{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Industria Kielce i Orlen Wisła Płock odpadły z Ligi Mistrzów. Wcale nie musiało się tak skończyć [KOMENTARZ]
Damian Pechman /
Piłkarze ręczni Industrii Kielce i Orlen Wisły Płock na 1/8 finału zakończyli udział w Lidze Mistrzów. O wynikach rywalizacji z Fuechse i Nantes przesądziły tak naprawdę koszmarne 30 minut (2. połowa meczu w Kielcach i 1. połowa meczu w Nantes). Owszem, należy docenić pogoń naszych drużyn w rewanżach, ale jednocześnie w tych meczach wyszły na jaw ich wszystkie niedoskonałości.
👉 Bramkarz opuszcza Kielce. Zagra dla byłego zwycięzcy Ligi Mistrzów
- Jego transfer wywołał burzę. "Nikogo nie oszukałem"
- Kielce nie zwalniają! Sprowadzą jeszcze jednego Polaka
- Najlepsza zawodniczka świata w reprezentacji Polski
- Wielki powrót do reprezentacji?! Legenda zabiera głos!
Industria Kielce: awans w Berlinie był możliwy
Sezon 2024/25 w wykonaniu Industrii Kielce wybitnie pokazuje, ile znaczył dla drużyny bramkarz Andreas Wolff (w ubiegłym roku wrócił do THW Kiel). W pierwszej połowie rewanżowego meczu w Berlinie kieleccy bramkarze nie odbili ani jednej piłki.
Patrząc na te statystyki wydaje się nieprawdopodobne, że zespół Tałanta Dujszebajewa tak długo utrzymywał się na powierzchni. Przecież po porażce w Kielcach różnicą sześciu bramek (27:33), ten awans wydawał się czymś z kategorii science fiction i nawet trener Industrii oceniał szanse swojego zespołu na 1 procent.

Tałant Dujszebajew zagrał w Berlinie va banque
Tymczasem po pierwszej połowie w Berlinie udało się odrobić trzy bramki, po przerwie było nawet lepiej (35:31). Do końca pozostało jeszcze kilka minut, ale czar szybko prysł. Industria znowu stała się brzydkim kaczątkiem, które w tym sezonie nie pasuje do elitarnego towarzystwa walczącego o Final4. Tałant Dujszebajew zagrał w końcówce va banque, ale też trzeba jasno powiedzieć: nie miał najlepszych kart w talii.
Już pomijając kwestie bramkarzy, to w poprzednich latach Alex Dujshebaev był często tym, który ciągnął zespół za uszy do kolejnych zwycięstw czy kolejnych rund w pucharach. W tym sezonie jest cieniem samego siebie. Sprawia wrażenie zmęczonego, nie ma tej dynamiki, którą miał wcześniej.
Gdy drużyna miała w meczu pod górkę, to przecież brał piłkę i sam kończył ataki albo dogrywał je kolegom tak, że nie mieli innego wyjścia, jak rzucić bramkę. Bywał nie do zatrzymania i nie do rozszyfrowania. Jakby mało było nieszczęść, to w Berlinie dopadły go problemy zdrowotne i decydujące o losach meczu akcje oglądał z ławki rezerwowych.
No właśnie, zdrowie... Industrii Kielce bardziej pasowałby w tym sezonie wyjazd do sanatorium niż na Final4 w Kolonii, bo o składzie na mecze częściej decydowali lekarze niż Tałant Dujszebajew.
Poza tym ten sezon pokazał też, że drużyna w obecnym składzie doszła do ściany i raczej więcej z niej wycisnąć się już nie da. Konieczne są nowe twarze i nowa energia. Na szczęście zapowiadane transfery (Aleks Vlah, Adam Morawski, Piotr Jędraszczyk) dają nadzieję, że Kielce niebawem wrócą do Kolonii.
Wisła i szansa na (przedwczesny) występ w Final4
Plan "Kolonia 2028" został jakiś czas temu wprowadzony w życie w Płocku. Pomóc w tym mają głośne transfery (Melvyn Richardson, Zoran Ilić, Torbjoern Bergerud, Sergiej Kosorotow). Ten sezon pokazał jednak, że wyjazdu do Kolonii nie trzeba wcale odkładać do 2028 roku. Było to możliwe już w tym roku i w "starym" składzie.
