli o Thomasie Thurnbichlerze w Planicy. Oczywiście, czuć było, że po dwóch złych sezonach ci chcieli wyrzucić z siebie negatywne emocje. Czy mieli do tego prawo? Nie wiemy, niech zdecyduje PZN. Czy to naturalne, że im się ulało? Raczej tak – taka jest ludzka natura.
Niemniej, widać wyraźnie, że kibice skoków w Polsce raczej tej formy pożegnania z Austriakiem nie kupili. I to, jaką skalę przybrały po niedzieli zarzuty wobec zwłaszcza Kubackiego i Zniszczoła, jest niebywałe. "Wstyd", "dzieciaki z piaskownicy", "brak ogłady i honoru" – to tylko niektóre z tych i tak najłagodniejszych wpisów pod adresem skoczków. Widać wyraźnie, że niezależnie od rozczarowania wynikami w ostatnim czasie, fani dyscypliny porównywalnie rozczarowali się stylem wypowiedzi gwiazd kadry. Tą ostatnią szpilką, którą w końcu bez żadnych hamulców zdecydowali się wbić szkoleniowcowi.
"Wynik wybaczy się każdy. Ale nad tym, jak wypadli jako ludzie, trudno przejść do porządku" – można na przykład przeczytać w sieci. I to bynajmniej nie na Facebooku czy X-ie. Fala krytyki na skoczków dopłynęła do nich bliżej, w komentarze pod ich własnymi postami w social mediach.
Na niektóre nieprzychylne komentarze zaczęła zresztą odpisywać Ewa Bilan-Stoch, menedżerka Kubackiego. To mówi sporo o skali pożaru.
Reakcja Małysza – ta informująca o możliwych karach dla skoczków – z pewnością wynika ze świadomości, jak bardzo rozlało się mleko. Bo to on jako sternik PZN może mieć niedługo problem wizerunkowy. Sponsorzy, którzy po dwóch chudych sportowo latach mogą przestać dobijać do wrót budżetu związku, teraz dostali jeszcze jedną informację zwrotną na "nie": że być może trzeba przemyśleć, czy swoje loga chciałoby się prezentować w środowisku, które tak nisko dziś ceni sobie PR. W tym wypadku nie będzie mieć znaczenia, czy krytyka Thurnbichlera była uzasadniona, czy nie. To wiedzą tylko ci, którzy z Thomasem na co dzień pracowali i my nie będziemy występować w roli sędziów moralności. Tylko że rynek sponsoringu jest plebiscytem sympatii społecznej i zainteresowania fanów, a ci po niedzieli jak nigdy wcześniej odwrócili się plecami od części naszych gwiazd. A przynajmniej to masowo zadeklarowali w Internecie.
W tym kontekście trener Maciej Maciusiak – nowy szef kadry A – już na "dzień dobry" otrzymuje podwójnie trudne zadanie. Posprzątania formy skoczków, ale zarazem kurzu, który tak wysoko wzbił się po wywiadach w Planicy.
– Takie wypowiedzi na pewno nie są nikomu potrzebne – przyznał w rozmowie z WP.
Bo to, jak będzie od połowy kwietnia pracowała ta drużyna (a raczej co wypracuje i pokaże w przyszłym roku), w największej mierze może rzutować na przyszłość skoków w Polsce. Rating sympatii dla skoczków może nie wzrosnąć, jeśli ci – po tak głośnym tupnięciu nogą przeciwko dotychczasowemu ładowi – nie udowodnią, że mieli rację. Innymi słowy – jeśli nie zaczną nagle dobrze skakać. Wtedy kibic zapewne szybko zapomni i wybaczy, podobnie jak rozczarowany stylem pożegnania z trenerem Adam Małysz. Gorzej będzie, jeśli forma kadrowiczów tak krytykujących Thurnbichlera nie spełni oczekiwań wymagających fanów. Wtedy – jak można dziś tylko się domyślać – cytaty z niedzieli w Planicy będą wracały jak bumerang.
A tego nikt raczej nie chce – ani skoczkowie i ich nowi trenerzy, ani PZN, ani nawet karmiące się sensacjami media. Jesteśmy w takim momencie polskich skoków, że od formy Polaków w zimie 2025/26 zależy dużo więcej niż wyłącznie trofea skoczków.