Zwycięstwa z takimi mocnymi krajami pokazują, że naprawdę przyszłość jest nasza. Cały czas idziemy do przodu. Ta wiara zaczyna się rozrastać – powiedział trener kadry kobiet w boksie olimpijskim Tomasz Dylak w rozmowie z TVPSPORT.PL. W zakończonym Pucharze Świata w Brazylii reprezentantki Polski osiągnęły historyczny sukces, bo zdobyły siedem medali i wygrały klasyfikację medalową.
W poniedziałek późnym wieczorem na Lotnisku Chopina w Warszawie wylądował samolot z pięściarkami i pięściarzami na pokładzie, którzy wrócili do kraju z Brazylii po historycznym Pucharze Świata. W Foz do Iguacu występowało piętnaścioro reprezentantów Polski, którzy zdobyli aż jedenaście medali. Panowie wywalczyli cztery krążki, panie – siedem, w tym dwa złote (Wiktoria Rogalińska w wadze do 51 kg i Barbara Marcinkowska – 70 kg). Podopieczne trenerów Tomasza Dylaka, Kamila Goińskiego i Kamila Gorząda nie miały sobie równych w Brazylii i zostały najlepszą drużyną turnieju. Trudno żeby było inaczej, w końcu każda z nich wróciła do Polski z medalem!
***
Mateusz Fudala, TVPSPORT.PL: – Siedem reprezentantek Polski, siedem medali, w tym złote Wiktorii Rogalińskiej i Barbary Marcinkowskiej. Chyba w najśmielszych snach trudno było oczekiwać takiego rezultatu?
Tomasz Dylak, główny trener kadry żeńskiej kobiet w boksie olimpijskim: – Nie liczyłem aż na taki sukces. Cieszę się bardzo, że Wiktoria Rogalińska "odpaliła", bo wiedzieliśmy, że ma bardzo duży potencjał. W Polsce ogrywała wszystkie dziewczyny, na sparingach z wszystkimi wygrywała, ale na tych turniejach międzynarodowych o najwyższą stawkę czegoś brakowało. Teraz jej podejście było zupełnie inne. Widać, że dojrzała psychicznie i fizycznie. Zwycięstwa z młodzieżową mistrzynią świata, czy wicemistrzynią Azji pokazały, że to już jest czołówka światowa. Basia Marcinkowska to dziewczyna, która zdobywała medale, ale nigdy nie miała złotego. W końcu wywalczyła. Mam nadzieję, że dziewczyny bardzo w siebie uwierzą, przynajmniej te dwie.
– Jednym z największych odkryć jest Kinga Krówka? Dopiero w listopadzie skończy 19 lat, pokonała brązową medalistkę olimpijską z Paryża i mistrzynię świata z 2018 roku Chen Nien-Chin i wywalczyła srebro w kategorii do 65 kg.
– Ma ogromny potencjał i wydaje mi się, że pod względem technicznym to najlepsza zawodniczka w Polsce. Jednak w ringu pokazuje 50 proc. swoich umiejętności. Nawet w tej walce, w której zwyciężyła z Nien-Chin to było 50-60 proc. jej możliwości. Uważam, że jeśli wyszłyby na sparing, to Kinia ograłaby ją do jednej bramki. Ona potrzebuje czasu.
Na finałową walkę z Sachą Hickney byłem bardzo zły, bo wiedziałem, że jakby Kinia poszła na nią, wchodziła w tempo, biłaby się z nią bardziej, toby zwyciężyła. Ale ta Angielka jest bardzo mocna, zajmuje pierwsze miejsce w rankingu BoxRec. Taka porażka nie świadczy źle o Kindze. To dziewczyna, w którą wierzymy. Wiemy też, że jest bardzo młoda. Jej wahania formy będą różne i będziemy jej dawać czas, tak jak daliśmy np. Basi Marcinkowskiej.
– Z czego to wynika, że nie wykorzystuje pełni możliwości? Brakuje jeszcze więcej wiary w siebie?
– Tak. Musiałaby wygrać duży turniej, tak jak teraz wygrała Basia czy Wiktoria. Tak, jak Julia Szeremeta wygrała ME U-22. Mimo tego, że jej mówiłem, że jest najlepsza, dziewczyny potrzebują namacalnego sukcesu. Ten sukces Julii w Paryżu i tak popchnął ten boks mocniej. Dziewczyny bardziej w siebie wierzą i wychodząc do ringu już widać, że zaczynają się tym boksem bawić.
– À propos Julii Szeremety, chyba trudno traktować srebrny medal jako porażkę? Brazylijka Jucielen Romeu, z którą rywalizowała w finale to klasa światowa.