Jeszcze w grudniu nikt o tym nawet nie marzył, bo drużyna drżała o wyście z grupy, ale przyszedł luty i marzec. Najpierw trzy zwycięstwa i remis w fazie grupowej (w tym z PSG i Fuechse), a następnie wygrany w bardzo dobrym stylu mecz z Nantes (28:25). Wydawało się, że Wisła jest jedną nogą w ćwierćfinale, gdzie czekał Sporting, ostatnia przeszkoda przed Final4. Wystarczyło dołożyć drugą nogę.
Wisła mogła nawet przegrać (byle nie wysoko), aby po meczu cieszyć się z awansu. Takiego scenariusza jak porażka nikt jednak nie zakładał. Mistrzowie Polski polecieli do Francji, aby wygrać, a nie bronić zaliczki z pierwszego meczu.
Niestety, zamiast pięknej wersji Wisły, która czarowała w ostatnich tygodniach, zobaczyliśmy w pierwszej połowie Wisłę, która była totalnie bezradna i zagubiona. Aż chciało się wyłączyć telewizor albo wyjść z hali (kto oglądał mecz na żywo). Po przerwie Wisła nie miał już nic do stracenia, rzuciła się do odrabiania strat, ale zdecydowanie za późno, aby liczyć na powtórkę sprzed dwóch lat i szczęśliwe zakończenie meczu z Nantes.
Wisła i poszukiwanie zastępcy Kamila Syprzaka
Jeśli porażki traktować jako bolesną, ale jednak lekcję, to ta we Francji powinna sprawić, że Wisła ogłosi latem jeszcze co najmniej jeden duży transfer. Inaczej droga do wymarzonego Final4 wcale nie będzie łatwiejsza. Trzeba odłożyć na bok sentymenty. Drużyna potrzebuje nowego, lepszego kołowego już teraz, a nie dopiero za rok. Abel Serdio, nie licząc zrywów w kilku meczach nie gwarantuje, że z nim Wisła wyląduje wreszcie w Kolonii.
Szkoda, że upadł temat transferu Kamila Syprzaka, bo przynajmniej w ataku dałby drużynie większą jakość. Jeśli jednak nie Syprzak, to Wisła musi znaleźć kogoś, kogo można zaliczyć do szerokiej, światowej czołówki. Patrząc na rynek i dostępnych zawodników, nie będzie to łatwe, ale nie warto tej decyzji odkładać na kolejny rok. Zbyt dużo jest do stracenia.
Oczywiście byłoby dużym uproszczeniem, gdyby za brak awansu skazywać wyłącznie Serdio. Zawiodło więcej zawodników i więcej elementów w grze Wisły.
Po zakończeniu meczu nie brakuje pytań: dlaczego Viktor Hallgrimsson zagrał w bramce tak słabo, dlaczego z ławki nie podniósł się Miha Zarabec (czy był w protokole tylko jako straszak?) i dlaczego drużyna prezentowała tak fatalną skuteczność (np. 0/3 z lewego skrzydła)? Trener Xavi Sabate ma ogromny materiał do analizy i może jemu uda się odpowiedzieć na te pytania.
Można się też oczywiście zastanawiać, czy oczekiwania kibiców Wisły nie były na wyrost, czy Wisła była już w tym sezonie drużyną na miarę Final4. Ale też sama Wisła rozbudziła nadzieje, że to mityczne Final4 jest możliwe już teraz. Że przecież wystarczy wyeliminować Nantes, a później Sporting, który przecież nie jest Veszprem czy Barceloną, aby zagrać w Kolonii. Rzeczywiście, w teorii Wisła miała autostradę do finału. I tylko szkoda, że sama z tej autostrady zjechała.
Może za rok będzie lepiej. Tego obu naszym drużynom życzę. A na razie trzeba zejść na ziemię i skupić się na tym, co jest do wygrania w Polsce.