– Uważam tak samo. W ogóle nie byłem zły na tę walkę. Już po losowaniu wiedziałem, że dwie rywalki raczej przejdziemy, ale finałowy pojedynek będzie ciężki. Sparowaliśmy z nią, wiedzieliśmy, że jest minimalnie szybsza, przynajmniej na początku walki. Romeu to dwukrotna olimpijka, ćwierćfinalistka z Paryża, gdzie przegrała po bardzo równej walce. Wiedzieliśmy, że będzie trudno, choć myślałem, że będzie gorzej. Pierwszą rundę przegraliśmy tak naprawdę jedną akcją. Druga – myślałem, że sędziowie pójdą na wyrównanie i trzecia będzie decydować. Taki był plan taktyczny, a w trzeciej wiedzieliśmy, że intensywnością Julka ją złamie, a szybkość się wyrówna w połowie walki. Tak było, niestety w drugiej rundzie trzech sędziów poszło za Brazylijką. Ale ja nie jestem zły, Julka nie jest podłamana. To proces. To nie jest boks zawodowy, że sami sobie wybieramy zawodniczki, tylko jedziemy na turniej i rywalizujemy z takimi, które nam nie pasują stylowo. Musimy próbować z nimi wygrać. Te porażki będą się zdarzać. Będą po 3-4 w roku, ale my to akceptujemy.
– Szczególnie, że w ćwierćfinale z Alyssą Mendozą Szeremeta wygrała bezapelacyjnie 5:0, a niemal dokładnie rok temu w kwalifikacjach olimpijskich pokonała ją minimalnie 3:2 po bardzo wyrównanej walce.
– Widać progres, bo przecież to młoda Amerykanka, robi postępy, trenuje u jednego z najlepszych trenerów, czyli Billy'ego Walsha. W kwalifikacjach olimpijskich liczyła się ostatnia akcja, ostatnia wymiana. Tutaj w połowie pojedynku wiedzieliśmy, że wygramy. Druga walka z Kazaszką Sarsenbek to tak naprawdę dwie rundy wygrane do wiwatu, a w trzeciej mówiliśmy Julii, że ma się bawić, żeby nie było kontuzji, żeby odpoczywała przed finałem. Z jej dyspozycji jestem bardzo zadowolony.
– Co dla trenera oznacza zwycięstwo w klasyfikacji medalowej w rywalizacji kobiet?
– Bardzo mnie to cieszy. Zawsze lubię zwyciężać. Te drugie miejsca mnie denerwują, moim celem zawsze jest być numerem jeden. W momencie, gdy wygrywamy z takimi mocnymi krajami to pokazuje, że naprawdę przyszłość jest nasza. Wiadomo, czasem będą gorsze momenty, gorsze turnieje. Ale ostatnie lata pokazują, ze cały czas idziemy do przodu. Ta wiara zaczyna się rozrastać. Najpierw wierzyłem ja, mój sztab, a teraz widzę, że jest coraz więcej ludzi. Kibice, dziennikarze, wiele osób zaczyna wierzyć w to, że w Los Angeles ten boks może przynieść jeszcze większe sukcesy.
– Chyba nie będzie zbyt wiele czasu na odpoczynek, bo wiem, że macie napięty harmonogram? W końcu 10 maja rozpoczyna się Memoriał im. Feliksa Stamma, który w tym roku będzie jednym z turniejów w ramach Pucharu Świata.
– Już 13 kwietnia zaczynamy zgrupowanie w Cetniewie, takie bardziej pod kątem sparingowym. Później będzie dziesięciodniowa przerwa i następnie dwutygodniowe zgrupowanie już przed turniejem.
– Apetyt rośnie w miarę jedzenia?
– Na pewno tak, chociaż uważam, że turniej im. Feliksa Stamma będzie trudniejszy, bo przyjadą Turczynki, Bułgarki i parę innych nacji, gdzie są bardzo mocne zawodniczki. O medale będzie minimalnie ciężej, ale my dołożymy tam dwie zawodniczki w innych kategoriach. Pewnie w wadze do 48 i do 80 kg więc tych szans będzie więcej. Cieszymy się z rywalizacji, zdobywamy już punkty do rankingu, a to będzie bardzo ważne w kontekście rozstawienia. Może nawet w kontekście awansu na igrzyska olimpijskie, bo pewnie z rankingu też będą przyznawane kwalifikacje.
Polscy medaliści Pucharu Świata w Brazylii:
Złoto: Wiktoria Rogalińska (51 kg), Barbara Marcinkowska (70 kg)
Srebro: Julia Szeremeta (57 kg), Aneta Rygielska (60 kg), Kinga Krówka (65 kg), Paweł Brach (60 kg)
Brąz: Natalia Kuczewska (51 kg), Oliwia Toborek (75 kg), Jakub Słomiński (50 kg), Michał Jarliński (75 kg) i Jakub Straszewski (85 kg).